Dodany: 31.01.2010 08:46|Autor: Meszuge

Książka: Zapora
Mankell Henning

Wallander - obudź się!!!


Kolejna znakomita książka z Wallanderem w roli głównej. Powtarzam – znakomita, żeby nie było żadnych wątpliwości w związku z tym, co napiszę dalej.

Dwie nastolatki napadają na taksówkarza, który na skutek odniesionych obrażeń wkrótce umiera. Dziewczynom po prostu potrzebne były pieniądze. Przynajmniej tak twierdzą.

Podczas wieczornego spaceru i korzystania przy tym z bankomatu Falk, specjalista komputerowy, nagle umiera. Lekarz stwierdza zawał.

Banalne sprawy szybko okazują się nie aż tak banalne, a przede wszystkim, łączą się ze sobą w sposób zupełnie nieprawdopodobny, wręcz diaboliczny.

Wallander, oskarżony o pobicie oskarżonej i w związku z tym obrażony na przełożonych, rusza do wali ze złem.

Książki Mankella to – poza „Psami z Rygi”, które były wyjątkowo słabe – znakomita literatura sensacyjna. Także ciekawe doświadczenie. Pisarze i reżyserzy przyzwyczaili nas, że policja jest organizacją paramilitarną. Tak też zresztą jest i w Polsce. Wojsko, policja, zawodowa straż pożarna, straż miejska, włoscy karabinierzy – to wszystko są organizacje paramilitarne. Wallander i jego współpracownicy są urzędnikami państwowymi. Dokładnie takimi samymi, jak w Polsce na przykład pracownicy biura dowodów osobistych. I różnica ta jest widoczna w ich zachowaniu, postępowaniu, sposobie bycia itd.

Książki o Wallanderze są znakomicie zorientowane czasowo. We wszystkich chronologia jest jasna, oczywista, nie budzi wątpliwości. W tym tomie żył jeszcze Rydberg, w tamtym zginał Svedberg, w kolejnym umarł ojciec Wallandera, w innym Wallander poznał Bajbę. Myślę, że to ogromna zaleta dla kogoś, kto ma możliwość czytania ich w kolejności chronologicznej. Ale i pewien dyskomfort dla tych, którzy czytają „nie po kolei”. Bo odniesienia do wydarzeń, które miały miejsce wcześniej i opisane zostały we wcześniejszym tomie, są dość częste i istotne.

W powieściach Mankella wszystko zmienia się w czasie tak jak należy, jednak z dwoma wyjątkami. Pierwszy dotyczy pory roku. Może głowy za to sobie uciąć nie dam, a i sprawdzać też mi się nie chce, ale odnoszę wrażenie, że w Skanii (część Szwecji, gdzie zwykle dzieje się akcja) wiecznie jest jesień. Tam stale pada deszcz albo marznąca mżawka, wiecznie jest zimno, szaro, paskudnie, smutno, przygnębiająco. Drugim elementem niezmiennym jest… Wallander. Oczywiście, w kolejnych tomach ten człowiek ma inny wiek, ale to są tylko cyferki. Ludzie wokół niego się zmieniają – on nie. Długo zastanawiałem się, jakiego słowa użyłbym, gdybym musiał Wallandera określić tylko jednym. Wyszło mi ostatecznie, że chyba najwłaściwszym byłoby: niedołęga. Gdybym do dyspozycji miał dwa słowa, to: irytujący niedołęga.

Lata mijają, Wallander ma około pięćdziesiątki, ale nadal jest niewyrobiony towarzysko, nieśmiały i zakompleksiony, jak nastolatek. Pomimo wielokrotnych upomnień, a nawet poważnych problemów z tym związanych, nie jest w stanie nauczyć się włączać swój telefon komórkowy, który z niepojętych zwykle powodów stale wyłącza. Całkowicie przekracza jego zdolność rozumienia to, że powinien zaopatrzyć się w jakiś notes i długopis – on wiecznie pożycza ołówki od przesłuchiwanych osób, a ważne notatki zapisuje na jakichś przypadkowych świstkach, na przykład wyżebranym od kogoś skrawku gazety. Wallander jest ustawicznie niewyspany, przemęczony, często zaziębiony. Strzelają do niego, ale nie wpadnie mu do głowy, w związku z tym, nosić przy sobie pistolet. Jeździ starym gratem, który często się psuje, a wtedy chodzi po zimnej, jesiennej Szwecji pieszo, w dziurawych butach i kurtce nieodpowiedniej do pogody. Kiedy słyszy, że ktoś ma znakomity refleks i sprawność fizyczną, bo trenuje wschodnie sztuki walki, pyta naiwnie, czy chodzi może o rozbijanie cegieł pięścią. Niedołęga, po prostu.

Tego zabiegu pisarskiego nie potrafię zrozumieć. Wszyscy bohaterowie książek Mankella w sposób normalny i naturalny ewoluują z czasem, tylko Wallander jest… niereformowalny. A to, na dłuższą metę, jest irytujące. Natomiast zupełnie nie rzuca się w oczy podczas lektury jednej-dwóch, może nawet trzech książek Mankella. Albo w sytuacji, gdy pomiędzy lekturą jednej a drugiej mija dużo czasu.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3052
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: Kuba Grom 22.09.2011 12:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Kolejna znakomita książka... | Meszuge
Książka jest rzeczywiście świetna, to chyba nawet lepiej, że Wallander nie udaje się tym razem do jakiegoś odległego kraju - ilekroć tak się dzieje autor wprowadza dwutorowość fabuły co trochę przeszkadza.

Co do wizerunku detektywa - Mankell chce chyba złamać klasyczny już obraz komisarza policji jako twardziela, choć dodając mu roztargnienia chyba trochę przesadza. U tego autora ciekawą sprawą jest obecność przypadku w zdawałoby się ścisłej i logicznej procedurze śledczej.
Użytkownik: ew_ 04.06.2012 11:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Kolejna znakomita książka... | Meszuge
To, że jest niedołęgą, jak dla mnie jest dobrym chwytem literackim. Przecież nikt nie jest idealny ;) A czytanie o superbohaterze bez wad byłoby nudne. Chociaż denerwował mnie, gdy nie mógł połączyć faktów dotyczących Elwiry.
Użytkownik: Meszuge 04.06.2012 11:49 napisał(a):
Odpowiedź na: To, że jest niedołęgą, ja... | ew_
Jakoś nie jestem przekonany... Jeszcze nikt nie stwierdził, że Rambo (superbohater), jest nudny. Albo Zorro. Albo Winnetou. Albo Holmes. :-)
Użytkownik: KrS1 10.10.2013 10:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Kolejna znakomita książka... | Meszuge
Świetna recenzja @Meszuge. Faktycznie zazwyczaj u Mankella jest zima (choć w "Fałszywym tropie" jest upalne lato). Najwyraźniej jak jest mało słońca, wieje od morza, to człowiek zaczyna myśleć o zbrodni. Biorąc pod uwagę, że w Ystad mieszka mniej niż 20 tysięcy osób, to mieszkańców miasta i okolic często ponosi i Kurt nie wie w co ręce włożyć. Średnio w Szwecji przypada jedno zabójstwo na 100 tysięcy mieszkańców rocznie, czyli w Ystad trup ściele się gęsto. Do tego kilka razy Skania była miejscem wykrycia sprzysiężeń międzynarodowych ("Biała lwica"), albo wręcz globalnych ("Zapora"), tak więc to nie przelewki.

Kurt faktycznie jest niedołęgą. Wręcz można powiedzieć, że jak na faceta, któremu przychodzi z relatywną łatwością wykrywanie sprawców zabójstw, jest wybitnie dupowaty. Możliwe, że jak człowieka próbują zabić kila razy i im nie wychodzi, to się (tak jak Kurt) dochodzi do wniosku, że następnym też się nie uda, więc po co nosić broń przy sobie. Część decyzji Wallander pokazuje nie tyle jego niedołężność, ale całkowitą ociężałość umysłową (ochrona kluczowych świadków zazwyczaj polega na tym, że mówi się, żeby szli do domu i zaryglowali drzwi). Szwedzka policja to faktycznie urzędnicy i to miotający się od niekompetencji do wybitnej przenikliwości (pojawiającej się incydentalnie). Natomiast sam kraj - gdyby czytać Mankella bez wiedzy, gdzie Wallander pracuje - jest w upadku i bardziej przypomina państwa Europy Wschodniej zaraz po transformacji ustrojowej, niż jeden z najbogatszych krajów świata.

Wallander jednak się trochę zmienia - mam wrażenie, że jego frustracja narasta (trochę tak jak u Nyberga - niby tak samo, ale gorycz większa). Do tego częściej dba o zdrowie (rzadziej pizza i hamburger) i zaczyna mu świtać, że jednak warto zmienić priorytety w życiu. Przemiana jest ślamazarna i w tym tempie potrzeba by kilkudziesięciu tomów, byśmy doświadczyli nowego Kurta, ale jednak jest.

Powyższe złośliwostki jednak nie zmieniają tego, że cykl Mankella o Wallanderze jest naprawdę fajny i godny polecenia. Zdecydowanie warto czytać go po kolei (chociaż tak jak zauważa @Meszuge, a ja się do tego przychylam, "Psy z Rygi" są wyjątkowo kiepskie, a to drugi tom cyklu; na szczęście najmniejszy objętościowo, więc nie ma sensu się zrażać), bo wtedy widać jak zmienia się świat wokół Kurta. Zaletą jest zawsze konstrukcja powieści i jej klarowność, wadą często bywa język, bo mam wrażenie, że Mankell nie jest arcymistrzem pióra. Ogólnie - kryminały w dobrych dekoracjach.
Użytkownik: Meszuge 10.10.2013 17:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetna recenzja @Meszuge... | KrS1
Zastanawiałem się nawet nad podobnym stwierdzeniem ("nie jest mistrzem pióra"), ale... nie mam pewności, czy to nie tłumacz - w końcu oryginałów nie czytałem.
Użytkownik: KrS1 11.10.2013 10:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Zastanawiałem się nawet n... | Meszuge
Też z reguły jestem skłonny kłaść winę po stronie tłumacza. Niemniej przejrzałem książki Mankella, które czytałem i cykl Wallanderowski tłumaczyło pięć pań, a dodatkowo znam "Chińczyka" i "Comedię infantil", które przynoszą dwie kolejne tłumaczki. Zatem to nie może być przypadek, że Mankell z reguły brzmi raczej drętwo. Niemniej w książkach o dzielnym Kurcie (i innych kryminałach autora) mi to nie przeszkadza, natomiast we wspomnianej "Comedii.." to już mocno męczyło.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: