Dodany: 18.01.2016 08:24|Autor: jolietjakeblues

Książka: Tango
Mrożek Sławomir

1 osoba poleca ten tekst.

Najpierw rozwalimy wujcia


Uwaga! Zdradzam elementy istotne dla rozwoju akcji.


O "Tangu" Czesław Miłosz w swojej "Historii literatury polskiej" pisze, że jest równocześnie portretem społeczeństwa, dramatem psychologicznym i parabolą. W dramacie bierze udział siedmiu aktorów. Wśród nich są trzy kobiety. Babka Eugenia, matka Eleonora i Ala, młodziutka, lecz nieco zblazowana narzeczona. Wszystkie trzy (dwie pierwsze w większym stopniu) reprezentują moralną rozwiązłość, tolerancję przekraczającą wszelkie dozwolone granice, wynikającą z nieodpartej wiary w ideę łamania wartości w imię wolności osobistej. Ów sposób na życie kultywowany jest w rodzinie, którą dopełniają dwaj mężczyźni: wuj Eugeniusz (brat babki) i ojciec Stomil. Szóstym bohaterem tragedii to niejaki Edward, proletariusz o sposobie bycia sowizdrzała i ulicznego drobnego bandyty zarazem, który jednak okazuje się bacznym obserwatorem życia rodzinnego, świetnym psychologiem i socjologiem, umiejącym wykorzystać sytuację w jak najlepszy dla siebie sposób. Nie, nie! Edek nie jest konformistą. To łaszący się cwaniak bez żadnych zasad, gotowy znaleźć wyjście z każdych kłopotów, znakomicie odczytujący nadchodzącą burzę, cierpliwy i czekający na okazję. Jest jeszcze Artur – syn. Bohater na wskroś tragiczny.

Owa swobodna i nieco wyuzdana rodzina to obraz zadowolonego z siebie społeczeństwa. Student Artur pozostaje na razie poza fabułą. Trzy osoby grają w karty. Widać, że Eugenia jest od tego uzależniona, Edek świetnie się do przyjemności babki dostosował i jej sekunduje, Eleonora zaś, przy mężowskiej tolerancji wynikającej z zamknięcia na rodzinny świat, ponieważ on sam oddaje się idei eksperymentowania, narkotyzuje się Edwardem, człowiekiem pociągającym ją swoją brutalnością, którą nazywa, z pewnością za Gombrowiczem, naturalnością. To erotyczny szał i zapomnienie. Czytelnik widzi, jak uwodzi ona ruchem, słowem, ba! jednym krokiem albo chwilą bezruchu. Stanowi wraz z Edwardem, oślizłym, niby głupawym cynikiem, lecz także uwodzącym twarzą, gestem, błyskiem oczu, świetną parę w "Tangu". Eugeniusz (ten trzeci od kart) stara się dotrzymywać im kroku, ale z racji konformizmu i mniej lub bardziej maskowanej awersji do relatywizowania wartości, którym hołdował przez całe życie, jest mało przekonujący. Jego krótkie spodenki demaskują fakt, że w pewnym wieku nie przystoją pewne gesty, słowa, zachowania, strój, idee. A może inaczej: że nie da się na siłę iść z nowym nurtem, zdrowiej pozostać przy swoich przekonaniach. Gdzieś tam daleko mogą brzmieć jakieś echa słów o honorze, dumie, nawet humanizmie. Nazwijmy to po prostu człowieczeństwem albo przyzwoitością. Wuj Eugeniusz wydaje się najmniej przyzwoity. A jeśli czytelnik ma do niego jeszcze jakąś odrobinę szacunku, to znika ona w trakcie czytania.

Artur, w przeciwieństwie do pozostałych, nieco roznegliżowanych, ubrany jest dobrze i schludnie zarazem. To sugestia elegancji, dotrzymywania słowa, zachowywania zasad. Wychowany został w rodzinie na wskroś liberalnej, uczącej jedynie szafowania wartościami. Brak podwaliny, fundamentów sprawia, że w jakimś stopniu jest niepełnosprawny. Nie dość, że nie ma się czego uczepić, to na dodatek nie ma przeciwko czemu się buntować. Nie wie, jak porzucić dzieciństwo i młodość. Przed czytelnikiem staje więc znerwicowany, aczkolwiek pewny siebie i zdecydowany poszukiwacz idei, który tę ideę znajduje w buncie przeciwko anarchistyczno-libertyńskiej rewolucji swoich rodziców!

Niezadowolony, zdziwiony sytuacją w domu, Artur zaprowadza porządek już znany domownikom. Za zachowanie nieprzystające wiekowi i stanowi oraz łamiące konserwatywne reguły, jakim hołduje – zakłada wujowi na głowę klatkę, zaś babci Eugenii każe kłaść się na katafalku. Pozostawionych na razie samym sobie rodziców bohater traktuje nieco inaczej. Matkę ozięble, jakby z pogardą. Prawdopodobnie to wynik jej rozerotyzowania, które stanowi dla niego traumatyczne wspomnienie z dzieciństwa. Jej nieformalny związek z Edkiem kumuluje pogardę syna i przeradza ją w nienawiść. Wprost namacalnie czytelnik odbiera, że młody człowiek chciałby ją zamienić w posąg: wybudować pomnik dzieciństwa z zasadami, uczynić z matki wyniosły, czarny monument. Dlaczego jednak brak w nim będzie uczucia, czułości, miłości? Bo Artur ich nie zna. Nawet nie jest w stanie sobie wyobrazić. Stąd Eleonora ma być zimna, czarna, konserwatywna. Zgodnie z jego wyobrażeniami dzieciństwa bez uczuć. Wyobrażeniami autokratycznymi. Plan zmian dojdzie do skutku: taka Eleonora pojawi się za chwilę, w ciemnej sukni od szyi po stopy, co zresztą i tak nie wyruguje z niej sex appealu.

Tymczasem Artur musi doprowadzić do rozmowy z ojcem. Dochodzi do szeregu dialogów i monologów, wahań, rozterek, które zdaje się wieńczyć sukces porozumienia, ale jednak są bezskuteczne. Owładnięty paranoją eksperymentu Stomil żąda jedynie, by zostawić go w spokoju. Syn go w końcu podjudza, podsuwa pistolet, próbuje wskrzesić jego zazdrość o żonę. Nic z tego. Rozchełstanego emocjonalnie ojca nie potrafi przekonać. W końcu ten zostaje wbity w sztywny kołnierzyk, który ciągle go uwiera. Co chwila narzeka, pokazuje, jak go swędzi, jak mu przeszkadza i ubranie, i miejsce, i sytuacja, w której się znajduje. Stanowi przeciwieństwo Eleonory – ona się dostosowuje, nie walczy na oczach wszystkich, ale jest w niej coś, co niepokoi. Edek mianowicie…

Jaki pomysł przyszedł do głowy dyktatorowi Arturowi? Cóż, po prostu znalazł poplecznika i wykorzystał słabości innych. Jakże to znane z historii, ale także obecnej sceny politycznej. Poplecznikiem, nie do końca fałszywym, zostaje wuj. Bycie prawą ręką władzy domowej wydaje się mu podobać, bo w jakiś sposób wynosi go jeśli nie na piedestał, to przynajmniej na jego stopień. Sekunduje szaleństwu „dobrej zmiany”, wykonuje polecenia, jest sierżantem w tej małej jeszcze, niewyszkolonej armii. Jego upadek będzie tym bardziej bolesny, że zginie poczucie, iż jest potrzebny i ważny. A co pozostanie? Konformizm oraz umiejętność dostosowania się. Najpierw będzie zdeptany jak przykry, ale niezbyt groźny gad, a potem doceniony za podlizywanie się i wykonywanie poleceń bez szemrania. W zasadzie zostanie wykorzystana jego skłonność do podległości. Choćby tutaj łatwo dostrzec parabolę, o której pisze Miłosz. Eugeniusz w stosunku do nowego władcy zachowuje się tak samo na końcu spektaklu, jak w początkowych scenach.

Ach! Ala przecież. To u niej szuka Artur ratunku, potwierdzenia i poparcia dla swoich zamiarów. To ona ma być jednocześnie matką i ojcem. Istotą zwiewną, czystą, dziewiczą, świeżą i… konserwatywną. Przed ołtarzem poślubią nie tylko siebie, ale przede wszystkim zmiany, zasady, reguły, które od tej chwili powinny zapanować w domu. Czemu Ala się waha? Dlaczego robi wszystko, żeby odwieść Artura od zamiaru małżeństwa, choć zwierza się z miłości do niego? Załamuje się, gdy jej słowa nie przemawiają do narzeczonego. On nie rozumie jej potrzeby kochania. Nie nauczył się tego w rodzinnym domu. Miłość była seksem i wolnością czynienia, co się tylko chce. Rozumie za to narzeczona. Gdy dostrzega, że ma wyjść nie tyle za Artura, co za jego wyimaginowane normy i kanony, zaczyna walczyć. Pokazuje swoją seksowność, kreuje się niemal na ladacznicę. Artur, nierozumiany i przerażony, daje popis równy monologowi Kordiana na Mont Blanc czy Mickiewiczowskiej inwokacji. Wówczas rozumiemy, że musi dojść do tragedii.

Końcowy dramat zaczyna się od Eugenii, która wykonuje polecenie Artura z pierwszego aktu. Kładzie się na katafalku i umiera. Ala, podobnie jak babcia, wydobywa najcięższy oręż przeciwko… Właśnie, komu? Kto jest celem? Artur? Sytuacja? Pozostali członkowie rodziny również, zamiast tworzyć jak dotychczas wspólnotę, odgrywają pierwszoplanowe role. Owo metaforyczne pchanie się na środek sceny poszczególnych postaci posłużyło Mrożkowi do ukazania rozkładu, który z kolei powoduje triumf najsilniejszego – dotychczas podporządkowanego i stojącego z boku. Zdolnego ucznia z nizin społecznych.

Do pewnego momentu rytmika dramatu przyciąga, interesuje, służy skupieniu się na jednym problemie: jak rodzi się autokratyzm, a z nim nowy porządek. Nie będzie w nim miejsca na prezentację przez Stomila eksperymentu, którego żenujące podobieństwo do nieudanego przedstawienia lalkarskiego na targowisku wzbudza jedynie smutek i żal w stosunku do eksperymentatora. Czyżby tak Mrożek nadawał osobom dramatu postać kukiełek? A eksplozja – boskie stworzenie świata bądź Wielki Wybuch – to początek poruszania się jak marionetki i wypowiadania słów nie swoimi ustami? Stąd brak długich zdań, skrócone monologi, nawet w pewnym stopniu strój Stomila budzący skojarzenie z ubraniem klowna, jakże niedalekiego od lalek, figurek, pajacyków, pacynek.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1135
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: