Dodany: 28.02.2016 23:32|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Borejkowie pod (nieco wybiórczą) lupą znawcy


Należę do czytelników tego gatunku, co to nigdy nie pogardzą książką o książkach, nawet o tych, których sami nie czytali i być może nigdy nie przeczytają, a cóż dopiero o takich, które od lat są dla nich plasterkiem na duchowe rany, odprężeniem dla skołatanego rozumu i rozkosznie ciepłym termoforem, rozgrzewającym po zetknięciach z zimną, nieprzyjazną rzeczywistością! Takich lekturowych remediów nie ma zbyt wiele, ale jedno z nich na szczęście wciąż jeszcze pozostaje in statu nascendi, pozwalając starszym czytelnikom (czy raczej czytelniczkom, bo płeć żeńska stanowi zdecydowaną większość wśród wielbicieli ponaddwudziestotomowej sagi) starzeć się razem z bohaterkami pierwszych części cyklu, a młodszym odnajdywać się pośród ich dzieci. Już wszyscy wiedzą, o czym mowa, prawda?

Oczywiście, o Jeżycjadzie, która, jak każde dzieło literackie cieszące się większą niż przeciętna popularnością, stała się obiektem niezliczonych polemik i tylko trochę mniej licznych opracowań krytycznoliterackich, od krótkich tekstów w prasie po prace magisterskie, doktorskie i całe monografie. Podsumowywanie cyklu, nim zostanie on doprowadzony do końca, nie wydaje się posunięciem szczególnie trafionym; niemniej jednak trudno mieć je za złe autorce tej pozycji, skoro to samo robili inni literaturoznawcy, w dodatku sporo wcześniej (np. Małgorzata Musierowicz i Borejkowie (Biedrzycki Krzysztof)).

Przez swój charakter sagi rodzinnej, rozgrywającej się w ciągu paru ostatnich dekad, które – jak chciała historia – okazały się dla naszego kraju szczególnie brzemienne w przemiany polityczne, gospodarcze i obyczajowe, Jeżycjada wydaje się idealnym obiektem do badań kontekstów kulturowych. I rzeczywiście, kiedy Gomóła prezentuje analizy poszczególnych obszarów rzeczywistości oglądanych przez pryzmat życia Borejków, zwłaszcza starsi czytelnicy mają wyśmienitą okazję do skonfrontowania tych spostrzeżeń z własnymi doświadczeniami i obserwacjami.

A jednak jest łyżka dziegciu w tej beczce miodu, bo trudno się oprzeć wrażeniu, że autorka za obiektem swoich badań nie przepada, solidaryzując się raczej z tą grupą krytyków, która uważa Jeżycjadę za dzieło tendencyjne, promujące przestarzały system wartości. Podkreśla na przykład, że „w powieściach nie znajdziemy również tego, co można by określić jako poligamię ukrytą – trwanie w małżeństwie i jednocześnie w związkach pozamałżeńskich”[1], „nie pojawiają się rady i komentarze dotyczące zachowań seksualnych”[2], „nie został opisany (…) przypadek wielkiego uczucia o charakterze pozamałżeńskim, które rozbiłoby związek do tej pory szczęśliwy”[3], „nie pojawia się problem aborcji”[4] ani „żadne przejawy patologii społecznej, takie jak alkoholizm jednego czy obojga rodziców, maltretowanie dzieci czy wykorzystywanie seksualne. Nie ma także narkomanii, złego wpływu środowiska rówieśniczego, gangów młodzieżowych”[5], co ma świadczyć o tym, że „model przedstawiony przez Musierowicz jest na pewno uproszczony i wyidealizowany”[6]. W tym momencie nasuwa się pytanie, które chciałoby się zadać autorce i wszystkim z normalności Borejków robiącym zarzut: naprawdę nigdy nie spotkaliście Państwo zwykłej szczęśliwej rodziny, w której nie dość, że nikt nie krzywdzi drugiego człowieka, to jeszcze wszyscy jednolicie wyznają pogląd, że bardziej liczy się „być” niż „mieć”? Ale gdyby nawet, to bieguna północnego raczej też nie widzieliście, a przecież istnieje, nieprawdaż? Zresztą nie ma w tym wszystkim pełnej konsekwencji, bo owszem, przynajmniej część opisanych zjawisk w Jeżycjadzie występuje – Ewa Jedwabińska maltretuje własne dziecko, chociaż nie fizycznie, lecz psychicznie, sama nie zdając sobie z tego sprawy; młodzi Lisieccy nader wyraźnie poddają się złym wpływom środowiska, a niektóre ich zachowania można już podciągnąć pod przestępczość młodocianych – tyle że Borejkowie są ich świadkami, a nie uczestnikami. Tak jak wielu z nas.

Podobnie za daleko idzie stwierdzenie, iż „nastawienie [Musierowicz] do osób prowadzących własne firmy zmienia się wraz z sytuacją polityczną kraju”[7], czego dowodem ma być np. fakt, że pierwsza praca Piotra Ogorzałki „w prywatnym zakładzie jest złem koniecznym, zajęciem, które nie daje możliwości samorealizacji”[8] (a daje? Gdybym była młodym inżynierem, wątpię, czy odnalazłabym radość, tłukąc taśmowo jakieś proste elementy na obrabiarce w cudzym warsztacie…), zaś „Robert Rojek traci cały majątek z powodu nieuczciwego wspólnika. Następnie podejmuje pracę w zakładzie dawnego kolegi ze szkoły, który okazuje się nie tylko podłym człowiekiem, ale także marnym fachowcem”[9]. Czemuż to ma być „nastawienie”, a nie odzwierciedlenie najrealniejszych w świecie sytuacji, jakich wówczas, w pierwszych latach nowej rzeczywistości, zdarzało się na tyle dużo, by ciągle o nich mówiono i pisano?

Również niejaka pani Barbara, wytykająca Gabrieli, że zamiast zajmować się dziećmi, mogłaby robić karierę naukową, „jest przedstawiona jednostronnie, tak by ani jej osoba, ani poglądy nie mogły budzić sympatii czytelników”[10]; można by tak powiedzieć, gdyby postacie pokroju pani Barbary nie istniały, ale istnieją, są nawet całkiem widoczne w przestrzeni publicznej, a niestety większość z nich sympatii nie budzi, bo swoje poglądy demonstrują nachalnie, czasem wręcz agresywnie…

I jeszcze coś, co raziłoby zawsze i wszędzie – ale szczególnie razi w pracy, której autorem jest nauczyciel akademicki wydziału filologii polskiej, a wydawcą – jego macierzysta uczelnia: konsekwentnie błędna pisownia, horribile dictu, nazwiska patrona ulicy, przy której mieszkają Borejkowie. „Roosvelta”[11] spotykamy w tekście osiem czy dziesięć razy, nawet w cytacie z „Noelki”, w oryginale, rzecz jasna, niezawierającym błędu.

Jeśli ktoś jest w stanie strawić powyższe niedogodności i przegryźć się przez naukowe wprowadzenie, zajmujące dwadzieścia kilka stron, niech mimo wszystko sięgnie po „Sagę rodu Borejków” – konfrontacja naszego postrzegania ulubionej lektury z tym, jak ją widzą inni, też w jakiś sposób wzbogaca.


---
[1] Anna Gomóła, „Saga rodu Borejków. Kulturowe konteksty »Jeżycjady«”, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, 2004, s. 44.
[2] Tamże, s. 49.
[3] Tamże, s. 54.
[4] Tamże, s. 85.
[5] Tamże, s. 79.
[6] Tamże.
[7] Tamże, s. 141.
[8] Tamże, s. 140.
[9] Tamże, s. 141.
[10] Tamże, s. 101.
[11] Tamże, s. 109.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3450
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 9
Użytkownik: misiak297 29.02.2016 13:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Należę do czytelników teg... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dot, świetna recenzja (zastanawia mnie, dlaczego nie widać jej w polecanych - książka jest mało znana, a mogłaby zainteresować wiele osób tutaj). Ja natomiast wpisuję się w poczet tej grupy krytyków "która uważa Jeżycjadę za dzieło tendencyjne, promujące przestarzały system wartości":)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 29.02.2016 16:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Dot, świetna recenzja (za... | misiak297
Ależ wiem, wiem, co myślisz o Jeżycjadzie, najchętniej bym napisała w stosownym miejscu "i Ty, Misiaku", tylko że w recenzji nie wypadało :-)
Użytkownik: aleutka 01.03.2016 13:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Należę do czytelników teg... | dot59Opiekun BiblioNETki
Sama od czasow McDusi jestem w stosunku do Jezycjady bardziej krytyczna, ale staram sie wlasnie dostrzegac zalozenia poczatkowe. Rozbieznosc wykonania z intencjami krytykuje (sztandarowy przyklad to ten nieszczesny Jozinek potrzasajacy McDusia jak szczurem zdaniem narratora. To jest przemoc slowna i fizyczna a autorka zdaje sie tego kompletnie nie dostrzegac. Albo ta nieszczesna Dorotka, kreowana na super kompetentna przyszla lekarke, ktora kompletnie nie ma pojecia o udzielaniu pierwszej pomocy, choc teoretycznie przeszkolila ja mama pielegniarka.
Natomiast krytykowanie, ze w Jezycjadzie nie ma narkotykow, zwiazkow pozamalzenskich, zdrad alkoholizmu, wykorzystywania dzieci i innych tego typu urozmaicen jest glupota. Takie sa zalozenia poczatkowe. To jakby miec pretensje do basni, ze sie konczy happy endem.
Użytkownik: Pingwinek 07.01.2017 01:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Należę do czytelników teg... | dot59Opiekun BiblioNETki
Jak zdobyć książkę? Chciałabym przeczytać! :-(
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 07.01.2017 09:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak zdobyć książkę? Chcia... | Pingwinek
Miałam pożyczoną, najłatwiej chyba dopaść w bibliotekach uniwersyteckich (w Śląskiej w każdym razie jest).
Użytkownik: Pingwinek 07.01.2017 20:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Miałam pożyczoną, najłatw... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziękuję za cenną wskazówkę. Niestety na UMK jedyny egzemplarz wypożyczony jest prawie do końca roku.
Użytkownik: Pingwinek 11.05.2019 23:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za cenną wskazów... | Pingwinek
Udało się.
Użytkownik: Pingwinek 25.05.2019 07:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Należę do czytelników teg... | dot59Opiekun BiblioNETki
Sama nie posunęłabym się chyba do stwierdzenia, że autorka za obiektem swoich badań nie przepada, ale fakt, iż pisano już o "Jeżycjadzie" lepiej, pod każdym względem. Przeczytać pracę Gomóły jednak można.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 25.05.2019 09:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Sama nie posunęłabym się ... | Pingwinek
A pewnie, że można, ja zawsze lubię spojrzeć na temat ulubionych lektur z dwóch stron - tekst o nastawieniu "anty" zawsze skłania mnie do zastanowienia (ale nie nad tym, czy aby ja się nie mylę, że go tak dobrze oceniam, tylko nad tym, dlaczego ktoś ma aż tak różny od mojego punkt widzenia).
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: