Dodany: 13.01.2010 17:54|Autor: carp
„Nie od razu Kraków zbudowano…”
Książka „Sześć grobów do Monachium” Maria Puzo w niczym nie przypomina największego dzieła pisarza, czyli oczywiście „Ojca chrzestnego”. Można tutaj zauważyć podobną relację tych dwóch książek do siebie, jak między książkami Georga Orwella „Wiwat aspidistra” i „Rok 1984”. Obaj wielcy pisarze musieli dojrzeć do tego, by stworzyć dzieła-bestsellery, dzięki którym świat o nich nigdy nie zapomni. Gdyby natomiast twórczość Puzo skończyła się na „Sześciu grobach do Monachium”, zapewne nie byłby dziś jednym z najbardziej znanych pisarzy świata.
Książka jest niby ciekawa, ale w sumie nie za bardzo. Niby zaskakująca, ale tak naprawdę przewidywalna. Niby ukazuje głębokie, wzruszające i przerażające uczucia i przeżycia głównego bohatera, ale w zasadzie ani nie wzrusza, ani nie przeraża, a głębia jest dość płytka. Owszem, książka jest napisana sprawnie, lekko i fajnie się ją czyta. Tyle tylko, że po przeczytaniu „Ojca chrzestnego” czy „Sycylijczyka” oczekuje się po książce Maria Puzo czegoś więcej niż tylko teg,o że będzie się ją przyjemnie czytać.
Reasumując, jeśli się ma akurat wolne popołudnie i absolutnie nic ciekawego do roboty, w takich okolicznościach warto tę książkę przeczytać…
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.