Dodany: 31.12.2015 22:03|Autor: Marylek

Czytatnik: N

6 osób poleca ten tekst.

Moje lektury 2016


Grudzień

118. Życie na pełnej petardzie czyli Wiara, polędwica i miłość (Kaczkowski Jan, Żyłka Piotr)
Wywiad-rzeka.

Dziecko z ateistycznej, antyklerykalnej rodziny zostaje księdzem - ciekawa sytuacja. Kaczkowski wspomina, że jedyną prawdziwą katoliczką w rodzinie była babcia, otwarta, pewna siebie i światła osoba. "I to nie katoliczka spod znaku Radia Maryja, lecz spod znaku >>Tygodnika Powszechnego<<". (18)

Sam stara się być otwarty, ale lojalny wobec Kościoła. "Nie sprowokuje mnie pan do wyrażenia opinii o moich przełożonych." (161) Pryncypialny, poważnie traktuje swoją pracę i swoje powołanie; nie che być "pluszowym księdzem", ani "przykucniętym katolikiem". Żyje według wartości. Pragnie autentyczności, gardzi obłudą. Nie pozostaje ślepy na błędy i niedociągnięcia instytucji, którą reprezentuje. Stara się być skromny, wyrozumiały, okazywać szacunek drugiemu człowiekowi, jednak zawsze na pierwszym planie jest u niego wiara i literalne przestrzeganie katechizmu. Nie ma buntu, ale nie ma też agresji i zacietrzewienia.

Dużo energii i kreatywności widać, gdy jako człowiek wykształcony, stara się pogodzić naukę z dogmatami, zastanawiając się na przykład, jaki genotyp miał Chrystus (uniwersalny - 190). Sporo tego typu rozważań w tej rozmowie.

W mówieniu o swojej chorobie - bardzo ludzki. Dla mnie to najciekawsza, najważniejsza i najwartościowsza część rozmowy.


117. Amerykańscy bogowie (Gaiman Neil)
Ludzie emigrowali do Nowego Świata zbierając ze sobą swoje wierzenia. W Ameryce życie było zupełnie rożne od dotychczasowego, wiara w bogów pomagała, koiła tęsknotę, niepewność i ból. Ale kolejne pokolenia nie miały już za czym tęsknić, życie zmieniało się, starzy bogowie nie byli już potrzebni. A bóg żyje tak długo, jak długo ma wyznawców.

Gaiman wprowadza do akcji nie tylko bogów z różnych mitologii Starego Świata, ale i istoty pomniejsze: herosów, bohaterów bajek, skrzaty, koboldy, wiedźmy. Radzą sobie jak mogą, ale coraz gorzej, bo im bardziej są zapomniani, tym słabsi. Mają też sporą grupę naturalnych wrogów chcących zająć ich miejsce w umysłach ludzi: bogami współczesności są bowiem nowe technologie, gadżety, media (jedna z bogiń nosi nawet tak dźwięcznie brzmiące imię: Media), szybkość zmian, łatwość dostępu do wszystkiego; problem w tym, że współcześni bogowie często się zmieniają, bo ciągle coś nowego zajmuje zachwytem mózgi ludzi współczesnych. Jedną cechę mają nowi bogowie wspólną ze starymi: też chcą żyć. A w iluż bogów można jednocześnie wierzyć? Wojna wydaje się nieunikniona...

Książka czekała na mnie osiem lat i to chyba zaszkodziło nam obydwu: mnie na percepcję jej na świeżość - zbyt dużo przeczytałam w międzyczasie. Pomysł Gaimana jest świetny, wykonanie staranne (przez ileż mitologii się przedarł wybierając galerie postaci!), fantastycznie odgaduje się kolejnych mniej lub bardziej znanych bohaterów różnych panteonów czy też po prostu bohaterów popkultury, o których słyszało się lub czytało. Jednak niedoścignione dla mnie i w wykonaniu i w przesłaniu pozostaje Gaimanowskie Nigdziebądź (Gaiman Neil).


116. Czas Abrahama (Siesicka Krystyna)
Młodzieżówka. Powtórka po latach. Bardzo pozytywne zaskoczenie - ładny, dojrzały język, poważne problemy, choć w młodzieżowym entourage'u: uczciwość wobec samego siebie, odpowiedzialność za drugiego człowieka, waga rozmowy w rodzinie, obowiązkowość. Książka napisana została w latach sześćdziesiątych, trochę mierżą wstawki ideologiczne z minionej epoki, ale tylko trochę. Siesicka nie razi "smrodkiem dydaktycznym", a przyciąga tematem nastoletniej miłości; przedstawia problem, a do czytelnika należy wyciągniecie wniosków. Chyba jest to autorka zapomniana przez współczesną młodzież, a szkoda.


115. Jutro przypłynie królowa (Wasielewski Maciej)
Przymierzałam się do tej książki dwa lata. Przeczytałam w jeden dzień.

Wiadomo o co chodzi: buntownicy z Bounty wraz z grupą Tahitanek osiedlili się na bezludnej wyspie na Oceanie Spokojnym. Obecni mieszkańcy wyspy to ich potomkowie. Jest ich w tej chwili około 50-60. Podlegają jurysdykcji brytyjskiej.

Wasielewski bardziej niż na ciekawostkach turystycznych, skoncentrował się na problemach społecznych tej niewielkiej grupy ludzi, skazanych na siebie wzajemnie, jako że statek przypływa tam raz na trzy miesiące, a innej możliwości komunikacji z resztą świata nie ma. Im głębiej w tekst, tym większy wstrząs dla czytelnika, tym większe przerażenie. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Potworna hipokryzja i zakłamanie, bo wyspa przedstawiana jest na zewnątrz jako raj na Ziemi, a z wewnątrz jawi się człowiekowi cywilizacji Zachodu jako połączenie więzienia z piekłem. Czy jest bez znaczenia fakt, że ta niewielka społeczność żyje prawie całkowicie odizolowana od świata przez ponad dwieście lat, w tym też praktycznie bez dopływu świeżych genów.

Czym jest cywilizacja? Czym jest człowieczeństwo?


114. Co byś powiedział sobie młodemu? (Bielas Katarzyna)
Rozmowy z ludźmi kultury i nauki. Głównie humanistami.


113. Alienista (Carr Caleb)
Kryminał retro z solidnie rozbudowanym tłem historycznym. Nowy Jork w roku 1896. Theodore Roosevelt nie jest jeszcze prezydentem; stoi na czele nowojorskiej policji. A w mieście grasuje seryjny morderca, zabijający prostytuujących się młodych chłopców.
Tytułowy alienista, to dzisiejszy psychopatolog. Dzięki jego udziałowi w śledztwie książka pokazuje wiele obowiązujących ówcześnie teorii psychologicznych.


112. Listy przeciwko wojnie (Terzani Tiziano)
Listy pisane przez Terzaniego po 11 września 2001. To właściwie nie tyle listy, ile krótkie eseje nawołujące, zgodnie z tytułem, do umiarkowania, do przyjrzenia się wszystkim aspektom konfliktu i przyczynom, jakie doprowadziły do jego powstania i zaognienia. Reporter obawia się, do czego może prowadzić niekontrolowana nienawiść, przestrzega, że odpowiadanie przemocą na przemoc prowadzi do eskalacji tejże, że to nie jest droga, którą kroczyć powinien cywilizowany świat. Odwiedza kraje muzułmańskie, wsłuchuje się w głosy ich mieszkańców i coraz bardziej jest przerażony narastającym zacietrzewieniem, ślepym - zdawałoby się - parciem do wojny. I milionami cywilnych ofiar,o których decydenci zdają się w ogóle nie myśleć. Nienawiść rodzi nienawiść, coraz bardziej wściekłą, coraz bardziej ślepą.

Minęło piętnaście lat. Czy zmierzamy w innym kierunku? Listy Terzaniego są przerażająco aktualne.


111. Poczucie kresu (Barnes Julian (pseud. Kavanagh Dan))
Literacko niezłe, ale fabularnie mało poruszające. Starzejący się człowiek pod wpływem otrzymanego niespodziewanie niewielkiego spadku, wspomina swoją młodość i niegdysiejszych przyjaciół.

Miało być dużo o odpowiedzialności i dojrzewaniu. Jest o tym, że nie można zmienić przeszłości i że człowiek niczego nie uczy się w ciągu długich lat życia. Jeśli ktoś był, dla przykładu, ślepy na potrzeby innych w wieku lat dwudziestu, pozostaje takim i po sześćdziesiątce, mimo prób zmiany tego i pracy nad sobą. Przynajmniej takim jest Tony, mało sympatyczny bohater Barnesa.

Najmocniejszą stroną tej krótkiej książeczki jest jej język. Fabuła i postacie, niestety, do zapomnienia.


110. Cicha władza mikrobów: Jak drobnoustroje w ciele człowieka wpływają na zdrowie i szczęście (Collen Alanna)
Rewelacja! O roli bakterii żyjących w naszych jelitach w symbiozie z nami od początku istnienia gatunku i o tym, jak ich dobrostan przekłada się na nasze samopoczucie. O tym jak możemy wpływać na swoje życie, dbając o jakość własnej flory jelitowej, zwanej mikrobiomem.

Gdyby wziąć pod uwagę liczbę genów, jakie mamy w organizmie, to nasze własne stanowią jedynie 10%; reszta, to geny żyjących z nami w symbiozie mikrobów. Nic więc dziwnego, że gdy ich brakuje, gdy zostają zdziesiątkowane, na przykład w wyniku kuracji antybiotykowej, czujemy się źle.

Autorka zadaje pytanie o pochodzenie tzw. chorób cywilizacyjnych. Skupia się na zmianach, jakie zaszły w życiu człowieka w ostatnich kilkudziesięciu latach - po zakończeniu II Wojny Światowej, będących wynikiem wdrożenia do powszechnego użytku wynalazku penicyliny, stosowania antybiotyków w celu zwiększenia masy ciała w przemysłowej hodowli zwierząt, zmianach mentalności współczesnego człowieka. Choroby układu krążenia, nowotwory, udary i choroby autoimmunologiczne, chorobliwa otyłość nie występowały w takim nasileniu w całej historii ludzkości. Co się zmieniło, kiedy, dlaczego? W krajach nieuprzemysłowionych nie notuje się występowania tych przypadłości na szeroką skalę nawet u osób starszych. Dlaczego więc w cywilizacji Zachodu jest ich coraz więcej?

Teza, że przyczyn należy szukać w mikrobiomie jelitowym nie jest nowa, ale szczegółowe badania nad florą bakteryjną jelit i jej wpływie na zdrowie człowieka prowadzone są dopiero od początku XXI stulecia. Wyniki wyjaśniają wiele zjawisk, otwierają nowe pola badań, stawiają kolejne pytania.

Książka jest pasjonująca!


109. Historia pszczół: Powieść (Lunde Maja)
Rozczarowanie. Szeroko reklamowana książka nie poruszyła mnie w ogóle.

Narracja prowadzona jest w trzech płaszczyznach czasowych: Anglia w roku 1852 - zapoznany wynalazca buduje nowy typ ula; Stany Zjednoczone w 2007 - farmer-pszczelarz staje się ofiarą masowego ginięcia pszczół; Chiny w 2098 - świat bez owadów zapylających, ich pracę wykonują ludzie. Wątki łączą się ze sobą pod koniec powieści, choć związek ten jest bardzo luźny. Teza jest taka, że człowiek wyniszczył pszczoły, co doprowadziło cywilizację na skraj upadku.

Pomysł ciekawy, choć mało odkrywczy, ale książka sprawia wrażenie napisanej w pośpiechu. Brak szerszego spojrzenia na problem, autorka skupia się na kłopotach rodzinnych bohaterów, nawet tytułowe pszczoły pojawiają się gdzieś na marginesie akcji. Jeśli tę koncentrację na drobnych wydarzeniach można nazwać akcją. Wątek XIX wieczny nie wnosi niczego w sprawę niewłaściwego traktowania owadów przez człowieka. Amerykański farmer nie rozumie przyczyn klęski, jaka dotknęła jego pszczoły, podobnie jak nie rozumie tęsknot własnej żony czy wahań syna, szukającego swojej drogi życiowej. Najlepszy jest wątek chiński - może dlatego, że katastrofa już się dokonała, możemy obserwować jej skutki, a jednocześnie widzimy działanie machiny państwa totalitarnego. Wątek osobisty w tej części też jest najbardziej przemawiający do czytelnika. Ale żadna ogólna refleksja z tego nie wynika.

"Historię pszczół" czyta się szybko - i to jest zarzut. Pozostawia wrażenie powierzchowności. Duża czcionka, szerokie marginesy i takaż interlinia sprawiają, że czytelnik wręcz biegnie przez strony. Ponad 500 stron wynika ze sposobu wydania, zmieściłoby się wszystko na 300-350.

Można żyć bez znajomości tej książki.


108. Tęsknota atomów (Reichlin Linus)
Dziwna książka. Klasyfikowana jest jako kryminał - istotnie, główny bohater to belgijski policjant (odchodzący właśnie na wcześniejszą emeryturę), mamy też nieboszczyka i podejrzenie morderstwa, które jednak po autopsji zostaje wykluczone. Jest zagadka, którą rzeczony policjant decyduje się rozwiązać pozasłużbowo. Sam policjant to postać nietypowa: miłośnik fizyki kwantowej, wdowiec od lat dwunastu, nie dostrzegający możliwości ponownego wejścia w jakikolwiek związek, dźwigający pamięć traumatycznego dzieciństwa, racjonalny, a jednak natykający się co chwila na niedające się racjonalnie wytłumaczyć zjawiska.

Ta książka to bardziej powieść obyczajowa, niż kryminał. Byłaby świetna, gdyby autor podomykał wszystkie wątki Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Być może jest tak dlatego, że "Tęsknota atomów" to pierwsza część cyklu, ale reszta nie została (jeszcze?) przetłumaczona na polski. Szkoda.

W obecnej formie książka pozostawia niedosyt.


Listopad

107. Taniec z ziemią: Wiersze najnowsze z lat 2001-2006 (Baran Józef)
Wiersze.


106. O pochodzeniu cnoty (Ridley Matt)
Psychologia ewolucyjna, altruizm odwzajemniony, kulturowe uczenie się i poświęcenie życia dla dobra istot spokrewnionych, czyli dlaczego jesteśmy tacy, jacy jesteśmy. Czy stworzyła nas ewolucja, czy kultura? Ile w nas wyrachowanego egoisty, a ile skłonnego do pomocy współpracownika i dlaczego uczciwość i przyzwoitość na dłuższą metę opłaca się wszystkim, a cwaniactwo i oszustwo jest dowodem ewolucyjnej głupoty i krótkowzroczności. Matt Ridley ze swadą i przy użyciu mnóstwa przykładów z życia i z teorii gier pokazuje "moralne zwierzę" - człowieka - i jego bliższych i dalszych krewnych w kontekście historycznym, biologicznym, ekonomicznym, kulturowym. Pokazuje, że te same mechanizmy rządzą całym światem ożywionym, nie wyłączając flory.

Pasjonująca książka!


105. Nieszczelna sieć (Nesser Håkan)
Po rewelacyjnej serii z inspektorem Barbarottim, spodziewałam się, że komisarz Van Veeteren też mnie zachwyci. Cóż, może w innej części. Pierwsza to dla mnie rozczarowane. Za szybko wszystko się dzieje, zbyt pobieżnie przedstawione są wyniki śledztwa, sama postać komisarza nie jest bardzo sympatyczna. W cyklu o Barbarottim były długie, powolne okresy niespiesznych rozmyślań bohatera; Van Veeteren, ciągle gada i gada, a dla samego śledztwa niewiele z tego wynika.

W warstwie fabularnej mamy zwłoki żony znalezione przez męża w wannie po nocy spędzonej na zbyt intensywnym piciu wina. Blurb na tylnej okładce zdradza wydarzenia z połowy książki, poza tym zawiera błąd merytoryczny. Tłumaczenie też nie zachwyca. To najniżej oceniany kryminał Nessera, dam mu jeszcze szansę, na razie jednak - bez zachwytu.


104. Przypływ (Börjlind Cilla, Börjlind Rolf)
Skandynawski kryminał. Zaczyna się brutalną zbrodnią, właściwa akcja toczy się 23 lata później: zazębiają się wątki tamtej, niewyjaśnionej zbrodni i współczesnych nadużyć polityczno-gospodarczych. Co ważne, są też patologie społeczne, człowiek to zdecydowanie nie jest piękne zwierzę, rację miała Barbara Skarga. W "Przypływie" pojawia się motyw cagefightingu w wykonaniu kilkuletnich dzieci - skoro jest popyt, jest i podaż. Wstrząsające, choć znacznie bardziej wstrząsający był opisywany przez Lee Childa w Zmuś mnie (Child Lee (właśc. Grant Jim)) popyt na bardziej jeszcze wynaturzone usługi.

Obniżam ocenę książce za niepotrzebną śmierć kota. Dobrze chociaż, że bez epatowania szczegółami.


103. Hipotermia (Indriðason Arnaldur)
Komisarz Erlendur znowu poszukuje. Chciałam napisać - w akcji - ale on przecież głównie myśli i analizuje. Tym razem prowadzi prywatne śledztwo, bazując na własnym instynkcie, znajomości ludzkiej psychiki i przeczuciach. Z pozoru oczywiste samobójstwo dobrze sytuowanej kobiety wydaje mu się czymś z drugim dnem. Drąży więc. Bardzo mi odpowiada klimat kryminałów Indriðasona.

Książka jest koszmarnie niechlujnie przetłumaczona; może to zresztą wina braku porządnej korekty i redakcji: literówki, błędy gramatyczne, składniowe, brak końcówek, brak całych wyrazów - jak WAB mógł coś takiego wypuścić? Żenujące.


Czerwona Wilczyca (Marklund Liza) - nuda i za dużo polityki. Porzuciłam po przebrnięciu z trudem przez jakieś 90 stron.


102. Tort urodzinowy (Ostrowska Ewa Maria (pseud. Zbyszewski Brunon lub Lane Nancy))
Reportaże z polskiej prowincji lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Króciutkie, skupiające się na powszechnie spotykanych przywarach: jest tu znieczulica wobec cierpienia najbliższych - dzieci i rodziców, wykorzystywanie i manipulacja, zaściankowość, obawa przed nowoczesnością, pycha, zakłamanie, krzywdzące stereotypy. Trochę pobrzmiewa echo panującego wówczas ustroju, ale nienachalnie - to się ktoś zapisał do ZMW (Związek Młodzieży Wiejskiej), to komuś pomogła "organizacja" (łatwo domyślić się, jaka), ale najważniejsi w tekstach Ostrowskiej są ludzie i dzięki temu jej teksty wciąż przemawiają do czytelnika, mimo zmiany realiów i upływu czasu.

Co najsmutniejsze, bardzo szybko następują zmiany w technologii, modzie, sposobie życia; znacznie wolniej w mentalności ludzi, niekoniecznie nawet żyjących na prowincji. Upłynęło ponad pięćdziesiąt lat, a wiele z opisywanych zachowań wciąż można spotkać w polskim społeczeństwie.To czyni tę niewielką książeczkę przerażająco smutną.


101. Najpiękniejsze wiersze o psach (Klimek Franciszek Jan)
100. Najpiękniejsze wiersze o kotach (Klimek Franciszek Jan)
Jak w tytułach - najpiękniejsze wiersze, pisane sercem, mądre i z humorem. Tym razem również o psach.
Klimka wielbię niezmiennie i bezgranicznie.


99. Miasto Archipelag: Polska mniejszych miast (Springer Filip)
To jest taki Springer, jakiego lubię: dociekliwy, analizujący.

Autor przygląda się miastom, które straciły status stolic województw po reformie administracyjnej 1999 roku. Różne są ich losy, w większości obraz jest mało optymistyczny, choć bywają świetne wyjątki (Bielsko-Biała, Słupsk, Nowy Sącz). Zasadne jest pytanie, czy w Polsce wszystko musi być tak scentralizowane? Czy Warszawa nie dusi się pod naporem prawie wszystkich urzędów i instytucji, jakby nie można było rozmieścić ich w innych miastach?

Cytat z książki: Miasto Archipelag


98. Wszystko czego wam nie powiedziałam (Ng Celeste)
Smutna książka. O niezrozumieniu w rodzinie, o wiodących do tragedii przesadnych ambicjach, o tym, że nie można nikogo uszczęśliwić na siłę, nawet najbliższej osoby. O kompleksach i traumach, które są w stanie przetrwać przez pokolenia. I dobre portrety psychologiczne bohaterów.

Zakończenie trochę czytadłowate jednak. Amerykańskie.


Październik

97. Pensjonat pamięci (Judt Tony)
Eseje. Krótkie migawki, wspomnienia z całego życia: z dzieciństwa, ze studiów, z wakacji, z życia prywatnego i zawodowego autora, wzbogacone szerszą refleksją na tematy ogólne bądź dotyczącą spraw bieżących, życia społecznego, obyczajowości.

Wiedziałam, że autor chorując na stwardnienie zanikowe boczne i nie mogąc już pisać samodzielnie, dyktował tę książkę. Spodziewałam się czegoś w rodzaju Wiosłować bez wioseł: Książka o życiu i śmierci (Lindquist Ulla-Carin) - refleksji dotyczących choroby, odchodzenia, umierania. Jednak poza pierwszymi dwoma tekstami, wyraźnie oddzielonymi od reszty określeniem "przedmowa", nie ma w tej książce ani słowa o chorobie i śmierci. Jest życie, radość, bunt, niepewność, czasem dowcip, czasem zgryźliwość. Książka jest w Biblionetce źle otagowana.


96. Szumowiny (Horst Jørn Lier)
Wcześniejsze w czasie spotkanie z komisarzem Wistingiem - Smak Słowa wydaje tę serię od tyłu.

Komisarz prowadzi śledztwo w sprawie wyrzucanych przez morze butów wraz z tkwiącymi w nich stopami, a jego córka Line przeprowadza cykl wywiadów z mordercami, którzy po odsiedzeniu wyroków wyszli na wolność. W tle dalekie echa II wojny światowej i całkiem współczesne przywary wnuków dawnych wojennych bohaterów. Wszystko się w końcu zazębi.

Jedna z lepszych części cyklu.


95. Nienachalna z urody (Czubaszek Maria)
Lekkim stylem o sprawach ważnych i najważniejszych. A pomiędzy wspomnieniami i opiniami - fragmenty starych tekstów Marii Czubaszek. Teksty szczere, bez zahamowań i bez patosu.


94. Rysice (Żabińska Antonina)
Króciutka opowieść o rysiach z ZOO. Nieco się rozczarowałam, spodziewałam się, że to będzie o rysiach żyjących wolno.


93. Cień (Stelar Marek (właśc. Biernawski Maciej))
Były policjant Krugły i prokurator Michalczyk znów akcji. Trzecia cześć serii - chyba najsłabsza. Jakoś nie pasują mi metafizyczne rozważania o życiu, wierze i zaświatach do powieści kryminalnej. Chociaż w "Imieniu róży" wszystko mi pasowało... ;)


92. Wieczny Grunwald: Powieść zza końca czasów (Twardoch Szczepan)
Mam wrażenie, że cokolwiek czytam, zawsze potrafię doszukać się tam tego samego, bo wciąż tego samego szukam w książkach.

A Twardoch pisze wciąż tę samą książkę o tym samym.

Widać w "Wiecznym Grunwaldzie" zaczątki "Dracha" - idei, że wszystko jest zawsze, a zmienia się tylko scenografia - krajobraz, ubiory, technologia. Ale to jest nieważne. Ważne jest to, co człowiek sam o sobie sądzi, jak siebie postrzega. Ważne jest, że historia ludzkości to historia wojen i mało kto potrafi zobaczyć bezsens tego wiecznego wojowania w imię różnych, zmieniających się idei. A kończy Twardoch konkluzją - czy zdumiewającą? - że lekiem na nienawiść jest miłość, a ratunkiem przed "przezwiecznym" zabijaniem - rezygnacja z przemocy. Tylko nikt tego w praktyce nie zastosuje...

Książkę czyta się powoli, częściowo z uwagi na stylizację języka, głównie jednak dlatego, że to proza aż gęsta od znaczeń, metafor, odniesień historycznych i ciągłych przeskoków czasowych. Napisana jest z ogromnym rozmachem. Szczególne miejsce zajmuje w niej problem pogranicza i związany z tym brak konkretnej przynależności narodowej "mieszańców", ludzi urodzonych na styku państw i kultur, bądź z rodziców różnej narodowości, a nawet różnego statusu społecznego. Pod koniec czułam się trochę zmęczona. Co nie zmienia faktu, że książka jest świetna, a Twardoch to bardzo dobry pisarz.


91. Wieloryby i ćmy: Dzienniki (Twardoch Szczepan)
Bardzo jest mi po drodze z Twardochem, jak się okazało.

Pisanie dziennika to dla pisarza niewątpliwie ćwiczenie stylu. Ale gdyby tylko o to chodziło, nie warto byłoby go publikować. W "Wielorybach i ćmach" jest wszystkiego po trochu: wydarzenia bieżące i wspomnienia; podróże i codzienność; życie prywatne i oficjalne; zabawa i praca. Właśnie - praca: można dostrzec ślady przemyśleń i pomysłów na kolejne książki.

Poza tym, tak zwyczajnie i po ludzku bliskie mi jest Twardochowe postrzeganie świata i jego osobność.


90. Galeria kotów: Historia sztuki z pazurem (Herbert Susan)
Absolutnie przecudowny album koci: wielka sztuka - malarstwo i film - w wersji kociej. Niektóre z prac Susan Herbert można zobaczyć w internecie, ale co książka, to książka. Miodzio!
https://www.google.pl/search?q=Susan+Herbert&tbm=i​sch&tbo=u&source=univ&sa=X&ved=0ahUKEwim1qOfhdjPAh​VD2ywKHRttB18QsAQIIA&biw=1600&bih=770


89. Panika (Deaver Jeffery)
Deaver trzyma poziom. Ale mam trzy zastrzeżenia:
- tematykę kupowania "śmierci na żywo" podjął wcześniej ze znacznie lepszym skutkiem Lee Child w Zmuś mnie (Child Lee (właśc. Grant Jim)). Tamtą książką byłam wstrząśnięta. Deaverem teraz - nie.
- niepotrzebny zupełnie wątek romansowy, pod koniec Autor zdecydowanie przesadził. To ma być kryminał, a nie romansidło!
- tłumacz niby ok, ale od czasu do czasu znajdowałam coś, co mi wykrzywiało twarz, ale nie chciało mi się tego zapisywać. Pamiętam tylko scenę w restauracji: "Wszystkie stoliki były okupowane". Myślę, że to z pośpiechu lub niedopatrzenia, kryminał można traktować lekceważąco. Nie podoba mi się to.


88. Król (Twardoch Szczepan)
Po wysłuchaniu rozmowy z autorem na Targach Książki - zajrzałam i od razu mnie wessało.

Świetna, mięsista proza.

Fabularnie powieść osadzona jest w Warszawie roku 1937, stąd łatwe analogie do czasów obecnych - ruchy narodowe, antysemickie, faszystowskie. Psychologicznie książka sięga głębiej, eksploruje świat wartości, poszukiwanie tożsamości, poczucie winy i odpowiedzialności za czyn.

Twardoch ma przed sobą dużą przyszłość jako pisarz.

Kilka dodatkowych przemyśleń: Co było, czego nie było, co jest.


87. Szwecja czyta. Polska czyta (< praca zbiorowa / wielu autorów >)
Zestaw rozmów z ludźmi związanymi z książką: wydawcami, redaktorami, pisarzami, bibliotekarzami, krytykami literackimi, animatorami kultury itd, w Szwecji i w Polsce. Przy okazji widać różnice w podejściu ludzi i w rozwiązaniach systemowych w obydwu
krajach.

Dlaczego nie potrafimy się uczyć od Szwedów?


86. Zaczyn: O Zofii i Oskarze Hansenach (Springer Filip)
Springer też będzie na Targach w Katowicach, ale nie wiem, czy zdążę...

To jest taki Springer, jakiego lubię: Dokładny, dociekliwy, szczególarz. Krok po kroczku, bazując czasem na bardzo wątłych źródłach, prześwietla życie Oskara Hansena poczynając od dwóch pokoleń wstecz. A przy tym piękna proza, wciągająca od pierwszej strony.

To świetna książka i świetnie wykonana praca u podstaw: mrówcze zbieranie rozproszonych materiałów, szczątków historii, wspomnień tych, którzy jeszcze żyją. Przypomnienie, ożywienie postaci wielkiej marzeniami i zamiarami, wizjonera architektury o charakterze trudnym i apodyktycznym, niesłusznie całkiem dziś zapomnianego. Warto przeczytać.


Wrzesień

85. Całkiem inna historia (Nesser Håkan)
Komisarz Barbarotti na rozdrożu emocjonalnym i być może przed wielką zmianą w życiu, zostaje odwołany z urlopu z powodu serii zabójstw i jeszcze dlatego, że morderca pisze do niego dziwaczne listy. Sporo przed końcem domyśliłam się rozwiązania i starej sprawy sprzed lat, i osoby mordercy. Wątek życia prywatnego różnych policjantów - bardziej nieprzewidywalny.


84. Bruliony profesora T. (Hen Józef (właśc. Cukier Józef Henryk))
Na Targach Książki w Katowicach będzie spotkanie z Józefem Henem, w planach rozmowy jest również i ta książka. Czytam więc...

Powieść obejmuje dwa plany czasowe: Jeff, rusycysta z Indianapolis, przyjeżdża do Polski z gościnnymi wykładami, a przy okazji chce wyjaśnić starą sprawę morderstwa swojego przyjaciela Wiktora. Ma też szansę wydać książkę o Gorkim i Leninie oraz otaczających ich na początku wieku XX ludziach kultury. Wydawnictwo reprezentuje piękna Matylda. Wątek oczarowania Jeffa Matylda rozwija się najbardziej dynamicznie; sprawa starej zbrodni okazuje się być nieprzyjemnie zawikłana. Wątek rosyjski natomiast, choć dobrze udokumentowany, zupełnie mnie nie porwał.

Świetna galeria postaci, dzięki stylizacji języka ładnie pokazane zderzenie kultur i czasów, dynamika zmian - Matylda młodsza jest od Jeffa o pokolenie; uderzająca różnica reakcji na tę samą sytuację czy komentarz sto lat temu i dziś.


83. Kukuczka: Opowieść o najsłynniejszym polskim himalaiście (Kortko Dariusz, Pietraszewski Marcin)
Czytana w pośpiechu i poza wszelką kolejnością, bo wybieram się na spotkanie z autorami.

Dobra, rzetelna biografia. Autorzy są obiektywni - nie oceniają, nie wartościują. Widać, że włożyli dużo pracy w zebranie materiałów, w dotarcie do źródeł tak pisanych (obszerna jak na taka pracę bibliografia), jak i mówionych. Jest to o tyle trudne, że, jak pisał Simpson, lista wielkich wspinaczy, to często lista nekrologów. Bardzo dużo zdjęć, najwięcej z wypraw, trochę z rodziną, trochę oficjalnych.

Jeśli ktoś interesuje się wspinaczką lub postacią samego Kukuczki - polecam.


82. Rzeźniczka z Małej Birmy (Nesser Håkan)
Nessera zaakceptowałam już całkowicie, jednak wstawki metafizyczne Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu trochę mnie drażniły. Choć może dobrze oddawały stan ducha komisarza Barbarottiego.

Intrygą autor trochę wywiódł mnie w pole, co dla kryminału jest plusem. Jednak "Rzeźniczka" nie zrobiła na mnie aż takiego wrażenia, jak "Drugie życie pana Roosa".


81. Wierszykarnia (Wawiłow Danuta)
Wiersze dla dzieci.


80. Samotni (Nesser Håkan)
Tym razem od pierwszej strony mamy pewność, że to kryminał, bo od razu jest trup. A dalej już po Nesserowemu - akcja się toczy powoli, niespiesznie, ujawniając zdarzenia z przeszłości i wchodząc w niepewną teraźniejszość wraz z inspektorem Barbarottim i jego koleżanką. No i znów zbyt wesoło nie jest...


79. Drugie życie pana Roosa (Nesser Håkan)
Smutna książka. Nie kryminał, wbrew klasyfikacji, ale powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. O samotności, zmarnowanym życiu, o tym, że nieprawdą jest, że zawsze można zacząć wszystko od nowa. Nie zawsze.

Nie wiem, dlaczego to jest klasyfikowane jako kryminał, bo nawet zbrodnia nie jest tu zbrodnią Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu. Pewnie dlatego, że tak jest łatwiej. No i dwoje głównych bohaterów to inspektorzy policji kryminalnej.


Sierpień

78. Człowiek bez psa (Nesser Håkan)
Miała to być bardziej powieść psychologiczno-obyczajowa, niż kryminał. Owszem, wątek pokręconych stosunków w rodzinie głównych bohaterów jest bardzo dobry, ale skoro mamy trupa, i to nie jednego, jak również komisarza prowadzącego śledztwo, to jest to niewątpliwie kryminał, tyle że niespieszny.

Dwa wątki są niewyjaśnione: Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Dla mnie to jest brak zakończenia.

Mimo tych wątpliwości sięgnę jeszcze po Nessera, bo obiegowa opinia mówi, że "Człowiek bez psa" jest jego najsłabszą książką.


77. Korczak: Próba biografii (Olczak-Ronikier Joanna)

Janusz Korczak - niczym koń Benedykta Chmielowskiego - jaki był, każdy widzi. A jednak warto popatrzeć z bliska.

Własne dzieciństwo naznaczyło Korczaka na całe życie. Jego pochylenie się nad dzieckiem, to echo przeżyć z dzieciństwa: walka o nietykalność cielesną dziecka podszyta jest wspomnieniami ze szkoły przygotowawczej; prośba o niestraszenie, nierobienie niespodzianek - dziecięcą niechęcią małego Henryka do tychże; wołanie o szacunek - odczuwanym w dzieciństwie lekceważeniem... Cała pedagogika miłości akceptacji, przytulania - tworzenia w małym człowieku podstaw, na których może zbudować swoje dorosłe życie.

"Zreformować świat to znaczy zreformować wychowanie".

Pedagogika Korczaka przypomina mi podejście Neila Neill Alexander Sutherland i jego Summerhill - taki sam szacunek dla dziecka, założenie, że to dziecko decyduje o swoim otoczeniu, o tym, czego chce się nauczyć, że jest współodpowiedzialne za swój los. Pokazanie mu tego. Obudzenie woli uczenia się i kształtowania otoczenia. I to działa. Postrzeganie człowieka jako istoty myślącej i godnej szacunku, niezależnie od liczby przeżytych lat.

I, oczywiście, problem narodowości Korczaka - bycie Żydem też go naznaczyło, choć rodzina nie była ortodoksyjna ani przesadnie przywiązana do praktyk religijnych, a on sam w ogóle nie. Nawet języka nie znał. Był Polakiem, czuł się Polakiem.

Biografia bardzo dobra, pełna szczegółów, z bardzo szerokim tłem historycznym, ciekawie napisana, miejscami bardzo osobista. Autorka jest wnuczką Janiny Mortkowiczowej, współwłaścicielki wydawnictwa, w którym wychodziły książki Korczaka.

Smutna książka, bo od początku wiemy, jak to się skończy.


76. Na spokojnych wodach (Sten Viveca)
Polityka wróciła do pomysłu wydawania kryminałów na wakacje w przystępnych cenach. Wszystkie w tym roku są autorów skandynawskich.

Pierwsza część serii, może dlatego wszystko się powoli rozkręca. Wyłowiony z wody u wybrzeży "wakacyjnej" wyspy topielec to zapowiedź serii wydarzeń prowadzących w różne strony i z zaskakującym końcem. Inspektorowi Thomasowi pomaga hobbystycznie koleżanka z przedszkola, obecnie prawniczka w banku. Oboje mają komplikacje w życiu rodzinnym, choć ten wątek nie jest dominujący, przynajmniej w pierwszej części. Książka nie zapiera dechu w piersiach, ale jest przyzwoicie napisanym kryminałem, z zachowaniem zasady, że mordercą jest ktoś spośród postaci znanych czytelnikowi.


74. Jedyne kocię (Ryrych Katarzyna (Dziki-Ryrych Katarzyna, Dziki Katarzyna, Ryrych-Korczyńska Katarzyna))
75. Używane koty (Ryrych Katarzyna (Dziki-Ryrych Katarzyna, Dziki Katarzyna, Ryrych-Korczyńska Katarzyna))
Dwie bajeczki z cyklu "Bajki z szafy" idealnie wydane - karton, piękne obrazki; krótkie, wzruszające historyjki z kotami w roli głównej, pokazujące ludzi przyjaznych i o dobrym dla zwierząt sercu.


73. Jak ktoś mógł na to pozwolić?: Z twórcami polskiej szkoły grafiki rozmawia Janusz Górski (antologia; Górski Janusz [grafik], Fangor Wojciech, Wilkoń Józef i inni)
Rozmowy z najciekawszymi twórcami polskiej szkoły grafiki i plakatu złotego okresu lat pięćdziesiątych, sześćdziesiątych i początku siedemdziesiątych. Część rozmówców już nie żyje, pozostali są ludźmi w okolicach osiemdziesiątki, wciąż aktywnymi twórczo. Artyści to: Wojciech Fangor, Józef Wilkoń, Janusz Stanny, Karol Śliwka, Bohdan Butenko, Andrzej Krajewski, Bronisław Zelek. Opowiadają o sobie, wspominają dzieciństwo, szkolę, studia, kolegów i profesorów, indywidualne inspiracje, czasami anegdotycznie sytuację polityczną.

Książka jest obficie ilustrowana, rozmówcy świetni, wydana na dobrym papierze, szyta - przyjemność podwójna. Mogłaby to być perełka. Niestety, na końcu są pomylone strony, nie po kolei, powtórzone z poprzednich wywiadów, a zakończenia rozmowy tak z Krajewskim, jak i z Zelkiem brak. Szkoda też, że okładka odkleiła się już przy czytaniu trzeciego wywiadu. "Jak ktoś mógł na to pozwolić"? No właśnie!


72. Ślepy trop (Horst Jørn Lier)
Bardzo polubiłam Williama Wistinga.

Przemyt alkoholu i narkotyków, porachunki między przestępcami i ambicje policjantów - wszystko to powoduje solidne skomplikowanie zagadki zniknięcia taksówkarza, od którego rozpoczyna się śledztwo w tej części. Komisarz Wisting mierzy się nie tylko z problemami zawodowymi, ale i osobistymi. Tym razem jego córka, Line, będąca w zaawansowanej ciąży, nie bierze aktywnego udziału w rozwiązywaniu zagadki, przyczynia się raczej do jej zagmatwania.


71. Psy gończe (Horst Jørn Lier)
Świetny! Najlepsza, jak dotąd, część z komisarzem Williamem Wistingiem i jego córką.

Wisting zostaje oskarżony o zaniedbania proceduralne i fałszerstwo dowodów rzeczowych w śledztwie, które nadzorował przed siedemnastu laty. Zawieszony w czynnościach, próbuje znaleźć prawdziwego winnego, jednocześnie przyglądając się bieżącej bardzo podobnej sprawie, od której został odsunięty. Jego córka Line, wspierająca ojca, zauważa, że sprawa nad którą aktualnie pracuje jako dziennikarka dziwnie zahacza o tamto morderstwo sprzed lat...


70. Czarna wieża (James P. D. (James Phyllis Dorothy))
Klasyczny kryminał, trochę staroświecki, bez komórek i internetu. Komisarz policji, w ramach rekonwalescencji po chorobie, jedzie odwiedzić starego znajomego na zapadłej prowincji, a tam, miast odpoczynku, znajduje tajemnice, afery i trupy. Wszystko na tyle przyzwoite, że chętnie sięgnę po inne części z tej serii.


69. Jak uczy się mózg (Spitzer Manfred) - rewelacyjne przedstawienie nie tylko pytania tytułowego, ale i anatomii, mózgu, fizjologi; barwne, z licznymi przykładami eksperymentów, z rysunkami i wykresami. Wszystko spójne, w logicznej kolejności, napisane z dużą pasją. Świetnie się czyta!

Ostatnia część odnosi się głównie do rzeczywistości Niemiec, rodzinnego kraju autora, ale i z przykładów tam zamieszczonych można wyciągnąć wnioski ogólne.

Równolegle męczyłam pozycję korespondującą, o podobnej tematyce,

68. Mózg: fascynacje, problemy, tajemnice (Vetulani Jerzy) - jest to zbiór artykułów ukazujących się w różnych czasopismach w latach 1996-2010. Książka Spitzera jest z roku 2002, zbiór artykułów Vetulaniego ukazał się w 2014 roku, wydawało mi się, że będzie nowszy. Tymczasem powtarzają się źródła, przykłady, natomiast styl Vetulaniego - suchy, akademicki, całkowicie wyprany z emocji i dowcipu - odstręcza. Zdziwiło mnie to, bo w wywiadach Velulani wypada świetnie.

Ponieważ książka Vetulaniego to zbiór artykułów z różnych źródeł, pogrupowanych jedynie tematycznie, powtarzają się w niej fakty, przykłady, stwierdzenia, ba, nawet całe sformułowania! Przedrukowano pojedyncze artykuły, nie zadbawszy o ich spójność logiczną (np. w tekście późniejszym jest wyjaśnienie przykładu z tekstu wcześniejszego), o proste choćby wyeliminowanie powtórzeń. Wygląda to jak typowy produkt komercyjny. Wielkie rozczarowanie.

Z tych dwóch pozycji o mózgu zdecydowanie polecam Spitzera.


67. Przystanek śmierć (Konatkowski Tomasz)
Warszawski kryminał policyjny. Można pewnie z tą książką chodzić po mieście śledząc akcję, Warszawa jest tu jednym z bohaterów. Dla osoby nieznającej miasta - trochę nużące.

Seryjny morderca kluczy wokół linii tramwajowych, końcowych przystanków, pętli. Czytało się całkiem nieźle, rewelacji nie było. No i jeszcze komisarz jest zagorzałym kibicem piłkarskim, to chyba miało uczłowieczać i ocieplać jego sylwetkę, dla mnie wymienianie nazwisk różnych krajowych i zagranicznych piłkarzy - solidnie niestrawne.


Lipiec

Nie przebrnęłam i porzuciłam:

Inszallah (Fallaci Oriana)
Tematyka zdecydowanie nie moja, od wojny raczej uciekam, ale książka polecona. Przeczytałam 103 strony. Ładny, bogaty język; widać duże zaangażowanie autorki. I co z tego, skoro cały czas mnie od książki odpycha? Jeśli po ponad stu stronach nie obchodzi mnie zupełnie, co wydarzy się dalej w powieści, to mogę ją sobie darować.

Miasto radości (Lapierre Dominique)
Tu jeszcze gorzej, porzuciłam po kilkudziesięciu stronach. Też polecana pozycja. Było to moje trzecie podejście do tej książki, więcej próbować nie będę. Zwyczajnie mnie nudzi. Czytam trzy razy ten sam akapit, nie mogę się skoncentrować. Szkoda czasu.


66. Wybieraj wystarczająco dobrze (antologia; Jucewicz Agnieszka, Bernstein Alan B., Chalimoniuk Ewa i inni)
Rozmowy o tym, co w życiu ważne. Z psychologami i terapeutami. Dużo oczywistości, trochę powtórzeń, ale ciekawie się czyta. I tematy warte przemyślenia.


65. Łowca złodziei (Deas Stephen)
Takie sobie. Powieść klasyfikowana jako fanatasy, jest właściwie przygodówką. Realia jak w średniowieczu - jest miasto broniące swoich granic, jest jakiś odległy książę, są "mistrzowie" szkolący chłopców w określonych zajęciach. Bohater przypadkiem przechodzi spod opieki "mistrza" ulicznych złodziei pod skrzydła łowcy tychże, który okazuje się postacią tajemniczą, o niewiadomej przeszłości. Książka jest pierwszą z cyklu i to widać - jest mnóstwo pozaczynanych wątków, napomknięcia dotyczące przeszłości głównego bohatera, wszystko to niezakończone i chaotyczne. Akcja bardzo szybka, bez czasu na refleksję.


64. Bach, Beethoven i inne chłopaki czyli Historia muzyki wyłożona wreszcie jak należy (Barber David William)
Nie jest to, wbrew tytułowi, historia muzyki, a raczej krótkie, dowcipne (to kluczowe słowo!) biogramy, opowieści i muzykach, którzy, zdaniem autora, byli warci wzmianki, składające się praktycznie z samych anegdot. Czasem zdarzy się jakaś data, czasem fakt historyczny, musi być jednak podany dowcipnie i prześmiewczo. Czytanie utrudniają przypisy, które stanowią kwintesencję dowcipu autora.

Jestem tak zmęczona tą książeczką (156 stron), że poważnie obawiam się o kondycję mojego poczucia humoru; zostało przytłoczone dowcipem narracji Barbera.

Mam jeszcze drugą część, nieopatrznie kiedyś kupioną: Zygzakiem przez muzykę czyli Następna historia muzyki wyłożona wreszcie jak należy (Barber David William)
Jedno jest pewne: Nie ruszę tego dzieła. Może ktoś chce?...


63. Sztuka budowania (Knothe Jan)
Elementarz architektury. Historyczno-architektoniczna gawęda, napisana prostym językiem, bardzo przystępnie, ilustrowana przez autora. Kompetencje merytoryczne Knothego - imponujące! Umiejętności przekazu wiedzy też, gdy chce wprowadzić jakiś profesjonalny termin, najpierw go objaśnia, a potem już konsekwentnie używa.

Jeśli chodzi o ilustracje - to są wyłącznie rysunki. I one dopiero pokazują ogrom wiedzy autora! To sztuka sama w sobie. Rysuje na przykład rzut ogólny miejsca, potem zbliżenie budowli, potem tę samą budowlę z różnych punktów widzenia, potem przybliża jakiś jej fragment lub rysuje detale architektoniczne, ornamenty, rzeźby, reliefy... Czasem w odwrotnej kolejności. Świetnie by było móc go słuchać na żywo, na jakimś wykładzie!

Całość jest bardzo spójna, początkowo wydawało mi się, że będzie brakować mi zdjęć; jednak nie. Założeniem autora, które konsekwentnie realizuje, jest samodzielne przedstawienie i omówienie kolejnych epok i trendów w architekturze i urbanistyce. Omówienie, oczywiście w zarysie, przyjęta forma opowieści nie pozwala czytelnika zanudzać. Knothe zakłada pewien podstawowy poziom wiedzy ogólnej odbiorcy, nie ma tu szczegółowych dat, nie ma bibliografii. Są natomiast odwołania do lektur i nazwisk najbardziej znanych twórców, znajomość tychże nazwisk, faktów, wydaje się autorowi oczywista.

Książkę dawkowałam sobie po kawałku ponad miesiąc.


62. Poza sezonem (Horst Jørn Lier)
Norweski kryminał policyjny.

Poza sezonem zdarzają się włamania do opuszczonych domków letniskowych w środku lasu. Ale i grubszego kalibru przestępstwa mogą się zazębić z tymi pospolitymi i wtedy wszystko się nawarstwia. Sytuację komplikuje dodatkowo fakt, że córka prowadzącego śledztwo komisarza pozostaje w związku z kimś, kto ma powiązania ze światem przestępczym.

Dobre, ale Jaskiniowiec (Horst Jørn Lier) bardziej mi się podobał.


61. Sekret O'Brienów (Genova Lisa)
W rodzinie - przeciętnej amerykańskiej rodzinie z czwórką dorosłych dzieci - pojawia się rzadka genetyczna choroba Huntingtona.

Siłą książki jest zarówno podjęcie tematu choroby neurologicznej, ujęcie w ramach powieści jej objawów, sposobu przenoszenia, leczenia (popularyzacji nigdy za wiele), jak i pokazanie różnych sposobów podejścia dzieci do możliwości odziedziczenia choroby ojca. Obawiałam się też, że autorka zepsuje zakończenie, co jej się zdarzyło w Lewa strona życia (Genova Lisa). Szczęśliwie tak się nie stało. Całość dobra, acz nie wstrząsająca, jak Motyl (Genova Lisa), który pozostaje zdecydowanie najlepszą książką Genovy.


60. Po pierwsze, nie szkodzić: Opowieści o życiu, śmierci i neurochirurgii (Marsh Henry)

Neurochirurg z zacięciem literackim opisuje poszczególne przypadki w swojej pracy. Opisuje je tak, że czytelnik wstrzymuje oddech z napięcia. Każdy rozdział to oddzielny przypadek, zdarza się, że więcej niż jeden, konkretnej przypadłości neurologicznej. Każdy zawiera komentarze autora, wspomnienia, niekiedy bardzo osobiste. Imponuje otwartość Marsha na drugiego człowieka i spora dawka samokrytycyzmu.

Lektura raczej dla zdrowych, bo bywa momentami przygnębiająca.


59. Koronczarka (Lainé Pascal)

Krótka historia dziewczyny z nizin społecznych, jej nieudanej próby ucieczki od własnego losu i równie nieudanej miłości. Bohaterka zupełnie bezbarwna, co staje się jej przekleństwem i przyczyną klęski. Opowieść o niej - taka sama, ale z zacięciem intelektualnym: staranny dobór słów, ironia mająca stwarzać dystans do świata, próba przejścia od szczegółu do ogółu. Wszystko razem nudne i zupełnie nieporuszające.

Książka dostała nagrodę Goncourtów w 1974 roku.


58. Złudzenie (Link Charlotte) (4,5)
Jak to u pani Link: kobiety postawione w różnych sytuacjach życiowych muszą sobie radzić; mężczyźni słabsi, uzależnieni od różnych rzeczy: rytuałów, innych ludzi, własnych słabości. Jeśli trafi się jakiś psychopata, to jest nim mężczyzna.

Tym razem rzeczony psychopata ogarnięty jest wewnętrznym przymusem naprawiania świata i oczyszczania go z "brudnych" kobiet. Och, jak on bardzo nie chce tego robić! Lecz przecież ktoś musi...

Mimo oczywistych powtórzeń schematu, wciąż lubię Charlotte Link.


57. Zbrodnia Sylwestra Bonnard (France Anatole (właśc. Thibault Jacques Anatole François))
Historia starego bibliofila, którego niespodziewane wydarzenie wytrąca z jego powolnej, typowej codzienności. Książki, jak się okazuje, mogą zejść na drugi plan, a nawet stać się użytecznym środkiem do pomagania bliźnim.

Typowa XIX-wieczna stylistyka: powolne tempo narracji, dużo opisów, mentalność bohaterów i obyczaje takoż z epoki. Powieść napisana w konwencji dziennika. Wiek narratora jest nieco niepewny, opisywane wydarzenia obejmują okres ponad dwudziestu lat, na początku zapisków może więc być w okolicach sześćdziesiątki. Nieco retrospekcji, wspomnień z czasów młodości.

Mam wrażenie, że książka się zestarzała. Zachowuje klimat sprzed półtora wieku, ale nie porywa, co udaje się na przykład 14 lat młodszej Pani Bovary (Flaubert Gustave (Flaubert Gustaw)). A jednak to France dostał Nobla.

A, dla pamięci: narrator na samym początku powieści ma kota o imieniu Hamilkar, z którym lubi rozmawiać. Pod koniec pojawia się w jego domu kolejny, młody kociak Hannibal. Sympatyczne.


56. Powrót do bezsennych nocy (Hen Józef (właśc. Cukier Józef Henryk))
Najnowszy tom dzienników Hena. Obejmuje lata 2014-15 i pierwsze dwa miesiące 2016.

Hen jako diarysta, komentator rzeczywistości kulturalnej i politycznej - w dobrej formie. Jednak ton smutku i schyłkowości przebija w tych zapiskach: gdy autor ciut ironicznie komentuje własne słabości, albo gdy zupełnie bez emocji przyjmuje je jako oczywiste. I krótki bardzo ten dziennik - raptem 280 stron tekstu. Najkrótszy ze wszystkich tomów zapisków Hena.


55. Para w ruch (Pratchett Terry)
Pratchett zabiera się za historię rozwoju kolei żelaznej na Dysku.

Zakończenie mnie rozczarowało. Motyw dolnego króla Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu, wsadzony na siłę w dobrą historię oporu wobec nowości, wobec mowinek technicznych.

"(...) jeśli ktoś za długo miał na języku nienawiść, teraz nie potrafi jej już wypluć." (str. 262).


Czerwiec

54. Małe życie (Yanagihara Hanya)
Trudno jest mi cokolwiek napisać o tej książce, poza tym, że bardzo oddziaływuje na emocje. Wciąż ją przeżywam, wciąż o niej myślę. Co jest w przypadku powieści niewątpliwym plusem.

Poza tym bardzo wiele już napisano, powiedziano. Może za wiele. A może nie, bo jednak bezpośredni kontakt z prozą Yanagihary jest czymś więcej, niż czytaniem suchego opisu.

"Małe życie" pokazuje, jak ważne jest wyrobienie w człowieku w dzieciństwie poczucia własnej wartości, wiary w siebie, szacunku do samego siebie. Jak trudno te cechy wypracować w dorosłości, jakie pozostają kruche, słabe, bez korzeni, jak łatwo wywrócić psychikę człowieka, który ich nie ma. I co ratuje: przyjaźń, miłość, praca. I co jest nie do przejścia: samotność, wykluczenie, brak celu w życiu.

Ponoć dziecko nieprzytulane w dzieciństwie nie potrafi już nigdy dorosnąć, nie potrafi też dać ciepła i fizycznej bliskości własnym dzieciom. A jak okaleczone jest dziecko Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Książka, która dotyka spraw najważniejszych i stawia najistotniejsze pytania na pewno warta jest przeczytania.


53. Czesałam ciepłe króliki (Zaborek Dariusz, Gawlikowska-Świerczyńska Alicja)
Wspomnienia, nie tylko obozowe. Dla mnie część o Ravensbrück (większa) była trudna do przebrnięcia. Ciekawą postacią jest jednak rozmówczyni i jej stosunek do świata, życia i jego problemów. Bardzo energiczna, optymistyczna osoba. Przypomniała mi się Barbara Skarga i jej Po wyzwoleniu... (1944-1956) (Skarga Barbara), z tym że tamte wspomnienia dotyczyły tylko okresu łagrowego w życiu autorki. Pani Gawlikowska-Świerczyńska opowiada również o swoim życiu po wojnie, do czasów obecnych. To jest dopiero budujące! Dystans do siebie i umiejętność cieszenia się życiem - godne naśladowania!


52. Kot rabina (Sfar Joann)
Komiks o kocie rabina, który po połknięciu papugi zaczyna mówić. A właściwie rozprawiać na tematy teologiczno-obyczajowe.


51. Świat według Boba: Dalsze przygody ulicznego kota i jego człowieka (Bowen James)
50. Kot Bob i ja: Jak kocur i człowiek znaleźli szczęście na ulicy (Bowen James)
Historia byłego narkomana, którego życie zmienił całkowicie przygarnięty z ulicy kot.

Nie jest to wielka literatura, to wspomnienia, prosta opowieść, bez patosu i udziwnień; natomiast przesłanie obydwu części jest bardzo ważne: zwierzęta potrafią wyciągnąć człowieka z najgorszych, zdawałoby się, tarapatów. Poza tym, stosunek opiekuna do kota, odpowiedzialność miłość, troska - to coś wspaniałego i wzruszającego. Budująca jest przemiana Jamesa, dyktowana jedynie uczuciem do Boba. Żaden człowiek nie potrafił dać mu tyle wiary w siebie, pokazać cel w życiu.

Bardzo potrzebne są takie książki, bardzo ważne.


49. Wielki marsz (King Stephen (pseud. Bachman Richard, Evans Beryl))
A jednak można? Można!

Można napisać powieść wciągającą od pierwszej strony, nieprzegadaną, bez ozdobników i moralizatorstwa, bez wielkich słów, zbędnych szczególików, a jednak wstrząsającą, oskarżającą nędzę moralną współczesnego ludycznego społeczeństwa, ideę "zabawy" za wszelką cenę, bezmyślność, zwykłą głupotę, można wymieniać długo. Sama idea "Wielkiego marszu" jako powtarzanej co roku zabawy, której zasady znane są wszystkim i przez wszystkich akceptowane wydaje się tak abstrakcyjna i nieprawdopodobna, że tylko ją między bajki włożyć. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Przymusowe przyspieszone dojrzewanie młodocianych uczestników marszu jest tylko efektem ubocznym. Najważniejsza jest zabawa. Nie ma King wielkiego mniemania o ludziach, o społeczeństwie. I ma rację Rodzice robią ze swoich dzieci małpy w różnych konkursach telewizyjnych dla sławy i kasy. Ludzie są w stanie - znów dla sławy i kasy - zabić gołymi rękami przed kamerami zwierzę (Agent), uprawiać seks (Big Brother), opowiadać o najintymniejszych sprawach ze swego życia (Rozmowy w toku, Wybacz mi), zanurzyć twarz w misie pełnej wijących się larw (Fear Factor), zamieniać się partnerami, uczestniczyć w biciu rekordów w najgłupszych "konkurencjach" - a ja przecież tego nie oglądam, wiem tyle, ile nie sposób nie wiedzieć. Do czego jesteśmy zdolni dla chwili sławy?

Jestem w stanie wyobrazić sobie show podobny do opisywanego, ze zmienionym jedynie traktowaniem tych, którzy odpadli, przy pełnej akceptacji społeczeństwa i zgodnie z prawem. King poszedł tylko o krok dalej.

Zresztą fascynację śmiercią widać gołym okiem - jak jest jakiś wypadek wszyscy zwalniają, żeby zobaczyć - a nuż trup leży, albo krew przysypana piaskiem na asfalcie. W dawnych wiekach ludzie na publiczne egzekucje przyjeżdżali z całymi rodzinami, z małymi dziećmi, koczowali pod szubienicą, żeby zobaczyć śmierć na żywo.

Podobny temat wprowadził King w Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu ale tam uczestnicy byli dorośli.

Taki więc jest homo ludens? Chyba wiem, kto wygra najbliższe wybory w USA...

I język książki, stanowiący dodatkowy jej plus: prosty, oszczędny. Większość emocji wyrażona przez dialogi. Powolne odkrywanie przez czytelnika prawdy o "zawodach". W to wszystko perfekcyjnie wpisane w warunki zewnętrzne marszu: pogoda, ukształtowanie terenu, kibice obserwujący zawodników. I wewnętrzne: potrzeby fizjologiczne uczestników, zmiany w ich psychice, reakcje indywidualne na stres, niedożywienie, brak snu. Powoli narastające napięcie udziela się czytelnikowi. Majstersztyk.


48. Półbrat (Christensen Lars Saabye)
Ale mnie ta książka zmęczyła i wynudziła! Z trudem dobrnęłam do końca. Zachwytów nad nią nie pojmuję.

Miało być o traumie rodzinnej i miało poruszać. Traum jest w "Półbracie" wiele, nie poruszają zupełnie. Gubią się w słowach. Może poza jedną z pierwszych scen Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu, potem to już tylko męka. Axelsson potrafi na 300 stronach przenicować czytelnika pięć razy na wszystkie strony; Christensen na prawie 750 kumuluje liczbę nieszczęść porównywalną do "S@motności w sieci", tyle że język jest lepszy. Nagromadzenie detali - dla mnie zupełnie niepotrzebne. Powieść rozmywa się w przegadaniu, autor najwyraźniej cieszy się możliwością pisania, pisze więc, pisze, pisze...

Być może jest to pozycja atrakcyjna dla miłośników kina: narrator jest wziętym scenarzystą, powieść zawiera nawet scenariusz. Ponoć jest tam wiele odniesień do różnych filmów, których ja nie wychwytuję, jako że nie jestem "filmowa".


47. Zimny wiatr (Indriðason Arnaldur)
Tym razem jako problem społeczny wystąpiła nietolerancja wobec imigrantów. Bardzo na czasie.

Smutna książka, chyba najsmutniejsza z cyklu z komisarzem Erlendurem. Obraz społeczeństwa, sądzę że nie tylko islandzkiego, nie napawa optymizmem. A odkryty w końcu motyw zbrodni - wstrząsający. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Może ktoś pomyśli teraz, że to się przecież wciąż zdarza; będzie miał rację. I dlatego warto zastanowić się dokąd zmierzamy, my, ludzkość.


46. Głos (Indriðason Arnaldur)
Czwarte moje spotkanie z komisarzem Erlendurem z Reykjaviku. Tym razem autor wziął na tapetę problem manipulowania dziećmi przez rodziców oraz nietolerancję wobec innych orientacji seksualnych. W każdym Kryminale Indridason porusza jakiś problem społeczny. W żadnym nie epatuje okrucieństwem, nie szokuje detalicznymi opisami ran czy zwłok.

Naprawdę podoba mi się ta seria, i podoba mi się sposób prowadzenia narracji, to powolne dochodzenie trójki śledczych do rozwiązania zagadki.


Maj

45. Grobowa cisza (Indriðason Arnaldur)
Wciągnęła mnie ta islandzka seria z cała mrocznością wątków i krajobrazów. Ma specyficzny klimat. I jest to owszem, kryminał, ale z rozbudowanymi wątkami pobocznymi. W "Grobowej ciszy" dominuje wątek przemocy domowej, wstrząsający. Akcja dwutorowa: przed i podczas drugiej wojny światowej i współcześnie. Na to nakładają się jeszcze problemy osobiste prowadzącego śledztwo komisarza o trudnym do zapamiętania imieniu.

Jeśli ktoś lubi powolna akcję większą koncentrację na problemach i ich przyczynach, niż na łapaniu sprawcy morderstwa - polecam.


44. Baśń zimowa: Esej o starości (Przybylski Ryszard)
Starość w literaturze i widziana oczami literatów. Pisali o starości Michał Anioł, będąc w wieku podeszłym i T.S. Eliot jako trzydziestodwulatek. Pisał Iwaszkiewicz i Różewicz.

Różni potem poeci to pisanie tłumaczyli, różni znawcy analizowali, a Przybylski zbiera, rozważa i podsumowuje zbiorczo. Posiłkuje się zdaniem filozofów wszystkich epok, poetów, literaturoznawców. Bardzo to jest literackie, bardzo rzeczowe, wysoce analityczne, pięknie napisane i mało emocjonalne. Głównie analiza tekstów. Nie porusza. Czasami w zwykłym kryminale znajdzie się bardziej poruszający obraz starości, niż w tym literackim opracowaniu.


43. Nigdy nie wracaj (Child Lee (właśc. Grant Jim))
Jack Reacher znów w akcji. Tym razem intryga jest polityczna: Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu. Afera aferą, interesującym "mykiem" jest to, że na podstawie skomplikowanego prawnego kruczka Reacher zostaje wcielony na powrót do wojska, z zachowaniem stopnia majora i obowiązkiem podporządkowania się rozkazom przełożonych; ma to też drugą stronę: sam Reacher też ma podwładnych. I pozostaje sobą - obrońcą prawdy, dbałym o słabszych, bezlitosnym wobec mizernych koniunkturalistów i bestialskich zwyrodnialców. Mniam!


42. Godulowa saga: Rzecz o Karolu Goduli (Buczyński Jerzy (ur. 1956))
Zbeletryzowana biografia Karola Goduli, śląskiego działacza i przemysłowca z XIX wieku. Wielka literatura to nie jest, ale dużo faktów z historii Śląska, trochę regionalnych obyczajów i część dialogów w gwarze, sprawia że dla zainteresowanego tym regionem czytelnika jest to pozycja ciekawa.


41. Jezioro (Indriðason Arnaldur)
Kryminał islandzki. Dużo odniesień do systemu komunistycznego i aparatu represji w byłej NRD, gdzie część akcji retrospektywnie się rozgrywa. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Ma klimat. Ma też głównego bohatera - policjanta z problemami osobistymi, czyli wszystko, co jest potrzebne dobremu współczesnemu kryminałowi.


40. Zbrodnia w szkarłacie (Kwiatkowska Katarzyna (ur. 1976))
Kryminał retro. Poprawny, ale bez fajerwerków. Początek XX wieku, żadnych nowoczesnych metod śledczych, stary dworek w Wielkopolsce, mieszkający w nim sami swoi i - nieoczekiwany trup. Wątek obrony ziemi przed Niemcami zalatuje nieco "Placówką" Prusa, a zagadki i rebusy nieżyjącego dziadka - "Szatanem z siódmej klasy" Makuszyńskiego.


39. 50 wielkich mitów psychologii popularnej: Półprawdy, ćwierćprawdy i oczywiste bzdury (Lilienfeld Scott O., Lynn Steven Jay, Ruscio John, Beyerstein Barry L.)

Ogólnie rzecz biorąc, pozycja ciekawa, porządkująca to, co wiemy, ale niezbyt odkrywcza. Specjaliści rozprawiają się z popularnymi wierzeniami i pseudoprawdami, pokazują skąd się wzięły (głównie z popkultury - popularne filmy, seriale, komiksy), dowodząc, jak wielki mają one wpływ na nasze postrzeganie rzeczywistości. Potem przedstawiają stanowisko współczesnej nauki. Na końcu każdego rozdziału są jeszcze krótkie zestawienia pokrewnych rozpowszechnionych fałszywych wierzeń i ich sprostowania.

Niektóre z "mitów" są zdumiewające. Może to ja jestem skrajnie racjonalna i nie spotykam w życiu osób w nie wierzących w (np. pomysł, że oczy coś emitują - kuriozalnie głupi!), ale może są one popularne w Stanach. O większości słyszałam, ale nie przyszło mi do głowy, żeby traktować je serio (choć wiem, że tzw. mądrość ludowa przekazuje zdumiewające porady dotyczące życia codziennego). Mało znalazłam takich, które sama uznawałam za prawdziwe, prawdą wykraczającą poza dowcipy opowiadane na przyjęciach. Konkretnie: ten o przekazie podprogowym, o wypieraniu traumatycznych przeżyć, o pełnej abstynencji jako jedynej drodze wyjścia z alkoholizmu. Co do tego ostatniego książka mnie nie przekonała - nauka kontrolowanego picia nie wydaje mi się wysoce skuteczna; może w amerykańskich realiach?

Na dzień dobry, bo zawsze najpierw oglądam i przeglądam książkę, potem czytam, zabrakło mi porządnej, pełnej bibliografii. Potem doczytałam, że jest w internecie (podano adres), że obejmuje 1200 pozycji, zajęłaby dodatkowe 80 stron i podniosłaby cenę książki. Jest to jakiś argument.


38. Sowa Wesley (O'Brien Stacey) - wędrująca książka
Piękna opowieść o życiu z uratowaną dziką sową, o oswajaniu jej, o wspólnym życiu człowieka i ptaka. O emocjach, wrażliwości i inteligencji obydwu stron. O tym, że "oswoić, znaczy poświęcić swe życie", jak mówi tytuł jednego z rozdziałów. O odpowiedzialności za raz podjętą decyzję, która waży na całym życiu. O miłości.

Sowa płomykówka Wesley żyła ze swoją opiekunką pod jednym dachem od czwartego dnia życia przez 19 lat; średnia życia tych ptaków wynosi lat 15. Opiekunka przystosowała dom do potrzeb wspólnego życia z ptakiem, przystosowała też własne życie. To był świadomy wybór. Nigdy go nie żałowała, Wesley wypełnił jej życie takimi wartościami, uczuciami i treścią, jakich nie mogłaby spodziewać się po nikim innym.

Czasem trochę zawodzi tłumacz, ale waga tematu przewyższa wszystko. Trochę jest też wiadomości z dziedziny zoologii, trochę o obyczajach amerykańskich naukowców, sporo humoru.


37. Ostatni pielgrzym (Sveen Gard)
Kryminał współczesno-wojenny.

Dwutorowa akcja: odkryta po latach zbrodnia wojenna i świeżutkie współczesne zabójstwo okazują się mieć powiązania. W tle nazizm w Skandynawii, agenci pojedynczy i podwójni, wielkie uczucia, skomplikowane powiązania między bohaterami i nieoczekiwane zwroty akcji. Inspektor prowadzący śledztwo - typowy dla współczesnych skandynawskich kryminałów, zagubiony we własnej psyche, tyle że młodszy, przed czterdziestką. Książka może stanowić rozrywkę na niezłym poziomie i przerywnik. Ale...

Dla wrażliwych na punkcie zwierząt: W powieści giną dwa psy, nie jest to bardzo szczegółowo opisane, szczególnie przypadek pierwszy, jednak wracają one we wzmiankach, a jedna z głównych bohaterek dość często wraca do przypadku drugiego myślami. Dla mnie to niepotrzebne okrucieństwo, nie wnosi niczego do akcji, ani sylwetek psychologicznych bohaterów. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Akcja powieści obyłaby się bez tego. Obniżam za to ocenę.


36. Ulica Ciemnych Sklepików (Modiano Patrick)
Wybory Akademii Szwedzkiej są czasem nie do pojęcia dla mnie.

Historia nie wciąga. Bohater po dziesięciu latach amnezji rozpoczyna poszukiwania samego siebie. W końcu znajduje, krok po kroku przypomina mu się coraz więcej. Co z tego wynika dla mnie, czytelnika? Nic. Nie przyciągnęła mnie ani treść, ani forma. Na kryminał za mało akcji, na powieść psychologiczną za słabe postacie. Problem główny - poszukiwanie własnej tożsamości - jest rozmyty Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Nie czuję, żeby coś we mnie pozostało po przeczytaniu tej książki.

Po laureacie Nagrody Nobla spodziewałam się czegoś więcej. Kolejny noblista nie dla mnie.


35. Bez śladu (French Tana)
Moja trzecia French, jak dotąd najlepsza.

Historia opowiadana z punktu widzenia detektywa, któremu 22 lata wcześniej zaginęła dziewczyna. Oboje z szemranej dzielnicy, oboje z ambicjami. Poobijany życiowo Frank rozwiązuje dawne zagadki. Dobra historia, dobre postacie i wątki obyczajowe, dobre proporcje między akcją a rozważaniami śledczego. Czasem trochę drażnił mnie luzacki styl Franka, ale tylko trochę. Chętnie sięgnę po kolejną French.


34. Historia wewnętrzna: Jelita - najbardziej fascynujący organ naszego ciała (Enders Giulia)
Popularne przedstawienie tezy, że nie tylko dobrostan naszego ciała, ale i nasz nastrój zależą od stanu przewodu pokarmowego. Teza bardzo ciekawa - przewód pokarmowy ma unerwienie podobne do mózgu, jak sugeruje autorka, to byłoby straszne marnotrawstwo, gdyby tak skomplikowana i misterna konstrukcja miała służyć tylko puszczaniu bąków i robieniu kupy. Nauka poważnie zajmuje się problemem współzależności między jelitami, ich stanem i mikroflorą, a mózgiem i kondycją psychiczną organizmu dopiero od drugiej dekady XXI wieku, jest to więc dziedzina całkiem nowa i wiele w niej do zbadania.

Książkę czyta się szybko i lekko, jak dla mnie nawet zbyt lekko. Autorka cały czas dowcipkuje, na dłuższą metę to nuży. Akceptuję zabawne obrazki, stworzone przez siostrę autorki, przyjmuję też, że łatwiej coś przyswoić, gdy przemyca się to w zabawie. Jednak jak na moje potrzeby tej zabawy jest zbyt wiele. Pozycja ważna i ciekawa, choć niepotrzebnie aż tak łopatologiczna.


Kwiecień

33. Próbka reprezentatywna (antologia; Janowska Katarzyna, Mucharski Piotr, Bartoszewski Władysław i inni)
Rozmowy. Godne uwagi rozmowy z godnymi uwagi ludźmi kultury, sztuki, nauki, pióra. Na każdy temat, a wszystkie ważne dla nas wszystkich. Współczesne, nawet gdy rozmówcy mówią o przeszłości. Zadziwiająco aktualne, choć niektóre mają już ponad 10 lat. A może właśnie dlatego. Właśnie dlatego przerażająco aktualne.

Podobało mi się też, że prowadzący rozmowy byli dobrze przygotowani do każdego wywiadu. Sztuką jest zadawać właściwe pytania.

Świetne i godne polecenia.


32. Tylko martwi nie kłamią (Bonda Katarzyna)
Przeczytałam osławioną Bondę - królową polskiego kryminału, cud-miód i ultramaryna. To moja pierwsza Bonda. I z pewnością ostatnia.

Intryga osadzona w Katowicach wydaje się być interesująca. Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia.

Książka jest przegadana w podstawowym znaczeniu tego słowa: zbyt często autorka naświetla czytelnikowi obraz sytuacji nie dialogami, nie akcją czy retrospekcją, ale ciągnącą się całymi stronami relacją wszechwiedzącego narratora. Gorzej, w pewnym momencie, w trakcie rozmowy dwojga bohaterów, jedno z nich wygłasza kwestię: „Spróbuję jak najwierniej przytoczyć jego słowa…” (334) – i przytacza przez kolejne czternaście stron! Czternaście stron kursywą, z dialogami, jako „przytaczanie” czyjejś wypowiedzi.

Bonda nie może się zdecydować czy pisze kryminał, czy romans. Wątek romansowy – fatalny – pojawia się co jakiś czas, żeby w kulminacyjnym (nomen omen!) momencie przybrać postać sześciostronicowych opisów i rozważań na temat seksu, godnych samego mistrza Paula C. Potem jest kontynuacja, szczęśliwie mniej skoncentrowana, niestety równie beznadziejna.

Pełno powielanych w kółko stereotypów:
- „Gdyby była mężczyzną z całą pewnością marzyłaby o karierze wojskowej” (170) – rzecz dzieje się w 2008 roku, gdy w wojsku jest pełno kobiet.
- „Jak na Żyda przystało, wyczuwał pieniądze na odległość” (196).
- „Na Śląsku źle jest widziane, gdy kobieta nie ma męża” (185).
Poza tym seksizm, stare nieśmieszne dowcipy, stereotypowe zwroty. Drobiazgowe opisy ciuchów, makijażu, kolorów samochodów.

Prowadzący śledztwo homofobiczny podinspektor co jakiś czas powołuje się na swoją „męską dumę”, która nie pozwala mu nauczyć się obsługi telefonu komórkowego i komputera, przyznać się, że nigdy nie jeździł samochodem z automatyczną skrzynią biegów, dopilnować psa, który zerwał się ze smyczy, przeprosić żonę, za paskudne nadużycie jej zaufania…

I jeszcze takie kwiatki:
- „Wyjeżdżali do swojego małego domku w okolicach Rzeszówka, który stał na pięknej działce.” (156-7)
- „Rudy zamierzała wejść do kamienicy i się rozejrzeć” (191) – nie w dialogu, w języku formalnym.
- „Wytłuczona porcelana, rozrzucone pościel i koce” (428).
- „(…) robotnicy wnieśli antyczne dwuskrzydłowe drzwi i z rumorem taszczą je do salonu.”(547)
- „Obrzuciła za to spojrzeniem wielki open space zaprojektowany w nowoczesnym stylu – przestrzeń usianą małymi wysepkami skórzanych sof i stolików z szufladami.” (598) – nie chodzi o biuro, ale o hall bankowy dostępny dla klientów.

Nie wytykałabym błędów, gdyby nie fakt, że pani Bonda, jak głosi notka na tylnej stronie okładki, "wykłada w szkole kreatywnego pisania".

Nigdy więcej Bondy.


31. Planeta Kaukaz (Górecki Wojciech)
Reportaże z Kaukazu, pisane na początku wieku XXI. Po każdym reportażu autor dodaje krótką notkę informującą o tym, co zmieniło się w międzyczasie w danej republice, co wydarzyło się nowego, znaczącego. Klasyczne - zero komentarza odautorskiego, miejsca, ludzie i fakty mówią same za siebie. Migawki. Suche. Niewielką książeczkę (ponad 240 stron) męczyłam z przerwami przez trzy miesiące. Bez zachwytu.


30. Głód (Caparrós Martín)
Odkrycie roku! Wspaniale i z pasją napisany reportaż o najstraszniejszej klęsce współczesnego świata. Wstrząsający. Lektura obowiązkowa, bo zmiana myślenia jest jak kropla drążąca skałę.

Ból otwierania oczu


29. Księga zachwytów (Springer Filip)
Króciutkie szkice o wartych obejrzenia budynkach powstałych lub zmodernizowanych w Polsce po roku 1945. W sumie 103 tekściki. Jak szybko i łatwo się czyta, tak szybko czuje się przesyt. Brak pogłębienia, wszystkie teksty są powierzchowne, okrojone. Nie tego spodziewałam się po Springerze - dociekliwym szczególarzu.

Odnoszę wrażenie, że książka (w żadnym wypadku nie "księga") powstała szybko na bazie tego, co już istniało, celem wykorzystania popularności autora dla nakręcenia sprzedaży. "O, nowy Springer!" Tymczasem głównie można się dowiedzieć o czym należy doczytać.
Czysta komercja.

Czuję się zrobiona w bambuko.

Szybko i po łebkach


28. Cień pamięci (Clark C. J.)
Opowieść o kobiecie chorującej na chorobę Alzheimera o wczesnym początku, jej córce i ich skomplikowanych relacjach.

Prze trzy czwarte książka trzyma poziom: obserwujemy Annabelle, główną bohaterkę, coraz bardziej zagubioną, nierozumiejącą, co się dzieje. Lily, jej córka, nie wie, że matka jest chora - to dobry pomysł na pokazanie, jak może postrzegać osoba nieświadoma sytuacji kogoś z początkami tej choroby. W tle coraz bardziej pogarszającego się stanu zdrowia Annabelle przemyka wspomnienie jakiejś nieznanej Lily tajemnicy rodzinnej.

Narracja nie jest dynamiczna, wiele opisów przyrody w Teksasie i Massachusetts, sporo retrospekcji Annabelle, dzięki którym czytelnik ma pełniejszy obraz jej osoby. Podstępna choroba też rozwija się niespiesznie, ma się wrażenie, że taki był zamysł autorki. Pod koniec jednak narracja nagle przyspiesza: Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu - i wszystko to na ostatnich pięćdziesięciu stronach! Gdyby autorka zdołała utrzymać takie samo tempo opowieści, gdyby zrezygnowała z pomysłu z pamiętnikiem, pozostając przy kolejnych retrospekcjach, powieść byłaby pewnie o co najmniej sto stron dłuższa, lecz wyszłoby to książce tylko na dobre. W obecnej sytuacji końcówka rozczarowuje.


27. Szkodliwe intencje (Cook Robin)
Thriller medyczny. Taki sobie.

Cooka czyta się dobrze, ale ta książka chyba się trochę zestarzała. Podejście społeczności lekarskiej do błędów kolegów, stosunek prawników do klientów i do jawności rozpatrywanych spraw (dziś już chyba nie jest tak, że kolega z kolegą nie mogą rozmawiać o sprawie, bo adwokat zabronił?), stosunek do zwierząt - obecnie sterylizacja kotki wychodzącej jest normą, szczególnie jeśłi mało nie umarła przy poprzednim porodzie. Wszystko w "Szkodliwych intencjach" dzieje się tak szybko, że wydaje się momentami powierzchowne. Intryga też nie do końca prawdopodobna, a może to ja jestem ekstremalnie naiwna, ale myśl, Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu, jest dla mnie zbyt karkołomnie wydumana. Są i niedokończone wątki, wydaje mi się, że z pośpiechu.

Jakoś nie mogę ostatnio trafić na taki kryminał, który by mnie bez reszty wciągnął i akcją, i stylem.


Marzec:

26. Małżeństwo niedoskonałe (Nepomucka Krystyna)
Powieść obyczajowa. Zubożała polska rodzina w czasach międzywojennych; narratorce - naiwnemu podlotkowi - wydaje się, że znalazła miłość swojego życia w postaci podstarzałego, leniwego, opryskliwego buca, wiecznego studenta żyjącego na koszt rodziców (nie lepszych od siebie). Dużo obserwacji obyczajowych. Plusem książki jest humor, ironia, spojrzenie z dystansu. Pozycja lekka, choć bohaterowie denerwujący, może nieco przerysowani.


25. Łowcy głów (Nesbø Jo)
Mój pierwszy kontakt z autorem.

Fatalna książka. Jeden bohater to szanowany biznesmen na eksponowanym stanowisku, a przy okazji wielokrotny złodziej, morderca, osobnik o cechach psychopaty, cyniczny manipulant, niesympatyczny buc. I tatuś go nie kochał. Z wzajemnością. Drugi bohater, to szanowany biznesmen na eksponowanym stanowisku, a przy okazji wielokrotny morderca, osobnik o cechach psychopaty, cyniczny manipulant, równie sympatyczny, jak ten pierwszy. Jego też tatuś nie kochał, z wzajemnością. Małżonka głównego bohatera - interesowna osóbka nie umiejąca wziąć odpowiedzialności za swoje życie i decyzje, ale znająca wartość pieniądza, wspólniczka morderstwa. Policja norweska w XXI wieku nie potrafi stwierdzić, czy zmarły nie żyje od dziś, od wczoraj, czy przedwczoraj. Lokalni policjanci przewożą aresztanta podejrzanego o morderstwo zwyczajnym, starym radiowozem, a szpital nie potrafi uchronić pacjenta przed niebezpieczeństwem. Narracja naszpikowana przegadanymi dialogami. Intryga przekombinowana niepotrzebnie. Całość momentami niesmaczna, momentami ohydna, często urągająca zdrowemu rozsądkowi.

Na końcu wszyscy się pozabijali, a potem żyli długo i szczęśliwie.

A chciałam po prostu odpocząć przy dobrym kryminale! Czy to typowy produkt autora, czy jakaś wyjątkowa wpadka?

Panu Nesbø raczej już dziękuję. Drugą szansę dam mu nieprędko, jeśli w ogóle.


24. Ja nie jestem Miriam (Axelsson Majgull)
Tej książki nie da się czytać szybko. Przynajmniej ja nie potrafię. Trzeba robić przerwy, ze wstydem, z zażenowaniem, bo oni musieli to przeżywać, a ja nie potrafię o tym czytać? Siedząc w cieple, najedzona, ubrana, z gwarancją miękkiego łóżka i gorącej herbaty, nikt mnie nie bije, nikt nie wrzeszczy, za oknem nie słychać strzelaniny, a nad głową nie latają bombowce. Czemu więc jest tak straszno?

Unikam literatury wojennej, obozowej, martyrologicznej. Staram się unikać. Dużo jej kiedyś czytałam i już nie chcę. Ale chcę Majgull Axelsson, przeczytam każdą książkę, którą napisze, bo to jedna z najlepszych współczesnych pisarek.

Miriam nie jest Miriam, bo Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

I tak można przeżyć życie. Sześćdziesiąt osiem lat wyrzucania z pamięci obrazów przeszłości, dostosowywania się, bycia damą. Budzenia się koszmarnych snów w nowej, wciąż nowej mimo upływu klat, rzeczywistości. Miriam daje radę. Życie w bezpiecznej Szwecji warte jest tego, to naprawdę niska cena za życie. Nieważne czy jest się Miriam, czy Maliką, ważne, żeby żyć. I nie zwariować, bo chorzy psychicznie też nie mają łatwego losu.

W dniu osiemdziesiątych piątych urodzin babcia Miriam idzie na spacer z wnuczką, Camillą. Przyszywaną wnuczką. Bo Miriam jest przyszywaną matką i babcią, co nie szkodzi, ważne, że się żyje. Wtedy częściowo tamy puszczają, lecz przecież wspomnienia i tak nękają cały czas…

Wspaniała książka. Wstrząsająca.


23. Świat się chwieje: 20 rozmów o tym, co z nami dalej (antologia; Sroczyński Grzegorz, Król Marcin (pseud. King Felix), Leder Andrzej i inni)
Jak w tytule - rozmowy z ludźmi mającymi coś do powiedzenia na temat współczesnych przemian i miejsca Polski w Europie i w świecie. Zahaczają o filozofię, szczególnie etykę historię, sporo jest ekonomii. Zbiór pochodzi z lat 2013-15, z wyjątkiem ostatniej rozmowy, ta pochodzi z października 2012.

Przypomniał mi się równie świetny i poruszający zbiór rozmów Koniec: Rozmowy o tym, co się popsuło w nas, w Polsce, w Europie i w świecie (antologia; Żakowski Jacek, Beck Ulrich, Brzeziński Zbigniew i inni), z tym, że Żakowski wybierał do swoich wywiadów w większości intelektualistów i naukowców, a Sroczyński - ekonomistów, polityków, przedsiębiorców. Obydwaj nie omijali też filozofów.

Pytanie: skoro jest tak wielu mądrych, rozumiejących różne zależności, czynniki i modele działania ludzi,to dlaczego z ich wiedzy i mądrości nie korzystają rządzący?

Bardzo wartościowa, skłaniająca do przemyśleń pozycja.


22. Homo ludens: Zabawa jako źródło kultury (Huizinga Johan)
Obszerny i szczegółowy esej wywodzący wszelką ludzką działalność kulturową od zabawy, rozumianej jako dobrowolne działanie na określonym obszarze, według określonych reguł, których przestrzegają wszyscy uczestnicy (z wyjątkiem "psuj-zabawy"), często wymagające stosowania specyficznych strojów, rekwizytów, obrzędów, a prowadzące do wygranej jednego z uczestników.

Elementy zabawy odnaleźć można we wszystkim: w pomyślanych dla rozrywki zmaganiach sportowych, konkursach wiedzy czy pisaniu okolicznościowych wierszy, ale też w wojnach z całym ich specyficznym rytuałem, procesach sądowych, obrzędach religijnych. Treści ludyczne tkwią w muzyce, erotyce, filozofii, modzie, handlu; w rozwiązywaniu zagadek z każdej dziedziny; w każdym najszerzej pojętym współzawodnictwie. W polityce Wszędzie. Od czasów najdawniejszych po współczesność. Najpoważniejszy, zdaniem Huizingi, był wiek XIX.

Mnóstwo jest przykładów z życia i obyczajów kultur archaicznych oraz ludów prymitywnych. Im bliżej współczesności, tym ich mniej.

Książka jest momentami nieco hermetyczna: autor poświęca sporo miejsca etymologii nazewnictwa zabawy w różnych językach świata, starożytnych i nowożytnych. Dla kogoś nieznającego np. greki (tej jest najwięcej) to wymagająca próba, bo w trakcie wywodu Huizinga wraca do przywołanych wcześniej pojęć traktując je jako oczywiste.

Poza tym nużyła mnie szczegółowość wywodu, choć sam temat ciekawy.


21. Lapidarium II (Kapuściński Ryszard)
Ostanie rozczarowania czytelnicze skłoniły mnie do powtórki, czyli sięgnięcia po coś co zawsze mi się sprawdza: po niezawodnego Kapuścińskiego. Sprawdza się i tym razem.

Jaki on był pracowity! Bardzo mi się to podoba. Jest w tym duży szacunek do czytelnika: w sprawdzaniu źródeł, w dociekliwości, w obiektywizmie, nienarzucaniu własnej interpretacji. W Lapidariach pięknie widać ciągły wysiłek zrozumienia, ciągłe uczenie się autora, jego pokorę w stosunku do sytuacji, których zrozumieć się nie da. A rozumiał bardzo wiele! Warto do niego wracać.

I bardzo jest mi bliski w swoim często bolesnym zdziwieniu naturą ludzką.


20. Ulica Gołębia (Filipowicz Kornel)
Rozczarowanie. Powieść trąci myszką i solidnie zawiewa żeromszczyzną.

Polska lat 1933-36. Jan Borecki (kojarzy mi się z Marcinem Borowiczem, jako żywo!), syn leśniczego z okolic Sandomierza, jedzie na studia do Krakowa. Studiuje biologię na UJ (jak niegdyś sam Filipowicz). Wokół zaangażowana lewicująca młodzież, dużo politykierstwa, wiecowania, manifestacji; w tle, ale bardzo daleko w tle, pożar Reichstagu, majaczące zagrożenie nazizmem. Znacznie bliżej: biedujący studenci, drobni sklepikarze, nierówności społeczne, ciemiężeni chłopi, balujące klasy wyższe, ideologiczne dysputy, opresyjna policja, ulotki rzucane w tłum, strzały i krew na ulicy, elektryfikacja jako nowinka techniczna w dworku szlacheckim i zapalenie płuc zabijające nawet młodych i zdrowych. Jest też pierwsza miłość, blada bardzo, u Żeromskiego była bardziej pełnokrwista. Jest niewykorzystany potencjał tematu.

Napisane rozwlekle, zaangażowane ideowo, z trudem skończyłam. Nuży. Nie porusza. Drugiej części nawet nie chce mi się czytać.


19. Wielbiciel (Link Charlotte)
Jest to pierwsza książka pani Link, która mi się nie podobała.

Przede wszystkim ginie kot. Po co to?
Po wtóre, nie są zakończone niektóre wątki: nie wiem, w końcu czy Bernard Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu, nie wiem, czy Ewa Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu.
Poza tym nie podoba mi się postać głównej bohaterki, to jest coś podobnego jak w "Drugim dziecku", tylko gorzej: dla podniesienia napięcia i wydłużenia akcji, autorka każe Leonie, która niby stała się bardzo silna, podjęła różne postanowienia dotyczące własnej przyszłości, stracić umiejętność szybkiej reakcji i podejmowania decyzji. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Nie kupuję całego tego zakończenia.


18. Rowerem przez Chiny, Wietnam i Kambodżę (Maciąg Robb (właśc. Maciąg Robert))
Relacja z podróży - jak w tytule. Nie jest to reportaż, a właśnie relacja. Nieco chaotyczna, bo porządkuje ją jedynie chronologia; bardzo emocjonalna, jako że autor był w przełomowym momencie swojego życia i podróży nie planował, tak mu jakoś wyszło, ad hoc.

Książka zawiera mnóstwo zdjęć, dużo obserwacji z codziennego życia tambylców i trochę osobistych refleksji autora. Maciąg nie jest przygotowany merytorycznie do podróży, niewiele wie o krajach, przez które przejeżdża, o ich historii, kulturze. Wszystkiego uczy się po drodze, na własnej skórze, i tym się dzieli z czytelnikiem. Widzi, ale nie rozumie co i dlaczego, a nawet nie zastanawia się dlaczego. Napisane to jest językiem potocznym, bezpretensjonalnym, choć pod koniec zaczyna wkradać się patos, niestety. Pospieszne, powierzchowne, niepogłębione. Może miało takie być? Natomiast fakt, że autor jedzie rowerem, pozwala mu zobaczyć życie opisywanych krajów z bliska, nie z okien hotelowego pokoju. Może więc i warto poświęcić ze dwa dni na lekturę, gdy ma się trochę zbywającego czasu i nie oczekuje się niczego nowego, nieznanego. Jeśli jednak się chce czegoś dowiedzieć o Azji, lepiej sięgnąć po Terzaniego; a jeśli ma się chęć na reporterskie refleksje - po Kapuścińskiego.


17. Bastion (King Stephen (pseud. Bachman Richard, Evans Beryl))
Czytałam tę cegłę ponad tydzień i mam tak zwane mieszane uczucia. Pewnie znów zbyt wiele oczekiwałam.

King, jak to on, moralizuje i przemyca prawdy wiecznie aktualne. Głupota ludzka, żądza władzy, ale też zaniedbania i zwykły pechowy zbieg okoliczności doprowadzają do wybuchu wszechświatowej epidemii. Umiera ponad 99% ludzkości. Ci, którzy przeżyli, próbują odbudować społeczeństwo, korzystając ze starych wzorców, bo innych nie znają, i popełniając te same błędy, jakie ludzkość popełnia od wieków.

Pomysł świetny, wykonanie profesjonalne - autor pracował nad tą książką przez 13 lat. Dla wielbicieli literatury post apokaliptycznej - pozycja obowiązkowa. King jednak nie byłby sobą, gdyby jakaś nadnaturalna ingerencja nie wplątała się w tę sytuację. Jakby ludzka natura nie była wystarczająco skomplikowana, dla pokazania odwiecznej walko dobra ze złem, którą pokazywać tak lubi. Otóż nie: pojawił się jeszcze przedstawiciel "ciemnej strony mocy". Można odczytać jego obecność, jako alegoryczną obecność zła, które w ludzkiej naturze tkwi. Nawet reakcje ludzi na przyciągającą moc zła są zrozumiałe i wiecznie aktualne. Ale jakoś mi przeszkadza zbyt wiele konkretów, zbyt praktyczne umiejętności "Złego".

Bastion dobra kontra bastion zła. Bardzo tu wiele odniesień do "Władcy Pierścieni", (łącznie z okiem śledzącym podróżników), gdzie magia zupełnie mi nie przeszkadzała. King miesza gatunki i decydując się na niego trzeba się z tym liczyć. Osobiście jednak najbardziej cenię w jego książkach prawdę psychologiczną, umiejętność pokazania, że człowiek i jego działania są największym horrorem, jaki sami sobie fundujemy. Spersonifikowane zło umieszczone w oddzielnym bycie nie jest mi potrzebne.

Mimo tych wszystkich zastrzeżeń bardzo lubię Kinga.


Luty:

16. Zapach rumianku (Siesicka Krystyna)
Powtórka po latach. Młodzieżówka - pierwsze miłości matki (we wspomnieniach) i córki, na tle pachnącej rumiankiem wsi i kuszącej blichtrem nieco odległej kariery. Zaskakująco dobra książka - podnoszę ocenę z 5 na 5,5.

Szkoda, że Siesicka nie jest dziś popularna wśród młodzieży. Jest o wiele subtelniejsza i głębsza psychologicznie niż zalatująca na odległość smrodkiem dydaktycznym Musierowicz. A cytaty z "Hamleta", jak się okazało, pamiętam do dziś z tej właśnie książki. Czyli, przy okazji, wartość poznawcza też jest.


15. Zew lodu: Ośmiotysięczniki zimą: Moje prawie niemożliwe marzenie (Moro Simone)
Zupełnie mi nie po drodze z panem Moro. Lubię książki o górach i wspinaniu, lecz ta w ogóle mi nie podchodzi. Jest strasznie sucha. Nudzi i nuży. Czy to wina tłumacza? Nie wiem. Ale styl jest dla mnie odstręczający: "Podjąłem decyzję na podstawie precyzyjnego toku logicznego rozumowania oraz analizy trudności i prawdopodobieństwa powodzenia." (146) Cały czas coś takiego! Ani nie dowiedziałam się niczego nowego o górach, ani nie odczulam więzi ze wspinaczami, tekst opisuje sytuacje ekstremalne, a dla mnie jest wyprany z emocji. Dobrze choć, że książka krótka.

Panu Moro już dziękuję.


14. Dziewczyna z pociągu (Hawkins Paula)
Nie wiem dlaczego ta książka reklamowana jest jako thriller. To powieść psychologiczno-obyczajowa. Nie zmienia tego niewyraźnie majaczące w tle w drugiej połowie książki śledztwo. Pokazuje różne problemy społeczne brytyjskiej klasy średniej. Postacie kobiece zarysowane silnie, męskie dużo słabiej. Jednak to kobiety uzależnione są od swoich (i nie swoich) mężczyzn, nawet jeżeli jeden Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu.

Wątek psychologiczny niezły: bezrobotna alkoholiczka wyobraża sobie życie ludzi obserwowanych z okien pociągu, którym codziennie jeździ. Niespodziewanie dla samej siebie zmuszona jest skonfrontować swoje wyobrażenia z rzeczywistością.

Podchodziłam do książki mało entuzjastycznie; sięgnęłam po nią, bo zostałam do tego zobligowana przez okoliczności. Rozczarowałam się miło: szybkie czytadełko na jeden dzień.


13. 13 pięter (Springer Filip)
O problemach mieszkaniowych w Polsce.

Książka podzielona jest na dwie części: pierwsza to szerokie omówienie stanu zaspokojenia (a raczej niezasapokojenia) potrzeb mieszkaniowych mieszkańców Warszawy w okresie międzywojennym. Część druga, to trzynaście krótkich reportaży, obrazujących problemy współczesne - od bezdomności, poprzez mieszkanie w pomieszczeniach zaklasyfikowanych jako służbowe, pomieszkiwanie kątem u kogoś, wynajem, a na problemach związanych z kredytami mieszkaniowymi kończąc.

Wniosek jest jeden: inercja i bezradność rządu w tej dziedzinie ciągną się w polskiej rzeczywistości już niemal sto lat. I nie zanosi się na poprawę. Biedny jak kiedyś nie miał szans na godziwe lokum, tak i dziś nie ma.

Smutne.


12. Znikasz (Jungersen Christian)
Opowieść o tym, jak zmienia się życie tzw. przeciętnej rodziny przez rosnący u jednego z jej członków guz mózgu. Wyraźnie widać, że rację miał Tołstoj: każda nieszczęśliwa rodzina, jest nieszczęśliwa na swój sposób. A i samo pojęcie szczęścia można definiować wielorako.

Byłaby to zwykła powieść obyczajowa, gdyby nie dociekliwość głównej bohaterki, Mii, która wciąż próbuje zrozumieć "jak to działa" - co dzieje się takiego w mózgu, że zmienia całą osobowość człowieka, że ktoś dotychczas znany, bliski, staje się nieprzewidywalny, obcy w reakcjach, w decyzjach, w codziennym życiu. Inna dusza, w tym samym ciele? Bo gdzieś coś jest uciśnięte, a coś innego niedokrwione? To, że Mia zapisuje się do grupy wsparcia, pozwala pokazać inne rodzaje uszkodzeń mózgu, całe spektrum różnych reakcji, wynikających z nich konsekwencji i sposobów radzenia sobie z nimi. Rola edukacyjna i popularyzatorska - nie do przecenienia!

Dla mnie wartością bezwzględną tej książki jest to, że prowokuje do myślenia, do zadawania podstawowych pytań, analizowania własnego życia. Niezależnie od wniosków i odpowiedzi na te pytania, których każdy udziela sobie sam, okazja do tego żeby w ogóle je postawić jest wartością właśnie. I są to pytania podstawowe: o naszą tożsamość, o wolną wolę, o odpowiedzialność za podejmowane decyzje. Również o odpowiedzialność społeczną za ludzi niebędących w stanie samodzielnie kierować własnym życiem, popełniających wykroczenia przeciw prawu, czy nawet zbrodnie. I o to, czy mamy prawo do oceny. Bo na pewno nie mamy wystarczającej wiedzy. Oceniamy więc, wydajemy sądy, nie mając pojęcia o czym mówimy? I jeszcze inne, rzadko stawiane pytanie: czy można obiektywnie orzec, że zmiana osobowości, jaka nastąpiła w wyniku uszkodzenia mózgu, to zawsze zmiana na gorsze?

Zaawansowanie współczesnej wiedzy i rozwój nauk, pozwala nam postrzegać siebie w sposób, w jaki naszym przodkom nie przyszedłby nawet do głowy: jako osoby rządzone przez chemiczne neuroprzekaźniki w naszych organizmach, jednostki których charakter podlega modyfikacjom i zmianom przez zmianę poziomu tychże. I jest to prawdą, inaczej nie działałyby leki psychotropowe, na przykład. Czy całą prawdą?

Powieść czyta się dobrze i szybko, przez czas jakiś podczas czytania, był to dla mnie minus: aż za lekko, jak na tak poważną tematykę. W treść wplecione są co jakiś czas fragmenty artykułów, stron internetowych, e-maili, różnych publikacji teoretycznych, to uzupełnia i uatrakcyjnia lekturę.


"Kilka miesięcy temu nawet nie wyobrażałam sobie istnienia tego tajemniczego świata, dziesiątków tysięcy domów, w których jeden z członków rodziny ma uszkodzony mózg. Idioci, z którymi kłóciłam się w supermarkecie, nieracjonalnie zirytowani ludzie na ulicy, pustogłowi mówcy w czasie spotkań publicznych. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że wielu z nich jest dosłownie chorych na głowę. Wielu z nich ma rodziny i przyjaciół, którzy ich kochają i którzy spotykają się, tak jak moja nowa grupa wsparcia.

Czuję się jak bohaterka filmu, która nagle może zobaczyć i usłyszeć wszystkie duchy, które chodzą wśród nas. Ludzie z uszkodzeniami mózgu żyli wśród nas zawsze. Spotykałam ich, rozmawiałam z nimi, kłóciłam się z nimi, niczego nieświadoma." (198-199)



11. Grząskie piaski (Mankell Henning)
Refleksje autora pisane po tym, jak dowiedział się, że ma raka.

W obliczu śmierci myśli się nie tylko o sobie.

Człowiek nie zmienia się, jeśli był płytki i małostkowy, w obliczu śmierci będzie taki sam; jeśli lubił rozszczepiać włos na czworo – będzie to robił dalej. Przynajmniej tak długo, dopóki cierpienie nie zdominuje myślenia.

Przypomniała mi się książka Myśli przy końcu drogi (Szczawiński Wojciech) - rozmowy z pensjonariuszami hospicjum. Im mniejszą mieli nadzieję na wyjście z choroby, tym więcej snuli refleksji o Bogu i duchowości. Ci, którzy czuli się lepiej, opowiadali o sprawach bliższych życiu i jego przyziemnościom, często zaskakująco trywialnych.

Przypomniał mi się też Hitchens i jego Śmiertelność (Hitchens Christopher (Hitchens Christopher Eric)); próba zrozumienia, racjonalizacji choroby, ale nie ucieczki przed nieuniknionym.

Mankell reaguje po swojemu. Interesuje się wszystkim, patrzy globalnie, szeroko. Analizuje. Wspomina, oczywiście, ale równie często wybiega myślą w przyszłość. I to nie tylko swoją czy swoich bliskich, ale ludzkości, świata. Dotyka go to bezpośrednio. Nie ma miejsca w jego myślach na postawę obojętną, na "co mnie to obchodzi" lub "mam to gdzieś". Obchodzi go wszystko, to jest imponujące. Sprawia to, że ta książka zawsze będzie aktualna, to w bardzo małym stopniu refleksje o chorobie autora, w większości ogólne, o miejscu jednostki w historii i kulturze, o przemijaniu pokoleń, czasem wspomnienia konkretnych wydarzeń.

A jednak najważniejsze pozostaje pytanie: umrę, czy nie. Te notatki, wspomnienia, refleksje, wszystko to, to próba oswojenia myśli o śmierci. Strachu przed śmiercią. A kto mówi, że się nie boi - kłamie, bo w chemicznych reakcjach naszego organizmu zakodowany jest strach przed śmiercią, szczególnie tą, postrzeganą jako przedwczesna.


10. Chińczyk (Mankell Henning)
Kryminał, ale z potężną domieszką powieści historycznej i obyczajowej. Intryga skomplikowana, wiedzie do dzisiejszej Europy przez XIX-wieczne Chiny i Stany Zjednoczone oraz współczesną Afrykę. Solidna dawka polityki.

Zbiorowe morderstwo dokonane w małej szwedzkiej wsi ma swoje korzenie w historii rodu ubogich chińskich chłopów i ich znacznie lepiej sytuowanych potomków. W policyjne śledztwo włącza się zupełnie prywatnie szwedzka sędzina, przebywająca akurat na dłuższym zwolnieniu lekarskim, mająca powiązania rodzinne z niektórymi z ofiar. To postać typowa dla Mankella - z problemami osobistymi, dzieląca włos na czworo, nienamolna, inteligentna i popełniająca błędy stanowiące napęd dla akcji książki.

Nie wiem, czy zemsta po wielu latach i w imieniu nieżyjących już przodków nie jest zbyt przekombinowana. Pewnie nie, skoro ten motyw pojawia się w literaturze tu i ówdzie. Zaletą książki jest, jak zawsze u Mankella, stonowana narracja i sylwetki psychologiczne bohaterów. Zmęczyły mnie natomiast wątki polityczne, chińskie i afrykańskie. Nie umiem ocenić prawdopodobieństwa tychże. Mankell jest dokładny, wszystkie szczegóły sprawdza, jednak nie nastawiałam się aż na tak dużą dawkę polityki i to zupełnie (lub prawie) nieznanych mi krajów.


9. Nic zwyczajnego: O Wisławie Szymborskiej (Rusinek Michał (ur. 1972))
Wspomnienia o Wisławie Szymborskiej spisane przez jej "Pierwszego Sekretarza" i wydane w czwartą rocznicę śmierci poetki. Obejmują okres ostatnich piętnastu lat jej życia.

Przepiękna książeczka. Przede wszystkim pełna ciepła, które aż promieniuje z jej kart! Rusinek naprawdę ją lubił, ale też cenił i szanował, i to też widać w tekście. Pełno tam anegdotek i dykteryjek, czytelnik co chwila wybucha śmiechem. Jakoś tak w trzeciej części książki refleksje poważne zaczynają dominować nad zabawnymi i śmiejemy się rzadziej. Końcówkę czytałam powoli, bardzo powoli, żeby Szymborska jeszcze trochę pożyła, żeby odsunąć w czasie jej umieranie...

Dużo jest zdjęć. Książka jest pięknie wydana.


Styczeń:

8. Zmuś mnie (Child Lee (właśc. Grant Jim))
Tego, o czym traktuje ta część "przygód" Jacka Reachera nie odgadłabym nigdy. To najciemniejsza strona ludzkiej natury. Końcówka jest wstrząsająca i zapiera dech w piersiach. Dosłownie.

Zaczyna się jak zwykle: Reacher przypadkiem wplątuje się w podejrzaną sytuację i z własnej woli nie wyplątuje się z niej, bo obok jest atrakcyjna kobieta, była agentka FBI, obecnie pracująca jako prywatny detektyw. Jej partner zaginął bez wieści podczas pracy nad jakąś tajemniczą sprawą na głębokim amerykańskim południu. Lee Child idzie z duchem postępu: mamy tu Internet i smartfony, mamy jak zwykle dokładne opisy balistyczne, które sprawiają, że książka staje się dla mnie czymś nieco nierzeczywistym, no i wiadomo, że Reacher musi w końcu zwyciężyć. Sensacja to ma być odprężenie i rozrywka. I była, do przedostatniego rozdziału. Takiego wglądu w dewiację (bo to nie może być normalne!) ludzkiej psychiki nie oczekiwałam. Niby wiadomo, że kupić można wszystko, że skoro jest popyt, to będzie i podaż, ja jednak na co dzień o czymś takim nie myślę.

Mocna książka.


7. Korekty (Franzen Jonathan)

Smutna książka o smutnych, samotnych ludziach. Tematyka uniwersalna: niemożność porozumienia się w rodzinie, życie pod dyktat cudzych oczekiwań ("co ludzie powiedzą"), wpływ dzieciństwa na życie dorosłe, powielanie schematów, nieszczerość i brak otwartości, rozgrywanie konfliktów małżeńskich poprzez manipulowanie dziećmi, zastępowane rozmowy komunałami, kłamstwem, ucieczką w chorobę. I starość, niedołężność, choroby, zostawanie w tyle za szybko uciekającym światem i wszystko co ze starością związane. A całość w wydaniu współczesnych Amerykanów, przedstawicieli klasy średniej. Nie ma tu trzęsień ziemi, epidemii, strzelaniny czy przewlekłych chorób. Jest pogłębiająca się samotność w rodzinie i kręcenie się w kółko.

Zaskakujące jest to, że pod sam koniec zaczyna lekko zawiewać optymizmem. Może korekty życia jednak są możliwe? Może wystarczy dopuścić do świadomości obrazoburczą myśl, że nie musimy być najlepsi, że surowy ojciec jednak nas kochał, że własnej seksualności się nie wybiera i należy się z nią pogodzić? U Franzena dwa pokolenia uczą się na własnych błędach jak radzić sobie z życiem. Najgorzej wychodzi to najstarszemu synowi, Gary'emu, pozbawionemu własnego zdania, zdominowanemu przez żonę, zbyt tchórzliwemu, żeby umieć się otworzyć samemu przed sobą. Ofiarą własnej surowości i braku elastyczności jest też Alfred, któremu starość nie przynosi nawet odrobiny luzu czy odpoczynku, tylko upokorzenia. Reszta rodziny daje jakoś radę przebrnąć przez próbę jaką stają się wymuszone przez matkę wspólne święta i wbrew ich własnym oczekiwaniom coś się we wzajemnych relacjach jednak zmienia.

Temat traumy rodzinnej eksploatowany był w literaturze wielokrotnie. Franzen pozwala sobie na odrobinę dystansu, niekiedy wręcz groteski. Współczesne realia, współczesny język, a problemy wiecznie te same. Bo to tylko dekoracje, zajrzywszy za kulisy możemy rozpoznać coś bardzo znajomego.


6. Płytki umysł: Jak internet wpływa na nasz mózg (Carr Nicholas)
Czy tęsknisz za swoim dawnym mózgiem?

Lektura ciekawa, ale przede wszystkim bardzo rzetelne, szczegółowe omówienie wszystkich poruszanych spraw. A jest tego niemało, bo nie tylko wpływ internetu na mózg, ale budowa tegoż, rozwój, reakcje na nowe, cyfrowe bodźce, działanie pamięci, historia książek i ogólnie słowa pisanego, narodziny, rozwój i ambicje na przyszłość firmy Google. Dużo przykładów, przystępny język. I nie jest to przegadane, raptem 273 strony. Z drugiej strony, hm, w trakcie czytania kilkakroć przyszło mi do głowy "no, oczywiście, wiem o tym"; ale to dlatego, że niektóre teorie, to woda na mój młyn prywatny, młyn niechęci do niektórych mediów. TV w szczególności.

Poza tym dwie uwagi:
1) Osobiście lubię internet i już życia sobie bez niego nie wyobrażam. Tak, też mam już rozproszony mózg.
2) Jak ta cała cyfrowa cywilizacja kiedyś się załamie, a jest to nieuniknione, bo nic nie trwa wiecznie, wszystkie poprzednie znane nam cywilizacje też w końcu upadły, a w dodatku podkopujemy gałąź, na której siedzimy, nie szanując naszej planety, jak więc to wszystko kiedyś strzeli, to... to z jakiego punktu wystartuje ludzkość pozbawiona elektronicznych gadżetów, a z mózgami rozproszonymi i nieprzyzwyczajonymi do głębokiej analizy? Strach pomyśleć...


5. Twardy zawodnik (Stelar Marek (właśc. Biernawski Maciej))
Powieść kryminalna.

Gdy tylko dowiedziałam się, że Stelar napisał nową książkę, wiedziałam że się na nią rzucę jak tylko będzie to możliwe. Rzuciłam się i nie żałuję - połknęłam w mig. Spotykamy tych samych co w poprzedniej powieści - Rykoszet (Stelar Marek (właśc. Biernawski Maciej)) - komisarza Krugłego i prokuratora Michalczyka, a poza tym dostajemy przyzwoite studium realizacji ludzkich pragnień i motywacji, oczywiście niekoniecznie zgodnych z literą prawa. Chciwość, kombinatorstwo, bezwzględność i głupota, nieprzyjemny zestaw prowadzący w nieprzyjemne sytuacje, i to nie tylko posiadających te cechy przestępców, ale i praworządnych przedstawicieli prawa. Bo każdy może stać się ofiarą nieprawości.

Ciekawy pomysł, trochę zahaczający o politykę. Mam wrażenie, że "Rykoszet" był bardziej dopracowany. W "Twardym zawodniku" niektóre postacie wydają mi się przerysowane; może to być zabieg celowy. A wszyscy przestępcy mają nazwiska zaczynające się na literę "S" - nie mam pojęcia dlaczego.


4. Wspinaczka: Mount Everest i zgubne ambicje (Bukriejew Anatolij, DeWalt Weston G.)

Słynna, wielokrotnie opisywana wyprawa na Mount Everest z roku 1996 widziana oczami jednego z jej uczestników, przewodnika Anatolija Bukriejewa. W porównaniu z rewelacyjną, trzymającą w napięciu relacją Krakauera Wszystko za Everest: Katastrofalny sezon 1996 w relacji naocznego świadka (Krakauer Jon) "Wspinaczka" wydaje się trochę sucha i nie tak emocjonalna. Jest za to pełna szczegółów dotyczących przygotować do wyprawy, zakupu sprzętów, doboru uczestników (klientów - wyprawa była komercyjna), jak i przebiegu samej wspinaczki.

Pokazuje też całą sytuację z innej strony: Krakauer był członkiem ekspedycji Roba Halla, Bukriejew - Scotta Fishera. Warto zaznajomić się i z tą opinią. Książka Krakauera jest bardzo popularna, doczekała się ostatnio kolejnego wydania, wspomnienia Bukriejewa zaś są znacznie mniej znane. "Wspinaczka" zawiera też szczegółowe omówienie konfliktu między Krakauerem a Bukriejewem, udokumentowane transkryptami rozmów i opiniami świadków. Cóż, animozje mniejsze i większe wszędzie wyglądają tak samo fatalnie i przesłaniają piękne idee. A szkoda.

Czuję się zrażona do Krakauera po przeczytaniu "Wspinaczki". Nie wiem, czy miał jakąś osobistą niechęć do Bukriejewa, jednak jawi się jako zdecydowanie nierzetelny w przedstawianiu tej konkretnej postaci, niechętny do dialogu, pełen uprzedzeń. Wygląda to na zakłamywanie rzeczywistości. Dlaczego?

Celem wyrobienia sobie własnego zdania książki Wszystko za Everest: Katastrofalny sezon 1996 w relacji naocznego świadka (Krakauer Jon) oraz Wspinaczka: Mount Everest i zgubne ambicje (Bukriejew Anatolij, DeWalt Weston G.) należy czytać w pakiecie, w tej właśnie kolejności.


3. 81:1: Opowieści z Wysp Owczych (Michalski Marcin, Wasielewski Maciej)
Reportaże.

Wyspy Owcze są nie dość, że mało znane, to jeszcze mało opisywane w literaturze. To przecież tak niedaleko nas, w Europie, a jakoś nie słychać, żeby ludzie tłumnie wybierali się tam na wakacje. Plaż nie ma, lasów nie ma, nawet ludzi niewielu. Są wysepki niezamieszkane, są i takie, gdzie mieszka jedna, dwie osoby.

Książka składa się z serii "obrazków", autorzy skupiają się na szczegółach, na poszczególnych osobach, czasem rodzinach, na ich pracy i stosunku do miejsca, gdzie żyją.

Nie powaliła mnie na kolana ta książka, a są reportaże, które potrafią mi to zrobić. Wydaje mi się nierówna. Były partie, które czytałam błyskawicznie, były i takie, przez które przedzierałam się z trudem i ze znudzeniem. Może ma to związek z tym, że książka ma dwóch autorów? Nie wiem.



2. Krawędź wieczności (Follett Ken)
Trzecia część trylogii "Stulecie" - od roku 1961 do końca XX wieku. Jeśli ktoś nie lubi polityki, nie powinien tego czytać; im bliżej współczesności, tym bardziej powieść obfituje w wydarzenia polityczne.

Dobrym pomysłem jest uczynienie głównymi bohaterami bliskich i najbliższych współpracowników sławnych postaci historycznych; pozwala to na barwną narrację fikcyjną, przy zachowaniu realiów wydarzeń historycznych.

Sam pomysł napisania powieści obrazującej całe XX stulecie w cywilizacji Zachodu jest monumentalny. I jest to coś bardzo trudnego, jeśli chce się jednocześnie otrzymać tekst przyciągający czytelników i pokazujący najważniejsze wydarzenia historyczne. Follett chce, żeby jego książki dobrze się czytało; nie jest to więc powieść naszpikowana przypisami. Wybrał kilka rodzin: z Anglii, Niemiec, Rosji, USA i na bazie ich losów, codziennego życia, problemów, pokazał jak zmiany polityczne, społeczne, obyczajowe rzutowały na ich wybory, na pracę i życie osobiste.

Pamiętam, jak kupiłam pierwszą część Upadek gigantów (Follett Ken), kilka lat temu to było, i chciałam tylko zajrzeć, żeby zobaczyć, co też ten Follett tym razem wymyślił. I wessało mnie. Czekałam na kontynuację. W "Krawędzi wieczności" młodzi ludzie, których poznaliśmy przed pierwszą wojną światową wymierają powoli jako posunięci w latach starcy, po dziesiątkach lat uczestnictwa w wydarzeniach fascynującego stulecia, w jakim wszystkim im dane było żyć, a czytelnik śledzi losy już nie tylko ich wnuków, ale i prawnuków. A że ludzie nie są zawieszeni w próżni, to co chwila natykamy się na postacie historyczne. Doszłam do nazwisk i wydarzeń, które pamiętam z dzienników telewizyjnych i radiowych. To gigantyczna praca, powiązać wszystko tak, żeby przeciętnemu czytelnikowi chciało się śledzić życie uczuciowe siostry asystenta Chruszczowa i Kosygina, karierę zespołu rockowego, którego gitarzysta po ucieczce z Berlina Wschodniego przedarł się na zachód i natknął na zupełnie nieznane mu pokusy, czy losy Brytyjskiego karierowicza, niechcący wplątanego w wojnę w Wietnamie. A jednak się chce! Ludzie przemieszczają się, ścieżki ich życia splatają się i nie ma tu śladu nieprawdopodobieństwa, wszystko to mogło się wydarzyć.

Gdyby autor skoncentrował się na jednej rodzinie lub nawet jednym bohaterze, obraz psychologiczny mógłby być bardziej pogłębiony. Follett wybrał panoramę, fresk. Przy założeniu pokazania wszystkiego, siłą rzeczy traci się głębię na rzecz szerokości spojrzenia. Należy o tym pamiętać, zanim postawi się autorowi zarzut uproszczenia czy pobieżności. Poszczególne tomy trylogii liczą sobie grubo ponad tysiąc stron, autor nie stroni od opisu, a analizę wprowadza w formie dialogu bądź przemyśleń bohaterów. Wychodzi z założenia, że czytelnik posiada podstawowe informacje o wydarzeniach historycznych XX wieku i na tym buduje.

To nie jest opracowanie naukowe, to powieść. Jednak musiał Follet dokonać olbrzymiej pracy badawczej sprawdzając realia, zanim umieścił bohaterów w konkretnym środowisku. Sądzę, że udało mu się to bardzo dobrze. Polecam, jeśli ktoś ma ochotę zanurzyć się w dzieje XX stulecia, pooddychac trochę atmosferą epoki, w jakiej żyli nasi pradziadkowie, dziadkowie i rodzice. I my sami. Krawędź wieczności (Follett Ken) zaczyna się po zakończeniu II wojny światowej, kończy zaś upadkiem muru berlińskiego. Pojawiają się tu nawet Wałęsa i Jaruzelski, bohaterowie bowiem podróżują.

Cała trylogia nie jest może wstrząsająca, ani porywająca, ale jest bardzo ciekawa. Dla koneserów za mało wyrafinowana; dla wielbicieli Dumasa - za mało przygodowa. Dla zainteresowanych życiem codziennym bez szaleńczej koncentracji na szczegółach - w sam raz. Ale też dla tych, dla których XX stulecie jest historią; a będzie ich coraz więcej. Warto poświęcić czas.


1. Dlaczego zebry nie mają wrzodów?: Psychofizjologia stresu (Sapolsky Robert M.)

Obszerne kompendium współczesnej wiedzy na temat stresu i jego wpływu na nasz organizm, z rozbiciem na poszczególne układy i narządy. Napisane ze swadą, autor gdzie może, tam wtrąca żartobliwą uwagę, niemniej jednak waga tematu i detaliczność opisu nie pozwalają na czytanie "jednym ciągiem". Być może też brak wystarczającego przygotowania merytorycznego z mojej strony sprawia, że nad niektórymi problemami muszę zatrzymymać się dłużej.

To pozycja nie tylko dla zainteresowanych amatorów, ale i dla specjalistów - po każdym rozdziale jest kilka stron (!) obszernych przypisów. Bibliografia liczona jest chyba w tysiącach. Niesamowita, fascynująca pozycja!

Książka wydana w serii Biblioteka psychologii współczesnej pokazuje, jak fascynująca nauką jest biologia; a właściwie łączy psychologiczne i biologiczne podejście do stresu, z dokładnym wyszczególnieniem czynników biologicznych. Z przewagą jednak tych drugich.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 10194
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 62
Użytkownik: Pani_Wu 03.01.2016 00:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 118. Życie n... | Marylek
Miałaś je chyba zaczęte, skoro uporałaś się z takimi tomiszczami w trzy dni, plus odsypianie Sylwestra :)
Cieszę się, że się zebry czytają :)
Użytkownik: Marylek 03.01.2016 08:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Miałaś je chyba zaczęte, ... | Pani_Wu
Jeszcze się nie uporałam, wciąż wszystkie mam w trakcie! Ale tak, wszystkie pozaczynane w starym roku.

To jest tak: uparłam się, żeby z Zebr robić notatki, bo to rewelacyjna książka, ale że nie moja więc niech mi coś zostanie. To oznacza, że nie mogę jej czytać w łóżku, ani na leżąco, a najczęściej tak czytam. Konieczność czytania na siedząco bardzo mnie spowalnia. Poza tym, tego się nie da czytać jednym ciągiem, trzeba robić przerwy i przetrawiać, to nie beletrystyka.

Jako przerywnik beletrystyczny wzięłam więc Folletta, to trzecia część sagi, a drugą niedawno skończyłam. Jest jednak inny problem, bo Follett ma 1135 stron, takiej cegły nie zabiorę ze sobą nigdzie, a mam zwyczaj wszędzie chodzić z książką, bo a nuż... Stąd się wzięły Wyspy Owcze - mieszczą się do torebki (skromne 300 ileś tam strom), można przerwać w każdej chwili, bo to krótkie migawki, nie ma akcji, którą trzeba śledzić.

A "Wspinaczkę" zaczęłam najwcześniej, ale niefortunnie zostawiłam w pracy. A jako żywo, nie mam najmniejszego zamiaru pojawiać się tam w czasie przerwy, która w tym roku wyjątkowo długa jest. Tym sposobem czytam cztery jednocześnie i żadnej jeszcze nie skończyłam. :)
Użytkownik: Pani_Wu 03.01.2016 12:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeszcze się nie uporałam,... | Marylek
To wszystko wyjaśnia :)
Nie lubię cegieł, nieporęczne są, wolę wersję elektroniczną, jeśli już. Folleta czyta się szybko, ale do torebki się nie nadaje, fakt! :) Musiałabyś nosić walizeczkę, albo wyprawowy plecak :D
Użytkownik: Marylek 03.01.2016 14:42 napisał(a):
Odpowiedź na: To wszystko wyjaśnia :) ... | Pani_Wu
Czytnika nie mam i jakoś mnie do niego nie ciągnie. Grubej książki do torebki nie wezmę, ale za to mogę ją czasem powąchać. ;)

Z tym zabieraniem ze sobą książki jestem trochę skrzywiona. Ostatnio musiałam pójść na pogrzeb. I nawet tam zabrałam ze sobą książkę, choć jej oczywiście nawet nie wyjęłam z torebki. Wot, zboczenie...
Użytkownik: Pani_Wu 03.01.2016 16:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytnika nie mam i jakoś ... | Marylek
Zboczenie, ale nieszkodliwe :)
Użytkownik: ka.ja 03.01.2016 16:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytnika nie mam i jakoś ... | Marylek
W pracy mam najwyżej kwadrans w ciągu dnia (przerwa na kawę), żeby poczytać, a czytnik noszę ZAWSZE. Raz nie wzięłam i czułam się przez to strasznie nieszczęśliwa. Od tamtej pory trzymam w biurku książkę na wszelki wypadek. Zboczenie.
Użytkownik: Vemona 15.01.2016 09:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 118. Życie n... | Marylek
Nie jestem wielką fanką Folleta, ale po Twojej opinii ta trylogia wydaje się interesująca. Lubię historię z ludzką twarzą, nawet jeśli ta ludzka twarz jest bohaterem fikcyjnym, to jednak jej umiejscowienie w okolicznościach historii może dać ciekawy efekt. Chyba sobie to zaschowkuję. :)
Użytkownik: Marylek 15.01.2016 17:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie jestem wielką fanką F... | Vemona
Mam całość, chętnie Ci pożyczę. Mogę przywieźć latem, chcesz?
Użytkownik: Vemona 21.01.2016 17:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam całość, chętnie Ci po... | Marylek
Chcę! Nawet bardzo :) Dawno nie chadzam do bibliotek, bo chcę wreszcie wyczytać swoje, a nie ma sensu kupować całej serii, jeśli byłoby to jedno przeczytanie, dzięki!! :)
Użytkownik: Marylek 21.01.2016 18:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Chcę! Nawet bardzo :) Daw... | Vemona
To przywiozę, już odkładam. :)

Do bibliotek też już dawno nie chodzę, a za to chadzam na spotkania biblionetkowe. To jest znacznie gorsze. Nie udaje mi się uniknąć pokus...
Użytkownik: Vemona 21.01.2016 22:19 napisał(a):
Odpowiedź na: To przywiozę, już odkłada... | Marylek
Mnie, jak widać, wystarczy spotkanie wirtualne. ;) Dzięki!
Użytkownik: misiak297 31.01.2016 15:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 118. Życie n... | Marylek
Wszystko co napisałaś o "Korektach" to prawda. A jednak ja nie mogłem dać tej książce 5 (choć uwielbiam taką tematykę). Niepotrzebny - no niepotrzebny! - jest ten wątek litewski. Za dużo grzybów w barszczu. Franzen nie miał pomysłu na tę postać. Enid, Gary (prowadzący życie rodziców doprowadzone do wersji "idealnej"), nawet Denise - to świetnie zarysowani bohaterowie. Optymizm traktuję symbolicznie - odchodzi tyran (który - na marginesie - jest nie tyle tyranem co człowiekiem pełnym zahamowań i kompleksów), głowa rodziny, a ta rodzina odżywa. I tylko z tym Chiperem przekombinowanie:(

Swoją drogą polecam Ci "Z ciała i z duszy" Michaela Cunninghama. Bardzo podobna tematyka, a książka - moim zdaniem - lepsza.
Użytkownik: Marylek 31.01.2016 16:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Wszystko co napisałaś o "... | misiak297
Dzięki za polecankę. :)

Wątek litewski to właśnie groteska w czystej postaci. Calutki. No, może z wyjątkiem napadu, bo to blisko życia jest, moim zdaniem. Czy ten wątek pomaga scharakteryzować Chipa? Tak, bo kim trzeba być, żeby zgodzić się na uczestnictwo w czymś takim, porzucić całe dotychczasowe życie w nadziei, że wszelkie problemy same się rozwiążą? A Chip ma prawie 40 lat, gdyby miał o połowę mniej, nie byłoby to aż tak znaczące.

"Tyrana" mi żal. To człowiek tak pełen zahamowań, że chyba przez całe życie nie pozwolił samemu sobie być szczęśliwym. Jego tyranizowanie otoczenia, to jedyne, czego mógł się trzymać, żeby nie zbłądzić. Jego niezgoda na przyznanie się do własnych słabości, do choroby - bardzo prawdziwa! Wątek z miłością do córki - wzruszający. Dla mnie najbardziej odpychającą postacią był Gary: nie ma siły ojca, nie ma uroku siostry, ani nawet słabości matki. Nie ma nic, poza brakiem wewnętrznego kompasu, który to brak rozrasta mu się w mózgu i wydaje się go prowadzić donikąd. Żona Gary'ego też jest odstręczająca, ale jest taka, bo on na to pozwala. I co wyrośnie z ich synów, uczonych od najmłodszych lat manipulacji i fałszu w stosunku do najbliższych?

A najlepsze w "Korektach" są dla mnie obrazy starości. Tym książka zyskała te pół oczka do piątki. I tym, że jak widzisz, mamy teraz o czym rozmawiać.

Optymizm, choć może wydaje się bardzo amerykański w tym akurat zakończeniu, jest uprawniony i uniwersalny. Może nam się to nie podobać, ale tak właśnie jest: żywi zawsze mają przewagę nad umarłymi. Zawsze tak było i zawsze będzie. Albo się z tym godzimy i zostajemy wśród żywych, albo nie, a wtedy znów żywi mają przewagę, zauważ. I koło się zamyka. My wolimy się biczować i posypywać głowę popiołem, lecz w życiu jest jak u Franzena - zamknięcie czegoś to nowe otwarcie. Dla mnie ten optymizm nie jest symboliczny.
Użytkownik: misiak297 11.02.2016 18:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki za polecankę. :) ... | Marylek
Mimo wszystko wydaje mi się, że w takiej powieści jak "Korekty" ta wyolbrzymiona groteska jest zbędnym grzybem w barszczu, powieść i bez tego się broni. Moim zdaniem Franzen mógł wcisnąć tę postać w zupełnie inną fabułę. Zabrakło pomysłu - a raczej był to pomysł mocno udziwniony.
Użytkownik: misiak297 26.02.2016 14:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 118. Życie n... | Marylek
Tak się cieszę, że podobał Ci się "Zapach rumianku"! Ja zakochałem się w Zuzannie. Ciekawa, wyrazista postać. Nie chciała być drugą Klarą, ale płaciła za to swoją cenę. Jaką drogę wybierze Kasia? Siesicka świetnie to pokazuje - Kasia jest osobą, która łatwo ulega wpływom. Nagle zafascynowana życiem na wsi, potem gotowa poświęcić się dla pracy na rzecz innych, w końcu wraca z dziecięcą radością do aktorstwa. Ale czy postąpi jak matka?

Za pierwszym czytaniem oceniłem słabo, bo na 4, teraz też dałem 5+ - mam wrażenie, że do książek Siesickiej musiałem trochę dojrzeć. Dziś zresztą w jej powieściach najbardziej mnie ciekawią historie dorosłych.
Użytkownik: Marylek 29.02.2016 22:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak się cieszę, że podoba... | misiak297
Wczesne książki dla młodzieży Siesickiej są prawie idealne: nieprzegadane, bez moralizowania, delikatnie wskazujące prostą drogę, a jednocześnie pełne akcji i emocji. Ciekawe. Skłaniające do przemyśleń. Nie wiem, czy do współczesnej młodzieży docierają. Nie ma w nich nowoczesnych technologii, ale są wiecznie aktualne problemy, uczucia. To co najważniejsze.
Użytkownik: Vemona 28.05.2016 19:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 118. Życie n... | Marylek
Zabiłaś mnie opisem Bondy. :) Przymierzałam się do niej, jako autorki kryminałów, bo do tej pory mam w dorobku jedynie Polskie morderczynie (Bonda Katarzyna), które uważam za dobre, ale po Twoim tekście zdecydowanie nie będę się rzucała... :D Polegam na Twojej opinii, a cytaty zdecydowanie dowodzą, że nie warto.
Użytkownik: beatrixCenci 28.05.2016 20:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Zabiłaś mnie opisem Bondy... | Vemona
No nie wiem, przeczytałam "Pochłaniacza" Bondy i nie był taki zły. Może Bonda robi postępy?
Użytkownik: Marylek 28.05.2016 20:21 napisał(a):
Odpowiedź na: No nie wiem, przeczytałam... | beatrixCenci
Ja się tak rozczarowałam, że już mi się nie chce próbować innej Bondy. Jeśli robi postępy to dobrze, jednak na razie otrząsa mnie na jej wspomnienie.
Użytkownik: misiak297 28.05.2016 22:17 napisał(a):
Odpowiedź na: No nie wiem, przeczytałam... | beatrixCenci
Ja też czytałem "Pochłaniacza". Niby przeczytało się szybko i nie jest to zła powieść, ale przegadane toto straszliwie. I w gruncie rzeczy - mało interesujące. Naprawdę zupełnie mnie nie obchodziło, kto tam zabił i dlaczego.
Użytkownik: beatrixCenci 28.05.2016 22:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też czytałem "Pochłani... | misiak297
Nie aż tak straszliwie jak "Mgła" Malanowskiej - tam była wręcz opisana obsługa parzenia herbaty i niezbyt pasjonujące sny bohaterki - ale fakt, te wykłady na temat alkoholizmu mogła sobie autorka darować, w końcu to nie jest poradnik AA. Mnie zagadka kryminalna w miarę zaciekawiła (tylko współczesna mniej), natomiast prowadzenie śledztwa budziło liczne zastrzeżenia. Generalnie, z Bondą szału nie ma, ale robota w miarę przyzwoita.
Użytkownik: Marylek 28.05.2016 20:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Zabiłaś mnie opisem Bondy... | Vemona
Bardzo się Bondą rozczarowałam, niestety. Zadowolona jestem, że przeczytałam, bo przynajmniej wiem co to jest, ale zachwytów tą panią nie podzielam. A już ten wątek romansowy - łomatkojodyno! Nie!

Przymierz się może do innej pozycji, jeśli chcesz sama spróbować. Albo lepiej poczytaj Miłoszewskiego lub Stelara - to naprawdę dobre współczesne polskie kryminały.

Widziałam, że Pratchetta zbierasz. :) Popieram bardzo!
Użytkownik: Vemona 29.05.2016 20:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo się Bondą rozczaro... | Marylek
W takim razie - nie rwę się. W ogóle ostatnio mniej mi idzie beletrystyka, bardziej co innego, więc nic na siłę. Mam co prawda zarówno Tylko martwi nie kłamią (Bonda Katarzyna) jak i Florystka (Bonda Katarzyna), gdyż ponieważ trafiłam kiedyś na jakąś wyprzedaż i chyba po sześć złociszy sobie nabyłam, na fali zachwytów autorką, ale jeszcze nie wzięłam do ręki, bo to drugi i trzeci tom serii a chciałam zacząć od początku. Znaczy - nie zaczynam, może się te moje w bibliotece przydadzą. :)
Ale Polskie morderczynie (Bonda Katarzyna) polecam, to na szczęście nie jest kryminał, więc nie rozwijała się specjalnie, a sama pozycja bardzo ciekawa.

Zapamiętam nazwiska (zaschowkowałabym, gdyby można było dodać tylko autora), może kiedyś?

Pratchetta zbieram namiętnie, co prawda miałam zamiar czytać go jak Ślepy Io przykazał, czyli w odpowiedniej kolejności, jak już wszystko wyjdzie, ale z potrzeby rozerwania się już się skusiłam na powtórkę Straż! Straż! (Pratchett Terry) i miałam dziką frajdę. :) Cieszę się, że wychodzi sukcesywnie co dwa tygodnie, spokojnie sobie zbiorę.
Użytkownik: alva 28.05.2016 20:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Zabiłaś mnie opisem Bondy... | Vemona
Po faktycznie dobrych "Polskich morderczyniach" kryminały Bondy rozczarowują. Przeczytałam dwa, a że jestem masochistką, to aktualnie męczę trzeci. Poprawy nie widzę, niestety.

Swoją drogą, w "Tylko martwi nie kłamią" strasznie mnie irytowało wpychanie angielskich wyrazów i zwrotów do narracji. Od "Wszystko było bardzo correct." aż mi się ciemno w oczach zrobiło.
Z kolei zabawa związkiem frazeologicznym "zejść z tego świata" przyprawiła mnie o ciężki ból głowy. Bonda uznała, że może ten związek zaadaptować dowolnie i używała go w stylu: "Ona schodzi", "Jeśli ona zejdzie...".
Użytkownik: Vemona 29.05.2016 20:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Po faktycznie dobrych "Po... | alva
Omatkoszczurko.... To ja schodzę... z wszelkich kontaktów z autorką. Podziwiam za masochizm, po co się tak męczysz?
Użytkownik: alva 30.05.2016 21:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Omatkoszczurko.... To ja ... | Vemona
Bo mnie znajoma zachęciła, mówiąc, że to tak dziwna książka, że ona chce z kimś o niej pogadać, bo może jednak dziwna jest nie książka, tylko znajoma :) No to czytam, bo co mi szkodzi. A poza tym od czasu do czasu lubię pomęczyć się ze złymi książkami - moją guilty pleasure niezmiennie pozostają książki Katarzyny Michalak, na ich tle Bonda to mały pikuś ;)
Użytkownik: Vemona 31.05.2016 10:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Bo mnie znajoma zachęciła... | alva
Rozumiem. :) Jeśli książka jest taka, to nic dziwnego, że się znajoma zastanawia, kto tu jest dziwny. ;) A porozmawiać z kimś mądrym zawsze warto.
Istotnie, Katarzyna Michalak przebija wszystko, miałam nieprzyjemność z dwiema jej książkami, pożyczonymi mi niemal na siłę przez zachwycone koleżanki - curiosum nie z tej ziemi. :)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 15.06.2016 13:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 118. Życie n... | Marylek
A więc w końcu przeczytałaś "Wielki marsz" Kinga i także się zachwyciłaś! Wspaniale - pamiętam, że dyskutowaliśmy o tej książce w marcu: nie byłem pierwszym, który Ci ją polecał, ale mam nadzieję, że także troszkę Cię do niej podkusiłem ;)

Piszesz "zabaw[a], której zasady znane są wszystkim i przez wszystkich akceptowane wydaje się tak abstrakcyjna i nieprawdopodobna, że tylko ją między bajki włożyć" - a przecież King został natchnięty do napisania tej książki rzeczywistymi wydarzeniami - bezlitosnym pędzeniem przez Japończyków w czasie II wś. przez kilkaset kilometrów jeńców wojennych - nie zważając, czy ktoś nadąża - kto zwalniał lub upadał - był zabijany.

Chciałbym zwrócić Twoją uwagę jeszcze na jedną rzecz - może będzie przykra dla Ciebie? Zauważ, że w sumie to King stworzył w tej książce właśnie takie reality show - i nas (bo także wystawiłem 6.0) zachwycił, wciągnął, zainteresował, sprawił, że nie mogliśmy się oderwać - od śmierci na żywo. Więc i nas w jakiś sposób taka "prymitywna, krwawa rozrywka" hipnotyzuje, skutecznie uwodzi. Czy to źle o nas świadczy? Czy jesteśmy tacy sami, jak ta gawiedź, z wypiekami na twarzy czekająca na kolejny upadek, ekskrementy na asfalcie, rozpryskującą się głowę...
Użytkownik: exilvia 15.06.2016 18:11 napisał(a):
Odpowiedź na: A więc w końcu przeczytał... | LouriOpiekun BiblioNETki
Nothomb o tym pisze w Kwas siarkowy (Nothomb Amélie) Tak poza tym, to, że czytamy kryminały czy reportaże o ludobójstwach (Tochman o tym pisze na okładce "Dzisiaj narysujemy śmierć", a może nawet w jakimś wstępie do książki... a potem jeszcze w "Eli, Eli" o turystach zwiedzających dzielnice nędzy na Dalekim Wschodzie), to też takie podglądanie cudzego cierpienia (z zamiłowaniem).
Użytkownik: Monika.W 16.06.2016 06:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Nothomb o tym pisze w Kwa... | exilvia
Czytam kryminały z dużym zamiłowaniem. Ale najbardziej lubię te, w których nie ma żadnej przemocy. A tylko zagadka do rozwiązania. Czyli - podglądam proces dedukcji, a nie ludzkie cierpienie.
Użytkownik: exilvia 16.06.2016 07:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytam kryminały z dużym ... | Monika.W
Jesteś usprawiedliwiona. ;-)
Użytkownik: Marylek 25.06.2016 19:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Nothomb o tym pisze w Kwa... | exilvia
Myślę o tym, co napisałaś. I dochodzę do wniosku, że to niesprawiedliwe wobec czytelnika. Bo dajesz do wyboru: albo "podglądanie" czegokolwiek - cudzego cierpienia, cudzej radości, dylematów wszelakich - czyli czytanie literatury z pozwalaniem sobie na emocje; albo czytanie ("podglądanie") na zimno - bez zaangażowania ("zamiłowania"?). Ewentualną trzecią opcją jest nieczytanie, ergo: niepodglądanie w ogóle.

Czyli co, mamy wyzbyć się wszelkich wzruszeń, żeby uniknąć możliwego podejrzenia o zaangażowanie emocjonalne? To po co czytać?

Nie mówię o epatowaniu czymkolwiek, o przegięciach, o nadmierności. Każda dobra książka powinna oddziaływać na emocje. Podręcznik nie musi, choć też może.
Użytkownik: exilvia 26.06.2016 21:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę o tym, co napisałaś... | Marylek
Hm, Marylku, ale ja nie zamierzałam w tym [moim poście] oceniać, tylko stwierdzić fakt. Nie piętnuję podglądania ;-) z zamiłowaniem. Ani czytania z emocjami. Na zimno potrafią pewnie tylko psychopaci, choć pewnie jesteśmy już trochę znieczuleni tymi wszystkimi obrazami okropieństw, które pokazuje telewizja. Tak czy inaczej, widoku cudzego cierpienia jest w cenie.
Użytkownik: Marylek 15.06.2016 23:51 napisał(a):
Odpowiedź na: A więc w końcu przeczytał... | LouriOpiekun BiblioNETki
"King został natchnięty do napisania tej książki rzeczywistymi wydarzeniami - bezlitosnym pędzeniem przez Japończyków w czasie II wś. przez kilkaset kilometrów jeńców wojennych - nie zważając, czy ktoś nadąża - kto zwalniał lub upadał - był zabijany."

Nie był to jednak show organizowany dla rozrywki gawiedzi. Wojna nie usprawiedliwia, ale wyjaśnia.
..............................

Co do Twojego pytania - jest zasadne. I dotyka kilku warstw problemu.

Po pierwsze, jest różnica w odbiorze danej sytuacji zależnie od użytych zmysłów. Inaczej się coś ogląda, inaczej zaś, jeśli należy to sobie wyobrazić na podstawie lektury. Przekaz wizualny jest bardziej bezpośredni i narzucający; nie chciałabym np. oglądać filmu na podstawie "Wielkiego marszu".

Po wtóre, opis opisowi nierówny. King nie epatuje okrucieństwem, nie ma u niego dokładnych opisów destrukcji cielesnej, przemocy. Te które są, są jak dla mnie wystarczająco wyważone, żeby je uznać za niezbędne. Owszem, mózg rozpryskujący się po strzale w głowę z bliskiej odległości, jak i mózg kolegi Raya z dzieciństwa, który uległ wypadkowi rowerowemu, to dość drastyczne szczegóły. Autor się jednak na nich nie skupia. a z punktu widzenia budowania napięcia w powieści, użycie ich jest zasadne. Czytelnik słyszał coś o "czerwonej kartce", ale nie kojarzy czym ona jest. Dostaje obuchem w łeb jedną sceną. I wystarczy. A są książki, po które nie sięgnę właśnie z uwagi na drastyczność i szczegółowość takich opisów, ot choćby Dziewczyna z sąsiedztwa (Ketchum Jack (właśc. Mayr Dallas William)) czy American Psycho (Ellis Bret Easton). Tego czytać nie chcę. King jednak koncentruje się (jak zawsze) nie na samym akcie, ale na człowieku, jego motywacjach; nie na ekskrementach na asfalcie, ale na traumie człowieka zmuszonego do utraty intymności przez konieczność wypróżniania się przy ludziach i na pustej ciekawości gapiów. Nie myślisz o ekskrementach, myślisz o ludziach i ich odbiorze świata, prawda?

Po trzecie - tak, uwodzi nas słowo pisane. Jednych opis morderstwa i śledztwa, innych - romansu lub seksu, jeszcze innych choroby, wojny, podróży, czegokolwiek. I o czym to świadczy? W jaki sposób o czytelniku świadczy wybór literatury? Czy jeśli czytamy kryminał, to świadczy o nas źle, a o pracy lekarza - dobrze? A czyż jedno i drugie nie jest objawem ciekawości? Czy ciekawość jest zła? Przecież cokolwiek czytasz, to z ciekawości. Jeśli np. czytasz Eli, Eli (Tochman Wojciech) to dlatego, że chcesz się dowiedzieć czegoś o Filipinach, czy dlatego, że ekscytujesz się cudzą nędzą i cierpieniem? Czytasz dzienniki i wspomnienia, bo jesteś wścibski, czy dlatego, że chcesz poznać sposób myślenia drugiego i jego epokę? Tak można w nieskończoność.

Nie umiem odpowiedzieć na te pytania. Ale wybór masz: możesz nie czytać. Bo czytanie to zawsze jest trochę podglądanie drugiego, to zawsze są emocje. Tak jak pisanie to jest trochę ekshibicjonizm. Możesz więc nie czytać, zrezygnować ze wzruszeń, z poznawania innego, z dowiadywania się czegoś nowego. Czy staniesz się przez to "lepszy"?

Ja myślę, że dobrze czy źle świadczy o nas nie sam wybór lektury, ale to, co z tym potem zrobimy, jak przetworzymy ją w sobie.





Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 27.06.2016 11:31 napisał(a):
Odpowiedź na: "King został natchnięty d... | Marylek
Racja, dla zabawy chyba odpowiednik (jeszcze) nie powstał, choć pomysłów jest już zewsząd trochę (prócz "Uciekiniera" Kinga jeszcze choćby Kilka nocy poza domem (Piątek Tomasz) - bardzo polecam, świetny kryminał, trochę lynchowski, ale głównie krytyczny wobec "nowych mediów" oraz reality show).

Przyjmuję Twoje podejście do problemu "pożądania oglądania przemocy". I zdaje mi się, że masz rację, iż właśnie dlatego King ten tak mi przypadł do gustu - właśnie ze względu na świetną psychologię postaci.

Co do pytań o uwodzenie słowa pisanego - odpowiedzi na nie mogą być inne w środku człowieka, a inne może głosić, albo wręcz sobie uświadamiać. Co nie zmienia faktu, że możemy się zastanawiać, czemu akurat np. "chcę poznać sposób myślenia drugiego i jego epokę" albo "dowiedzieć czegoś o Filipinach" i w czym jest to lepsze od przeciwnego źródła zainteresowania? Zapewne de facto każda ciekawość zawiera w sobie mieszaninę (o różnych proporcjach) ciekawości zwyczajnej i niezdrowej. I tylko możemy domniemywać, że jeśli mocno przeważa ta niezdrowa, to coś może być nie tak z naszą emocjonalnością, psychiką czy upodobaniami.

Piszesz jeszcze:

"Ja myślę, że dobrze czy źle świadczy o nas nie sam wybór lektury, ale to, co z tym potem zrobimy, jak przetworzymy ją w sobie."

i oczywiście jest w tym wiele prawdy. Jednak pomyślmy o tych, którzy zrobili (z tym) coś złego - Mark David Chapman po lekturze "Buszującego w zbożu", doszukiwanie się niewłaściwych lektur czy dobór muzyki u sprawców masakr szkolnych, Beatlesi i ich "Helter Skelter" jako natchnienie Charlesa Mansona. Czy rzeczywiście istnieje związek, czy też sądy lub zwyczajni ludzie jednak próbują odnaleźć początek nitki, która doprowadziła do zbrodni? A już rola w tym mediów, aby podsycać sensację, robić mimowolną reklamę - nieoceniona.
Użytkownik: Monika.W 16.06.2016 07:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 118. Życie n... | Marylek
Jakie ładne zestawienie kryminałów. Do tej pory jakoś mi umykało. Indriðason Arnaldur czytałam Grobową ciszę, całkiem mi się podobała, ale jakoś zapomniałam o tym autorze. Muszę wziąć jakąś kolejną jego książkę z biblio.
Mam podobne zdanie o Kwiatkowskiej. Czytać jak najbardziej można. Ale szału nie ma. Nie rozumiem, skąd zachwyty. Czuje u niej zawsze takie rzemiosło, rzemiosło i nic więcej. Odrobiła lekcję, przygotowała się - ale iskry w tym nie ma żadnej.
Użytkownik: Marylek 16.06.2016 07:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakie ładne zestawienie k... | Monika.W
O, właśnie! Przed chwilą Ci go poleciłam :)

Ja czytałam kiedyś "W bagnie", potem o Indridasonie jakoś zapomniałam. Gdy się czyta kilka jego książek po kolei, tak łatwo wejść w ten świat! I on też nie epatuje jatką i przemocą, tylko pokazuje problem i człowieka. A za jednostkowym problemem morderstwa zawsze stoi jakiś większy problem społeczny. Podoba mi się!
Użytkownik: Vemona 18.06.2016 15:40 napisał(a):
Odpowiedź na: O, właśnie! Przed chwilą ... | Marylek
Marylku, a jak się to odbiera takie czytanie od końca? Bo widzę, że cykl Erlendur Sveinsson zaczyna się od tomu 3, a nawet jeśli każdy tom opowiada inną historię, to jednak życie głównego bohatera toczy się poza nimi i linearnie, da się to jakoś przełknąć?
Użytkownik: Marylek 18.06.2016 22:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Marylku, a jak się to odb... | Vemona
Dobrze się odbiera. I da się przełknąć.

Jak zaczynałam czytać "W bagnie", nie wiedziałam nawet, że to jest trzecia część. To tak jak z większością serii kryminalnych - łączą je osoby głównych bohaterów (w tej serii to trójka policjantów), ale każda książka mówi o innym problemie. Pewnie, że lepiej po kolei, jak się ma taką możliwość, bo życie policjantów posuwa się naprzód linearnie, jednak znajomość późniejszych wydarzeń nie przeszkadza. Atmosfera jest podobna we wszystkich częściach.
Użytkownik: Vemona 20.06.2016 12:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobrze się odbiera. I da ... | Marylek
Tak myślałam, że każdy tom to inna sprawa, tylko to ich poboczne życie pewnie się poznaje od dziwnej strony. Skoro dobrze się czyta, to zaschowkuję, a pierwsze części z czasem przecież wyjdą.
Użytkownik: Vemona 27.07.2016 18:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 118. Życie n... | Marylek
Właśnie wyrzuciłam ze schowka Bach, Beethoven i inne chłopaki czyli Historia muzyki wyłożona wreszcie jak należy (Barber David William) - miałam nadzieję, że to coś ciekawego, ale skoro w takiej formie, to ja bardzo dziękuję...
Użytkownik: Marylek 27.07.2016 18:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie wyrzuciłam ze sch... | Vemona
Mogę Ci to przywieźć, jak chcesz, razem z drugą częścią. Jestem zniechęcona i nie chcę nawet na to patrzeć. Ale, widzę, oceny ma dobre. Też się spodziewałam czegoś innego. :(
Użytkownik: Vemona 27.07.2016 20:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Mogę Ci to przywieźć, jak... | Marylek
Jeśli zawartość jest taka, jak piszesz, a nie mam powodu by wątpić, to raczej nie chcę. To nie brzmi porywająco. ;)
Użytkownik: Marylek 27.07.2016 20:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli zawartość jest taka... | Vemona
Niestety, tak jest. Ten styl dowcipu jest dobry na felieton i to krótki felieton, w wydaniu książkowym jest dla mnie niestrawny. Szkoda czasu.
Użytkownik: Vemona 28.07.2016 10:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Niestety, tak jest. Ten s... | Marylek
Więc nie wieź, zdaje się, że i tak będziesz miała sporo bagażu. :) Nie ma sensu sobie robić krzywdy i męczyć lekturą, która drażni.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 27.07.2016 20:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 118. Życie n... | Marylek
Knothego masz za sobą, to może znowu w temacie coś polecę?

Miasta wyśnione: Siedem wizji urbanistycznych, które kształtują nasz świat (Graham Wade)
Użytkownik: Marylek 27.07.2016 20:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Knothego masz za sobą, to... | LouriOpiekun BiblioNETki
To nowość, jak widzę. Polecasz bo czytałeś lub coś o tym wiesz? Knothe był strzałem w dziesiątkę, jestem zachwycona.

Wrzuciłam sobie te "Miasta" do schowka. Dziękuję! :)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 27.07.2016 21:09 napisał(a):
Odpowiedź na: To nowość, jak widzę. Pol... | Marylek
Nawet zapowiedź dopiero! Nie wiem nic prócz noty oraz tego, że obie wydaje Karakter :]
Użytkownik: Marylek 27.07.2016 21:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Nawet zapowiedź dopiero! ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Oni ładnie wydają książki, starannie.

Obadam sprawę jak wrócę.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 10.10.2016 08:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 118. Życie n... | Marylek
Piszesz o Szwecja czyta. Polska czyta (< praca zbiorowa / wielu autorów >) "Przy okazji widać różnice w podejściu ludzi i w rozwiązaniach systemowych w obydwu
krajach.
Dlaczego nie potrafimy się uczyć od Szwedów?"

Akurat łączy mi się to dobrze z artykułem, który czytałem wczoraj:

http://filozofuj.eu/pawel-pijas-patriotyzm-epistemologiczny/

szczególnie fragment:

"O ile jednak w przypadku nauk ścisłych i technicznych koszty wydźwignięcia się z pozycji peryferyjnej są rzeczywiście duże oraz wymagają przemyślanej i wieloletniej strategii, o tyle w przypadku nauk społecznych i humanistycznych tak nie jest. Dodajmy, że jeżeli rozumiemy nauki społeczne i humanistyczne jako formułowanie odpowiedzi na problemy naszej społeczności, to sytuacja podległości jest swoistą postacią alienacji: aby osiągnąć odpowiednią pozycję w nauce, należy zajmować się problemami cudzej wspólnoty i jeszcze łożyć na to ze środków finansowych własnej. Przykładem może być tutaj współczesna filozofia polityczna, gdzie bardzo łatwo o karierę, gdy zajmiemy się badaniami nad tradycją liberalizmu. Czytając jednak teoretyków liberalizmu, zauważymy, że formułując swoją doktrynę pragną oni odpowiedzieć na pytania trapiące ich własne społeczeństwo: jak możemy utworzyć sprawiedliwe i stabilne państwo, jeżeli jego obywatele stanowią różnorodne grupy o odmiennej religijności, moralności, kulturze i pochodzeniu etnicznym? Ale co to ma wspólnego z problemami polskiej wspólnoty? Czy są to pytania i n t e r e s u j ą c e_ d l a_ n a s?"

No właśnie, czy możemy próbować tak 1-1 przekładać rozwiązania z kraju o dość innej kulturze, innej historii, innym modelu społecznym? Czy uda się kiedykolwiek, czy jest w ogóle sens próbować przykrawać nas do obcych standardów? Czy samo powiedzenie "cel ten sam, tylko środki indywidualnie dopasowane" zapewni nam sukces w jakiejś mierze? A co, jeśli spróbuje się skopiować jakieś metody, a skutki wyjdą różne od oczekiwanych (jak w eksperymencie ze wzmożoną kontrolą antyalkoholową w dyskotece, która spowodowała de facto wzrost spożycia alkoholu przez młodocianych)?
Użytkownik: Marylek 12.10.2016 18:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Piszesz o Szwecja czyta. ... | LouriOpiekun BiblioNETki
To jest zasadne pytanie. Moim zdaniem 1-1 przełożyć wzorów z kraju o odmiennej kulturze się nie da. Tragicznym przykładem może być choćby próba przeszczepienia demokracji w stylu amerykańskim na teren Bliskiego Wschodu. Jednak kraje europejskie nie są aż tak od siebie różne, szczególnie że mówimy tylko o kulturze słowa i działaniach w celu jej upowszechniania.

Standardy obcowania z książką i dostępności do słowa pisanego są w Szwecji i Polsce oparte na podobnych podstawach i instytucjach: tu i tam istnieją wydawcy, tłumacze, recenzenci, animatorzy kultury; tu i tam są biblioteki oraz programy mające na celu zainteresowanie dzieci i młodzieży książkami i czytaniem. Ale z realizacją nam kiepsko wychodzi, a im znacznie lepiej. Diabeł tkwi w szczegółach i te szczegóły, to jest coś, czemu moglibyśmy się przyjrzeć i być może wdrożyć w Polsce. Może po modyfikacji.

Dla przykładu: w Szwecji biblioteki dla dzieci, to przestrzenie otwarte - jest tam nie tylko wolny dostęp do półek, ale pufy, materace do leżenia, wyodrębnione pokoje do zajęć innych niż czytanie: do majsterkowania, malowania, gotowania, co komu przyjdzie doi głowy. Są instruktorzy-opiekunowie służący radą i pomocą. Ba, jest nawet specjalna sieć bibliotek tylko dla dzieci w wieku 10-13 lat, bo zauważono, że to wiek specyficzny, już nie dzieci, jeszcze nie młodzież, że osoby w tym przedziale bez zakłóceń dogadują się w swojej grupie wiekowej. Nawet rodzice nie mają tam wstępu. I to działa. Zdarza się że dzieci przychodzą w całkiem innym celu, a po jakimś czasie odkrywają, że istnieją książki dopełniające ich zainteresowania. To działa jak wielozadaniowe kluby zainteresowań, ale wciąż pod szyldem biblioteki, a lwią część przestrzeni zajmuje jednak księgozbiór. Oczywiście, potrzebne są na to fundusze, tu różnica między traktowaniem takich placówek przez oba państwa jest kolosalna.

Tego, że można "utworzyć sprawiedliwe i stabilne państwo, jeżeli jego obywatele stanowią różnorodne grupy o odmiennej religijności, moralności, kulturze i pochodzeniu etnicznym" dowodzą funkcjonujące przecież wielokulturowe państwa, i to nie wielokulturowe od jednego-dwóch pokoleń, ale wręcz stworzone z części wielu niegdyś różnych społeczeństw, vide - Stany Zjednoczone. Czy są to pytania interesujące dla nas? Sądzę, że powinny być, jeśli chcemy żyć we współczesnym otwartym społeczeństwie. Należy sobie takie pytania zadawać, należy próbować szukać na nie odpowiedzi. Czy "polska wspólnota" musi oznaczać homogeniczność kultury, religii, obyczajów? Czy nie można żyć razem szanując odmienność sąsiada? Oczywiście, przy zachowaniu wspólnej podstawy wartości.

We wspomnianych szwedzkich bibliotekach dziecięco-młodzieżowych dobrze się też integrują dzieci imigrantów.
Użytkownik: Anna125 12.10.2016 19:32 napisał(a):
Odpowiedź na: To jest zasadne pytanie. ... | Marylek
Pytanie ciekawe, jak przekładać? Wprost 1:1 pewnie nie można, jednak inspirować się i kopiować pomysły, które się sprawdzają moim zdaniem nawet trzeba, bardzo trzeba :). Wszystkim nam chyba zależy na budowaniu społeczeństwa, ktore więcej wie o świecie, różnych zjawiskach, sobie samych.
Przykład Finlandii, w ktorej wyrosła Nokia - technologia wskazuje na to, że warto budować na edukacji. Chyba nie zgodziłabym się też z autorem z cytatu Louriego, że większą barierę wejścia ma technologia i nauki ścisłe (chyba, że mówimy już o produkcji), humanistyka też ma swoją barierę wejścia - system edukacji i czas, ktory musi minąć, aby systematyczne wspieranie i mądre programy zaowocowały zwiększonym czytelnictwem i chęcią uczenia się i znajdowaniem przyjemności w czytaniu, dowiadywania się - bawieniu się wiedzą.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 08.12.2016 18:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 118. Życie n... | Marylek
O, a co z tą Historia pszczół: Powieść (Lunde Maja) ? Strasznie słabo - a ja akurat dzisiaj w końcu wypożyczyłem z bbteki. Nie rokuje Twoja ocena dobrze...
Użytkownik: Marylek 08.12.2016 18:22 napisał(a):
Odpowiedź na: O, a co z tą Historia psz... | LouriOpiekun BiblioNETki
Właśnie napisałam w czytatce - patrz wyżej. Rozdmuchana jest. Poza tym, taka letnia - nie porusza w ogóle. Związek między trzema historiami, które są osią akcji - luźny bardzo. Niby miał taki być, ale to jest spajane na siłę. Mógłby taki temat nieść niesamowite przesłanie pro-ekologiczne, duże wrażenia na przykład zrobiła na mnie Gdzie dawniej śpiewał ptak (Wilhelm Kate), prostu język, a przesłanie ważkie i mądre. A "Historię pszczół" dziś skoczyłam, a jutro zapomnę. Chociaż jestem bardzo pro-eko!

Przeczytaj, ciekawam Twojej opinii. To się czyta błyskawicznie - taka wydmuszka.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 08.12.2016 18:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie napisałam w czyta... | Marylek
No to zobaczymy - ja jestem "eko-sceptykiem", przynajmniej jeśli chodzi o organizacje "ekologiczne" - jakkolwiek jestem mocno wyczulony na kwestie RZECZYWISTE, czyli np. właśnie sprawa pszczół. Parę takich rozdmuchanych książek znam - no ale jednak chcę się przekonać. A czytałaś Życie pszczół (Maeterlinck Maurice (Maeterlinck Maurycy)) ? ;)
Użytkownik: Marylek 08.12.2016 18:40 napisał(a):
Odpowiedź na: No to zobaczymy - ja jest... | LouriOpiekun BiblioNETki
Nie czytałam. A warto?
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 08.12.2016 18:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie czytałam. A warto? | Marylek
Ja wziąłem jako jedną z "arcydzieł literatury światowej", ale w połowie mnie znudziło... Ale wiele osób jest zachwyconych.
Użytkownik: Marylek 08.12.2016 19:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja wziąłem jako jedną z "... | LouriOpiekun BiblioNETki
De gustibus... i tak dalej ;)

Ciekawam, czy Ci się pani Lunde spodoba.

Wiesz, ze mają film kręcić na podstawie Krąg (Eggers Dave)?
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 08.12.2016 20:09 napisał(a):
Odpowiedź na: De gustibus... i tak dale... | Marylek
Mało-m filmowy, ale ciekawa informacja - dzięki. Mam nadzieję, że nie wypaczą jej wymowy - bo jest trochę antysystemowa...
Użytkownik: Marylek 08.12.2016 18:24 napisał(a):
Odpowiedź na: O, a co z tą Historia psz... | LouriOpiekun BiblioNETki
Tak w ogóle, trochę wstyd powiedzieć, przeczytałam ostrożnie i delikatnie, bo książkę kupiłam na prezent. I teraz się cieszę, że nie dla siebie! ;)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 14.12.2016 09:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 118. Życie n... | Marylek
Widzę, że czytujesz ostatnio rzeczy z mojego schowka ;)

A propos Poczucie kresu (Barnes Julian (pseud. Kavanagh Dan)) - wrzuciłem sobie do przeczytania po reklamie w tekście http://www.rp.pl/Plus-Minus/305129908-Arcydziela-literackie-sztucznie-nadmuchane.html o treści:

"Barnes konstruował powieść z takim kunsztem, że 160 stron wystarczyło mu na stworzenie jednej z najlepszych – jak do tej pory – książek XXI wieku, w której, inaczej niż u Groff, nie ma żadnego zadęcia ani choćby jednego zbędnego zdania"

Rozumiem, że Twoje odczucia są inne?

[na marginesie: powyższy to mój post nr 3000 na BNetce :D]
Użytkownik: Marylek 14.12.2016 18:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzę, że czytujesz ostat... | LouriOpiekun BiblioNETki
Jedna z najlepszych – jak do tej pory – książek XXI wieku? Gruba przesad, doprawdy.

Książka jest dobrze napisana, to język, który z przyjemnością się czyta. Czy "skonstruowana z kunsztem"? Nie wiem. Ale przyczepić się nie ma do czego. Natomiast nie ma w niej absolutnie nic odkrywczego. Nic. Bohater jest całkowicie przeciętny, niby czegoś tam się uczy w życiu, niby widzi, z perspektywy lat, jakimi on i jego przyjaciele z liceum byli nadętymi, pełnymi patosu i nietolerancji nastolatkami. I co z tego? Wszystkie nastolatki są takie. W wieku lat sześćdziesięciu nie jest już może nadęty, ale tak samo przekonany o własnej inteligencji, tak samo zapatrzony w siebie.

Książeczka (170 stron) dzieli się na dwie części: pierwsza - wspomnienia z młodości narratora - jest lepsza, bardziej dynamiczna, zawiera więcej obserwacji obyczajowych. Czytelnik czeka, co z tego wyniknie i jaki to ma wpływ na resztę życia bohatera. W drugiej części tempo narracji wyhamowuje, choć wciąż się czeka, że jednak coś się wydarzy, autor nieźle buduje atmosferę oczekiwania. I co? I nic.

Moim zdaniem to typowy zmarnowany potencjał, bo problem jest i jest ważki; jak udało się Barnesowi rozmyć go w tak niewielkiej liczbie słów? Może skoncentrował się na budowaniu ładnych zdań?

Dla mnie - rozczarowanie. Ta czwórka, to za styl i odrobinkę za sam problem.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: