Dodany: 01.02.2010 12:42|Autor: grami
Dla cierpliwych
"Mason i Dixon" nie jest książką, którą można przeczytać jednym tchem. Czytelnik, który ma zamiar zgłębić to dzieło Thomasa Pynchona, w trakcie czytania powinien mieć pod ręką co najmniej encyklopedię (kilka książek historycznych też by nie zaszkodziło). Oryginał jest napisany w języku osiemnastowiecznej Anglii. Tekst został po mistrzowsku przełożony przez Joannę Urban na język staropolski, przez co czytanie może nastręczać trudności tym, którzy staropolszczyzny nie rozumieją. Tłumaczka świetnie poradziła sobie z przełożeniem na język polski dowcipnych rymowanek, których w książce jest niemało.
„Wpłynęli rejsem z Plymouth imć Dixon oraz Mason
Których losem spólnym władały jeno gwiazdy,
By mierniczymi bliznami oszpecić grunt tu każdy."[1]
Całą historię opowiada wielebny pastor Wicks Cherrycooke, próbując w ten sposób zabawić grupę rozbrykanych nastolatków. Aby dzieciaki nie przysypiały podczas przydługiej opowieści, narrator wprowadza elementy fantastyczne, takie jak mówiący pies czy duch żony jednego z bohaterów. Wątki opowieści snutej przez pastora w mroźny zimowy wieczór zabawnie się ze sobą mieszają, czasem urywają.
Tytułowi bohaterowie to postacie historyczne. Posługując się historią wytyczenia przez nich linii oddzielającej północ od południa Ameryki, autor stworzył dzieło podające w wątpliwość wszelkie systemy wartości uznawane za arbitralne i determinujące człowieka, co czyni z niego powieść postmodernistyczną.
"Zważ - mistrz Feng Shui przypomina - Adam z Ewą owoc z drzewa zerwany spożyli i oświecenia doznali. Budda, pod drzewem siedząc, doznał oświecenia, Newtona pod drzewem własne jabłko uderzyło i także oświecenia doznał. Pobieżne przyjrzenie się faktom poddaje, iż drzewa oświecenie zsyłają"[2].
Główni bohaterowie w młodości zarabiali na życie astrologią, jednak sami w skrytości ducha odmawiali jej naukowych podstaw. Teraz są zmuszeni swym naukowym autorytetem podbudowywać nie do końca przemyślane królewskie zarządzenia, wiedząc przy tym dokładnie, że "Wszytcy łżą Jamesie, każdy do swego miejsca w łańcuchu przypisany... My u władzy, musimy kłamać na potęgę, ci w dole łgać jeno odrobinę. Oto kolejne z naszej strony poświęcenie, bez słowa podzięki, aby nie trzeba wam było czynić sobie tak wielkich jak my wyrzutów"[3].
Pynchon pokazuje nam, jak ludzkość nauczyła się mierzyć odległość ciał niebieskich, a jednocześnie mówi o wynalezieniu kanapek, istnieniu ketchupu i zaletach konopi indyjskich. Dowiadujemy się również, jak to bywało z odkryciami naukowymi Europejczyków: "Sektor podle południka ustawiany po raz pierwszy uważając, Indianie wyznają, iż jak pamięcią sięgnąć, plemiona irokeskie południki traktowały jako granice plemiona oddzielające... Co na to jezuici?
- To od nich dowiedzieliśmy się tego"[4].
Oprócz kpin z poważnych nauk autor serwuje nam również porcje trochę mniej gorzkiego humoru w postaci bardzo frywolnych opowiastek o moralności ludzi w krajach, które Mason i Dixon odwiedzają. "Cóż miałby tu porabiać imć Mason? Cóż się z Twym staniczkiem stało Mamo?"[5].
Autor książki pozostawia nam też dość krępujący wybór w kwestii patrzenia na tytułowych bohaterów. Możemy oczywiście spojrzeć na nich naszymi oczami jako na wybitnego astronoma i geodetę, jednak pokazuje nam również punkt widzenia Indian, Afrykanów czy Azjatów.
Jest to książka dla cierpliwych, jednak wysiłek się opłaca, ponieważ zyskujemy sporą porcję wiedzy o wszystkich dziedzinach życia epoki oświecenia, zaserwowaną z dużą dozą poczucia humoru i ogromną erudycją. Nie bez znaczenia będzie też fakt, że sprostamy wyzwaniu, które stawia przed nami to dzieło.
---
[1] Thomas Pynchon, "Mason i Dixon", przeł. Joanna Urban, wyd. Prószyński i S-ka, 2005, s. 179.
[2] Tamże, s. 406.
[3] Tamże, s. 136.
[4] Tamże, s. 428.
[5] Tamże, s. 65.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.