Dodany: 08.01.2010 18:08|Autor: koczowniczka

Książka: Kaj znów się śmieje
Gagelmann Hartmut

4 osoby polecają ten tekst.

Czekając na uśmiech dziecka


Młody Hartmutt przybył do zakładu opiekuńczego celem odbycia wojskowej służby zastępczej. Dano mu pod opiekę grupkę dzieci: Sigrid bez nóżki, autystyczną Monikę, Michaela z kiłą wrodzoną, Carolę. No i jeszcze agresywnego Kaja. Kaj to dziesięciolatek, który nie umiał sam się napić i jeszcze nigdy się nie uśmiechnął, nigdy nikomu nie zaufał. Jedyne jego umiejętności to wbijanie palców w oczy opiekunów i ciągnięcie innych za włosy. Życiorys tego chłopca jest smutny - najpierw trudny poród, potem długotrwałe leczenie biodra w szpitalu. Matce nie pozwalano odwiedzać dziecka, pozbawiony bodźców i kontaktu z ludźmi (nie licząc pielęgniarek), bez końca sam leżał w łóżeczku. Gdy wreszcie wrócił do domu, matka nie umiała nawiązać z nim kontaktu. Oddała go do zakładu.

Hartmutta od razu rzucono na głęboką wodę: kazano pozmieniać pieluchy, umyć brudne ciałka. Młodzieniec po raz pierwszy w życiu stanął przed takim zadaniem, ale z wrodzoną dobrocią starał się nie okazać wstrętu, a krępujące sytuacje rozładować humorem.

Bardzo przejął się losem tych dzieci, usiłował poprawić jakość ich życia, rozbawić, nauczyć jak najwięcej, a to, co zrobił, niewątpliwie wykraczało poza zakres jego obowiązków. To przykład człowieka, który w pracę włożył swoje serce.

Dzieci łaknęły zainteresowania, uczyły się samodzielności. Wszystko zmierzało ku lepszemu, lecz kończył się też okres służby zastępczej.

Co będzie z Kajem?

Przyznaję, że bałam się. Bałam się, czy młody wychowawca wytrwa, czy pewnego dnia nie porzuci Kaja. I co stanie się, gdy skończy się służba? Odjedzie tak po prostu?

To książka oparta na faktach: Kaj, Sigrid, Carola istnieli naprawdę, ale czy żyją do dziś? Wiem tylko, że małego Michaela, który od swojego ojca dostał jeden jedyny prezent - kiłę, już z nami nie ma.

Hartmutt nie przedstawił siebie jako idealnego człowieka, który robi wiele wspaniałych rzeczy i trzeba go podziwiać; nie, on opisał także swoje chwile słabości, swoje męskie łzy, chęć ucieczki od tego bólu, nieszczęścia, brudu. Opisał także swoje nowatorskie metody leczenia autystycznej Moniki: oto pewnego razu Monika nie chciała się ubierać i płakała bez opamiętania.

"Uderzam ją w twarz. Policzek podziałał tak, jakby ktoś wyłączył radio. Natychmiastowa cisza, najmniejszego pisku. Rozglądam się, czy ktoś nie widział, bo u nas jest takie niepisane prawo, że dzieci się nie bije"*.

Zaskakująca szczerość. Ktoś inny zataiłby pewnie taki makabryczny incydent, tymczasem Hartmutt do wszystkiego się przyznaje i komentuje:

"Policzek dokonał cudu. Po raz pierwszy widzę, żeby autystyczne dziecko zareagowało na polecenie. Mimo wszystko mam jednak wyrzuty sumienia"**.

Metoda podziałała; na szczęście wychowawca nie stosował jej nigdy więcej. Moim zdaniem wtedy dopadła go bezradność. Jedno jest pewne - przedtem nikt nie zajmował się tą grupką dzieci z takim oddaniem jak on.

Może trochę za często autor pisze o zawartości pieluch, a niektóre jego próby rozbawienia podopiecznych są mało kulturalne:

"A wiesz, jak się z Murzyna robi białego? - pytam. - Trzeba go wysmarować kupką i posypać pudrem"***.

"Kaj znów się śmieje" to książka, której nie da się zapomnieć. Pasjonująca bardziej niż niejeden bestseller, a przecież opowiada o najzupełniej prozaicznych sprawach: o myciu zabrudzonych paluszków, o wzajemnym pomaganiu sobie, o wspólnych spacerach. I przede wszystkim o czekaniu na uśmiech dziecka. Na ten pierwszy uśmiech, który czasami nie przychodzi we właściwym momencie. Nie może być tak, że jakieś dziecko dusi w sobie ból, że nikt dorosły nie obdarza go uwagą i troską. Nie może być tak, że ludzie zdrowi, uważający siebie za normalnych spychają te dzieci i ich rodziny na margines społeczeństwa.

Dwukrotnie czytałam tę książkę - jako szesnastolatka i teraz, kilkanaście dni temu. Wniosek - tak samo wzruszy i nastolatkę, i dorosłą osobę. Warto przeczytać "Kaja", bo wydano niewiele książek o podobnej treści, bo bardzo rzadko pojawia się autor, który poznał środowisko upośledzonych dzieci, umiał je pokochać i co najważniejsze, umiał przekazać czytelnikom ten ich krzyk o miłość, o godne życie, o trochę radości.



----
* Hartmutt Gagelmann, "Kaj znów się śmieje", tłum. R. Turczyn, wyd. Iskry, 1988, str. 63.
** Tamże, str. 64.
*** Tamże, str. 23.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 10898
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: miłośniczka 16.06.2010 17:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Młody Hartmutt przybył do... | koczowniczka
Wspaniała książka, wspaniała recenzja. Podczas czytania popłakałam się kilkakrotnie. Wiesz, zastanawiam się wciąż, co się stało z Kajem i jak ułożyło się jego życie? Też tak masz? Na końcu książki jest tylko króciuteńka wzmianka, ale nic więcej. Dowiadujemy się tylko, że Kaj na tyle się usamodzielnił, że potrafi pomagać przy prostych pracach jako dorosły chłopak.

Tak bardzo chciałabym poznać to dziecko, gdyby to tylko było możliwe! :-) Brawo dla pana Gagelmanna, który potrafił w czytelniczce rozbudzić miłość do dziecka, którego nigdy nie pozna.
Użytkownik: koczowniczka 18.06.2010 10:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Wspaniała książka, wspani... | miłośniczka
Witaj, Miłośniczko!

Mnie ta książka także bardzo wzruszyła i pamiętam wciąż o Kaju, o Michaelu i innych dzieciach. Wciąż mam przed oczami tę gromadkę dzieci prowadzonych przez młodego wychowawcę, który z zapałem usiłował przekonać ludzi, że nie wolno odrzucać upośledzonych osób.

Szkoda, że Gagelmann tak mało napisał o przeszłości Kaja, ale domyślić się można, że do rozwoju jego upośledzenia przyczynili się ludzie. Bezduszny szpital, w którym Kaj-niemowlę leżał pozbawiony kontaktu z rodziną i szans na rozwój. Aż pół roku to trwało. Pół roku to ogrom czasu w przypadku małego dziecka. Matka Kaja uważała, że w ten sposób zabili w nim ostatni odruch normalności. Ale też jej zachowanie trochę mnie zaskoczyło: może zbyt łatwo oddała dziecko? Bo przecież z Kajem dało się nawiązać więź, nauczyć go wielu rzeczy. Czy to Gagelmann miał tak ciekawą, silną osobowość, że przełamał opór chłopca, czy też nikt zbytnio się przedtem nie starał, nawet matka?

Owszem, wiele razy zastanawialam się, co stało się z bohaterami tej książki, próbowałam coś znaleźć w internecie, ale nie udało mi się.

Dziękuję za miłe słowo i cieszę się, że przeczytałaś "Kaja".
Użytkownik: jolekp 18.01.2019 13:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Miłośniczko! M... | koczowniczka
Właśnie sobie powtarzam tę książkę (nic lepiej niż ona nie przywraca mi wiary w ludzkość) i po intensywnych poszukiwaniach znalazłam takie coś: https://www.youtube.com/watch?v=FcoC_3RlUhU , film jest po niemiecku i można na nim zobaczyć Hartmuta Gagelmanna oraz niektóre z dzieci, którymi się opiekował. On sam niestety zmarł w ubiegłym roku.
Użytkownik: lutek01 07.06.2019 00:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie sobie powtarzam t... | jolekp
Masz rację. Gdybym miał skomentować tę książkę jednym słowem, to powiedziałbym, że jest do bólu ludzka. I to jest jej największa zaleta. Hartmut jest jak chyba (prawie) każdy z nas: z jednej strony otwarty na nowe wyzwanie jakim jest opieka nad niepełnosprawnymi dziećmi, nawet zaciekawiony, stara się podchodzić do nich z szacunkiem, a z drugiej strony nie udaje, że brudne pieluchy, ślinienie się, czy wrzaski i agresja nie robią na nim wrażenia, że nie jest uprzedzony i bez obaw. Nie przedstawia się jako superbohater. I to jest w tej książce piękne. On tak po ludzku próbuje walczyć ze swoimi uprzedzeniami, lękami, ze słabościami. I w którejś chwili pęka i ucieka, potem wraca itd. Jak każdy. To faktycznie może przywracać wiarę w ludzi. Dziękuję za pożyczankę!

Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: