Dodany: 14.03.2016 15:21|Autor: adas

Czytatnik: nauka czytania

1 osoba poleca ten tekst.

Cztery


Sebald był pisarzem wielkim, późno debiutującym, zmarłym zbyt wcześnie, nie może więc dziwić opinia, krążąca - podobno - także w okolicach Szanownej Komisji, że niedoszłym noblistą. Skłonnością do mistyfikacji i elegancją stylu najbardziej przypominał Borgesa, ale - jak wiadomo - Argentyńczyk nie pisywał powieści, a Sebald jest najmocniejszy w utworach zbliżonych formułą do powieści, tak to najbezpieczniej ująć. No i też Sebald mierzył się z tematem jednak cięższym od zdecydowanej większości Borgesowych wypraw, bo pisał o niemieckiej winie w wieku XX. Choć to zbytnie uproszczenie, bo u niego wina (niemiecka) była obecna zawsze, jednak w kontekście szerszym i równie ważny był dla niego problem, jeszcze trudniejszy, pamięci. Ofiar i katów.

"Campo santo" to skonstruowany po śmierci pisarza tom jego drobniejszych rzeczy, skrawków planowanej powieści, artykułów o literaturze niemieckiej i nie tylko, esejów. Raczej dopełnienie, bo też te fragmenty o Korsyce najlepsze nie są, eseje powtarzają wiele z np. "Wojny powietrznej i literatury", jednak nawet tu trafiają się dwa mini teksty (okolicznościowe zresztą) wybitne.

Campo Santo (Sebald W. G.)

Bardzo słaby kryminał, miałem go ochotę rzucić w kąt po 50 stronach, ale bardzo dobra książka. Kiedy się przebrnęło początek, to można zacząć łapać rytm i wykreowany świat (miasto jest fikcyjne), choć napędzany chorą logiką, zaczyna się zazębiać, dopełniać, scalać. Pisane trochę innym stylem fragmenty nagle pasują do nie tylko literackiej układanki, brawurowo zmieniają wizję rzeczywistości, dając haust powietrza czytelniczym topielcom, wzmacniają rysunek bohaterów.

Chętnie przeczytałbym coś więcej. Ocenę chyba trochę zawyża posucha na rynku świeżych tłumaczeń latynoamerykańskich i jeśli ktoś szuka choćby iluzji kryminału (klasycznego, a nawet "społecznego" w stylu skandynawskim) może się rozczarować. Z drugiej strony nikt tu nie ratuje cudownie świata w absolutnie ostatniej chwili, bo nie bardzo jest co...

Czarne minuty (Solares Martín)

Jestem już prawie pewien: Kazuo Ishiguro jest, pod względem warsztatowym, twórcą wybitnym. Jego książki prawie nigdy takie nie są, i gdyby nie rzeczony kunszt oraz, zasłużona w sumie, opinia ważnego pisarza, to wielu jego powieści by zwyczajnie nie zauważono. Bo i po co? O rzeczonego "Pogrzebanego olbrzyma" ponoć wybuchła porządna awantura w Sieci i okolicy, sama Ursula Le Guin się wypowiadała nieprzychylnie, by potem się z opinii wycofać (relacjonuję za "Książkami" z października 2015).

W swych poszukiwaniach gatunkowych japoński Anglik tym razem wziął mianowicie na warsztat fantasy, a co gorsza opisał na swój sposób czasy arturiańskie, czyli jeden z fundamentów ideologicznych gatunku. Och, już tym musiał podpaść fanom gatunku, bo świętości się nie rusza, nie wolno; dodatkowo Ishiguro narzędzia fantasy wykorzystał dość cynicznie i wybiórczo (twierdzi, że nigdy wcześniej niczego nie czytał, ach).

I powstała książka niegłupia, wręcz ascetyczna w formie, ale mierząca się ze zbyt ciężkim tematem. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu.

To nie jest tak, że powieść nie pozostawia w głowie nic. Przeciwnie, możliwe, że zostawia aż zbyt wiele. Może czepiam się na siłę, co zdarza mi się ostatnio coraz częściej.

Pogrzebany olbrzym (Ishiguro Kazuo)

No i dotarłem do książki najmniej znaczącej w dzisiejszym zestawie, co nie znaczy, że najgorszej. Z mego osobistego punktu widzenia (#ZMOPW - patentuję!) "Kochając" nie tylko wielkim zaskoczeniem jest, ale i książką frapującą, z gatunku: niczego się nie spodziewałem, a otrzymałem przecudne maleństwo.

Biuro Literackie nie ustaje w uporze wydawania książek osobnych, dziwnych, zapomnianych, granicznych formalnie. I chwała im za to, ale niestety rzadko są to książki łatwe w czytaniu i czasem, po prostu, nudne. Nie w tym wypadku!

Henry Green był pisarzem dość cenionym, ale u nas to debiut. "Kochając" jest z roku 1945, rozgrywa się w realiach angielskiej rezydencji w roku, najprawdopodobniej, 1940 (może 1941). Jest to jednak angielska rezydencja nieopodal... Dublina. To niejedyny smaczek. Przede wszystkim jest to książka dowcipna, językowo nieortodoksyjna i jednak żartobliwie zjadliwa w opisie ludzkich zwyczajów i stosunków. Na przykładzie konfliktów służbowych (#gra słów) w opuszczonym Zamku. Państwo i poddani, na miarę XX wieku, elektryfikacji i wysokich gwarancji zatrudnienia.

Czyli dokładnie to samo, co Ishiguro opisał w swej najgłośniejszej książce, "Okruchach dnia". Tylko, że zrobił to w tonacji serio. A u Greena "serio" musi się przebijać. Paradoksem jest literatury, że dzięki temu "Kochając" jest powieścią mniej banalną i oferującą znacznie szersze pola interpretacji.

Kochając (Green Henry)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 669
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: carmaniola 17.04.2017 09:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Sebald był pisarzem wielk... | adas
Cztery minuty temu dodałam Czarne minuty (Solares Martín) ale Kochając (Green Henry) tego Greena też sobie chyba nie odpuszczę - może osłodzi mi mroczne i straszne wędrówki. :-)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: