Dodany: 01.01.2016 22:03|Autor: asia_

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

UFO-polo, czyli kosmici po polsku - KONKURS nr 194


Przedstawiam KONKURS nr 194, który przygotował Louri.



KONKURS "UFO-polo, czyli kosmici po polsku"


"Najlepszym dowodem na to, że w kosmosie istnieje inteligencja jest to, że się z nami nie kontaktują. XD"
(mądrości Internetów)


Odkąd ludzkość na serio zaczęła odrywać się od powierzchni Ziemi, wizje niektórych Ziemian bardzo szybko pomknęły bardzo, bardzo wysoko - i tak narodziła się literatura Science Fiction. Oczywiście niewiele trzeba było czasu, byśmy pośród mrowia gwiazd i planet zaczęli poszukiwać (także literacko) obcych form życia. Na poletku owym wkrótce orać poczęli też nasi rodzimi autorzy, i tej to twórczości dotyczyć będzie niniejszy KONKURS!

Do odgadnięcia jest 30 fiszek z polskiego archiwum X - proszę pamiętać, że jest to twórczość wyłącznie RODZIMA. Oczywiście nikt nie powiedział, że poniższe opisy kosmicznych istot pochodzą tylko z literatury fantastyczno-naukowej ;)

Punktacja:
- sam autor = 1 pkt.
- tytuł niedokładny (np. "Baśnie Andersena" zamiast "Brzydkie kaczątko) = 1 pkt.
- sam tytuł (dokładny, czyli raczej wiersz czy opowiadanie niż tytuł zbioru; raczej księga czy tom niż tytuł cyklu bądź zbioru) = 2 pkt.
- autor + dokładny tytuł = 4 pkt.

Maksimum = 120 pkt.

Wiadomości, ze swoim nickiem BiblioNetkowym jako tytuł maila, proszę wysyłać na adres [...] do soboty 16 stycznia, godz. 23:59, zaznaczając, czy i jakiego rodzaju podpowiedź byłaby oczekiwana. W kolejnych wiadomościach proszę używać opcji "odpowiedz".

18 tytułów z 30 mam ocenione.



Niektórzy podchodzą do tematu śmiertelnie serio – tworzą wręcz faktografię.

1.


A więc - mimo moich poprzednich zastrzeżeń (...) - także nieludzkie podobizny na Ziemi uznawane są za obrazy Kosmitów? Cóż, nie da się ukryć, że jest kilka takich postaci, których nie sposób jednoznacznie zakwalifikować: ludzie to, bogowie, demony czy może... obcy przybysze.
Pierwszą (przede wszystkim chronologicznie) zagadką w tej dziedzinie – poza ważkowatymi dogu – są słynne rysunki płaskowyżu Tassili w Afryce. Niektóre z nich – jak to już wspomniałem - zadziwiająco wręcz są podobne do zamkniętych jakby w hełmach nurków, najbardziej prymitywnych figurek gangu. Niektóre wszakże z rysunków przedstawiają postacie niby-ludzkie z głową pełną jakichś wystających wypustek, z których dwie skrajne przypominają rogi, pozostałe zaś... koronę. Zaskoczony tą fantazją przedhistorycznych artystów pierwszy odkrywca rysunków, H. Loth, nazwał tę podobiznę "Wielkim Bogiem Marsjan".
Nie bójmy się zadać jednak ryzykownego pytania: czy rzeczywiście chodzi tu tylko o fantazję? Bo ostatecznie zagadkowe podobizny "Synów Światła" z pieczar australijskich też - na dobrą sprawę - przedstawiają jakieś istoty wprawdzie w skafandrach, ale... z rogami na głowie.



2.


Otóż legenda ta głosi, że bardzo dawno temu, kiedy planeta nasza zamieszkana była jedynie przez dzikie zwierzęta, pojawił się nad jeziorem Titicaca wielki, błyszczący statek kosmiczny, który osiadł na leżącej pośrodku jeziora Wyspie Słońca.
Ze statku tego wysiadła kobieta o kształtach podobnych do kształtów dzisiejszego człowieka, jedynie o czaszce bardziej podłużnej, o długich uszach i o czterech połączonych błonami palcach. Jej imię brzmiało Orejona - czyli "o długich uszach". Orejona miała przybyć z planety Wenus. Spełniła swoje posłannictwo na Ziemi i ze związku z wielkim tapirem zrodziła kilkadziesiąt dzieci. Orejona wróciła na swoją ojczystą planetę, a z jej dzieci powstać miała ludzkość.
Legendę tę warto skomentować kilkoma uwagami:
po pierwsze - większość postaci, których rzeźby znajdują się w Tiahuanaco, charakteryzuje się właśnie długimi uszami i czterema palcami. Dotyczy to również rysunków naskalnych w tamtejszych rejonach. Podobnie długie uszy i wąskie czaszki mają zresztą rzeźby na Wyspie Wielkanocnej; (...)



Inni z kolei są skrajnie niepoważni.

3.


Osadzili swój pojazd kosmiczny na słupie wyrzucanych retrograwitacyjnie Blarderonów, opuścili go, to jest - spłynęli z niego i przybrali bardziej skoncentrowany kształt, co stanowi obyczaj wszystkich Metapterygia, zarówno z podklasy Polyzoa, jak i Monozoa.
W tym miejscu należałoby opisać przybyszów - wszelako budowa ich jest aż nadto dobrze znana. Zgodnie z twierdzeniami wszystkich Autorów, A. - jak i inne, zorganizowane wysoko Istoty z obszaru Galaktyki - posiadają bardzo długie, liczne macki, zakończone - każda - ręką o sześciu palcach. Poza tym mają szkaradne, olbrzymie, mątwowate głowy oraz nogi, też mackowate i sześciopalczaste. Nazywali się: starszy, będący Kybernetorem wyprawy - NGTRX, młodszy zaś, wybitny w swej ojczyźnie polyzjatra - PWGDRK.



Nawet kpią z Bogu(?) ducha(??) winnych kosmitów.

4.


JAKŻE UBODZY SĄ CI, CO ZAPATRZYLI SIĘ W SWE CIAŁO! - grzmieli kaznodzieje nowej ideologii. CIAŁO GNĘBICIELEM DUSZY! ZNIESIENIE CIAŁA DA CI ŻYCIE WIECZNE! POZNACIE, CO PEŁNIA I GŁĘBIA! I tak dalej.
Operację przeprowadzono w ciągu jednej nocy, znanej odtąd pod nazwą Nocy Wybawienia. Pośpiech spowodował, iż niektóre szczegóły techniczne nie zostały dopasowane, pociągnęło to za sobą śmierć wielu operowanych, głównie spośród przeciwników Herona-Dławiciela, którzy poszli na pierwszy ogień.
Historia nie potwierdziła obaw opozycji. Poddani Herona-Dławiciela chwalili sobie zmianę, zwłaszcza w wypowiedziach dla rządowych publikatorów, z radością gładzili nowe członki, klepali się żelaznymi prawicami w pękate torsy, aż huczało w smrodliwym powietrzu planety (ale smrodu nie czuli). Rechotali na znak radości pełną mocą gumowych gardzieli - kto przy zdrowych zmysłach troskałby się o ich całość, skoro w każdej chwili można było dokonać bezpłatnej wymiany?
Niepotrzebne zaś nikomu krwawe półtusze odwieziono szeroką szosą asfaltową w góry i zwalono w przepaść, która się tam otwierała. Transportery pozbywały się tam ładunku z mdłym mlaskaniem, jakby karmiły niewidocznego giganta. Kiedy ostatni podjechał na skraj urwiska, by rzucić w mrok cuchnące płaty, okazało się, iż przepaść jest wypełniona po brzegi.



Zresztą kwestia kosmitów zetkniętych z religią także jest interesująca.

5.


Skafander hierarchy wyprodukowano w całości z materiału przezroczystego i widzieli krążącą wokół Obcego gęstą, purpurową wydzielinę. Świerszcz był wielkości małego psa. Biologicznie klasyfikowano ten gatunek jako owadoidy, lecz ewolucja zagmatwała sprawę. Ciało, które widzieli - wieloczułkowe, wielokończynowe, asymetrycznie rozgwiazdowe, rozedrgane gorączkowo na krańcach, roztrzepotane w szybszych od ludzkiego spojrzenia ruchach licznych organów zewnętrznych nieznanego przeznaczenia - nie było tak naprawdę ciałem Świerszcza. Osiemdziesiąt procent masy owego organizmu stanowiły symbionty; pozostałe dwadzieścia procent, czyli autentyczny Świerszcz, krył się gdzieś wewnątrz - po prawdzie anatomicznie nie był on niczym więcej jak mózgiem z pękiem "łączy interfejsowych" i na samodzielne przeżycie posiadał szanse równie nikłe, co wyjęty z czaszki mózg człowieka. Ewolucja na jego planecie poszła długimi łańcuchami biocenozowych przystosowań, obudowując samotny organizm kolejnymi symbiontami, co obustronnie - bo wszystkim partnerom - zwiększało szanse na przeżycie. Jednak to Świerszcz posiadał mózg - do którego to organu z czasem się zresztą zatrofizował - i to do niego przynależała samoświadomość jednostkowego istnienia. Z czasem, po następnym obrocie żarna ewolucji, kumulujące się radiacje umocniły w multigatunku tendencję centralistyczną. Genom Świerszcza (w procesie analogicznym do pełnej asymilacji komórkowych mitochondriów przez homo sapiens) stopniowo powchłaniał większość replikatorów podrzędnych - konstytuując tym sposobem nową jakość biologiczną: dziedziczną synergię pangatunkową.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus - rzekł basem translator skafandra Świerszcza ojcu Blackwoodowi i Krush-Brownowi, którzy stali najbliżej.



A i czasem to kosmici zachowują się jak bogowie (lub mają się za nich),

6.


To my was pochwyciliśmy, my, bogowie z Dolor, by ukarać za naruszenie naszej macierzystej planety. Wyrastamy bowiem tam, w glebie, by po stuleciach zmienić się w trzecią formę - boską, nie znaną wam, dualistycznym tworom z Ziemi. Wasza świadomość, wszak ciała pozostawiliście na Ziemi, zostanie uwięziona w naszych zarodkach na Dolor i pozostanie tam tak długo, aż się dokona przemiana. Utracicie człowieczeństwo, ale się staniecie jako bogowie. Taka jest cena i kara.



dla kontrastu zadziwiając swym prymitywizmem.

7.


Stali dookoła mnie i grzybodrzewa w milczącym półokręgu, szare postacie w mroku Mroku, cisza pomiędzy nimi niczym niewidzialne łącze neuronalne; i ściskali w swych pięciopalcych dłoniach krzemiennogrotne włócznie, wszystkie skierowane tym ostrym krzemieniem ku mnie, dziewięć, dziesięć, dwanaście; i przewiercali mnie na wylot spojrzeniami ludzkich oczu z ludzkich twarzy, a wąskie wargi odsłaniały szczerbate uzębienie, siekacze, kły, zęby trzonowe, ludzkie nad wyraz - podczas gdy trzecia para kończyn, wątłych trójpalcych rączek, zwisała im bezużytecznie wzdłuż tułowi, krótkie ogony biły o pośladki, a szaropopielata sierść stroszyła się nad oczodołami i podnosiła w szybkich falach na barkach i ramionach. Były wśród nich samce o zwisających z zapadniętych podbrzuszy bardzo czarnych penisach, i były samice o czterech sklęsłych wymionach, co do jednej ciężarne. Stali w bezruchu, a długie, chwytne paluchy ich stóp rytmicznie zginały się i prostowały, grzebiąc nerwowo w tłustej glebie. Oddechy świszczały cicho w szerokich nozdrzach.
Poruszyłem bezgłośnie wargami, zarządzając otworzenie programu stałego zapisu obrazu. Byłem absolutnie spokojny, strach skrył się gdzieś daleko za horyzontem. Sięgnąłem do kieszeni kurtki po latarkę. Na ten ruch któryś z oszczepników charknął i odezwał się zniekształconą polszczyzną: - Udziesz snami.
Poszedłem.



Kosmici bywają czasem bardziej podobni do ludzi…

8.


Jesteśmy dalszym ciągiem waszego istnienia, przedłużeniem, olśnieniem, kontynuacją, rozwinięciem, urozmaiceniem, kolejnym etapem egzystencji stale doskonalonego intelektu, gdy rozchylamy kurtynę, widzicie uwielokrotniony obraz twarzy, odbicie jednego z wielu miliardów mieszkańców Ziemi, człowieka, który przeglądając się kiedyś w lustrze, powiedział" "Obrzydliwa gęba, aż pojąć trudno, że cudowny świat toleruje moją obecność". Upodobaliśmy sobie tę fizjonomię arcyprzednią, smutną i brzydką, należącą do istoty ludzkiej nie pozbawionej poczucia humoru. Nosimy maskę, bo jak z wami nawiązać kontakt, w jakiej postaci pokazać się, by nie stworzyć zbyt wielkiego dystansu? Przez rozsuniętą kurtynę, co również jest przenośnią, dostrzegliśmy gwiazdolot, zbadaliśmy jego reprodukcję, zrozumieliśmy wasze obawy, pochwalamy ostrożność. Wciągnęliśmy do naszego świata oryginalny gwiazdolot. To archaiczna konstrukcja.



…albo mniej…

9.


- Czyżby ów blok, uważany za zwyczajny aerolit, czyli meteoryt kamienny, nagle okazał się istotą żywą i źródłem potwornej próby zawojowania całego globu? Jeśli dobrze pamiętam, znaleziono go w skałach osadowych sprzed stu trzydziestu milionów lat. Absurdalne wydaje się przypuszczenie, że jakikolwiek organizm utrzymał się tak niezmiernie długo w stanie anabiozy. (...) Ale co innego przetrwanie dużego tkankowca w kompletnie skamieniałej postaci...
- Cóż wiemy o życiu węglowo-krzemowym? Tyle co nic. Byłoby krótkowzrocznością założyć z góry, że taki stwór nie może przejść w stan niejako krystaliczny, by w tak korzystnie zakonserwowanej formie trwać jako swoista życiowa rezerwa długie miliony, a może miliardy lat, do chwili kiedy trafi na podatne warunki.
- Czy przytoczona krystalizacja jest twoją propozycją ad hoc, wymyśloną w czasie naszej rozmowy, czy też na poparcie tego poglądu masz ważkie argumenty?
- Kilka doświadczeń profesora Bandorego wykazało, że silikoki zostawione kilka miesięcy w próżni laboratoryjnej w wilgotnym mule albo w wodzie, powoli lecz nieuchronnie przechodzą w stan krystaliczny. Na razie nie ma jeszcze pewności, że stan ten jest odwracalny.
- Czy tamten żywy meteoryt mógł przedostać się z Merkurego? Zwolennicy takich sugestii dotychczas nie są w stanie wyjaśnić, w jaki sposób oderwał się od macierzystej planety.
- Nie tylko to, Merkury jest zbadany na tyle, aby mieć pewność, że nie ma rodzimego życia. A przecież podczas długiego tamtejszego dnia krzemowce znajdowałyby świetne warunki dla siebie, przynajmniej pod względem temperatury. Noc mogłyby ewentualnie przesypiać w letargu.
- Skąd więc wziął się ten stwór krzemowoorganiczny?
- Niektórzy egzobiolodzy sądzą, że przybył z bardzo daleka, nawet z innej galaktyki. Przeleżał w głębi Ziemi całe epoki geologiczne i ożył dopiero po wydobyciu go na wierzch - pod wpływem promieni słonecznych albo gazowego otoczenia... (...)
- Czemu jednak po zestaleniu się skały osadowej silikoki zaraz nie przeszły w stan czynnego życia i nie podjęły swej gwałtownej działalności, jak to czynią obecnie?
- Silihomida i silikoki wrzucasz do jednego worka. A tego powinniśmy się wystrzegać, póki nie odkryjemy rodzaju powiązań między tymi gatunkami, wzajemnie różniącymi się tak dobitnie jak pierwotniak i człowiek. (...) Nie chciałabym być źle zrozumiana, lecz tak twierdzą zwolennicy najnowszej hipotezy Bandorego: w pewnych przypadkach funkcje życiowe krzemowych mikrobów wydają się podporządkowane woli jakiejś istoty rozumnej.



…albo tylko na pierwszy rzut oka…

10.


Postać składała się z DWÓCH osób!
Na barkach muskularnej istoty o maleńkiej, nie większej od pomarańczy główce, siedział - sposobem "na barana" - osobnik składający się nieomal wyłącznie z dużej głowy, do której przyczepione było mizerne, w znacznym stopniu zredukowane ciałko. Cienkie, krzywe nóżki obejmowały szyję dużego osobnika, maleńkie rączki zaś trzymały go za uszy.
Obejrzałem ich obu dokładnie, gdy wielkogłowy, przepraszając mnie z zakłopotaniem, pochylił się do ucha małej główki, i szepnął coś cichutko. Duży ujął wówczas małego swymi ogromnymi łapami, zdjął ostrożnie ze swych ramion i obaj zniknęli na chwilę za krzakami. Po chwili wrócili obaj, wielkogłowy zajął swe normalne miejsce i razem zbliżyli się do mnie.



…albo do całego społeczeństwa!

11.


- Chciałbym dostać taki kaps w swoje ręce! - rozmarzył się Warnel.
- Masz nadzieję, że znalazłbyś w nim swoją Wielką Mrówkę? - roześmiał się Prottor.
- Mrówkę jak mrówkę... - Stawczak zawiesił głos i poczekał, by zwrócili na niego zaciekawione spojrzenia. - A może całe mrowisko? Całe, hierarchicznie uwarstwione, miniaturowe społeczeństwo, z podziałem funkcji i stanowisk, z królem, mędrcami, robotnikami? Może to "społeczeństwo-istota", z tak silnymi powiązaniami wewnętrznymi, że żadna z jej składowych nie jest w stanie istnieć autonomicznie? Mrowisko, które nauczyło się poruszać, zbiorowa jednostka, która o samej sobie mówi nie "ja", lecz "my", jednocząca się z innymi podobnymi w jakimś nadrzędnym "społeczeństwie mrowisk"... Mrowie maleńkich istotek, udające jednego dużego Proksa! Istotek zbyt małych, by ktokolwiek z nas pozwolił im terroryzować się przez dziesiątki lat! Umiemy odczuwać respekt wobec istot mądrzejszych od nas, ale większych lub co najmniej równych nam rozmiarami - lecz przecież nie wobec jakichś tam mrówek! Choćby nie wiem jak inteligentnych... Nasza duma i honor nigdy by nam na to nie pozwoliły!



UFOludki bywają potworami

12.


Negrowie tańczyli wokół ciskającego się w rzecznej płyciźnie potwora, kłując go kurroi, bijąc kurrote, odskakując i znowu przyskakując, ale on nie chciał umrzeć. Miał prawie pięćdziesiąt pusów długości, musiał ważyć ponad setkę lithosów. Głowa kobiety, tułów szakala, skrzydła nietoperza, łapy (kilkanaście łap) krokodyla, małpy, pająka, geparda, ogon-nie ogon, wielka kiść paproci, na grzbiecie łańcuch kwarcowych skał, na barkach szare termitiery, we włosach liany; a wszystko to pomnożone przez dziesięć i wściekle fioletowe. Kakomorf młócił wodę tak zapamiętale, że wkrótce nikt nie pozostał suchy. Zahaczył skrzydłem jednego z wojowników, posyłając go na dwadzieścia pusów w powietrze. Otworzył gigantyczne czerwone usta i zaczął jęczeć, eeuuuiiiiii, eeuuuiiiiiiiiiii, nie dało się tego wytrzymać, gdy obrócił się na moment tyłem, pan B. skoczył i dziabnął kakomorfa chaldejskim sztyletem w jedną z tylnych łap. Bestia zapewne w ogóle tego nie poczuła. Niemniej już po kilkunastu sekundach wyraźnie zwolniła i osłabła, skrzydła opadły na powierzchnię wody, umilkła, przestała wierzgać, na koniec opuściła głowę i znieruchomiała.



13.


Uderzyło w niego z boku.
Z nagłym, podobnym do świńskiego kwiku wizgiem, szare, rozmazane i zębate.
D. przeraził się i nagle cały świat zwolnił, wrzask zamienił się w dużo niższy dźwięk jakby rozstrojonej trąby. Padając, zobaczył, jak rozcapierzona, chuda kończyna z imponującymi, wygiętymi jak haki szponami przelatuje tuż koło jego twarzy. Powietrze zgęstniało jak woda, chwycił to coś gdzieś mniej więcej za kark, dopiero wtedy uderzając biodrem i udem o ziemię. Spróchniałe tramy ugięły się pod ciężarem jego ciała, uchylił głowę przed zatrzaskującymi się jak potrzask szczękami i, przetaczając się, trafił podeszwą w biodro przeciwnika, po czym wypchnął go nad swoim ciałem. (...)
Stworzenie jeszcze płynęło w powietrzu, bokiem, nieporadnie wiosłując kończynami. W mdłym świetle nocy jego skóra połyskiwała lekko. Było krępe, miało może z półtora metra wysokości i w jakiś sposób przypominało upiornie człekokształtną żabę. (...) Szeroki pysk, jak szrama w płaskim łbie, wyrastającym bezpośrednio z ramion, błysnął znów rzędami trójkątnych, rekinich zębów. Pulsujący ból napłynął z ramienia, D. kątem oka zobaczył kilkanaście wąskich, płytkich zadrapań, jak pozostawionych przez drucianą szczotkę. Chyba miało kolce w skórze niczym płaszczka.



lub bezbronnymi istotami.

14.


Zamachnął się trzymanym oburącz biometrem i uderzył w chropawą skorupę, kuł ją i kuł, aż pękła i z rozrywu buchnął żółtobiały kurz jak z purchawki - ukazując nie ślepia istot skrytych w wewnętrznej komorze, lecz lite powierzchnie głęboko ziejącego rozcięcia z tysięcznymi drobnymi porami - jak rozwalony siekierą na dwoje chlebowy bochen z ciągliwą surowizną zakalcowatego ciasta w środku. Zastygł z rękami podniesionymi do następnego ciosu, a niebo nad nim wypełnił straszliwy blask. "H.", otwarłszy ogień do antenowych masztów poza kosmodormem, na wylot przebił chmury, deszcz w okamgnieniu znikł ulatniającym sie białym wrzątkiem, wzeszło laserowe słońce, termiczny udar w szerokim zasięgu z mgieł i chmur odarł całe wyżynne zbocze, jak daleko spojrzeć pokryte rojowiskami nagich bezbronnych brodawek i kiedy niebosiężna pajęczynowa sieć razem z antenami łamiącymi się w płomieniach padła na niego, zrozumiał, że zobaczył Kwintan.



15.


Nagle pojął, że stoi pośrodku czegoś, co przypomina arenę. Wokół niej, w odległości trzydziestu kroków, stało siedem spowitych gęstym oparem kształtów. W pierwszym momencie wziął je za powykręcane stare drzewa, po chwili jednak spostrzegł, że poruszają się, wypluwając coś z siebie. Wzniósł nad głową rękawicę i już miał rzucić się do najbliższego kształtu, gdy usłyszał za sobą ciężkie przekleństwa S. i piskliwe wołanie A1. Wszyscy, mag, rycerz, książę, bóg i A2., niemal jednocześnie wylądowali pośrodku areny. B. odetchnął z ulgą. Kątem oka zobaczył, jak S., zrozumiawszy natychmiast kto jest wrogiem, rzucił się w kierunku majaczącej we mgle formy. Postanowił więc już nikomu nic nie tłumaczyć i jako pierwszy dopadł do przeciwnika. Wzniósł stalowe palce i znieruchomiał. Ze stojącej przed nim dziwnej srebrzystej zbroi wynurzyła się galaretowata postać, wspierana przez mniejsze, gruszkowate stwory. B. skrzywił się i zawahał. Obcy bóg, czy też może jakieś jego dziecko, było prawie piękne. "Zupełnie jak meduza udająca człowieka", pomyślał. Wyłażąca z dymiącego otworu postać była blada, prawie przezroczysta. Twarz miała długą, oczy szeroko rozstawione, zamknięte, spowite błękitnym blaskiem i otoczone pulsującymi świetliście żyłami. Ale miała też drugą parę oczu, na czole. Te były czarne i przenikliwe, i to właśnie one wpatrywały się teraz z bezgranicznym zdziwieniem w B. Fraternijczykowi zdało się, że słyszy ich śpiew, słodki i cichutki, ledwie na granicy słyszalności. Zanim jednak błagalne nuty rozczuliły go całkowicie, opanował się, naprężył i uderzył z furią. Stalowe palce rozerwały boską głowę na strzępy. Dwadzieścia kroków dalej czarne oczy, wyrwane z galaretowatej tkanki, spadły na ziemię wraz z delikatnymi siateczkami żył. B. ryczał i warczał, miażdżąc na kleistą masę wycofujące się niezdarnie gruszkowate istoty. Na ostatnią z nich natarł okutym butem. Pękła jak wielka, srebrzysta dynia.



Niekiedy zaś ich amorficzność nie pozwala tego jednoznacznie stwierdzić.

16.


Od klombu powoli, ale wyraźnie toczyła się w jego kierunku maź. Było to tym dziwniejsze, że klomb znajdował się niżej od miejsca, w którym stał lekarz. Maź wyraźnie pięła się w górę. - Uciekaj! - wrzasnął ktoś z tłumu. - Uciekaj, uciekaj - podjęło kilka głosów. Lekarz pobiegł kilka kroków, ale zatrzymał się i powoli, jak skazaniec, powrócił do łóżka, na którym leżał Maries. Maź zbliżała się nieustannie. (...) Maź skręciła i ruszyła w kierunku okien inspektowych, położonych w głębi posiadłości ogrodnika. Jej cienki początkowo strumień rozszerzył się w ogromną białą kałużę, która przelewała się z miejsca na miejsce. Po kilku minutach plama majaczyła z dala na wzgórku koło inspektów, na klombie zaś pozostała jedynie uszkodzona maszyna. Co dziwniejsze, kwiaty nie były zniszczone.



UFOludki odwiedzają oczywiście Ziemię, a wówczas miewają kłopoty z porozumiewaniem się. Lecz radzą sobie na różne sposoby.

17.


Nie zdążyliśmy się ruszyć. Krzaki przed nami pożółkły i w mgnieniu oka zamieniły się w pył. Poczułem, że żołądek podchodzi mi do gardła. Dopiero teraz, patrząc na tę istotę, uwierzyłem w wypowiedziane przed chwilą słowa. Stał przed nami. Matowoszara, plamista skóra lśniła niczym naoliwiona. Stwór wspierał się na kilku mackach, podobnych ni to do trąby słonia, ni to odnóży ośmiornicy. Ziemia wokół nich pokryta była śluzem, jak po przejściu gigantycznego ślimaka. Wokół ciała stwora ku ocalałym chaszczom ciągnęło się coś w rodzaju szarej pajęczyny. Stworzenie nie miało głowy, mimo to czułem, że widzi nas przez dziesiątki fosforyzujących dziurek pokrywających całą powłokę. Nie był duży, tak ze dwa i pół metra wysokości. Cuchnął grzybami.
- Dzień dobry - wykrztusiłem. - Chcieliśmy zaproponować naszą pomoc w porządkowaniu przejętego przez pana księgozbioru. - Nie miałem pojęcia, jakiej jest płci ani czy w ogóle posiada jakąś płeć, uznałem jednak, że forma grzecznościowa nie zaszkodzi, a kto wie, czy nie pomoże. - Z pewnością wyjaśnienia udzielane przez mieszkańców planety pozwolą panu lepiej zrozumieć szereg aspektów i detali specyficznych dla naszej kultury - dodałem.
W powietrzu zaśmierdziało intensywnie chlorem. Czy to odpowiedź?
Może ta rasa porozumiewa się, emitując zapachy? Zmysł chemiczny? - pytania przelatywały przez moją głowę w szaleńczym tempie. Jak niby mam odpowiedzieć? A może w ogóle nas nie zrozumiał?
- Jesteśmy... - zaczął S. i urwał.
Popatrzyłem na niego spod oka, nadal mówił, lecz z jego ust nie wydobywał się żaden dźwięk. Teraz dopiero spostrzegłem, że wokół mnie panuje nienaturalna cisza. Co u diabła, wyłączył fale akustyczne? Zmienił prawa fizyki, by powietrze nie przewodziło dźwięków? Nagle na twarzy mojego towarzysza odmalowało się śmiertelne wręcz przerażenie. Dźwięk wrócił.
- Ziemianie! - S. odezwał się ochrypłym, dudniącym głosem.
Natychmiast zorientowałem się, że to obcy w jakiś sposób przemówił, używając jego gardła.



18.


- U Bartosika w indykowniku wylądował pojazd nie z tej ziemi!
- Wychodzi załoga. Nie zbliżajcie się. Może promieniować bezowocnikiem pracy.
- Cichajcie ludzie, to-to coś mówi.
- Gulbrumsprrcht...
- Zawołajcie Zosię, ona uczyła się esperanto, może się z nim dogada.
- Gdzie jestem?
- Przemówił po naszemu! Trzeba ugościć gościa nie z tej ziemi! Zróbcie miejsce.
(...)
- Niech opowie, skąd przybywa?
- Przybywam z planety o cywilizacji, jaka będzie na ziemi za 2000 lat... Zamieszkują ją hihitnicy, tacy jak ja. Samica, zaprogramowana przez samca, znosi na wiosnę 2-3 dowcipy, z których po trzech latach wyrastają domki dla ptaków, a po miesiącu wychodzą z nich dorośli hihitnicy. Wszyscy są tej samej wielkości, piękności i mądrości - tak jak ja. Nie ma więc zazdrości, każdy może zastąpić każdego...



Opisy potrafią być drobiazgowe do przesady

19.


Jakiegoś dnia głęboko pod powierzchnią oceanu zaczyna ciemnieć płaski, szeroki krąg o poszarpanych brzegach i jakby smołą zalanej powierzchni. Po kilkunastu godzinach staje się płatowaty, przejawia coraz wyraźniejsze rozczłonkowania, a jednocześnie przebija się w górę, ku powierzchni. Obserwator przysiągłby, że toczy się pod nim gwałtowna walka, bo z całej okolicy zbiegają się tu jak kurczące się wargi, jak żywe, umięśnione, zamykające się kratery, nieskończone szeregi współbieżnych, kolistych fal, spiętrzają się nad rozlanym w głębi, czarniawym, chwiejącym się majakiem i stając dęba walą w dół. Każdemu takiemu runięciu setek tysięcy ton towarzyszy na sekundy rozciągnięty, lepki, mlaszczący, chciałoby się powiedzieć grzmot, bo tu wszystko się dzieje na skalę potworną. Ciemny twór zostaje zepchnięty w dół, każdy następny cios zdaje się go rozpłaszczać i rozszczepiać, od pojedynczych płatów, które zwisają jak zmokłe skrzydła, oddzielają się podługowate grona, zwężają w długie naszyjniki, stapiają ze sobą i płyną w górę, dźwigając jak gdyby przyrośniętą do nich, skawaloną tarczę macierzystą, a tymczasem z góry wpadają bezustannie w coraz wyraźniej zaklęsające kolisko kolejne pierścienie fal. I ta gra toczy się czasem dzień, czasem miesiąc. Niekiedy na tym wszystko się już kończy. Sumienny Giese nazwał ten wariant "mimoidem porannym", jak gdyby nie wiadomo skąd posiadał dokładną wiedzę, że ostatecznym celem każdego takiego kataklizmu jest "mimoid dojrzały", to znaczy ta kolonia polipowatych, jasnoskórych narośli (zazwyczaj większa od ziemskiego miasta), której przeznaczeniem jest małpowanie kształtów zewnętrznych...



albo w swej lapidarności bazować na naszej świadomości (pop)kulturowej.

20.


Nieznacznym ruchem wrzucił do basenu małą, szarą pastylkę. Gangsterzy, widząc, jak konkurencja posłusznie odchodzi, uśmiechnęli się nawet na pożegnanie.
Podróżnicy zdążyli się oddalić może pięćdziesiąt metrów, gdy dobiegły ich głośne krzyki, gwałtowna palba, a potem dziki skowyt, zakończony nieludzkim charkotem.
S. i J. obrócili się akurat w porę, żeby zobaczyć, jak macki wciągają trzech pechowców pod wodę.
- Ośmiornica musi - zauważył kozak.
- Ano coś w tym guście. - J. pokazał mu pustą fiolkę ozdobioną etykietą "Cthulhu w tabletce". Trzeba uważać z takimi miejskimi fontannami, woda w nich aż roi się od różnego syfu...



Niektóre wizje są apelem ekologicznym.

21.


- (...) To nie jest inwazja, majorze! To jest, wydaje mi się, genialna i dalekowzroczna polityka jakiejś mądrej, kosmicznej rasy istot... Do rozwoju zarodnika potrzebne jest PROMIENIOWANIE! Może nawet właśnie promieniowanie strontu, ale to nieistotne... (...)
Ogromna, wielokształtna masa wypełzła prawie całkowicie spod betonowej pokrywy. Wijąc się i jak ameba zmieniając kształty, poczęła się posuwać po trawiastym gruncie.
Kamera terkotała bez przerwy. Major powiększył obraz na ekranie. Wśród zwałów galaretowatego cielska nie sposób jednak było dopatrzyć się jakichkolwiek szczegółów. Stwór nie posiadał żadnych wyodrębnionych organów zewnętrznych.
- Odwołuję pogotowie baterii rakietowej! - krzyknął do mikrofonu major. - Przygotować działo przeciwpancerne i miotacz ognia.
Pierwszy na ziemi przedstawiciel rasy Graktydów pełzał po łące, rozpłaszczywszy się na przestrzeni kilkuset stóp kwadratowych - na własną zgubę, gdyż ułatwiał w ten sposób celowanie.



Kiedy indziej autorzy skłaniają się ku filozoficznej wręcz refleksji.

22.


Widzieliśmy więc najpierw zielonych ludzików na trzech nogach, z jednym oczkiem pośrodku czoła lub z dwunastoma wokoło głowy, którzy akurat biegle mówili po angielsku. Potem przyszły śmielsze fantazje: straszyliśmy się wzajemnie wszelkiego rodzaju potworami lub dla odmiany aniołami, których Wielkość i Dobro z bezkrytycznym znakiem równości pośrodku miały w nas rozpalić wiarę w kosmiczny triumf sprawiedliwości i które przewyższały nas ponoć pod każdym względem, tylko nie byliśmy w stanie ich przewag opisać. I choć w tych wszystkich pozornie niesamowitych obrazach, jakie z niemałym trudem przywoływaliśmy, zmieniały się ustawicznie wielkość cielsk, ich kolory i kształty, choć rosła liczba ryjków, macek i odnóży albo przeciwnie: malała do zera - ciągle przedstawiając najprzeróżniejsze tamtejsze ustroje, systemy obronne i gospodarcze, zdobycze naukowe, religie, obyczaje i kultury, i mając wciąż na myśli cywilizację wyższą - opisywaliśmy naszą własną; tyle tylko, że w jej perwersyjnych odmianach.
- Lecz chyba teraz to samo nam grozi, gdyż - postawieni przed faktami - nadal cierpimy na niemoc wyobraźni.



Kosmici bywają przyjaźni...

23.


- Już wiem! - krzyknął po małej chwili. - Musiał źle obliczyć dawkę. No i nie wziął pod uwagę, że mam cholernie grube łuski na karku. Na co się tak gapisz?
Słowa te skierował do kucharza, który z wybałuszonymi oczyma spoglądał w kierunku dziwnych postaci zbliżających się od strony łąki.
Pojawienie się ludzi nie było jednak tak dziwne, jak ich wygląd. Przybysze mieli na sobie białe obcisłe skafandry i wielkie kuliste hełmy zaopatrzone w szybki, za którymi widniały ich twarze, rozjaśnione seledynową poświatą. Zatrzymawszy się na skraju drogi, unieśli ręce jak gdyby w geście powitania, a następnie wskazali nimi na łąkę.
Zdumieni pasażerowie ciężarówki spojrzeli w tym kierunku.
W odległości niespełna stu metrów spoczywał na łące jakiś ogromny dysk, promieniujący łagodnym światłem o pomarańczowej barwie.



...albo agresywni.

24.


Nad Bałtykiem rozpostarli swoje skrzydła ludzie z Marsa
Atakować w taki sposób to jest jedna wielka farsa
Motłoch gapi się zdziwiony, nowej szuka podniety
Cywilizacyja wroga z innej planety



25.


Najechali nas kosmici
Kosmici są wśród nas
Demontują, knują, psują
Nasz idealny świat

Zielone ludki
wkradły się wszędzie
Do szkół, do fabryk, do biur
Zamaskowani w każdym urzędzie
Z ludzkością toczą bój
To był kosmita, ten w garniturze,
Który Ci kredyt dał
Inny zielony zamknął Twój zakład
I zwinął cały szmal



Mogą też być agresji obiektem.

26.


W kieszeni znalazłem pudełko zapałek. Były w nim tylko trzy zapałki. Pierwsza się złamała. Drugą oświetliłem na chwilę pomieszczenie. Mała klitka dwa na trzy metry. Solidne drzwi. Na podłodze, dużo oprócz słomy porozrzucanych, na wpół zgniłych buraków. W kącie natomiast… Zanim zapałka zgadła, zdążyłem tylko stwierdzić, że nie byłem sam. W kącie siedziała jakaś skulona postać. Niewielka, jakby dziecko. „Barbarzyńcy!” – pomyślałem. Słyszałem już kiedyś o zwyrodniałej rodzinie, która przez kilka lat trzymała dziecko w komórce.
- Nie bój się – powiedziałem cicho – nie zrobię ci krzywdy.
Podszedłem i kucnąłem obok. Zapaliłem ostatnią zapałkę. I o mało jej nie upuściłem. Twarz, którą zobaczyłem, nie była twarzą dziecka. Nie była w ogóle twarzą ludzką! Bladozielona skóra, naciągnięta na bezwłosą czaszkę. Mały, zadarty nosek i zmrużone od światła, skośne oczy nadawały tej fizjonomii jakby azjatyckie rysy. Więcej szczegółów nie zdołałem zanotować, bo ostatnia zapałka zgasła. „Ale odjazd!” – pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy. To chyba jednak nie była amfetamina. Z tego co wiem, po amfie nie ma halucynacji, a ja najwyraźniej je miałem. Nie dość, że zamknięto mnie w chlewku, to w moim mózgu szaleje jakaś nieznana substancja.



Zazwyczaj budzą zainteresowanie

27.


Nie da się zaprzeczyć, śledzenie poczynań Melli było interesujące, ale jeszcze bardziej interesujące były poczynania profesora. Jak już zauważyli wcześniej, był to robot w nader kiepskiej kondycji, chyba po prostu stary, wysłużony, zdezelowany i zaniedbany technicznie. Nie dość, że powłóczył nogą, że utykał żałośnie, to jeszcze za każdym ruchem jego wypracowane przeguby trzeszczały nieprzyjemnie, dolna żuchwa raz po raz opadała mu na dół z głośnym klapnięciem, z klatki piersiowej dochodziło chorobliwe rzężenie, z głowy - przykre zgrzyty i szumy. Zapewne zaniedbał odkurzania i okresowego smarowania pamięci. Lecz, co było już zupełnie niezrozumiałe, mimo tych wszystkich dolegliwości i ogólnie fatalnego stanu, wbrew nakazom regulaminu nie rozebrał się na części i nie podjął czynności naprawczych z wyjątkiem wymiany prawej kończyny dolnej; z widocznym wysiłkiem, skrzypiąc przeraźliwie, odkręcił sobie nogę i przymocował zastępczą. Następnie całą swą uwagę poświęcił tej wymontowanej nodze. Wykąpał ją starannie w specjalnej wanience, a potem poddał masażowi i naświetlaniu jakąś lampą. Odnosiło się wrażenie, że poza tą nogą stan jego zdrowia nic go nie obchodzi. Gdy tylko w wyniku zabiegów powłoka imitująca skórę zwiotczała, profesor ściągnął ją ostrożnie i rozwiesił, aby przeschła nad elektrycznym kominkiem. Następnie z nogą w ręku wszedł do bawialni, zamknął pokój na klucz i zasłonił okna.



tudzież admirację.

28.


- Przestań się tak niecierpliwić, obiecali przylecieć, to przyle... - Anna nie zdążyła dokończyć, kiedy jej oczom i oczom wszystkich zebranych ukazał się w pełnym majestacie pojazd obcych. Choć tak naprawdę trudno go było dostrzec, bo niby chmura otaczał go świetlisty nimb. Wszyscy zmrużyli oczy, tak wielka jasność biła od pojazdu. Ale nie wydawała się ta jasność nieprzyjemna, o nie! Była raczej ciepła i taka jakaś, że człowiek chciał do niej lgnąć jak do miodu.
Pojazd osiadł na wyznaczonym lądowisku. Po chwili ukazali się oni. Trzej. A właściwie troje. Anna znała ich twarze z telewizyjnych relacji i wiedziała, że są bardzo miłe i z przyjemnością się na nie patrzy. Wyszli przed ową świetlistość, pomachali przyjaźnie i na przygotowanym zawczasu podeście ustawili swój drogocenny dar.



Choć bywa i odwrotnie.

29.


Lśniące wrzeciono jakby drgnęło I spłynęła z niego w dół istota, bardzo podobna do człowieka. Na górze miała szklistą banię, na dole dwie nogi, pomiędzy nimi zaś średnio pękaty kadłub i cztery ruchliwe ręce. Na wszystkie strony sterczały z niej jakby cienkie patyczki, nasuwające wprawdzie silne skojarzenie z drutami do wełny numer trzy i pół, ale znacznie od nich subtelniejsze. Za nią spłynęła druga, identyczna istota. Po chwili dookoła pojazdu stało ich już pięć.
(…)
Kierownik apteki cały czas stał w progu, z nie ukrywanym obrzydzeniem patrząc na srebrzystą grupę, złożoną z pękatego wrzeciona i pięciu lśniących istot.
- O nie! – powiedział głośno, jadowicie i triumfująco. – Żadne takie! Mogą sobie mieć i po czterdzieści rąk, mnie już nikt nie nabierze!
Cofnął się do wnętrza i zamknął za sobą drzwi.



A czy to wszystko prawda i jest się czym w ogóle zajmować?

30.


- (...) Pan chce się mnie pozbyć, bo wydaję się panu brzydka. Ale pan się myli. Mnie po prostu nie zależy na tym, aby być ładną, a od czasu, gdy rzucił mnie mój narzeczony, zdecydowałam się nie wychodzić nigdy za mąż i na zawsze poświęcić się UFO-logii. Nie cierpię mężczyzn, bo są wiarołomni...
Pomogłem jej znaleźć klucz, otworzyłem drzwi i niemal wepchnąłem do pokoju.
- Ma pani rację, Florentyno - oświadczyłem. - Mężczyźni są wiarołomni. Co innego małe, zielone ludziki z antenami na głowach. Dobranoc pani.


===========


Dodane 17 stycznia 2016:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:

Rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 11546
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 51
Użytkownik: asia_ 01.01.2016 22:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Nowy rok zaczynamy tradycyjnie biblionetkowym konkursem :) Tym razem będzie patriotycznie i kosmicznie :)

Zapraszamy!

Spośród uczestników tego konkursu wylosowany zostanie zdobywca powieści Stacja jedenaście Emily St. John Mandel. Zasady losowania: tutaj.
Użytkownik: asia_ 04.01.2016 11:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Nowy rok zaczynamy tradyc... | asia_
Uwaga, zmieniła się konkursowa nagroda! "Stacja jedenaście" to powieść science fiction, która została objęta patronatem biblionetki. Ciekawe, czy pojawia się w niej UFO. Z opisu nic takiego nie wynika, ale kto wie ;)
Użytkownik: gosiaw 04.01.2016 20:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Uwaga, zmieniła się konku... | asia_
O, chętnie bym przeczytała. Pozostaje rozpoznać choć jednego ufoka i liczyć na szczęście w losowaniu. ;)
Użytkownik: joanna.syrenka 01.01.2016 23:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Rany. UFO. Już wiem, że polegnę w tym konkursie. Programowo nie czytam niczego z motywem kosmosu. :-P
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 01.01.2016 23:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Rany. UFO. Już wiem, że p... | joanna.syrenka
Spróbuj! Postarałem się o to, by wyszukać ten motyw nawet w pozycjach niezwiązanych z SF - możesz się zdziwić ;)
Użytkownik: mika_p 02.01.2016 21:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Rany. UFO. Już wiem, że p... | joanna.syrenka
Po przeczytaniu dusiołków mam nieodparte wrażenie, że w dziedzinie SF to ja zaledwie nos wyściubiłam poza USA :) Ale ktoś musi zajmować ostatnie miejsca.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 02.01.2016 23:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Po przeczytaniu dusiołków... | mika_p
Na razie po pierwszej dobie konkursu zaledwie troje uczestników, więc nawet w najgorszym przypadku zawsze będziesz na podium ;D Choć liczę, że popularność literatury fantastycznej przyciągnie niejakie tłumy (jak to onegdaj udało się smokom w literaturze).

To prawda, że w literaturze zagranicznej od ufoludków roi się dużo mocniej niż u nas, no i są to obcy, o których łatwiej było usłyszeć. Ale nasi autorzy także w ogonie się nie ciągną, a nawet bywają w awangardzie! I nie zawsze kosmici trzymają się getta SF...
Użytkownik: ahafia 02.01.2016 23:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
A ja właśnie z jakiejś zapomnianej półki wywlekłam Zemsta cyborgów (Dicks Terrance) :) Kiedyś czytałam sporo takiej literatury, ale z polską miałam chyba mało do czynienia.
Użytkownik: mika_p 04.01.2016 00:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Jakby co - mam 29 :)
Użytkownik: joanna.syrenka 04.01.2016 01:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakby co - mam 29 :) | mika_p
Możliwe, że ja też. To chyba jedyna polska książka z kosmitami, którą czytałam...
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 04.01.2016 10:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Możliwe, że ja też. To ch... | joanna.syrenka
No na pewno ze strony tego rodzica trudno się było tej tematyki spodziewać ;)
Użytkownik: mika_p 04.01.2016 18:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Możliwe, że ja też. To ch... | joanna.syrenka
A wiesz, że pewnie nie masz racji? Swego czasu była lekturą w okolicach IV-V klasy podstawówki była książka z kosmitami, więc może być drugą. W konkursie jej chyba nie ma.
Użytkownik: joanna.syrenka 04.01.2016 19:16 napisał(a):
Odpowiedź na: A wiesz, że pewnie nie ma... | mika_p
Jeśli myślę o tym samym, to była to jedyna lektura szkolna z podstawówki, której nie przeczytałam :D
Użytkownik: jenny 04.01.2016 20:02 napisał(a):
Odpowiedź na: A wiesz, że pewnie nie ma... | mika_p
Ta książka nadal bywa (gdzie nie gdzie) w spisie lektur uzupełniających.... o ile to ta sama książka, bo ta o której ja myślę w konkursie jest :-)
Użytkownik: mika_p 04.01.2016 20:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Ta książka nadal bywa (gd... | jenny
Tak to jeszcze się nie bawiliśmy... - ktoś mota książkę, a ktoś inny mówi, czy ona jest :D
Użytkownik: jenny 04.01.2016 20:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
A tak w ogóle to witajcie... strasznie dawno mnie tu nie było.
Czy tradycja wzajemnego podpowiadania sobie na forum to jeszcze istnieje? bo nie wiem czy wypada pytać ;)
ale co tam, zapytam - czy ktoś wpadł na trop 16, 26 lub 27 ?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.01.2016 20:33 napisał(a):
Odpowiedź na: A tak w ogóle to witajcie... | jenny
Jasne, że się podpowiada - wręcz należy, byle nie czołgiem :-).
Niestety słabo mi idzie, bo w temacie kosmicznym to ja tak średnio... Tych, których poszukujesz, też nie mam :-(
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 05.01.2016 00:37 napisał(a):
Odpowiedź na: A tak w ogóle to witajcie... | jenny
A więc czas na podsumowujące intermezzo:

póki co siedmioro łowców kosmitów zdecydowało się ruszyć pozaziemskim tropem.

Jeżeli chodzi o dusiołki - największym powodzeniem cieszą się 3. (4 poprawne i 1 niepełna odpowiedź), 20. (5 poprawnych i 1 niepełna odpowiedź), 24. (5 odpowiedzi - ale chyba każdy to słyszał, więc mógłby dołączyć do konkursu - i zyskać swoją równą szansę na wylosowanie nagrody ;) ) oraz 29. (także 5 odpowiedzi).

Dusiołki, o które pyta Jenny istotnie sprawiają najwięcej problemów. 27. odgadła jedna osoba, 26. nikt i 16. także nikt - tym ostatnim jestem najbardziej zawiedziony, bo to pierwsza w moim życiu lektura prawdziwego, "dorosłego" SF - czytana nb na początku podstawówki ;) Może zamataczę tak: parę historii z tego tomu stało się kanwą komiksu. Natomiast 26.: rodzic nie bryluje raczej w literaturze SF, ale kieruje się w strony bliskie rodzicowi 28.

Powodzeniem nie cieszą się także 1. i 2. - po 1 odgadnięciu; i dziwi bardzo, że mało znane są ufoludki 5. i 7.
Użytkownik: Qball 06.01.2016 14:36 napisał(a):
Odpowiedź na: A więc czas na podsumowuj... | LouriOpiekun BiblioNETki
Udziału brał nie będę, ale jak ktoś chce to wiem co to za mało znane 5 i 7.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 06.01.2016 11:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Serdeczne zapraszam do dołączania do konkursu, szczególnie wielbicieli SF! Zachęcam także uczestników do mataczenia tu na forum :) Jak są potrzebne podpowiedzi ode mnie, wystarczy też zapytać.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 07.01.2016 00:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Serdeczne zapraszam do do... | LouriOpiekun BiblioNETki
Na dzień dzisiejszy już dziewięcioro uczestników udziela się w BNetkowym SETI. Wielkich zmian nie ma - nadal nieodgadnięte 16. i 26., po jednym trafieniu zaliczyły 1., 8., 15., 27.

Może jutro obmyślę jakieś mataczenia dla nich :) I może ktoś jeszcze dołączy...
Użytkownik: jenny 07.01.2016 11:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Na dzień dzisiejszy już d... | LouriOpiekun BiblioNETki
To ja poproszę o zamataczenie czy te dusiołki mają rodzeństwo czy też wystepują w konkursie samotnie. Zwłaszcza 16. 26. i 27. ;) O ile to nie czołg....
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 07.01.2016 12:34 napisał(a):
Odpowiedź na: To ja poproszę o zamatacz... | jenny
Oki, spróbuję coś wymyślić:

16.: rodzic, prócz bywania w wielu antologiach SF, jest także dobrze rozpoznawalny jako twórca scenariuszy komiksowych do kilku kultowych albumów sprzed ok. 30 lat.

26. rodzic pisuje praktycznie tylko zbiorki opowiadań i skupia się w nich niekoniecznie na SF, lecz, korzystając z różnorodnych pomysłów fabularnych, podobnie jak rodzic 28., krytykuje nasze polskie piekiełko, wady i wynaturzenia transformacji oraz przywary nadwiślańskiego ludku. Dusiołek jest (przynajmniej wg bibliotek) kierowany raczej do młodzieży.

27. rodzic baaardzo znany z literatury młodzieżowej, zaś tytuł dusiołka jasno wskazuje, że do czynienia czytelnik będzie miał z akcją pozaziemską ;)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 11.01.2016 10:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Serdeczne zapraszam do do... | LouriOpiekun BiblioNETki
Zaczyna się ostatni tydzień konkursu!
Może ktoś jeszcze dołączy? A może któreś z uczestników pokusi się o mataczenie?
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 11.01.2016 15:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Zaczyna się ostatni tydzi... | LouriOpiekun BiblioNETki
No i pięknie - nie tylko dołączyła kolejna osoba, ale i zabójczy dusiołek z kosmosu nr 16. został pokonany!
Użytkownik: Sten 11.01.2016 18:40 napisał(a):
Odpowiedź na: No i pięknie - nie tylko ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Szesnastka ma tylko 13 ocen. Widocznie ta książeczka jest za mało znana, podobnie jak reszta serii Stało się Jutro.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 12.01.2016 11:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Szesnastka ma tylko 13 oc... | Sten
Ach, widzę, że znalazłeś to w antologii - ja zaś czytałem w zbiorku, który także oceniło zaledwie 11 osób. A niesłusznie jest to zapomniane! Prócz opowiadanka, z którego jest dusiołek, spotkamy w tym tomiku i maszynę czasu stojącego, i walki robotów na planetoidzie - ku uciesze ich konstruktorów, i Rudolfa Diesla żyjącego wstecz w czasie ;)
Użytkownik: joanna.syrenka 12.01.2016 11:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Ach, widzę, że znalazłeś ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Nadal mówicie obcym dla mnie językiem :-P
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 12.01.2016 11:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Nadal mówicie obcym dla m... | joanna.syrenka
To może tak - tematyka, powtarzająca się w tych innych opowiadankach, powiązana jest ściśle z tytułem zbiorku :) Dodatkowo m.in. owa walka robotów była kanwą odcinka komiksu. Podobnie jak inne opowiadanie, w którym występuje robot-maszyna medyczna na obcej planecie...
Użytkownik: Sten 12.01.2016 12:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Ach, widzę, że znalazłeś ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Lubię stare, polskie s-f ale znam je dość wybiórczo - tyle tego jest i często trudno skompletować, a ja wolę czytać autorami. Np. Czesława Chruszczewskiego. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego on mi się tak podoba, może jego osobliwy styl i tematyka.

Widzę, że cenzor się przebudził :) Naprawdę byłoby za łatwo? W końcu to długa seria.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 12.01.2016 13:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Lubię stare, polskie s-f ... | Sten
¯\_(ツ)_/¯

Konkurs i tak za trudny chyba wyszedł, bo mało chętnych, choć wierzyłem, że na SF to się wiele osób skusi...
Użytkownik: asia_ 12.01.2016 13:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Lubię stare, polskie s-f ... | Sten
Długa? Chyba nie doceniasz konkursowiczów ;) Niektórzy są zaprawieni w przeglądaniu list ocen organizatorów, liczących czasem po kilka tysięcy wpisów :) Uznałam, że Louri mógłby się z takiej podpowiedzi nie ucieszyć. A jeśli nie miał nic przeciwko, to zawsze może dopisać to, co ja usunęłam.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 12.01.2016 13:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Długa? Chyba nie docenias... | asia_
Możesz przywrócić, nie przeszkadza ;) Bardziej przeszkadza, że mało mataczenia i dopytywania o inne dusiołki :/
Użytkownik: Sten 12.01.2016 14:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Długa? Chyba nie docenias... | asia_
To wycięcie mi nie przeszkadza. Rzeczywiście ktoś mógł pójść tym tropem i wytropić.
Użytkownik: asia_ 12.01.2016 14:30 napisał(a):
Odpowiedź na: To wycięcie mi nie przesz... | Sten
Jest z powrotem. Widzę zresztą, że to wcale nie jest tak proste, jak mi się wydawało ;)
Użytkownik: jenny 12.01.2016 19:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest z powrotem. Widzę zr... | asia_
Poszłam i wytropiłam :)
Ale dalej 26. i 27. jest dla mnie niezjadliwe.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 13.01.2016 08:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Poszłam i wytropiłam :) ... | jenny
No to spróbuję jakoś pomataczyć 26., bo konkurs na ostatniej prostej, a tu nieodgadnięta sierotka zostaje ;)

Do tego zbiorku opowiadań, którego początek tytułu kojarzyć może się z mitycznym kocim atrybutem, wstęp napisał sam Lem. Wszystkie teksty ze zbioru to przewrotne i różnorodne gatunkowo satyryczne obrazki, krytykujące współczesne bolączki - od negatywów postępu, po negatywy zacofania. Podobnie zresztą jest w innym zbiorze opowiadań tegoż rodzica, który mam w ocenach oraz na półce, a który skupia się już bardziej na wielkomiejskich blokowiskach - na co wskazuje charakterystyczny tytuł.

Boszsz powiedzcie mi, że to nie najgorszy i najbardziej prymitywny czołg, jaki widzieliście ;)
Użytkownik: KrzysiekJoy 12.01.2016 14:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Proszę o zrozumienie, Ufo, kosmos, statki kosmiczne, roboty, genomy,czy co tam jeszcze, to tematyka, której w ogóle nie czytuję. Rozpoznaję od razu autora 3: "Kybernetor wyprawy - NGTRX, polyzjatra - PWGDRK" - tak, to mógł tylko On napisać.:-)
Za to 30 to rodzic już bardziej mi przyjazny.:-)
Pozdrowienia z Ziemi:-)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 12.01.2016 14:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Proszę o zrozumienie, Ufo... | KrzysiekJoy
Przyznam, że dziwiłem się, że nie uczestniczysz - nawet posądzałem Cię o urlop ;)

Ano widzisz - dla każdego coś miłego! Specjalnie dla niewyznających się wiele na fantastyce postarałem się o kilka tekstów przyziemnej beletrystyki, wspominającej jedynie UFOludki - tak jak 26. czy bardzo znane, a już o wybitnie kojarzonej (nie z SF, lecz z powieściami wymagającymi myślenia logicznego i poczucia humoru) mamusi 29.
Użytkownik: KrzysiekJoy 12.01.2016 14:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyznam, że dziwiłem się... | LouriOpiekun BiblioNETki
Niestety, u mnie występuje przeciwieństwo urlopu, ale od czwartku już trochę wolnego. Coś tam podeślę.:-)
Użytkownik: joanna.syrenka 12.01.2016 15:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Niestety, u mnie występuj... | KrzysiekJoy
Hehe, "przeciwieństwo urlopu" - muszę zapamiętać i wykorzystać!
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 13.01.2016 14:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Moi drodzy uczestnicy faktyczni i potencjalni, a także kibice i ciekawscy - nie jest źle, mamy już dziesięcioro agentów FBI z Archiwum Ź (żeby było wiadomo, że to polska komórka ;) ). Dodatkowo wszystkie kosmodusiołki odgadnięte.

Może coś jeszcze ktoś zamataczy albo o mataczenie zawnioskuje?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 13.01.2016 15:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Moi drodzy uczestnicy fak... | LouriOpiekun BiblioNETki
A bardzo chętnie, poproszę, bo 28 mnie męczy straszliwie - musiałam to czytać pewno z 10 lat temu albo dawniej, bo nic mi nawet na myśl nie przychodzi.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 13.01.2016 16:02 napisał(a):
Odpowiedź na: A bardzo chętnie, poprosz... | dot59Opiekun BiblioNETki
No to tak - czytałaś niecałe 10 lat temu, a popełniłaś nawet recenzję ;) Interesująco w niej rozważałaś pewne kwestie na pograniczu języka i osoby autora...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 13.01.2016 16:15 napisał(a):
Odpowiedź na: No to tak - czytałaś niec... | LouriOpiekun BiblioNETki
Aha! Dzięki, może mi jaka szara komórka zaskoczy!
Użytkownik: kliva 15.01.2016 15:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Konkurs chyli się ku końcowi, więc może jakieś ostatnie mataczenia? Ktoś ma 1 lub 2?
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 15.01.2016 15:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Konkurs chyli się ku końc... | kliva
To ja może podpowiem coś z 2. - rodzic popularyzował ongi u nas mocno pewnego słynnego fascynata UFO - nie tylko na polu beletrystyki :)

A nazwisko pierwszego rodzica kojarzyć się może z grą w Quidditcha ;D
Użytkownik: jenny 16.01.2016 11:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Konkurs chyli się ku końc... | kliva
Ad. 1 - w czasach przed upadkiem muru berlińskiego to chyba nawet był dość popularny cykl wśród miłośników tematyki. A jego nazwisko nie tylko z quidditchem się kojarzy :)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 16.01.2016 00:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Drodzy moi! Została ostatnia doba na odparcie ataku kosmitów - dołączyła do nas kolejna pogromczyni zielonych ludzików. Najtrudniej idą 1,2,8,26. Może ktoś coś jeszcze zamataczy albo spróbuje zgadnąć? Albo co lepsza - dołączyć!
Użytkownik: jenny 16.01.2016 16:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Drodzy moi! Została ostat... | LouriOpiekun BiblioNETki
26? widać to nie był najgorszy i najbardziej prymitywny czołg :-)

To ja jeszcze pomataczę: tatuś to dużo nie napisał tych "kawałków"... raczej z pisarstwa nie żyje.
W 2006 wyemigrował do Wielkiej Brytanii i prowadzi firmę budowlaną. Jego twórczość określa się mianem "lad lit".

Nie dość, że kawałek tytularnie (częściowo) związany z kocim przymiotem, to kawałek w kawałku wyraźnie wskazuje na znajomość wypowiedzi filmowych Arnolda Schwarzeneggera.

BTW, jakich to ciekawych rzeczy się człowiek dowiaduje w konkursach biblionetkowych :-) aż do dzisiaj nie miałam pojęcia co to "lad lit" ;)
Użytkownik: joanna.syrenka 16.01.2016 17:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Przyznam, że to pierwszy od dawna konkurs, gdzie nawet mi mataczenie nie pomaga... Po prostu - gdyby na ziemi wylądowali kosmici, to poddałabym się bez walki :)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: