Dodany: 20.01.2016 16:32|Autor: misiak297

"To niesłychane, jak bardzo ludzie umierają"[1]


"O tym, że nie żyje, dowiedziała się jako ostatnia. Czasami tak bywa. Rano wszystko było jeszcze w porządku: żywi mijani na ulicy pozdrawiali ją tak, jakby wciąż do nich należała. Gdy dotarła do pracy, nikt już nie patrzył jej w oczy. Rzeczy z jej biurka leżały w plastikowym worku.
– No, no – powiedziała szefowej. – Po coście to zebrali? To wszystko nowe jeszcze, niedawno kupione.
Na co tamta odparła:
– Co z tego? Te rzeczy należą do zmarłej, a rzeczy zmarłych się pali"[2].

Tak rozpoczyna się "Uprawa roślin południowych metodą Miczurina", w zasadzie niepozorny (niecałe 150 stron) zbiór krótkich opowiadań. Tak rozpoczyna się też niezwykła literacka przygoda. Weronika Murek zabiera czytelnika w świat niby dobrze znany, a jednak niecodzienny, przełamany, zaprawiony groźnym absurdem, czarnym humorem. Sygnalizowanie na okładce wizyty w świecie "nieokiełznanej wyobraźni i nieskrępowanej swobody literackiej"[3] to nie jest marketingowy haczyk. Te opowiadania hipnotyzują. Potrząsa się głową, zastanawiając się z ciekawością, co tu się może jeszcze stać. Weronika Murek brawurowo korzysta z dobrodziejstw realizmu magicznego. I jest uczciwa tak samo jak wydawca – to nie ten tani realizm magiczny niekiedy stanowiący składnik ratujący w gruncie rzeczy lichą prozę (w myśl: "a dodam tu trochę niesamowitości, nada głębi, będą się zastanawiał, o co mi, do diabła, chodziło. Trzeba być pomysłowym!"). Przy całym nieokiełznaniu wyobraźni panuje tu porządek, całość rządzi się osobliwą (ale jednak!) logiką. Wielka to sztuka – panować nad tekstem, który wciąż zaskakuje czytelnika.

"– Jak pani nie zobaczy ciała, to nigdy do pani ta śmierć nie dotrze – odparła Różyłło (…). – Należy się pogodzić.
– Zaraz pójdę – powiedziała Maria – wielkie mi coś: rzucić okiem. To chwilę zajmie, na razie nie mam czasu.
– Ona nie ma czasu! – odezwała się Różyłło. – Ona nie ma czasu! (…) Ależ tak, właściwie do czego ma się pani śpieszyć? Do domu, do rodziny, do kaszy w garnku? – urwała, czerwona. – Pani wie, ja zazdroszczę czasem wam, umarłym. (…) Pani już na niczym nie zależy, pani już nie jest śpieszno, ma pani święty spokój.
– Jak taka pani zazdrosna, to proszę się zamienić – powiedziała Maria.
– Nie chcę – odparła tamta, opuszczając wzrok. – Na co mi to? Mam tu obowiązki.
Milczały. (…)
– Duża cudowność nam się ostatnio zdarzyła – powiedziała Różyłło, przytuliła córkę. – No nie, Kasieńka? Z trzech jaj cztery kurczęta. (…)
– Nie ma sprawiedliwości – rzekła matka głucho. – U nas się dziecko straciło, a u was życia a życia, aż kury za nim nie mogą nadążyć. (…)
– Mamusia, a może i ja bym się zabiła? – odezwała się Kasieńka.
– Ja się nie zabiłam – odparła Maria – to był tragiczny wypadek. (…) Zresztą, ja żyję jeszcze"[4].

Barwny i bogaty to świat. Jest tu i mężczyzna sprzedający pozostałości z pożarów, i fryzjerka, która prezentuje klientom fryzury różnych osób na zdjęciach pośmiertnych, i chłopak roznoszący chleb z chłodni, i uśpiony pies, który powraca przywołany dziecięcymi modlitwami, i człowiek, który umie chodzić dookoła pszczół, i Kindler, co wierzy, że jest podglądany podczas wizyt w ekskluzywnej restauracji, i dziadek rozmawiający z ogniem, i mim "przebrany za barokowe paniątko"[5]. Jest także przygłucha Matka Boska w podomce, spędzająca czas na dzierganiu Jezusowi skarpet.

A oto scena z salonu fryzjerskiego:

"– No, to wie już pani? – spytała fryzjerka, kończąc obsuszanie. Kobieta ze sklepiku otworzyła oczy.
– Jaką chcę fryzurę?
– Nie – odparła tamta, przekręcając kapelusz na głowie gospodarza. – Które z nich nie żyje.
Kobieta spojrzała raz jeszcze na albumik, otworzyła go na chybił trafił i znowu zamknęła. Poprzez litery wytłoczone na brązowej okładce przebiegł refleks słońca; odczytała: „Zakład fryzjerski Marusia, wyroby z włosów najlepsze w okolicy”.
– Nie – powiedziała. – I już nie odgadnę.
– No – odparła fryzjerka, uśmiechając się z zadowoleniem. – Oni wszyscy martwi. To są zdjęcia pośmiertne. Dawniej takie robiono, żeby mieć pamiątkę. (…) Ale prawda, że jak żywi? – spytała gospodyni z uciechą. – Każdego pytamy, nikt nam nie chce wierzyć. Pani Jasia jeszcze w technikum nazbierała.
– No – powiedziała fryzjerka. – Pewno, tak było. Nosiłam się z myślą o własnym fryzjerskim zakładzie, mówię: wezmę, zbiorę. Na co katalogi z Paryża z różnymi włosami, skoro mamy w Polsce naszych pięknych zmarłych? A każdy jak czesany!"[6].

Szukając wspólnego mianownika dla tych opowiadań, można stwierdzić, że rozgrywa się tu swoisty pojedynek między życiem a śmiercią. Owe dwa aspekty przenikają się wzajemnie w większości tych prozatorskich miniatur ("W tył, w dół, w lewo", "Alergia na pióra pudrowe", "Trzeci pochówek generała Sikorskiego z uwzględnieniem koca", "O prawdopodobnej śmierci polskiego kosmonauty"). Najlepszy efekt daje to w pierwszym opowiadaniu (bezapelacyjnej perle zbioru!), w której Maria dowiaduje się o swojej (rzekomej?) śmierci i, zawieszona między światami, obserwuje przygotowania do własnego pogrzebu, rozmawia z innymi zmarłymi, którzy na wieczorku zapoznawczym próbują pomóc jej odnaleźć się w nowej sytuacji, a ona uparcie, choć coraz mniej pewnie powtarza, że przecież jeszcze żyje. Fenomenalne są te sceny, gdzie zwyczajne życie – z trudnym hasłem w krzyżówce, zapachem detergentów, rozmowami z koszmarnie mieszczańską ciotką czy szwedzką gazetą, w którą zawinięty był konik – miesza się ze śmiercią przyjmowaną przez postronnych z wyrozumiałością, ale też zakłopotaniem.

A oto fragment rozmowy z wieczorku zapoznawczego zmarłych:

"– Nie przedstawiła się pani – powiedział mężczyzna znad szachownicy. – Nie powiedziała nic o sobie. Nie przyznała, na co umarła.
– Jeszcze nie umarłam (…) No, a nawet jeśli – powiedziała Maria – to i tak nie wiem na co. – I szybko, chcąc uprzedzić pytanie: – I nie jestem ciekawa. No, po co mi to? Zmieni to cokolwiek?
– Nie – odparł tamten. – Ale będzie o czym rozmawiać.
– To ta sprzed kamienicy – powiedziała kobieta z rękawiczką. – Mówiłam ci, kochany. Już z nią rozmawiałam. Nie dopuszcza myśli.
– Nawet przyjść nie chciała – odezwała się jej córka, kładąc miskę z mlekiem i wężem na kolanach. – Łaskę nam robi, mówi, że była akurat na cmentarzu i wpadła, że nie chce sama czekać, aż ją pochowają. (…)
– No – powiedział mężczyzna znad szachownicy – to na co pani zmarła?
– Może pani mówić – odezwał się ten w czerwonych chodakach. – Tutaj sami swoi.
– A tak sobie, po prostu – powiedziała Maria. – Mogłam, to umarłam. (…)
– Osobiście jestem człowiekiem rozumu – powiedział – i nie przekonuje mnie śmierć tak po prostu.
– Dlaczego? – spytała kobieta z aksamitką. – Ja też się kiedyś zabiłam. Nie ma się czego wstydzić. Każdy z nas ma inne potrzeby. Niektórzy odchodzą w samotności, tak lubią. Jeśliby oceniać…
– Wcale nie oceniam – powiedział mężczyzna. – Po prostu nie mieści mi się w głowie. Ja osobiście żyłbym, ile wlezie – umilkł, udał, że zbiera palcem okruchy ze stołu. – Ostatecznie jednak człowiek jest wolny niestety.
– Jest przyjemnie żyć – odezwała się kobieta z rękawiczką. (…)
– Jeśli tylko są chęci – powiedziała Maria. – A u mnie nie było. Może mi się znudziło to życie? Może raz w życiu chciałam zrobić coś tylko dla siebie?
– Dla siebie – powtórzył tamten.
– No już, już – powiedziała kobieta z aksamitką. – Bo spłoszycie panią – urwała, odwróciła się do Marii i uśmiechając szeroko, dodała: – Ja panią rozumiem. Chciała pani mieć coś własnego i ma: śmierć. To świetna sprawa. Gdybym mogła raz jeszcze zdecydować, postąpiłabym tak samo. Proszę się nie tłumaczyć. (…)
– Ja też nie żałuję – powiedziała kobieta z rękawiczką. – Mnie się śmierć trafiła, ale nie żałuję. Zastanawiam się czasem, co by było, gdybym nie umarła"[7].

"Uprawa roślin południowych metodą Miczurina" to przykład naprawdę błyskotliwej prozy. Weronika Murek opisuje pozornie zwyczajne sytuacje (śmierć w rodzinie, strach dziecka przekonanego, że pod jego łóżkiem czai się potwór, organizacja zabawy sylwestrowej, taniec, wizytę w restauracji, pogrzeb) i typowe ludzkie dramaty (odrzucenie, niepewność, poszukiwanie własnego miejsca w świecie), aby zaraz tę "zwyczajność" w pomysłowy sposób przełamać. Przy tym świetnie bawi się językiem, ma doskonałe pióro do dialogów, snuje swoje opowieści z prawdziwą swadą. Z dziwnego świata przez nią wykreowanego po prostu nie chce się wychodzić.

Cóż – można tylko sobie życzyć więcej tak udanych debiutów. I takich czytelniczych olśnień.


---
[1] Weronika Murek, "Uprawa roślin południowych metodą Miczurina", Wydawnictwo Czarne, 2015, s. 30.
[2] Tamże, s. 9.
[3] Tamże, tekst z okładki.
[4] Tamże, s. 21-22.
[5] Tamże, s. 124.
[6] Tamże, s. 110-111.
[7] Tamże, s. 58-60.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5362
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 12
Użytkownik: sowa 20.01.2016 21:37 napisał(a):
Odpowiedź na: "O tym, że nie żyje, dowi... | misiak297
Cud-cytaty! Książka do schowka (jeśli da się tam upchnąć jeszcze cokolwiek).
Użytkownik: misiak297 20.01.2016 21:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Cud-cytaty! Książka do sc... | sowa
Dziękuję za wyróżnienie. Warto znaleźć dla niej miejsce nawet w przeładowanym schowku! Czytałem w wersji elektronicznej, a po pierwszym opowiadaniu,zakupiłem sobie wydanie książkowe.
Użytkownik: sowa 20.01.2016 21:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za wyróżnienie. ... | misiak297
A masz tę wersję elektroniczną może? (zapytała Sowa niebezinteresownie).
Użytkownik: misiak297 20.01.2016 21:47 napisał(a):
Odpowiedź na: A masz tę wersję elektron... | sowa
Mam, ale niestety nie mogę jej udostępniać. Dostałem od wydawnictwa.
Użytkownik: sowa 20.01.2016 22:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam, ale niestety nie mog... | misiak297
:-(
Użytkownik: sowa 03.02.2016 20:37 napisał(a):
Odpowiedź na: A masz tę wersję elektron... | sowa

Ta-dam, już mam. A że własną – nie wiem, kiedy przeczytam, hehe (taki to już los książek własnych, nie muszę tu nikomu mówić), ale jaka miła perspektywa lekturowa...
Użytkownik: joanna.syrenka 21.01.2016 00:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Cud-cytaty! Książka do sc... | sowa
Nóżką, nóżką, tak jak ja...
Użytkownik: sowa 21.01.2016 21:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Nóżką, nóżką, tak jak ja.... | joanna.syrenka
Nóżką się już nie da. Pleckami ewentualnie, nóżki wpierając w podłoże. I najlepiej przy pomocy osób trzecich (albo chociaż jednej; nb. jeśli osoba trzecia jest jedna, to chyba jest drugą osobą po prostu? Zapchany schowek, jak widać, sprawia też problemy filologiczne).
Użytkownik: miłośniczka 21.01.2016 08:23 napisał(a):
Odpowiedź na: "O tym, że nie żyje, dowi... | misiak297
Ja też upycham, choć nie powinnam już nic do tego schowka wpychać. No rewelacja! A ja myślałam, że to jakiś debiutancki badziew. :-(
Użytkownik: Szeba 09.04.2016 16:53 napisał(a):
Odpowiedź na: "O tym, że nie żyje, dowi... | misiak297


A ja mam trochę mieszane uczucia po przeczytaniu tego zbiorku. Rzeczywiście, pierwsze opowiadanie jest bardzo dobre, sprawia wrażenie i czegoś nowego, świeżego, i dobrze znanego jednocześnie, być może za sprawą tego jak jest napisane - choć minimalistycznie, to w jakiś tajemniczy sposób buduje się na tym, wytwarza "coś" pomiędzy wierszami.
Pierwsze skojarzenia jakie miałam, bo owszem, miałam, to moralitet oraz - nie mam pojęcia dlaczego - "Igraszki z diabłem" (i to dokładnie ten spektakl z Kociniakiem i Kondratem).

Zanim przeczytałam książkę, a czytałam o niej różne dobre słowa tu, na Bnetce, obejrzałam sobie na Youtubie krótki wywiad z Autorką, jakieś wydanie Xięgarni, podczas którego Agata Passent wygadywała dziwne rzeczy o nierozbudowanej prozie Murek, że dlaczego tak skromnie i oszczędnie objętościowo, płytko fabularnie i psychologicznie itp. Mówię, że to dziwne rzeczy, bo według mnie w tej książce (a raczej w tym pierwszym opowiadaniu) jest wszystkiego akurat - nie za dużo, nie za mało i widać to gołym okiem czytelniczym, nieuzbrojonym, że tak powiem ;) Taki styl, taki klimat, taka potrzeba. Autorka coś tam odpowiedziała, że tak już ma, ale też, że właściwie to marzy, czy nosi się z zamiarem napisania czegoś większego. No a ja nie wiem, czy to byłby akurat dobry pomysł...

Sama autorka też chyba wie, czego chce, bo potem otworzyłam info o tym, że teraz będzie współpracowała z jakimś teatrem przy jakiejś sztuce, niestety, nie zwróciłam uwagi na to jaka była chronologia i czas emisji tych nagrań, więc nie wiem, czy taki, albo jaki jest aktualny stan rzeczy.

Podobało mi się jeszcze opowiadanie o panu, który tańczył w knajpie przed wyimaginowana widownią za szybą witryny, ale to wszystko, a nawet gorzej, bo takie opowiadanie jak (chyba) "Trzeci pochówek generała Sikorskiego z uwzględnieniem koca" w ogóle nie powinno się ukazać drukiem, w dobrym wydawnictwie zwłaszcza, moim zdaniem. W tak krótkim tekście kilka, jeśli nie kilkanaście razy, dosłownie co kilka zdań, dostajemy jak refren porównania typu "x jak y", "m niczym n", "c jak gdyby d" itd., itp., i tak ciągle, rozbudowane i "kwieciste", po prostu... straszne i ze straszliwą częstotliwością serwowane. Niczym w kiepskim "wierszu" ;)
Reszta nie zostaje w głowie.
A, jeszcze okładka - to ona zwróciła moją uwagę na książkę, jeszcze przed Bnetką - intrygująca!

Użytkownik: joanna.syrenka 28.11.2016 23:29 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja mam trochę miesz... | Szeba
O rany! Identyczne odczucia mam, ale to kropka w kropkę. Pierwsze opowiadanie rewelacyjne, potem trochę jakby zbyt egzaltowane, przesadzone (choć ciekawe), no i ten Sikorski nieszczęsny...
Językowo całość bez zarzutu, ale tak jak piszesz - dla mnie większość opowiadań nie zostanie w głowie.
Użytkownik: Szeba 30.11.2016 14:40 napisał(a):
Odpowiedź na: O rany! Identyczne odczuc... | joanna.syrenka

:)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: