Dodany: 06.03.2016 17:30|Autor: nureczka

Książka: Dom Jedwabny
Horowitz Anthony

1 osoba poleca ten tekst.

Przyjemne zaskoczenie


Od czasu do czasu ktoś podejmuje próby dopisania ciągu dalszego znanych książek sprzed lat. Ofiarami tego procederu padły dzieła różnego kalibru – od opowieści o Poirocie, poprzez „Przeminęło z wiatrem”, po sienkiewiczowską Trylogię. Na ogół wyniki tych działań były, mówiąc oględnie, dość mierne. Udało się chyba tylko w przypadku Conana, ale to zupełnie inna historia. Nauczona przykrym doświadczeniem, nie oczekiwałam zbyt wiele po nowych przygodach Sherlocka Holmesa, które wyszły spod pióra Anthony'ego Horowitza. Być może właśnie ten brak oczekiwań sprawił, że „Dom Jedwabny” mile mnie zaskoczył. Być może nie jest to najlepsza powieść, jaką czytałam życiu. Być może nie jest to nawet książka roku, ale nie wspominam jej źle. Ot, przyjemne czytadło, które zapewniło mi kilka godzin niezbyt wyczerpującego intelektualnie, lecz godziwego odpoczynku.

Jaki jest ten nowy Sherlock Holmes? Myślę, że najważniejszym słowem jest tu właśnie „nowy”. Bo choć Horowitz chwali się, że poświęcił osiem lat na analizę dzieł Conan Doyle’a, nie naśladuje go ślepo. Owszem, nawiązuje, ale nie kopiuje. W sumie różnic jest znacznie więcej niż podobieństw. „Dom Jedwabny” to pod względem formy rzecz w pełni współczesna.

Główną różnicą, a przynajmniej taką, która mnie rzuciła się od razu w oczy, jest znacznie szerzej zarysowane tło. Cóż, Conan Doyle pisał opowieści dziejące się w jego „tu i teraz”, nie miał więc potrzeby opisywania rzeczywistości. „Koń jaki jest, każdy widzi”. Do tego, jak mniemam, przynajmniej w przypadku opowiadań ograniczała go ilość miejsca. Horowitz mógł pozwolić sobie pod tym względem na większy rozmach. Właściwie nawet musiał. Co dla współczesnych Sherlocka Holmesa było oczywiste, dziś wymaga objaśnienia, a przynajmniej przypomnienia.

Od czasów Conan Doyle’a minęło już stulecie (trochę mniej albo trochę więcej – w zależności od tego, czy za punkt wyjścia weźmiemy pierwsze, czy ostatnie publikacje). Truizmem jest stwierdzenie, że w tym okresie zaszły ogromne przemiany obyczajowe, zmieniła się też społeczna wrażliwość – zarówno pisarza, jak i czytelników. Horowitza oburzają zjawiska, które dla Conan Doyle'a były oczywistą częścią otaczającego go świata – wszechobecna bieda, nierówność społeczna, okrutne traktowanie dzieci. Pisarz daje temu wyraz subtelnie, ale dobitnie.

Tyle o tym, co powieści różni. A co łączy? Przede wszystkim postaci. Ten sam błyskotliwy, nieco irytujący i oddany sprawie Sherlock Holmes, ten sam wierny, trochę naiwny Watson, ta sama przemykająca się w tle pani Hudson. I tylko inspektor Lestarde jakby nieco mniej ciapowaty.

Na koniec zagadka i śledztwo, czyli to, co w przygodach Wielkiego Detektywa najważniejsze. Pod tym względem Horowitz w pełni mnie usatysfakcjonował. Sherlock Holmes prowadzi śledztwo jak zawsze: jest spostrzegawczy, inteligentny, nie stroni od przebieranek i podstępów, chętnie korzysta z pomocy londyńskich uliczników, a gdy trzeba, nie waha się rzucić w brawurową pogoń za złoczyńcą.

Podsumowując: „Dom Jedwabny” nie jest, bo i nie miał być, kopią dzieł Artura Conan Doyle'a. To pewnie byłoby nieznośne i wtórne. Jest za to przyjemnym nawiązaniem do klasyki kryminału. I choć spotkałam się z opiniami krytycznymi, mnie całkiem przypadł do gustu.


[Recenzję opublikowałam także na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 456
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: