Dodany: 19.01.2010 17:06|Autor: waga!68

Autobiografia?


Druga połowa XIX wieku. Młoda, ambitna, samodzielna i pragnąca zarabiać na swoje utrzymanie Angielka, Lucy Snowe wyrusza w podróż w poszukiwaniu pracy. Przypadek sprawia, że pewnej nocy przy pomocy nieznajomego dżentelmena trafia, we francuskim mieście Vilette, na pensję dla dobrze sytuowanych panien, którą prowadzi madame Beck. A że akurat ta dama potrzebuje kogoś do nauki języka angielskiego, po krótkiej konsultacji z monsieur Paulem (również nauczycielem tej szkoły) decyduje się zaryzykować i powierzyć to stanowisko młodej i poznanej w dość dziwnych okolicznościach kobiecie. Lucy okazuje się osobą uczciwą i oddaną sprawie. Jak potoczyły się jej losy, kogo i z jakich sfer poznała, mężczyzn, kobiety, to już trzeba sprawdzić samemu.

Książka ta jest uważana za najbardziej dojrzałą w twórczości Charlotty, jej biografowie twierdzą, że jest to w zasadzie autobiografia autorki, bo Vilette w rzeczywistości to ówczesna Bruksela, gdzie autorka istotnie około roku uczyła w szkole. Główni bohaterowie książki, madame Beck i monsieur Paul, to naprawdę małżeństwo, które prowadziło ośrodek i przyjęło Charlottę do pracy. Przeżycia Lucy Snowe i monsieur Paula to opis romansu autorki z mężem właścicielki szkoły. Tylko doktora Johna nie da się jednoznacznie przyporządkować. Autorce chodziło chyba bardziej o opisanie nielubianego i niecenionego wysoko ówcześnie zawodu lekarza.

Sama książka w sumie niezła, choć czyta się ją różnie, w zależności od nastroju autorki. Raz bardzo ciężko, są dłużyzny (chyba miała taki styl), a innym razem szybko i w pogodnym nastroju. Musimy jednak pamiętać, w jakim momencie książka ta była pisana. W domu się nie przelewało, był starzejący się i wymagający coraz większej opieki ojciec oraz chorujące i umierające jedno po drugim rodzeństwo autorki. A i sama pisarka wydaje się osobą pesymistycznie nastawioną do życia i świata, niezdecydowaną i nieśmiałą. I to też czasem przebija z kart tej powieści. Ale ciekawe, dość zaskakujące zakończenie, osnute mgiełką tajemnicy i niedomówienia, spowodowało, że zdecydowałem się dać tej książce ocenę 4,5.

Polecam wielbicielom Charlotte Brontë oraz czytelnikom CIERPLIWYM!

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 7067
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 8
Użytkownik: paren 20.01.2010 00:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Druga połowa XIX wieku. M... | waga!68
Bardzo ciekawe spostrzeżenia. Nieczęsto zdarza się mi się czytać, że ktoś omawiając jakąś książkę wziął pod uwagę warunki i okoliczności, w jakich została napisana. Zaintrygowałeś mnie...
"Villette" do schowka. :-)
Użytkownik: bogna 20.01.2010 08:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Druga połowa XIX wieku. M... | waga!68
Kilka dni temu skończyłam czytać "Na plebanii w Haworth", więc mogłam skonfrontować przedstawioną przez Ciebie treść książki z biografią Charlotty Brontë. Widać w tej książce rok jej życia w Brukseli :-)
Teraz chcę wrócić do twórczości obu sióstr Brontë i spojrzeć ich oczami na to, co napisały.
Użytkownik: waga!68 23.01.2010 18:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Kilka dni temu skończyłam... | bogna
Wielkie dzięki Paren i Bogno. Dopiero zacząłem pisać recenzje, jestem więc absolutnym beniaminkiem. Do napisania tej recenzji skłoniła mnie lektura „Na plebanii w Haworth”, też książka sama w sobie wspaniała. Co prawda, uważam że największy talent z sióstr miała Emilka i oczywiście moją ulubioną książką są „Wichrowe wzgórza” (kiedyś może odważę się napisać recenzję), ale cała rodzina była utalentowana literacko, Anna też. Jeśli doczekam się polskich wydań pozostałych powieści Charlotty i Anny, po przeczytaniu ich też wyrażę swoją opinię. Siostry Brontë pod względem moich ulubionych autorów zajmują drugie miejsce, na pierwszym, niezmiennie od siedmiu lat, jest Jane Austen. Jak sobie przeczytam po raz drugi jej wszystkie powieści, to też je opiszę, z wyjątkiem „Rozważnej i romantycznej”, którą już zrecenzowałem.
Ojej, ale się rozpisałem, a to miały być tylko podziękowania. Pozdrawiam.
Użytkownik: misiak297 28.03.2010 20:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Wielkie dzięki Paren i Bo... | waga!68
"Villette" doczytałem chyba bardziej z lojalności. Trudno porównywać to dzieło do "Jane Eyre", którą pochłaniałem strona po stronie. "Villette" jest ciekawa, ale pisana nieco flegmatycznie... Pewnie z powodów, które wyłuszczasz w swojej recenzji. I ja z utęsknieniem czekam na inne powieści Charlotte, a także na "Agnes Grey" Anne Bronte.
Pozdrawiam Cię serdecznie! Czy sięgnąłeś już po "Targowisko próżności" Thackeraya?:)
Użytkownik: waga!68 31.03.2010 14:33 napisał(a):
Odpowiedź na: "Villette" doczytałem chy... | misiak297
Cześć! To wszystko, co piszesz, to prawda. Ja ją przeczytałem właściwie tylko po to, by mieć pogląd na twórczość Charlotte (książki wydane dotąd w Polsce). Poza tym też nie mam zwyczaju odkładać książek przed końcem.
"Targowiska próżności" jeszcze nie przeczytałem, bo "męczę się" z "Sagą rodu Forsyte'ów", wyjątkowo nudna książka, napisz co sądzisz o tej mojej opinii. Pozdrawiam i życzę wesołych Świąt. :)
Użytkownik: misiak297 31.03.2010 23:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Cześć! To wszystko, co pi... | waga!68
Witaj:) No cóż, z Twoją opinią nie zgadzam się ani na jotę, gdyż dla mnie "Saga rodu Forsyte'ów" była naprawdę objawieniem. Powieść o upadku szacownego mieszczańskiego rodu z tymi balami zaręczynowymi, z tymi ślubami, rozwodami. No i ta historia między Soamesem i Ireną... Przekleństwo kolejnych pokoleń. Moim zdaniem Galsworthy napisał dzieło absolutnie wybitne. Zna się nie tylko na czasach, o których pisał, ale również na psychice ludzkiej. I to jest ten atut. A co Ci się dokładnie w tej sadze nie podoba?:) Bo ja na przykład lubię ją dużo bardziej niż "Noce i dnie".
Użytkownik: waga!68 04.04.2010 21:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj:) No cóż, z Twoją o... | misiak297
Cześć,no cóż masz do swojej opini prawo.Mogę powtórzyć tylko to co już wcześniej mówiłem cioci, np. jak można być tak bezwzględnym wobec własnej żony i jak można być tak zimnym i wobec męża(Irena)i to że go nie kochała nie ma tu nic do rzeczy tak się wobec siebie zachowywać nie przystoi(zwłaszcza im i zwłaszcza w ich czasach)! Po drugie prawie cały pierwszy tom "kręci się" wokół domu Soumasa,co mnie obchodzi że facet kupuje działkę buduje dom i jakie będą w nim rzeczy(podręcznik inżynieri budowlanej czy co ?)Co prawda jestem dopiero w połowie drugiego tomu,ale jeżeli nic lub nie wiele się zmieni to utwór ten dostanie odemnie 3 i nigdy więcej juz po niego nie sięgnę A wtedy zgodnie z obietnicą podaruję tę książkę cioci.
Użytkownik: misiak297 04.04.2010 22:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Cześć,no cóż masz do swoj... | waga!68
Widzisz, pierwotnie tytuł sagi miał brzmieć: "Posiadacz". Żona - piękna i zmysłowa - była kimś w rodzaju kolejnej rzeczy w domu Soamesa. Bo wypada mieć w domu Watteau, wypada mieć i żonę. Irena musiała wyjść za niego za mąż albo prawdopodobnie skończyłaby na ulicy jako prostytutka. Soames traktował ją jak swoją własność. Oczywiście główny wątek stanowi historia miłości/nienawiści Soamesa i Ireny, ale to się zmienia w tomach, jest tu jeszcze kilka innych par, a nie chcę Ci spoilerować, wiem, że tego nie lubisz. A dom jest o tyle ważny, że porusza problem wolności artysty (Bossiney). Ten dom to coś na skalę światową, a jednocześnie luksusowe więzienie.
Zresztą - tak czy siak - szanuję Twoją opinię. Każdy może patrzeć na literaturę tak jak chce.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: