Dodany: 29.02.2016 17:44|Autor: nureczka

Książka: Mózg Kennedy'ego
Mankell Henning

2 osoby polecają ten tekst.

To nie jest najlepsza książka Mankella


Albo jest to najgorsza rzecz Mankella, jaką do tej pory czytałam, albo jestem na nią za głupia, ewentualnie za mało wrażliwa. Tak czy siak, o ile tego pisarza lubię – może nie jestem oddaną fanką, ale jednakowoż go lubię – o tyle ta konkretnie powieść mnie nie porwała. Powiem więcej, setnie mnie znudziła.

Zacznijmy od tego, o czym już kilkakrotnie pisałam – obiecując w notce coś, czego nie ma, wydawca robi książce ogromną krzywdę. I tym razem też tak było. Obiecano mi kryminał (W.A.B., 2013), a dostałam powieść zaangażowaną społecznie. Nie mam nic przeciwko literaturze zaangażowanej (poza jednym wyjątkiem, ale to moja słodka tajemnica), jednak kiedy sięgam po kryminał, chcę dostać kryminał. Nie sensację, nie romans, nie powieść historyczną, tylko kryminał. Gdy otrzymuję coś innego niż to, za co zapłaciłam swoimi ciężko zarobionymi pieniędzmi, od razu czuję się oszukana i wzrasta mi poziom sceptycyzmu, a książkę oceniam znacznie ostrzej. Myślę, że to bardzo ludzkie.

„Mózg Kennedy'ego” jest powieścią, której właściwie nie wypada krytykować. Autor podjął w niej kilka trudnych tematów: AIDS, pazerność wielkich korporacji, rasizm, relacje rodzice – dzieci. Zadanie ambitne, więc narzekając wychodzi się na osobę płytką i nieczułą. A mimo to odważę się jeszcze raz napisać otwartym tekstem – setnie się wynudziłam.

Fabuła zawsze była mocną stroną Mankella. Nieśpieszna, typowo skandynawska, jednak zawsze logiczna i konsekwentna. Tym razem z konsekwencją krucho. Główna bohaterka, archeolog, Louise Cantor, prowadzi prywatne śledztwo w sprawie śmierci syna, Henryka. Nie wierzy w przyjętą przez policję wersję samobójstwa. W poszukiwaniu prawdy miota się między Europą i Afryką, a trup wokół niej ściele się gęsto. Właściwie każdy, kto próbuje jej pomóc prędzej czy później pada trupem. Do tego okoliczności śmierci przypominają jako żywo amerykańskie filmy klasy „B”. Biedny świadek ma coś ważnego do powiedzenia, ale nie, nie powie dzisiaj, tylko jutro. Dlaczego? Chyba wyłącznie po to, by przestępcy mieli czas go uśmiercić. Najlepiej na trzy sekundy przed wyjawieniem prawdy. Nie jestem geniuszem zła (ani żadnym innym geniuszem) i być może dlatego nie znajduję odpowiedzi na podstawowe pytanie: czy nie prościej byłoby po prostu ukatrupić wścibską panią archeolog? Mój prosty umysł inżyniera podpowiada, że to rozwiązanie najbardziej efektywne.

Gdyby to był jedyny mankament fabuły, ale gdzie tam! W przypadku literatury sensacyjnej grzechem śmiertelnym jest brak tajemnicy i zaskoczenia. Autorowi tak śpieszno do zdemaskowania diabolicznych knowań koncernów, że mniej więcej w jednej trzeciej powieści właściwie wszystko zdradza, potem już tylko powtarza coś, o czym wiemy – koncerny są złe i pazerne.

A propos złych i pazernych. Rozumiem, że „Mózg Kennedy'ego” to powieść zaangażowana, ale poziom dydaktyzmu i sztampowość postaci jest w niej nie do zniesienia. Jeśli ktoś ma białą skórę, a do tego nie daj Boże nie przymiera głodem, z pewnością okaże się zły, chciwy i diaboliczny. Co innego czarni. Oni są dobrzy, a nawet jeśli kradną i rabują, to i tak nie ich wina – gdyby nie byli biedni, byliby aniołami. Moje życiowe doświadczenie uczy (a mam już niejeden siwy włos na głowie), że nie istnieje prosta zależność między kolorem skóry i/lub stanem majątkowym a zaletami ducha. W każdej grupie jest iluś tam ludzi dobrych i ileś kanalii. Aczkolwiek w dobie poprawności politycznej takie stwierdzenie ociera się o rasizm.

Także rozwiązanie zagadki, a właściwie jego brak, bardzo rozczarowuje. Znam pojęcie zakończenia otwartego i je rozumiem. Czym innym jest jednak zakończenie otwarte, a czym innym porzucenie wątku. Niestety w „Mózgu Kennedy'ego” znajdziemy całe mnóstwo mniej lub bardziej rozwiniętych wątków, które nagle ni z tego, ni z owego obumarły. Ot, pierwszy z brzegu przykład: Henryk z jakiegoś powodu opowiadał znajomym, że ma siostrę. Ba!, nawet pokazywał jej zdjęcie. Mankell poświęca temu całkiem sporo uwagi, sprawa co i rusz powraca, jakby autor chciał, byśmy szczególnie zwrócili uwagę na ten detal. Dlaczego bohater to robił? Nie wiemy i już się raczej nie dowiemy. Takich uwiędłych pędów jest w powieści więcej. O nieszczęsnym mózgu Kennedy'ego nie wspominając. Jak się on ma do reszty opowieści – nie pojmuję, aczkolwiek muszę przyznać, że pod koniec bardziej przerzucałam kartki niż czytałam, więc coś mogło mi umknąć. To znaczy rozumiem, że tytułowy mózg symbolizuje skrzętnie skrywaną przez wielkich tego świata tajemnicę, ale i tak nie pojmuję koncepcji.


[Recenzję opublikowałam także na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 883
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: pontecorvo 22.03.2016 20:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Albo jest to najgorsza rz... | nureczka
Mnie równiez ta powieść rozczarowała. Zwłaszcza te niedokończone sprawy. W ogóle obraz Henryka, jaki powstał, jest strasznie niespójny. A matka go straszliwie idealizuje. Aż do naiwności.
Czy zajmował się w końcu tym szantażowaniem? skąd miał tyle pieniędzy?
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: