Dodany: 08.04.2016 18:46|Autor: misiak297

Ostatnia noc na pokładzie Titanica


Historię tragicznego dziewiczego rejsu luksusowego liniowca spopularyzował na gruncie polskim kultowy "Titanic" Jamesa Camerona z 1997 roku. A przecież filmów opowiadających o tej tragedii było sporo. Amerykański reżyser najwięcej "ściągnął" z czarno-białego "A Night to Remember" Roya Warda Bakera (kiedy się dziś go ogląda, można być zaskoczonym, ile ujęć Cameron powtórzył), nakręconego w oparciu o reportaż Waltera Lorda "Titanic. Pamiętna noc", który – nareszcie! – ukazuje się w Polsce. Ta wyjątkowa książka do dziś stanowi jedno z najlepszych źródeł poświęconych owej katastrofie. Walter Lord pod koniec lat pięćdziesiątych dotarł do kilkudziesięciu żyjących podówczas ocalonych, przejrzał dokładnie dokumenty związane z przebiegiem wydarzeń, zapoznał się z artykułami prasowymi. I stworzył rzecz niezwykłą.

Swoją opowieść rozpoczyna od zderzenia Titanica z górą lodową. Nikt nie przeczuwa katastrofy. Większość pasażerów śpi, stewardzi odpoczywają po skończonej pracy, piekarz przygotowuje rogaliki, które niebawem mają trafić na stoły, w palarni panowie oddają się rozmowie po skończonej kolacji, grupa młodych ludzi gra w brydża. Początkowo zderzenie wydaje się pasażerom niegroźne na tym statku, którego przecież nie da się zatopić (wedle jednego z artykułów prasowych – nie dałby rady tego uczynić nawet sam Bóg). "»Titanic« nadal wyglądał solidnie, a przenikliwy chłód nie skłaniał do stania na pokładzie. Wszyscy postanowili wrócić do przerwanych niespodziewanie zajęć"[1].

Siłą tej książki – poza jej niewątpliwymi walorami faktograficznymi – jest sposób prowadzenia narracji. Ma się wrażenie, jakby Walter Lord przechodził z kamerą z pokładu na pokład, z korytarza do korytarza, od kabiny do kabiny, minuta po minucie śledząc poczynania i emocje pasażerów. Daje to rewelacyjny efekt - napięcie narasta, a czytelnik (który wszak wie, jak tragicznie skończy się ta noc) ma ochotę wrzasnąć na ludzi, aby uciekali, aby nie bagatelizowali niebezpieczeństwa. Oto, co się dzieje niedługo po zderzeniu z górą lodową:

"Obserwator Fleet nadal pełnił wachtę tak, jakby nic się nie wydarzyło. Pani Astor ułożyła się z powrotem na koi, a porucznik Steffannson wrócił do swojej gorącej lemoniady. (…) W salonie drugiej klasy nie było już nikogo, kto mógłby skorzystać z usług bibliotekarza. Miał on więc czas, aby spokojnie usiąść i policzyć pokwitowania wydane w ciągu dnia czytelnikom, którzy zdecydowali się pożyczyć książki. W długich białych korytarzach, wzdłuż których ciągnęły się prywatne kabiny, dało się słyszeć ciche odgłosy rozmów pasażerów. Czasami rozlegało się trzaśnięcie drzwiczek pokładowej spiżarni, kiedy indziej ciszę przerywał stukot butów na obcasach… Jednym słowem nic nadzwyczajnego – typowe dźwięki, które mogły o podobnej porze pojawić się na każdym innym liniowcu"[2].

Czasami Lord przybliża "kamerę":

"Rozległy się dźwięki dzwonków wzywających stewardów, ale trudno było się od nich czegokolwiek dowiedzieć.
– Dlaczego się zatrzymaliśmy? – zapytał Lawrence Beesley przechodzącego obok stewarda.
– Nie wiem, proszę pana – padła powtarzana zwykle w takich sytuacjach odpowiedź. – Ale nie sądzę, aby to było coś poważnego.
Pani Ryerson, z rodziny stalowych magnatów, miała więcej szczęścia.
– Mówi się coś o górze lodowej, proszę pani – wyjaśnił jej steward Bishop. – Zatrzymaliśmy się, aby się z nią nie zderzyć.
Francuska pokojówka Victorine krzątała się w głębi kabiny, a pani Ryerson zastanawiała się, jaką decyzję powinna w tej sytuacji podjąć. Jej mąż zdołał zasnąć po raz pierwszy od początku rejsu, a ona nie miała serca go budzić. Podeszła do kwadratowego okna z szybą z grubego szkła i spojrzała na morze. Jej oczom ukazała się spokojna, piękna noc. Postanowiła nie przerywać mężowi snu"[3].

"Mary Eloise Smith miała wrażenie, że dysponuje nieograniczonym zapasem czasu. Powoli i z największą starannością dobierała strój na wszelkie ewentualne sytuacje, które mogła przynieść noc: gruba, wełniana sukienka, wysokie buty, dwa płaszcze i wysoki, robiony na drutach kaptur. W tym czasie jej mąż wciąż mówił o przypłynięciu do Nowego Jorku, o przesiadce do pociągu jadącego na południe - w ogóle nie wspominając o górze lodowej. Kiedy oboje wychodzili już na pokład, pani Smith postanowiła jeszcze wrócić po jakąś biżuterię"[4].

Za wcześnie na prawdziwy niepokój. Niektórzy idą obejrzeć górę lodową, inni bawią się kawałkami lodu, które spadły na pokład. A woda nieubłaganie wdziera się do wnętrza statku. Pasażerowie kabin w trzeciej klasie mają wkrótce przemoczone buty. W opuszczonych pomieszczeniach pocztowych pływają listy. Niebawem stewardzi zaczną uprzejmie pukać do kabin bogaczy z pierwszej klasy, zachęcając ich do zakładania kamizelek ratunkowych i pośpiechu (czasem będą to daremne próby).

"Na zewnątrz kłębiły się tłumy pasażerów, a noc była przeraźliwie zimna. Podróżni z każdej z klas instynktownie pozostawali na przypisanych sobie pokładach (…). Wszyscy stali w pełnej napięcia ciszy, czekając na dalsze polecenia. Cały czas ufali załodze, ale na ich twarzach zaczynał malować się niepokój. Przyglądali się sobie wzajemnie z pewnym rozbawieniem, zastanawiając się, jak wyglądają poszczególni pasażerowie w kamizelkach ratunkowych. Niektórzy próbowali nawet żartować, ale i oni wydawali się zrezygnowani"[5].

Autor opisuje, jak niechętnie pasażerki opuszczają bezpieczny - zdawałoby się! - statek i wsiadają do szalup, większość przekonana o tym, że niebawem zobaczą się z zostającymi na pokładzie mężami, synami, ojcami czy braćmi. Niektóre odmawiają wejścia do szalup bez mężów (jak pani Strauss, która decyduje się zostać, choć zdaje sobie sprawę, że oboje nie przeżyją katastrofy). Panika narasta. Potem o miejsce w szalupie dla siebie i swoich najbliższych trzeba będzie walczyć. W jeszcze trudniejszej sytuacji są pasażerowie trzeciej klasy – ludzie biedni, często cudzoziemcy, płynący do Ameryki z nadzieją na nowe życie:

"Pasażerowie trzeciej klasy, którzy nie znaleźli się przy wyjściu z pokładu E, krążyli bezradnie po korytarzach, czekając, aż ktoś wskaże im drogę. Nikt jednak nie zaprzątał sobie nimi głowy. Niektóre drzwi, w normalnych warunkach oddzielające sektory trzeciej klasy od pozostałych części statku, zostały teraz otwarte. Ludzie, którzy zdołali się tamtędy przedostać, kierowali się w stronę wyższych pokładów. Niektórzy docierali w końcu na pokład łodziowy. Jednak większość drzwi i przejść nadal pozostawała zamknięta. Podróżujący trzecią klasą, którzy zdawali sobie sprawę z tego, w jakim niebezpieczeństwie się znaleźli, i próbowali znaleźć drogę do szalup ratunkowych, byli skazani wyłącznie na siebie"[6].

Co zatrważające – wspomina o tym także Walter Lord – ich los mało obchodził kogokolwiek również po katastrofie; prasa nie zajmowała się tym aspektem tragedii Titanica, podczas podjętego dochodzenia bagatelizowano dyskryminację najbiedniejszych. Tymczasem statystyki mówią same za siebie – zginęło zaledwie kilka kobiet z pierwszej klasy, kilkanaście z drugiej i kilkadziesiąt z trzeciej. A także jedno dziecko płynące pierwszą klasą, podczas gdy z trzeciej – 52. Wystarczy spojrzeć na załączoną do książki listę pasażerów i poszukać informacji w Internecie, aby stwierdzić, że ginęły całe rodziny płynące trzecią klasą (kilka przykładów: państwo Sage'owie i ich dziewięcioro dzieci, państwo Goodwinowie i ich sześcioro dzieci, państwo Anderssonowie i ich pięcioro dzieci, państwo Skoogowie i ich czworo dzieci, Maria Panula z Finlandii i jej pięcioro dzieci, wdowa Margaret Rice i jej pięciu synów, 29-letnia Szwedka Alma Pålsson z czworgiem dzieci, która płynęła do męża, gdyż wreszcie zarobił w Ameryce dość pieniędzy, aby sprowadzić rodzinę).

Nawet jeśli jest oszczędny w słowach, Lord opisuje wszystko bardzo sugestywnie. Trudno nie wczuć się w sytuację, nie wyobrażać sobie momentami, że jest się jednym z tych zdezorientowanych, przerażonych ludzi:

"Wszyscy pasażerowie znajdujący się w łodziach ratunkowych utkwili wzrok w »Titanicu«. Czerń jego wysokich masztów i czterech potężnych kominów wyraźnie odznaczała się na jasnym niebie. Patrzyli na rozświetlone pokłady spacerowe i długie rzędy rozjarzonych iluminatorów. Z szalup widzieli ludzi tłoczących się przy relingu, słyszeli melodię ragtime'u niosącą się w tę spokojną noc. Wydawało się nieprawdopodobne, że cokolwiek może zagrozić parowcowi. A mimo to znajdowali się przecież na oceanie, a statek tonął. Rozświetlony od dziobu do rufy, przypominał zapadający się pod własnym ciężarem tort urodzinowy"[7].

Titanic tonie, a razem z nim ponad półtora tysiąca osób. Ci, którzy pozostali w szalupach nie są jeszcze bezpieczni – po pierwszym szoku muszą się zmierzyć z własnymi emocjami: niepewnością, rozpaczą, strachem. Towarzyszymy im w oczekiwaniu na ratunek, widzimy gorączkowe działania na pokładzie Carpathii – statku, który ocalił rozbitków – a także pierwszą reakcję świata na tragedię; prasa podaje sprzeczne informacje), krewni pasażerów wyruszają do biura White Star, aby zasięgnąć informacji o losach najbliższych.

Walter Lord nie tylko opisuje wydarzenia, ale także dokonuje mocnego podsumowania. Według niego katastrofa Titanica stanowiła kres pewnej epoki, w której ludzie czuli się bezpiecznie, wierzyli w potęgę przemysłu i siłę pieniądza, prowadzili stabilne życie. To, co stało się 15 kwietnia 1912 roku, uderzyło w panujący porządek, później ostatecznie zniszczony przez inne katastrofy, w które obfitował XX wiek.

Minęło sto lat, a tragedia Titanica wciąż wywołuje ogromne emocje, lecz także zaciekawienie. Czytamy powieści, w których opisano tę katastrofę, oglądamy filmy pokazujące ten bodaj najpopularniejszy w dziejach statek i jego dramatyczny koniec. Ciągle zdumiewa siła przypadku (bo często tylko kwestią przypadku było ocalenie), intrygują historie ludzi postawionych w sytuacji granicznej – pomagających innym, ze spokojem szykujących się na śmierć lub desperacko próbujących przeżyć. Zbudowana na faktach książka Waltera Lorda wydaje się lepsza niż najciekawsza powieść. To lektura obowiązkowa – zarówno dla tych, którzy interesują się historią Titanica, jak i dla tych, którzy cenią sobie dobry, przejmujący reportaż.

Powróćcie na Titanica raz jeszcze.


---
[1] Walter Lord, "Titanic. Pamiętna noc", przeł. Maria Zawadzka, wyd. Agora SA, 2016, s. 30.
[2] Tamże, s. 35-36.
[3] Tamże, s. 37.
[4] Tamże, s. 62.
[5] Tamże, s. 66.
[6] Tamże, s. 96-97.
[7] Tamże, s. 100.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2343
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: