Komedia wybitnie sceniczna
Mam nadzieję, że nie narażę się zbytnio (wybacz, Agnieszko, jeśli to czytasz!!!) – „Sen nocy letniej” jako lektura jest słabą komedią. Ktoś, kto nigdy nie był na tym w teatrze, ktoś, kto ma ubogą wyobraźnię, musi chyba się nieźle wynudzić przy tym. Ale nawet mając bogatą wyobraźnię i Thalię za kochankę, trudno zainteresować się losami bohaterów czytając sam tekst. To sztuka wybitnie sceniczna, nabiera wartości dopiero na deskach teatru. Szekspir był przecież praktykiem – co napisał, to wystawiał. Częstokroć pisał swoje sztuki na „ostatnią chwilę”, bo musiał przedstawić premierę – termin gonił, a tu nic…! Dlatego lepiej obejrzeć „Sen nocy letniej”, niż go przeczytać.
Rzecz dzieje się w starożytnych Atenach „złotego wieku”. Za parę lat Parys porwie Helenę do Troi i wybuchnie najsłynniejsza wojna w historii ludzkości. Teraz jednak nikt o porywaniu i wojnach nie myśli. Jest noc świętojańska, trwają przygotowania do ślubu herosa greckiego – króla Aten, Tezeusza z amazońską księżniczką Hipolitą. Z tej okazji rzemieślnicy ateńscy szykują dla swego księcia sztukę o Pyramie i Tyzbe. A z pobliskiego lasu dochodzą jakieś dziwne szepty i pohukiwania. Jest gorąco, parno, nabrzmiewają namiętności i żądze pod rozpalonym zachodzącym słońcem. Coś wyraźnie wisi w powietrzu. Do Tezeusza przychodzi Egeusz i prosi go o wsparcie – jego córka, Hermia, sprzeciwia się woli ojca i nie chce wyjść za mąż za Demetriusza; zamiast niego woli Lizandra, z którym jest potajemnie zaręczona. Tezeusz popiera swego starego druha, wobec czego Lizander z Hermią postanawiają uciec z Aten, o czym powiadamia Demetriusza zakochana w nim na śmierć Helena. Na dodatek w ten czworokąt wtrącają się duszki leśne – Oberon i Puk, i… ale to sobie sami przeczytajcie (albo lepiej – zobaczcie!).
Dla mnie najśmieszniejszym fragmentem tej komedii (w wersji czytanej) było wystawienie przez Pigwę, Spodka, Dudę, Ryjka i Zdechlaka „sztuki scenicznej” o Pyramie i Tyzbe. A w zasadzie – komentarze Tezeusza. Resztę koniecznie trzeba zobaczyć, bo w żaden sposób słowa nie oddadzą tego, co potrafi zrobić z tą sztuką dobry reżyser.
Na koniec parę uwag o tłumaczeniu. Przeczytałem większość tłumaczeń tej sztuki (naprawdę!) i moim zdaniem w pełni broni się tylko tłumaczenie Gałczyńskiego. Słomczyński jest nieco zbyt sztywny, Koźmian staroświecki, a Barańczak (chociaż chwalony) nie powala na kolana. Dlatego z pełnym przekonaniem polecam właśnie to tłumaczenie – jest bardzo poetyckie i po prostu: piękne!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.