Dodany: 01.02.2016 21:18|Autor: asia_

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

„BYŁ SOBIE DZIAD I BABA…”, CZYLI STAROŚĆ W LITERATURZE - KONKURS nr 195


Przedstawiam KONKURS nr 195, który przygotowała dot59.



„BYŁ SOBIE DZIAD I BABA…”, CZYLI STAROŚĆ W LITERATURZE


„Był sobie dziad i baba,
bardzo starzy oboje,
ona kaszląca, słaba,
on skurczony we dwoje. (…)
Żyli bardzo szczęśliwie
I spokojnie jak w niebie,
Czemu ja się nie dziwię,
Bo przywykli do siebie.
Tylko smutno im było,
Że umierać musieli,
Że się kiedyś mogiłą
Długie życie rozdzieli.”

(Józef I.Kraszewski)



Każdy z nas kiedyś będzie musiał przez to przejść. Przez to – czyli przez starość. Oczywiście nie omija ona i postaci literackich. Niewiele jest utworów, w których jakaś starsza osoba nie występuje, choć nie zawsze na pierwszym planie. Z setek możliwych dusiołków powybierałam takie, by utworzony przez nie obraz starości był barwny i zróżnicowany.
Wszystkich chętnych zapraszam do ich identyfikacji.
Jeśli w tekście padają imiona/nazwiska wyjątkowo ważnych postaci, oznaczam je literami X,Y,Z, mniej ważne inicjałami imion/nazwisk.

Za każdy fragment można otrzymać 2 punkty – odpowiednio po jednym za autora i tytuł (w przypadku utworów poetyckich tytuł wiersza, nie tomiku) - maksymalnie 60 punktów; liczba strzałów nieograniczona. Jeżeli więcej osób zdobędzie taką samą liczbę punktów, zostaną uhonorowane stosownym laurem w kolejności nadesłania finałowych maili.
Termin nadsyłania odpowiedzi upływa 14 lutego (niedziela) o godz.23.59.

Odpowiedzi wysyłajcie na adres: [...]. W tytule podajcie swój nick biblionetkowy.
Jeżeli nie życzycie sobie podpowiadania, czy znacie dusiołka/rodzica, zaznaczcie to w pierwszym mailu. Wszystkie dusiołki znajdziecie w moich ocenach.
Odpowiedzi na maile spodziewajcie się głównie późnym popołudniem lub wieczorem.

Powodzenia!




Czasami starość to głównie słabość, nieporadność, brzydota (a co najmniej ubytek dawnej urody), choroby i ubóstwo…


1.


W pokoiku pani N. było ciasno i duszno, i czuć było mdłą woń, jakby woń sędziwej starości. Matka B. siedziała w trzcinowym, powyściełanym zwykłymi poduszkami, fotelu, a nogi miała okryte kraciastą chustką. Była otyła i spojrzała na pannę B. oczyma wielkimi, lecz bez wyrazu, jakby nie nastawionymi już na żaden z przedmiotów tego świata. Gdy panna B. pochyliła się do jej ręki, staruszka pogładziła ją drugą ręką z wysiłkiem po włosach. Panna B. zapuściła już w ciągu roku długie włosy i okręcała je warkoczami dookoła głowy.
- Piękne włosy – rzekła matka N. głosem tak słabym, jakby się odezwał z dziecinnej nakręcanej zabawki. – Ja też miałam duże, piękne włosy. Ale teraz… - zamilkła i po upływie pewnego czasu dodała z żałością: - powyłaziły.



2.


S. był już stary. To odkrycie zdumiało ich tak, jak nagłe ujrzenie upiora. Jakoś dotychczas nie wierzyli, że to może się zdarzyć. Popijali whisky i cicho rozmawiali na temat tej nowej dla nich myśli.
Na przykład jego ramiona... widzieliście, jak mu obwisły? A chód już nie ma sprężystości.
Trochę powłóczy nogami, ale nie to jest ważne - chodzi o oczy. Oczy ma stare.
Nigdy nie chciał położyć się do łóżka; chyba dopiero ostatni.
Zauważyliście, że w samym środku opowiadania zapomina, o czym mówi?
Ja to poznałem po jego skórze. Cała jest pomarszczona, a wierzch dłoni ma zupełnie przezroczysty.
Oszczędza prawą nogę. Tak, ale to jest ta, którą mu złamał koń. Wiem, ale dawniej nigdy tego nie robił.
Mówili te rzeczy z oburzeniem. To nie może być - powtarzali. Ojciec nie może się zestarzeć. Jest młody jak jutrzenka, wieczysta jutrzenka.
Może się najwyżej postarzeć tyle co południe, ale, Boże drogi, przecież niemożliwe, żeby przyszedł
wieczór, a noc?... Boże kochany, nie!



3.


Była to drobniutka, sucha starowinka, w wieku jakich sześćdziesięciu lat, z ostrymi, złymi oczkami, z malutkim, spiczastym nosem, bez chustki na głowie. Płowe, ledwie siwizną przyprószone włosy były tłusto nasmarowane olejem. Cienka i długa szyja, podobna do kurzej nogi, była omotana jakimiś flanelowymi gałgankami, a z ramion, mimo upału, zwisała zniszczona i pożółkła salopka na futrze. Staruszka raz po raz kaszlała i postękiwała.



4.


Były nadmiernie grube lub przesadnie chude, pomarszczone i nabrzękłe, siwe lub wyłysiałe, poubierane w dystyngowane czarne suknie z różnych epok, z koronkami albo dżetami, spłowiałe i dziwnie pachnące. Były przeważnie ubogie, jednak nie wszystkie. Niektóre miały na barkach wyleniałe skunksy albo zżółkłe gronostaje, a w białych, naciągniętych uszach staromodne butony. Ale wszystkie były stare.
Ich wielkie brzuchy wspierały się na cienkich nóżkach, jak beczki na zapałkach, podczas gdy inne znów nogi były grube i równe, pod wałkami czarnych pończoch wełnianych uchodzące do ciasno zesznurowanych trzewików. Twarze siedziały ciężko na tłustych podgardlach, podpiętych w dole broszkami z granatów, lub chwiały się na szyjach wydłużonych, przewiązanych pośrodku aksamitką, a widoczna gra mięśni, żył i ścięgien, które "chodziły" pod skórą żółtą i cienką, dodawała grymasom tych twarzy i słowom mówionym jakiejś patetycznej, sabatowej ekspresji.



5.


Pensjonariusze siedzieli na tarasie. Patrzyli przed siebie. Wydawało się, że na coś czekają. Rozkoszowali się słońcem na podobieństwo jaszczurek zastygłych wśród kamieni. Czaszki porośnięte pojedynczymi suchymi włosami. Twarze jakby zszyte z kilku kawałków skóry. Policzki w sińcach, ranach, ropnych zadrapaniach. Bibułkowe powieki. Wzdęte chorobą brzuchy. Pobrużdżone dłonie. Sękate palce. Uda jak żaboty. Zwisające luźno. Chwiejące się z każdym poruszeniem ciała. Oswobodzone z trzewików i pantofli stopy. Koślawe paluchy. Wyrostki. Guzki. Wodniste narośle.
Starego G. tam nie było.



6.


Howard G. wyglądał na starszego niż 67 lat. Całe swoje dorosłe życie spędził jako niższy rangą urzędnik w siódmej największej firmie ubezpieczeniowej świata, a teraz, gdy był na emeryturze, wydawało się, że lata biurowej pracy naznaczyły go równie wyraźnie, jak stare wilki morskie naznaczone są przez wiatr i słońce. Był bardzo siwy i pulchny. Jego twarz nie marszczyła się ani nie zapadała z wiekiem, tylko wypełniała, nabierając delikatnej gładkości noworodka; włosy też miał jak małe dziecko, cienkie niczym jedwab. Nigdy nie należał do postawnych mężczyzn, a teraz jego kruchość podkreślał jeszcze rozlewający się tłusty brzuch, który zmuszał go przy siedzeniu do rozstawiania szeroko chudych kolan.



7.


Babcia M., prababka J., mająca, jak sama przyznawała, dziewięćdziesiąt dziewięć lat, była białowłosą staruszką o pomarszczonej twarzy i czarnej jak sadza skórze. Wychudła i przygarbiła się. Zdrowie jej już nie dopisywało, a ważyła mniej niż dziewięćdziesiąt funtów. Wzrok przygasł, poruszała się po omacku. Miała na sobie długą bawełnianą suknię, która ciągnęła się po podłodze, i zniszczoną szarą narzutkę, przez długie lata wielokrotnie łataną. Jej rodzice byli niewolnikami z murzyńskiego plemienia Geechee i żyli na kocią łapę po wyswobodzeniu ich pod koniec wojny przez pułkownika Clavuba M., właściciela plantacji.



8.


Małe, urocze staruszki. Z początku ich nie widzicie. Aż tu nagle już są, w tramwaju, na poczcie, w sklepie, w poczekalniach szpitala, na ulicy, o proszę, tu jedna, tam druga, trzecia i jeszcze czwarta po drugiej stronie ulicy, piąta, szósta. Chryste, skąd nagle ich się tyle wzięło?! Spojrzeniem ogarnia wszystko: stopy w za ciasnych butach, spuchnięte jak pączki, obwisłą skórę na wewnętrznej stronie przedramienia, zrogowaciałe paznokcie, siatkę popękanych żyłek. Uważnie obserwujecie ich cerę: jest albo zadbana, albo zapuszczona. Odnotowujecie szarą spódnicę i białą bluzkę z wydzierganym kołnierzykiem (niezbyt czystym!). Bluzka skurczyła się i wypłowiała po praniu. A ona źle zapięła guzik, stara się go odpiąć, ale nie może sobie poradzić, palce są sztywne, kości stare, stały się jakieś takie dziwnie lekkie i ażurowe, jak u ptaków. Dwie kobiety jej pomagają, no proszę, dopinają kołnierzyk wspólnymi siłami. Zapięta tak pod samą szyję wygląda jak dziewczynka. Dwie inne wygładzają drobny wzór na kołnierzyku, okrzyki zdziwienia, ileż lat ma ten haft, to jeszcze po mojej mamie, o, jakże kiedyś wszystko było doskonałe i piękne. Jedna z kobiet jest gruba, ma wyraźną wybroczynę na karku, przypomina starego buldoga. Druga bardziej elegancka, ale skóra na karku pomarszczona jak u indyka. Przemieszczają się w małej formacji, jak trzy kurki…



9.


Przez ponad pięćdziesiąt lat ani razu nie przyszło mu do głowy, żeby się zważyć.
Teraz miał uczucie, że ubranie wisi na jego wychudzonym ciele, i czasem łapały go jakieś bóle, to w nodze, to znów w kolanie, w piersiach lub w karku.
Miał siedemdziesiąt trzy lata: i choć tak wysechł, bynajmniej nie uważał się za starca.
A czy ona myślała o sobie jako o starej kobiecie? Kiedy rozbierał się, patrzyła na niego z ironią, nie zdając sobie sprawy, że sama jest o wiele bardziej zniszczona.
(…) Wiedział, że go podgląda i cieszy się widząc, jak coraz bardziej dziadzieje, ale w chwilę później nadchodziła jego kolej, by zerkać ukradkiem na jej biust wyschnięty i płaski, obwisłe pośladki i obrzmiałe kostki u nóg.



10.


- Ooo, dzień dobry – ojciec wita Wojtka z dużymi emocjami. Coś jeszcze mówi, bo głos mu przechodzi w emocje, łka i cieszy się jednocześnie. Odsłania w uśmiechu zęby pożółkłe jak wszystko dookoła – kartki książek i białe prześcieradło. Na nosie ma wielki strup, który od lat żyje swoim życiem. Pachnie przesraną starością. (…)
Ale wiem, kogo Wojtek widzi: człowieka, który w jego ostatnich wspomnieniach był w podobnym wieku jak my teraz. Mógłby być naszym kumplem, razem moglibyśmy chodzić na koncerty, na wódkę, do puszczy. I teraz ten człowiek ma nagle 150 lat i rozpada się jak radioaktywny pluton. Wojtkowi w jednej sekundzie licznik przeskakuje wszystkie zatrzymane lata.
Przeprowadzam ojca na fotel w kącie pokoju. Nauczyłem się od opiekunki – trzeba stanąć mocno na lekko rozstawionych nogach, objąć go pod pachy i podnieść. Potem przeprowadzić, trzymając mocno pod rękę, jak niewidomego. Nakierować nad miejsce docelowe i asekurować przy siadaniu.



… czasem smutek, poczucie osamotnienia, tęsknota za tym, co minęło…


11.


Leszczyna się stroi w fioletową morę,
a lipa w atłas zielony najgładszy...
Ja się już nie przebiorę,
na mnie nikt nie patrzy.

Bywają dziwacy,
którzy z pokrzyw i mleczów składają bukiety,
lecz gdzież są tacy,
którzy by całowali włosy starej kobiety?

Jestem sama,
Babcia mi na imię -
czuję się jako czarna plama
na tęczowym świata kilimie...



12.


Starzec spojrzał w zamyśleniu na tarczę ze strzałkami. Opróżnił szklankę, pijąc znacznie wolniej niż przedtem. Kiedy się odezwał, w jego głosie brzmiała nuta wyrozumiałości, niemal filozoficznej zadumy, jakby złagodniał pod wpływem piwa.
- Wiem, czego pan oczekuje - rzekł. - Oczekuje pan, że powiem: "Znów chciałbym być młody". Większość starych ludzi tak właśnie by odpowiedziała. Chcieliby odzyskać zdrowie, siły. W tym wieku ciągle coś człowiekowi dolega. Nogi wciąż mnie bolą, pęcherz bez przerwy mi dokucza. W nocy siedem razy muszę zrywać się z łóżka. Ale, z drugiej strony, starość też ma swoje zalety. Odchodzi wiele zmartwień. Żadnych bzdur z babami, a to znaczna ulga. Wierzyć się nie chce, że minęło już trzydzieści lat, odkąd jakąś miałem. I nawet nie czułem przez ten czas potrzeby.
W. oparł się plecami o parapet okna. Dalsze wypytywanie starca nie miało sensu. Właśnie zamierzał ponownie iść po piwo, gdy nagle starzec zerwał się i podreptał szybko w stronę drzwi cuchnącego ustępu. Dodatkowe pół litra zrobiło swoje. W. siedział przez dłuższą chwilę wpatrzony w pustą szklankę. Nawet się nie zorientował, kiedy wstał i znów znalazł się w alejce. Rozmyślał o tym, że za dwadzieścia lat już nikt nie zdoła odpowiedzieć na tak strasznie ważne, a zarazem tak szalenie proste pytanie: "Czy przed Rewolucją żyło się lepiej niż obecnie?" Lecz w rzeczy samej już teraz nie sposób było uzyskać na nie odpowiedzi, gdyż nieliczne, rozproszone niedobitki dawnego świata nie umiały porównać jednej epoki z drugą. Staruszkowie pamiętali miliony bezużytecznych szczegółów: kłótnię z kumplem, szukanie zgubionej pompki rowerowej, wyraz twarzy dawno zmarłej siostry, kurz wirujący w wietrzny poranek przed siedemdziesięciu laty; natomiast wszelkie istotne fakty znajdowały się jakby poza ich polem widzenia. Byli jak mrówki, które widzą małe przedmioty, lecz nie dostrzegają wielkich.



13.


Staruszek siedział smutny i przybity,
Uniósłszy brwi, w fotelu koło okna.
Obok herbata stała niedopita.
Z cygara smużka snuła się błękitna,
Popiół się zwijał w cieniusieńkie włókna.

Był dzień zimowy, i na to strapienie
Przez ażurowe niebieskawe zwoje
Patrzyło słońce czułe nieskończenie.
Ale już teraz jego złote lśnienie
Biegło na zachód przez puste pokoje.

Zegar na ścianie swą dobitną miarą
Odmierzał czas. Staruszek spać się zdawał.
Spojrzał przez okno z niewyraźną wiarą.
Rósł na cygarze popiół kupką szarą,
Z popiołu woń sączyła się słodkawa.



… a czasem coś jeszcze gorszego, zwłaszcza gdy w naturę wmieszają się zjawiska niezupełnie z tej ziemi…

14.


Nie pachniała najprzyjemniej, a może to był zapach jej domu? X. zmarszczył nos, kiedy przecisnęli się obok niej (…). Teraz, kiedy stała tak blisko, zobaczył, jak jest mała i drobna: pochylona pod ciężarem wieku, ledwie sięgała mu piersi. Kiedy zamykała za nim drzwi, zobaczył jej sine, pokryte plamami knykcie. Potem odwróciła się i spojrzała mu prosto w twarz. Jej oczy pokryte były grubą kataraktą i zapadnięte między fałdami przezroczystej skóry, a twarz upstrzona popękanymi żyłkami i plamami wątrobowymi.(…) Woń starości, kurzu, niepranej odzieży i stęchłego jedzenia wzmocniła się, kiedy ściągnęła z siebie czarną, zjedzoną przez mole chustę, ukazując głowę z rzadkimi białymi włosami, przez które widać było jej czaszkę.



15.


I starzał się.
Starzał się z trzaskiem. Z chrzęstem podobnym do odgłosu płonącej trawy. Błękitne włosy blakły i pokrywały się srebrem siwizny, skóra marszczyła się głębokimi bruzdami, miecz dygotał w coraz bardziej pajęczych palcach, na końcach których rosły połamane, żółtawe paznokcie, zwijając się w haki. Z półotwartych ust wypadały mu zęby, jeden po drugim, ciągnąc nitki gęstej krwi i śliny.
X. biegł. Unosząc w powietrzu skręconą nogę, kuśtykając i podskakując.
Nawet ubranie G. się starzało. W jednej sekundzie pokryło się plamami, metalowe okucia poczerniały, hafty straszyły strzępami zetlałych nitek.



Dla niektórych starość oznacza bycie zdanym na opiekę innych, które niekiedy jest całkiem przyjemne, zwłaszcza gdy tę opiekę sprawują osoby bliskie…


16.


Y. i Z. nie mają psa ani królików, ani też innych własnych zwierząt. Lecz mają dziadziusia. Jest to najlepszy dziadziuś, jaki jest na całym świecie, jestem tego pewna. My - wszystkie dzieci z X. - nazywamy go dziadziusiem, chociaż nie jest dziadziusiem nas wszystkich, tylko Y. i Z. Mieszka w pokoju na piętrze w Zagrodzie Północnej. Jest to tak miły pokój i tak miły dziadziuś, że my, wszystkie dzieci, chodzimy tam, gdy nie mamy nic innego do roboty. Dziadziuś siedzi w fotelu na biegunach i ma długą, białą brodę, zupełnie jak krasnoludek. Ma tak słaby wzrok, że prawie nic nie widzi. Nie może czytać ani książek, ani gazet, ale to nie ma znaczenia, bo i tak wie wszystko, co jest napisane w książkach. Opowiada nam też często przypowieści biblijne i o tym, jak to było dawniej na świecie, gdy dziadziuś był małym chłopcem. Y., Z. i ja czytamy mu gazetę - kto umarł i kto skończył pięćdziesiąt lat i różne nieszczęśliwe wypadki, i ogłoszenia, i wszystko. Jeśli w gazecie jest napisane, że gdzieś uderzył piorun, to dziadziuś umie opowiedzieć najmniej dwadzieścia różnych wypadków, gdzie i kiedy piorun uderzył dawniej. A jeśli jest napisane, że byk zakłuł kogoś rogami, to dziadziuś opowiada nam o wszystkich ludziach, których znał i których zły byk wziął na rogi. W ten sposób trwa to dość długo, zanim przeczytamy gazetę. Czasami czytają chłopcy. Chociaż dziadziuś bardziej lubi, gdy Y. lub Z., albo ja mu czytamy. Chłopcy opuszczają całą masę ogłoszeń i innych rzeczy.



… lub obce, ale z nienajgorszym podejściem do podopiecznych…


17.


Może gdzieś tam w Szwecji albo w USA staruszki żyją sobie spokojnie w jasnych słonecznych pokojach. Leżą w łóżkach w śnieżnobiałej pościeli albo siedzą w fotelach. Na ścianach w ich pokojach wiszą reprodukcje obrazów Ruisdaela, Milleta, Van Gogha. Na parapecie okiennym rosną w doniczkach kwiaty. Jeśli dzień jest ciepły i pogodny, okna są uchylone i wiatr porusza firankami. Za oknami widać drzewa, słychać śpiew ptaków. W takie pogodne i ciepłe dni uśmiechnięte pielęgniarki w białych czapeczkach wyprowadzają staruszki na spacer, trzymając je ostrożnie pod ramię albo sadowią je w fotelach na kółkach i wywożą do ogrodu, aby staruszki mogły odetchnąć świeżym powietrzem i przypatrzeć się roślinom, ptakom i motylom z bliska. Staruszki rozglądają się i uśmiechają, czasem rozmawiają z pielęgniarkami o byle czym, na przykład o pogodzie albo o jedzeniu. Pielęgniarki zresztą wiedzą, uczono je tego, o czym mają rozmawiać ze staruszkami.(…) Uśmiechnięte pielęgniarki są czujne i natychmiast zauważają, gdy coś jest nie w porządku: gdy staruszka usiłuje na przykład włożyć swoją białą czapeczkę zamiast na głowę – na nogę, albo gdy mówi, że jej siostra, która trzydzieści lat temu umarła, przyjdzie ją w niedzielę odwiedzić i przyniesie poziomki z własnego ogródka, świeżo zebrane.



18.


Stary w końcu dostał swoje miejsce, tak jak marzył, w domu opieki w Bramyra koło Byneset. M. dawno nie widział w człowieku takiej przemiany. Staruszek promieniał. Świeżo ogolony i zadbany, z czystą sztuczną szczęką, siedział w swoim pokoju otoczony książką, telewizorem i radiem. Wszystkie posiłki jadał wspólnie z innymi i okazało się, że wielu z nich zna.
Czuł się bezpieczny, zadbany. A więc najjaśniejszym punktem całej tej historii miał być stary. Od czasu, kiedy dziesięć dni temu przeniósł się do domu opieki, M. odwiedził go trzy razy i za każdym razem wychodził z dobrymi uczuciami w sercu. Nie rozmawiali o T., unikał poruszenia tego tematu, wolał raczej zapytać, co mieli na obiad, jak nazywają się osoby z personelu i jakie one są.
Stary zaczął się również uśmiechać w zupełnie nowy sposób, uśmiechem, który sięgał do samych oczu i powodował, że policzki mu delikatnie drżały, prawie jak u małego dziecka.



… a czasem staje się nieco denerwujące…


19.


Daruje Pan, że znowu trochę pomarudzę, tym razem na temat naszego domu starców. Kiedy moja opiekunka robiła się coraz bardziej zramolała, dokonałam przeglądu tego rodzaju instytucji. Niezbyt to podnosi na duchu, gdy któryś raz z rzędu widzi się to samo: babcie siedzące posłusznie w kółku w tandetnych fotelach przed telewizorem drącym się na nie na cały głos, jak nie przymierzając Mussolini. W którymś z takich domów spytałam kierowniczkę: „jakiego rodzaju zajęcia mają państwo w ofercie?”. Spojrzała na mnie ze zdumieniem. Jak to, nie widać, że głusi babcie i dziadkowie właśnie się świetnie bawią? W końcu dostałam odpowiedź: „Raz w tygodniu przychodzi animator i urządza zawody”. „Zawody?” – zdziwiłam się, nie widząc tu raczej kandydatów do olimpijskich medali. „Tak –odparła protekcjonalnym tonem. – Ustawia wszystkich w kole, każdemu po kolei rzuca piłkę plażową i trzeba ją odrzucić.” No i dziś rano przy Starszym Sierżancie pozwoliłam sobie na uwagę o piłce plażowej, ale nic do niego nie dotarło, co mnie specjalnie nie dziwi. I głusi starcy, i stuknięci starcy za wszelką cenę starają się Nie Sprawiać Kłopotu. A że jedyny sposób, by Na Pewno Nie Sprawiać Kłopotu, to znaleźć się w trumnie, więc ja osobiście zamierzam Sprawiać Kłopot Jak Najdłużej, bo chcę jeszcze trochę pożyć.



… przykre i upokarzające…


20.


W domu starców! Niech pani tam nigdy nie idzie, jeżeli tylko może pani tego uniknąć – mówił – niech pani tam nie idzie. Nigdy sam, straszne to, zawsze między ludźmi. Służba mówi do ciebie dziadku albo tatusiu. Pytam się, dlaczego? Co by im szkodziło powiedzieć pan, jak do wszystkich? I traktują nas, jakbyśmy wszyscy bez wyjątku na starość dziecinnieli. Przemawiają do pani jak do rocznego lub dwurocznego dziecka.



… albo wręcz okropne.


21.

— A tak i stara poszła we świat — zaczęła J.
— Kto? — spytała Anna podnosząc się.
— A stara A.
— Na żebry…
— Juści, że na żebry! Hale! nie na słodkości, ino na żebry. Obrobiła krewniaków, wysłużyła się im bez lato, to już ją puściły na wolny dech.
— Wróci na zwiesnę, to im naznosi w torebeczkach, a to i cukru, a to i harbaty, a to i grosza coś niecoś; zaraz ją będą miłowały, każą spać w łóżku, pod pierzyną, robić nie dadzą, coby se wypoczena… A wujna, a ciotka jej mówią, póki tego ostatniego szelążka od niej nie wyciągną… A jesienią to już la niej miejsca nie ma w sieni ani we chliwie. Ścierwy, psie krewniaki i zapowietrzone — wybuchała J. i taki gniew ją przejął, że stara jej twarz posiniała.



Toteż wielu ludzi mimo osiągnięcia wieku emerytalnego stara się być aktywnymi zawodowo…


22.


Pani X., z domu de C., jest to kobieta w podeszłym wieku, posiadająca od lat czterdziestu mieszczańską gospodę, położoną przy ulicy Neuve-Sainte-Geneviève, między dzielnicą łacińską a przedmieściem Saint-Marceau. Gospoda ta, znana pod nazwą Domu X., daje schronienie tak mężczyznom jak i kobietom, tak młodzieży, jak starcom; pomimo to obmowa nie tknęła nigdy obyczajów tego szanownego zakładu. (…) Po chwili zjawia się wdowa, przystrojona w tiulowy czepek, spod którego zwiesza się fałszywy warkocz źle przytwierdzony, i posuwa się, wlokąc za sobą powykrzywiane pantofle. Twarz jej stara, jakby obrzękła, z nosem zakrzywionym na kształt papuziego dzioba; ręce pulchne, cała osoba utuczona jak szczur kościelny, o nadzwyczaj pełnych kształtach; wszystko harmonizuje jak najlepiej z tym salonem, do którego wszystkimi szparami, zdaje się wciskać nieszczęście, gdzie z kątów wygląda zaczajona spekulacja, gdzie powietrze duszne i odrażające nie sprawia jednak wstrętu pani X. Oblicze jej, świeże jak pierwszy przymrozek jesienny, oczy otoczone siecią zmarszczek, których wyraz słodki jak uśmiech tancerki, może w jednej chwili zmienić się w pochmurne spojrzenie rachmistrza (…). Chorobliwa otyłość tej małej kobiety jest skutkiem życia, jakie prowadzi, tak jak tyfus jest wynikiem szpitalnych wyziewów. Spod starej, przerabianej sukni wymyka się podołek wełnianej spódnicy, świecący kłakami wypadającej waty.



23.


Na niskim stołeczku przed łóżkiem babina, o twarzy pomarszczonej i wyschłej niby gruszka suszona na zimę w kominie, gniewliwie owinęła się chustą; jej dłonie były pokrzywione ze starości i pokryte niebieskim żyłkowaniem. K. jęknął bezgłośnie i uczynił znak odpędzający złe, ale starucha zbyła go machnięciem ręki i wygładziła ciemną spódnicę, która sterczała dobre pół łokcia od ziemi na warstwie nakrochmalonych halek. Spod chustki ciasno zakutanej i związanej pod brodą na solidny węzeł łysnęły ku niemu przejrzyste, bursztynowe ślepia wiedźmy.



24.


Mimo sześćdziesięciu i siedmiu lat rześki jest jeszcze w sobie. Spokój i powaga maluje się na jego zwiędłej w trudach twarzy. Włosy jego są mocno siwe; a długa broda zupełnie siwa. Pierś zaklęsła pod pikowanym kaftanem często zadychuje się wprawdzie, a grzbiet zgarbiony nigdy jakoś nie chce rozprostować, ale tym nie ma się co trapić, póki nogi i oczy starczą, póki i w ręku siła jest. Kiedy mu duszność dech zapiera, a w zgiętym grzbiecie ból jakiś krzyże łamie, stary M. nakłada w małą fajeczkę tytoń z poczerniałego, związanego sznurkiem pęcherza i kurząc ją, wypoczywa chwilę. Tytoń, którego używa, nie jest zbyt wyborny, ale daje taki piękny, siny dymek i tak M. smakuje. Siny ten dymek ma i to jeszcze w sobie szczególnego, że widać w nim różne rzeczy oddalone i takie, które już dawno minęły.



25.


Stary był suchy i chudy, na karku miał głębokie bruzdy. Brunatne plamy po niezłośliwym raku skóry, występującym wskutek odblasku słońca na morzach tropikalnych, widniały na jego policzkach. Plamy te biegły po obu stronach twarzy, a ręce miał poorane głębokimi szramami od wyciągania linką ciężkich ryb. Ale żadna z tych szram nie była świeża. Były one tak stare jak erozje na bezrybnej pustyni. Wszystko w nim było stare prócz oczu, które miały tę samą barwę co morze i były wesołe i niezłomne.



… mieć znaczący wpływ na innych…


26.


Podagra i kruchość kości wywarły wpływ na starego W.F. Siedział na swym ustawionym na podwyższeniu tronie z poduszką pod sobą i gronostajowym płaszczem na kolanach. Mebel był wykonany z czarnego dębu, a jego oparcie wyrzeźbiono na podobieństwo dwóch grubych wież połączonych łukowatym mostem. Było ono tak masywne, że starzec wydawał się na jego tle groteskowym dzieckiem. Lord W. miał w sobie coś z sępa, lecz jeszcze więcej z łasicy. Łysa, pokryta starczymi plamami głowa sterczała z chudych ramion na długiej różowej szyi. Pod cofniętym podbródkiem zwisała luźna skóra, mętne oczy łzawiły, a bezzębne usta poruszały się bezustannie, ssąc powietrze, tak jak niemowlę ssie pierś matki.



… albo różnymi sposobami odsuwać i maskować objawy starzenia się.


27.


- (…) otóż, wyobraź sobie, ta Zajączkowa była kobietą wielkiej urody. Była nią i była, i tak do późnej starości. Jeszcze jako osiemdziesięciolatka miała kochanków z podchorążówki.
- Chyba dla kariery?
- Nie wykluczam, ale to inna sprawa. Bo, widzisz, ona była zakonserwowana.
Obkładała się świeżym mięsem…
- Podchorążymi?
Nie, świeższym, rzeźnym. Płatami dobrego mięsa. I spała na łóżku, pod którym cały rok leżały wielkie bryły lodu. I różowała pięty, kolana i płatki uszu. I tak dalej. Dzięki temu zachowywała jędrność i świeżość.



28.


W kwiecie osiemdziesięciu dwu wiosen wciąż wyglądała jak dawna pani L. No, może niezupełnie, może tylko we własnym mniemaniu tak wyglądała, bo na przykład M. nazywała ją w myślach babcią Barbie i tylko ostatkiem woli powstrzymała się, by nie wykrzyknąć tego głośno. Spod czarnego kapelusza spływały na pierś platynowe włosy ujęte w dwie kitki oplecione u nasady czarną aksamitką. Wielka grzywka zasłaniała fantazyjnie jedno oko. To drugie, odsłonięte, wyglądało jak wielki granatowy kleks. Odważny makijaż sprawiał, że twarz przypominała bladoróżową maskę z krepiny lub czegoś równie pogniecionego. Ust nie było widać, bo zasłaniała je dłoń ozdobiona imponującym rubinem. Skórzana kurteczka opinała szczupłą talię, wełniana spódnica natomiast ledwie przykrywała kolana.



A może po prostu najlepiej podejść do starości filozoficznie i z humorem?


29.


Staruszkowie są zgrzybiali z jednej strony, a poczciwi z drugiej, oni co najwyżej cieszyć się mogą z tego, że to, co kiedyś groziło im jako wyczerpanie sił i możliwości, mogą teraz uważać za zwykły brak ochoty.
Co do starców, to mają oni jeszcze funkcje i nieraz znaczne role społeczne, a poza tym u nich z wiekiem łączą się zwykle jakieś prerogatywy, czasem przywileje, czasem władza. Mogą się w związku z tym uważać za ważniejszych i to im czasem pozwala na różne myśli. Także o tym, że się w nich coś pali i ma prawo. I nawet powinno się palić.



30.


Miliardy są nas na tym świecie,
który mgliście widzimy przez szkła,
i każdego z nas w dołku gniecie,
i każdy z nas zgagę ma.

Ale choć nam nawala w wątrobie,
choć nas męczą zastrzyki i kasze,
śmiało, starcy! stańmy na głowie!
Ziemia młodym. Lecz niebo jest nasze.


===========


Dodane 15 lutego 2016:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:

Rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 5296
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 22
Użytkownik: asia_ 01.02.2016 21:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Macie plany na starość? Ja będę wtedy czytać dużo książek ;) A co poza tym? Konkursowe fragmenty mogą stać się inspiracją - albo ostrzeżeniem.

Zapraszamy!

Spośród uczestników tego konkursu wylosowany zostanie zdobywca powieści Walet Pik: Opowieść z suspensem Joyce Carol Oates. Zasady losowania: tutaj.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.02.2016 11:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
A ja na zachętę podrzucam garść firmowych mataczeń, czy raczej orientacyjnych namiarów.

5 rodziców było w Sztokholmie w celach niekrajoznawczych, a jeszcze jeden mógłby tam pojechać jako osoba towarzysząca, ale nie doczekał.
W języku jednego z tych laureatów jest napisanych aż 13 dusiołków (wliczając jego własny), kolejnych trojga – 8, a piątego – 2.

Z trzech utworów poetyckich dwa wszyscy możemy czytać w oryginale, a z trzecim pewnie dałaby sobie radę starsza generacja Biblionetkowiczów.

Co najmniej osiem dusiołków bywało czytanych obowiązkowo, choć nie wszystkie równocześnie.
A dwanaście można było obejrzeć.
Użytkownik: KrzysiekJoy 02.02.2016 14:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Piękny temat Dorotko. Sam miałem chęć go przygotować. Zabieram się do czytania dusiołków.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.02.2016 22:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Pod koniec pierwszej doby konkursu z różnymi aspektami starości zmaga się pięcioro uczestników.
Nierozpoznane pozostają dusiołki: 5, 7, 9, 10, 13, 17, 19.
W razie, gdyby nikt z konkursowiczów nie miał pomysłu na mataczenia, z biegiem czasu można liczyć na kolejną porcję autorskich (co nie znaczy, że zachęcam do niewysilania się :-) ).
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 03.02.2016 13:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
UWAGA! Drodzy konkursowicze, przyznaję się do błędu, jaki popełniłam w zamieszczonej podpowiedzi: niesłusznie przypisałam najwyższy laur jednemu z rodziców, moim zdaniem niewątpliwie wybitnemu, co nie zmienia sytuacji, że tego wyróżnienia w rzeczywistości nie otrzymał. Przepraszam za wprowadzenie Was w błąd!
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 04.02.2016 16:52 napisał(a):
Odpowiedź na: UWAGA! Drodzy konkursowic... | dot59Opiekun BiblioNETki
Czuję się wyprowadzony z równowagi, nie wiem czy teraz w ogóle jestem w stanie dalej coś zgadywać ;p
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.02.2016 17:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Czuję się wyprowadzony z ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Tego już masz :-).
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.02.2016 22:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Komunikat z frontu walki ze starością:
zmagania toczy 11 konkursowiczów, a niektórzy już całkiem, całkiem zaawansowani w odgadywaniu (panowie w przewadze!).
Najbardziej rozpoznawalnym dusiołkiem jest 16, natomiast jeszcze nikt nie poradził sobie z 5, 10 i 19.

5 jest stosunkowo mało czytywana, do czego mogłam się i ja osobiście przyczynić :-), przynajmniej wśród Biblionetkowiczów.
Adresu 10 trzeba szukać w czasach słusznie minionych.
19 ma w tytule pewne pojęcie, poniekąd antagonistyczne do jej pochodzenia. Jest oddzielnym elementem czegoś większego - to jedna z tych form, w których rodzic lubi się wypowiadać (podobnie jak rodzice 17 i 24).
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.02.2016 23:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Stan na dziś:
liczba konkursowiczów wzrosła o 2 osoby, a liczba odgadniętych dusiołków o tyleż.
Tym samym pozostał nietknięty jedynie nr 10. Jeśli się uważnie wczyta w treść fragmentu, można z niej wyekstrahować co najmniej jedną wskazówkę.
Pragnę przypomnieć, że wytrwałym uczestnikom zapewniam dodatkowe mataczenia autorskie, pod warunkiem, że mi dadzą szansę, tzn. przyślą więcej niż jednego maila :-). Mogę też na forum, bylebym została nagabnięta.
Użytkownik: KrzysiekJoy 06.02.2016 09:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Stan na dziś: liczba ko... | dot59Opiekun BiblioNETki
To nagabuję Cię. :-) Poproszę jednak coś więcej o 10. I może jeszcze troszkę o 29.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.02.2016 10:27 napisał(a):
Odpowiedź na: To nagabuję Cię. :-) Popr... | KrzysiekJoy
Rodzic 10 raczej nie posługuje się w swej twórczości fikcją, i nawet dusiołek, choć gatunkowo nią jest, w rzeczy samej jest w dużej mierze oparty na faktach. A opowiada o zamianie ról, która dla wielu ludzi jest nieuchronnym skutkiem upływu czasu.

Rodzic 29 zajmuje się zawodowo tworzywem niematerialnym, z którego powstaje nasz ulubiony produkt :-) i bez którego bylibyśmy na nieporównanie niższym poziomie cywilizacji. Ale z konkretnych porad przerzucił się na luźne refleksje, często snute w towarzystwie. Dusiołek ma różnorakie rodzeństwo, w tym takie, którego jest doskonalszym klonem.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.02.2016 20:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
NADZWYCZAJNY KOMUNIKAT KONKURSOWY!

Drodzy uczestnicy,

w trakcie konkursu wypłynęła sytuacja, z jaką się do tej pory nie spotkałam: kilka osób rozszyfrowało jeden z dusiołków jako cytat z książki, której nigdy w życiu nie czytałam. A ja za zasadę przyjęłam dawać do konkursu pozycje ocenione. Ale ponieważ nie wszyscy mają zwyczaj szperać w ocenach konkursotwórcy, przy pierwszej takiej odpowiedzi nic mnie nie zdziwiło, po prostu uznałam, że widocznie danej osobie fragment wydał się podobny do czegoś, co czytała, a nie ma pod ręką. Przy drugiej zaczęłam się zastanawiać. Przy następnej wpisałam pierwsze dwa zdania do wyszukiwarki i zdębiałam, bo istotnie jako pierwsza pozycja ukazał się fragment książki zupełnie innej niż ta, z której fragment wzięłam, lecz brzmiący (z jedną doprawdy niewielką zmianą) identycznie.

Ponieważ w tej sytuacji nie mogę zaliczyć odpowiedzi tylko tym uczestnikom, którzy wskazali właściwy (moim zdaniem) tytuł, a nie mogę też uznać za prawidłową odpowiedzi podającej tytuł, którego do dziś na oczy nie widziałam, podjęłam w porozumieniu z arbitrem konkursowym decyzję, że ten fragment (nr 5) zostanie z konkursu wyłączony. Zatem do odgadnięcia pozostanie 29 dusiołków, a maksymalna liczba punktów do uzyskania będzie wynosiła 58.

Przepraszam wszystkich, którzy już udzielili odpowiedzi - mam nadzieję, że nie poczujecie się urażeni, iż ta cząstka waszego wysiłku poszła na marne.

Następnym razem obiecuję nie wybierać dusiołków z literatury wątpliwej proweniencji :-).
Użytkownik: joanna.syrenka 07.02.2016 01:59 napisał(a):
Odpowiedź na: NADZWYCZAJNY KOMUNIKAT KO... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ale numer. Toż to kryminałem pachnie! A można na PW się dowiedzieć, o jakie książki chodziło i kto prawdopodobnie popełnił niecny plagiat?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 07.02.2016 08:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale numer. Toż to krymina... | joanna.syrenka
Jasne, służę fragmentami!
Użytkownik: KrzysiekJoy 07.02.2016 07:28 napisał(a):
Odpowiedź na: NADZWYCZAJNY KOMUNIKAT KO... | dot59Opiekun BiblioNETki
Jak już, to konkursowa jest plagiatem, bo wydana została sześć lat po książce, w której znajduję się prawie identyczny fragment.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 07.02.2016 08:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak już, to konkursowa je... | KrzysiekJoy
Pierwsze, co zrobiłam, to właśnie to sprawdziłam :-). Od samego początku coś mi w tej książce nie pasowało, czemu dałam wyraz w czytatce czy też recenzji. A potem sprawdziłam jeszcze jedną rzecz, i już mam hipotezę, jak do tego zjawiska doszło.
Użytkownik: Sznajper 15.02.2016 00:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Pierwsze, co zrobiłam, to... | dot59Opiekun BiblioNETki
Nie mów, że 5 to cytat z książki Sumlińskiego :D
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 15.02.2016 07:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie mów, że 5 to cytat z ... | Sznajper
Nie, to takie damskie dwa w jednym :-)).
Dusiołka wyłączyłam z konkursu, więc mogę już powiedzieć, w czym rzecz. Mój fragment pochodzi z książki Plac dla dziewczynek (Oskarsson Lena (pseud.)). Miałam wprawdzie drobne wątpliwości, co do jej autorstwa (patrz Czarna owca w Czarnej Serii), ale kawałek mi tak pasował, że uznałam za stosowne go włączyć.
Tymczasem kilka osób zidentyfikowało go jako cytat z innej pozycji, Ślicznotka doktora Josefa (Rudzka Zyta), wydanej 6 lat wcześniej, u tego samego wydawcy (tylko wydawnictwo nosiło wówczas inną nazwę). Sprawdziłam - różnica jest nad wyraz minimalna, w "Ślicznotce..." brzmi on tak:
"Chodząc, podpatrywała pensjonariuszy. Siedzieli na tarasie. Patrzyli przed siebie. Rozkoszowali się słońcem na podobieństwo jaszczurek zastygłych wśród kamieni. Wystawiali się na pomazanie ciepłem. Czaszki porośnięte suchymi pojedynczymi włosami. Twarze jakby zszyte z kilku kawałków skóry. Policzki w sińcach, ranach, ropnych zadrapaniach. Bibułkowe powieki. Wzdęte chorobą, brzuchy. Pobrużdżone dłonie. Sękate palce. Uda jak żaboty. Zwisające luźno. Chwiejące się z każdym poruszeniem ciała. Oswobodzone z trzewiczków i pantofli stopy. Koślawe paluchy. Wyrostki. Guzki. Wodniste narośla.
Wydawało się, że na coś czekają. Godzinami wpatrywali się w bramę...".
Autorka powyższego utworu nazywa się Zyta Rudzka, domniemany tłumacz "Placu..." Zygfryd Radzki.
Wniosek? Chyba lepiej było w dawnych czasach, kiedy pisarze zapisywali swoje utwory na setkach kartek papieru - nie było pokusy, żeby pasujący kawałek z wydrukowanego już, lecz niezbyt poczytnego utworu przenieść do następnego, napisanego pod pseudonimem, a jeśli nawet była, to nie było to aż tak łatwe, jak "kopiuj-wklej"...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 07.02.2016 22:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Kochani uczestnicy, ale ja was chyba nie wystraszyłam tym niespodziewanym zubożeniem liczby dusiołków? Już nic podobnego się nie stanie, obiecuję, cała reszta została zaczerpnięta z książek, których autorstwo nie jest w najmniejszym stopniu zagadką.
Nadal nierozszyfrowany pozostaje staruszek spod nr 10, stosunkowo mało rozpoznawalne są też fragmenty nr 2 (jak rany, trudno uwierzyć, że tak mało osób to czytało!), 7, 9, 13, 17, 18, 19, 20 i 29.
Z tych 10 trzy (2,7 i 19) napisane są w jednym języku, 10, 17 i 29 w drugim, cztery pozostałe każdy w innym.
W przypadku rodziców nr 9, 10 i 13 dusiołki nie należą do gatunku dominującego w ich twórczości.
Rodzice 9 i 13 większość życia spędzili na emigracji, ten pierwszy z wyboru, a ten drugi przymusowo, przy czym przez dobre 20 lat mieszkali równocześnie w tym samym kraju.
Dusiołek 20 ma najmniej liczne rodzeństwo, a i tak w naszym katalogu figuruje jako jedynak.
Jedno z dzieciątek rodzica 17 (nie konkursowe) zawiera w swoim tytule całe miano dusiołka 9.
18 to mniej więcej ten sam gatunek co 2, tyle że podzielony. I nieco chłodniejszy, chociaż jeśli chodzi o emocje, to niekoniecznie.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 08.02.2016 23:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Kolejny komunikat konkursowy: ostatni dusiołek został rozszyfrowany!
Do końca jeszcze prawie tydzień, a ja nadal mogę służyć mataczeniami - tylko pytajcie.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 11.02.2016 20:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Zostały jeszcze trzy konkursowe dni, nie licząc kawałka dzisiejszego. Nadal zachęcam do kontynuowania poszukiwań; uczestnicy, którzy napisali do mnie więcej niż raz, wiedzą, że chętnie dostarczam dodatkowych informacji.
A może jeszcze ktoś nowy zechce dołączyć?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.02.2016 22:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Po pewnym namyśle postanowiłam dorzucić do konkursu jeszcze 12 godzin, dając w ten sposób wszystkim nocnym markom szansę zdążenia z ostatnimi strzałami, a sobie - pójścia spać przed północą, dość istotnego w aspekcie wczesnorannego wstawania do pracy. W przerwie śniadaniowej (albo jakiejkolwiek innej) poodpowiadam na wszystkie nocne maile.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: