Dodany: 21.01.2010 16:23|Autor: Averil
Zdecydowanie ANTYMAGICZNA
Rozpoczynając powieść Małgorzaty Nawrockiej „Anhar” nie wiedziałam, że ma to być jakiś „Anty-Potter”, podeszłam więc do niej bez żadnych uprzedzeń, ale i bez sprecyzowanych oczekiwań. Podtytuł „antymagiczna” nie kojarzył mi się z niczym konkretnym, a o książkach lubię wyrabiać sobie własne sądy.
Już po kilku stronach zorientowałam się, że jest to powieść, która ma na celu propagowanie jakiegoś z góry założonego wniosku. Nie było to z mojej strony bynajmniej odkrywcze, raczej trudno byłoby tego nie zauważyć, bo akcja rozwija się jak wzorcowa agitka.
Po dalszych kilku stronach odgadłam namolne przesłanie książki, pisane wołowymi literami. W tym momencie miałam szczerą ochotę rzucić książką w kąt (w sensie przenośnym, w rzeczywistości odłożyłabym ją na najdalszą półkę), ale ponieważ staram się tego nie robić, postanowiłam dać Autorce szansę. Przebrnęłam więc z trudem przez resztę wlokącej się niemożliwie akcji, nudnej jak flaki z olejem. Autorka nie potrafiła zbudować żadnego napięcia, opisy są jednostajne, nużące i właściwie nie wiadomo po co, skoro niczego do akcji nie wnoszą.
Największym jednak minusem, jeszcze większym od ślimaczącej się intrygi są bohaterowie, opisani tak, że ich losy nic a nic nas nie obchodzą. No, może zmienia się jedynie to, że im dalej, tym większą ochotę mamy pozbyć się kilku z nich, bo z każdą śmiercią będzie o jedną nudną postać mniej.
Mamy więc byłego maga, który nienawidzi magii i który, nawrócony na jedyną wiarę, chce tę wiarę zaszczepić najpierw wychowywanemu przez siebie następcy tronu, a przez niego (domyślnie) całemu krajowi. Mamy Aseret, dziewczynę, którą mag traktuje i kocha jak córkę. To znaczy - wiemy od Autorki, że Gordneo kocha Aseret, bo akcja książki nieszczególnie nas w tym utwierdza. Zresztą rzeczy, które musimy przyjąć za Autorką NA WIARĘ, wcale niewynikających z przebiegu akcji, jest więcej. Mamy w końcu tytułowego Anhara, następcę tronu, przyjemnego młodzieńca lat szesnastu, o którym z książki dowiadujemy się dodatkowo, że jest mądry i inteligentny ponad wiek. Nawiasem mówiąc, chwilami Anhar zachowuje się jak trzydziestolatek z kilkuletnim stażem w polityce, a nie jak szesnastolatek, ale to można by, przy dobrej woli, podciągnąć pod specjalne szkolenie magiczne.
I to w zasadzie tyle. Bohaterowie przeżywają jakieś przygody, ale wątki zostały poprowadzone w taki sposób, by maksymalnie udowodnić „jedynie słuszną tezę”. Podróżują więc, są porywani, atakowani, bronią się, uczą i - oczywiście - poznają BŁĄD, w którym żyją i PRAWDĘ, KTÓRA ICH WYZWOLI. A wszystko jednostajnie, nużąco i całkowicie bez wyrazu.
Odniosłam nieodparte wrażenie, że Autorka także nie lubi swoich bohaterów, bo gdyby ich lubiła, opisałaby ich tak, że staliby się nam bliżsi. Tymczasem są to papierowe postacie, całkowicie bez życia. Nie sposób ich polubić, bo są zupełnie nieprzekonujący. Im bliżej końca książki, tym miałam większą ochotę wyręczyć któregoś z wrednych, złych magów i własnoręcznie zabić bohaterów, by wreszcie nastąpił koniec.
Tak, jest to książka zdecydowanie ANTYMAGICZNA. Nie ma w niej ŻADNEJ magii. Niczego, co sprawia, że lektura jest fascynująca, że oczarowuje nas tak, że rozmyślamy o niej, wracamy pamięcią do niektórych fragmentów, że lubimy o niej porozmawiać, że chcemy po pewnym czasie przeczytać ją powtórnie. Ta antymagiczna książka wywołuje jedynie zażenowanie i chęć jak najszybszego zapomnienia o czasie zmarnowanym na przebrnięcie przez nią. I jeszcze może chęć modlitwy: Boże, chroń nas przez zaangażowanymi autorami, którzy mają dobre chęci, ale niewiele talentu!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.