1.
Czerwień rubinu (
Gier Kerstin)
Ocena: 4,00.
Sięgnęłam po książkę zachęcona entuzjastycznymi recenzjami w internecie. Lubię przygotówki z elementami fantasy dla młodzieży, więc skoro miało być ciekawie i miło, nie wahałam się przed wypożyczeniem. No i w sumie było i ciekawie i miło, ale do entuzjastycznej opinii mi daleko.
Plusem jest koncepcja fabuły - wciągająca, intrygująca akcja, ciekawie zakreślona główna zagadka, czyta się przysłowiowym jednym tchem.
Minusy są dwa, niestety spore. Pierwszy to bardzo słaby poziom językowy. Nie wiem czy to wina autorki czy tłumaczenia, ale zdania prościutkie i króciutkie, zasób słów ograniczony, zestaw parunastu zwrotów językowych powtarzanych w kółko. Zbyt prosto i zbyt ubogo.
Drugi minus, to spore nieprawdopodobieństwo świata przedstawionego. I nie ma znaczenia że to fantasy. Główna bohaterka żyje (niby) w realnym świecie, a jej zachowania z prawdopodobieństwem fizycznym i psychologicznym wspólnego mają mało. Zachowania innych bohaterów zresztą też.
Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Tego typu sytuacje pojawiały się notorycznie i sprawiały że ciężko było się wczuć w bohaterów i zaangażować emocjonalnie w narrację.
Mimo tego, kolejną część na pewno przeczytam, bo jestem ciekawa jaki pomysł ma autorka na rozwiązanie porozpoczynanych wątków.
2.
Ja, Mona Liza (
Kalogridis Jeanne)
Ocena: 5,5
Rewelacyjności tej powieści nie zapowiadało nic: ani kiczowata okładka, ani banalny tytuł, ani kojarzone z romansidłami wydawnictwo.
Tymczasem za tym wszystkim kryje się wciągająca fabuła, inteligentnie i drobiazgowo skonstruowana intryga, wiarygodne konstrukcje psychologiczne bohaterów, malowniczo nakreślone realia epoki i świetny warsztat pisarski. Autorce udało się przenieść mnie do renesansowej Florencji, zatopić w przeżyciach młodej Lizy i sprawić że razem z nią śmiałam się i płakałam. Na obraz Leonarda da Vinci już nigdy nie spojrzę tak samo jak dawniej. Absolutnie polecam.
3.
Błękit szafiru (
Gier Kerstin)
Ocena: 3,0
Drugi tom "Trylogii Czasu". Książka paradoksalna: czyta się ją bardzo dobrze, jest autentycznie wciągająca i przykuwająca uwagę. A jednocześnie jej mierność aż bije z każdej strony. W fabule dużo się nie dzieje. Akcja za bardzo do przodu nie poszła, żadna konkretna zagadka się nie rozwiązała. Więcej miejsca poświęcone jest westchnieniom do Gideona i opisom balowych kreacji niż rozwiązywaniu tajemnic przenoszenia się w czasie.
To co irytowało mnie w pierwszej części, czyli baardzo prosty (żeby nie powiedzieć prostacki) język, irytuje nadal. Tak samo wydarzenia, które toczą się nieracjonalnie szybko (nie rozumiem po co wciskać całą akcję w trzy dni, spokojnie można by rozłożyć ją na trzy tygodnie, zyskała by w ten sposób mnóstwo na wiarygodności).
Do kolekcji irytacji doszła główna bohaterka. O ile w pierwszej części jej nierozgarnięcie można było tłumaczyć okolicznościami, o tyle tutaj wymówki nie ma. Gwen jest w moim odbiorze po prostu głupiutką i bezmyślną ignorantką, która nie jest w stanie nauczyć się najprostszych czynności i zapamiętać najbardziej podstawowych faktów. A żeby było zabawniej, autorka stara się pokazać że bohaterka jest taka fajna i zabawna, a wszyscy którzy oczekują od niej używania w życiu mózgu to zarozumiałe sztywniaki. Trochę mnie to mierzi, biorąc pod uwagę że to książka dla nastolatek, które otrzymują w niej przekaz: nie musisz nic wiedzieć ani niczym się przejmować, i tak wszystko ci się uda, uratujesz świat, a zdolny i inteligentny przystojniak oszaleje z miłości do ciebie. Problem polega na tym, że takie rzeczy dzieją się tylko w powieściach dla nastolatek, a nie w realnym świecie. Ale nic to. Czas sięgnąć po ostatni tom.
4.
Zieleń szmaragdu (
Gier Kerstin)
Ocena: 3,5
Zacznę od tego, że kompletnie nie rozumiem po co nazywać szumnie trylogią i rozwlekać na trzy tomy coś, co doskonale zmieściłoby się w jednym, przy odpowiednim edytorstwie i usunięciu z tekstu powtórzeń. No dobra, wiem, dla kasy. Ale i tak mnie to mierzi.
Co do książki: ciut lepsza od drugiej części, bo jako że finałowa, musiały się w niej rozwiązać wszystkie wątki, co dodało dynamizmu. Nie wszystkie mnie zaskoczyły, części się domyślałam, a te których się nie domyślałam mogły być przedstawione z większym dramatyzmem... No ale. Plus za to że wszystko zostało zgrabnie zamknięte i nie było tego drażniącego wrażenia że to, to i tamto pozostaje bez odpowiedzi. Drugi plus za Xemeriusa, który dodawał całości lekkości i humoru. Gwen jak była bezmyślną mimozą tak jest i tutaj. Już pod koniec bardziej mnie bawiło niż wkurzało, że wszyscy dookoła niej rozwiązują zagadki i wymyślają plany (których ona jest kluczowym elementem!), a ona zajmuje się wzdychaniem do swojego lubego. Jej życie wciąż jest idealne, wszyscy ją kochają, bla bla.
Podsumowując całą serię, uważam że sam pomysł na fabułę był bardzo dobry. Tylko ktoś powinien to wziąć i raz jeszcze porządnie napisać. I zamienić Gwen miejscem z Leslie. Mnie pozostaje w tym względzie wyobraźnia.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.