Dodany: 15.12.2015 09:07|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Książka: Najkrótsza historia literatury polskiej
Tomkowski Jan

1 osoba poleca ten tekst.

Nie zawsze najkrócej znaczy najlepiej



Recenzent: Dorota Tukaj


Mamy takie czasy, jakie mamy: większość ludzi czyta mało lub wcale, a nawet spośród tych, którzy czytają więcej spora część ominęła lub, mówiąc trywialnie, „przeleciała po łebkach” wpajaną z zapałem przez polonistów podstawę programową z zakresu literatury polskiej. Bo klasyka straszyła nieznanymi słowami, bo nauczyciel, zamiast zachęcić, robił kartkówki ze znajomości najdrobniejszych szczegółów powieści albo dręczył rozbiorem gramatycznym wierszy, bo zamiast czytać lekturę, można było obejrzeć ekranizację… Gdyby zaś jakiś obcokrajowiec-pasjonat poprosił o polecenie paru polskich poetów piszących podobnie do … (tu nazwisko) czy też kilku okazów prozy określonego gatunku, niejeden Polak z wykształceniem średnim lub wyższym poczułby się zapędzony w kozi róg. A gdzie mógłby szybko i bez większego trudu uzupełnić wiadomości, które mu umknęły za czasów licealnych? Mamy co prawda parę dobrych podręczników historii literatury rodzimej, większości z nich jednak nie znajdziemy już w księgarniach, ale gdybyśmy je nawet upolowali w antykwariacie, czekałoby nas przegryzienie się przez 600 czy 800 gęsto zapisanych stronic dużego formatu. Idealnym rozwiązaniem byłoby syntetyczne opracowanie dające ogólne pojęcie o tym, co w poszczególnych epokach literackich w metaforycznej trawie piszczało, napisane językiem stosunkowo przystępnym.

I oto jak na zamówienie pojawia się coś, co wydaje się spełniać te kryteria: „Najkrótsza historia literatury polskiej” Tomkowskiego. Nazwisko nieobce tym, co są z książką za pan brat: to przecież on jest autorem jednej z najwspanialszych apoteoz czytania – „Zamieszkać w Bibliotece”, a prócz niej wielu innych zbiorów esejów z literaturą w tle czy też, również dość zwięzłych, lecz jednak nieco obszerniejszych, „Dziejów literatury polskiej” i „Dziejów literatury powszechnej”. Podobnie jak w przedostatniej z tych pozycji, w swoim najnowszym opracowaniu Tomkowski zrezygnował z tradycyjnego podziału na epoki literackie, zamiast tego przyjmując prostszy podział historyczny: w jednym rozdziale cała literatura staropolska, w trzech następnych wiek XVIII, XIX i XX. Piąty (świetny zresztą, utrzymany w konwencji eseistycznej) rozdział mówi o możliwej przyszłości literatury, po nim zaś następuje kalendarium (rozpoczyna je data chrztu Polski, trudna do związania z literaturą jako taką, lecz uwzględniona tu z uwagi na „symboliczny początek związków kultury polskiej ze światem zachodnim”[1], a kończy rok 2010, w którym „ukazują się dwie nowe, szeroko dyskutowane książki Jarosława Marka Rymkiewicza, »Wiersze polityczne« oraz »Samuel Zborowski«”[2]), bibliografia i indeks nazwisk. Samego tekstu, jeśli nie liczyć kalendarium o objętości połowy przedostatniego rozdziału, są ledwie 163 strony; biorąc pod uwagę narastającą niemal w postępie geometrycznym liczbę twórców i dzieł – do czego w ogromnej mierze przyczyniły się i wzrost piśmienności społeczeństwa, i łatwiejszy z czasem dostęp do druku – można by się spodziewać, że przedostatni rozdział będzie ze cztery razy obszerniejszy niż każdy poprzedni; i tu następuje pewne zaskoczenie, gdyż jest on nawet odrobinę szczuplejszy od tego poświęconego wiekowi XIX.

Jak się udało autorowi zmieścić na pięćdziesięciu stronach omówienie kilku epok/okresów literackich bardziej niż we wcześniejszych wiekach obfitujących w postacie i wydarzenia warte wzmianki? Jednym z umożliwiających ten niezwykły wyczyn manewrów było przesunięcie granicy pomiędzy literaturą XIX- i XX-wieczną na rok zakończenia I wojny światowej, a drugim… no, cóż, musiało się to odbyć jakimś kosztem… Nie zaskoczy nas więc praktyczna nieobecność tego, co umownie nazywamy literaturą popularną: fantastykę reprezentuje jeden jedyny Stanisław Lem (bo wymienionego tylko z nazwiska, bez nadmienienia choćby jednym słowem o rodzaju jego twórczości, Andrzeja Sapkowskiego trudno liczyć), a o tak zwanej prozie kobiecej czy literaturze podróżniczej nawet nie myślmy. Cała literatura faktu z doskonałą polską szkołą reportażu zmieściła się na stroniczce z kawałkiem, zająwszy ledwo o jeden akapit więcej, niż – będący przecież również swego rodzaju literaturą faktu – „Opis obyczajów…” Kitowicza (a skoro tak mało miejsca na nią zostało, czy nie lepiej było dorzucić jedno, dwa nazwiska, niż uzupełniać fragment dotyczący Ryszarda Kapuścińskiego o takie zdanie: „Natomiast sam autor już po śmierci stał się postacią nieco dwuznaczną ze względu na podejrzenia o współpracę z wywiadem komunistycznym”[3]???). Ale i w omówieniach dwudziestowiecznej beletrystyki tudzież poezji widać znaczne dysproporcje. Jest Ernest Bryll, którego „wiersze zamienione w piosenki śpiewała przed laty cała Polska”[4], nie ma Jacka Kaczmarskiego, Agnieszki Osieckiej ani Jonasza Kofty, o których da się – i należy! – powiedzieć to samo. Jednym krótkim zdaniem podsumowana została twórczość Haliny Poświatowskiej i Stanisława Barańczaka, brak choćby słowa o Annie Świrszczyńskiej, Andrzeju Bursie, Małgorzacie Hillar, Janie Zychu. Za to opis dokonań twórczych Jarosława Marka Rymkiewicza zajmuje trochę więcej niż stronę. Gdzieś przepadła Stanisława Fleszarowa-Muskat, być może potraktowana przez autora jako przedstawicielka literatury „obliczonej na gust masowego czytelnika”[5], nie zasłużyli też na jego uwagę Jalu Kurek, Antoni Gołubiew, Karol Bunsch, Kornel Filipowicz, Jerzy Krzysztoń, Andrzej Szczypiorski. Z prozaików żyjących – Wiesław Myśliwski został wymieniony jedynie w kalendarium, Edward Redliński wcale, a twórczość trojga innych, jeśli nawet nie gremialnie uwielbianych, to jednak bez wątpienia bardzo znanych i wybijających się nad przeciętność, streszcza Tomkowski tak: „Felietonowy Jerzy Pilch (ur. 1952), wtórna zazwyczaj w swoich pomysłach Olga Tokarczuk (ur. 1962) czy Andrzej Stasiuk (ur. 1960), którego »Mury Hebronu« zapowiadały jednak prozaika większego formatu, to autorzy wprawdzie odmienni, ale mimo wszystko jakoś do siebie podobni. Ich książki są doskonale promowane, wszechobecne w mediach i systematycznie obsypywane rozmaitymi wyróżnieniami. A jednak nie zmieniają one biegu literatury polskiej, nie wpływają na obyczaje ani na mentalność społeczeństwa”[6]. Zdaje się, że trochę za wcześnie na taki wniosek, ale jeśliby nawet był on w pełni trafny, to czy zmieniła bieg literatury twórczość Piotra Wojciechowskiego albo Józefa Mackiewicza? Też przecież nie, a jednak autor poświęcił pierwszemu z nich dziesięciowersowy akapit, drugiemu aż 2/3 strony…

Czytelnik, który dotąd nie miał dostatecznej orientacji w zakresie rodzimej literatury, zyska więc stosunkowo dobre pojęcie o wcześniejszych etapach jej rozwoju, może natomiast doznać niejakiego zagmatwania wyobrażeń, jeśli chodzi o drugą połowę wieku XX i początek obecnego.

I nie jest to jedyny mankament mogący zmniejszyć poziom satysfakcji związanej z lekturą. Wydawca, zachęcający do niej słowami: „znajomość historii literatury polskiej (…) to obowiązek każdego myślącego Polaka”[7], najwyraźniej przeoczył fakt, że obowiązkiem każdego szanującego się wydawnictwa, publikującego coś więcej niż jednorazowe czytadła, jest zadbanie o perfekcyjną korektę. Nie trzeba było przecież wiele wysiłku, by tu i ówdzie cofnąć frazę, która „uciekła” niżej, zostawiając kawałek pustego wersu, polikwidować myślniki w środku nieprzenoszonych wyrazów (np. „w sta-nie”[8], „je-szcze”[9] itd.), starannie posprawdzać, czy numery stron podane w indeksie odpowiadają stanowi rzeczywistemu (przynajmniej jeden, przy nazwisku Wiesława Myśliwskiego, na pewno nie). Licealiście pragnącemu wykorzystać „Najkrótszą historię literatury polskiej” jako materiał do przedmaturalnej powtórki pewnie to wadzić nie będzie, ale już na przykład czytelnika, który po nią sięgnął raczej by delektować się płynnym stylem i erudycją autora, niż z potrzeby uzupełnienia braków wiedzy, może nieco denerwować.

Trochę lepiej spełniłaby ona chyba swe zadanie, gdyby więcej czasu spędziła na biurku korektora i… samego autora. Oczywiście, literaturoznawcy też mają swoje sympatie i antypatie, niekoniecznie pokrywające się z sympatiami i antypatiami czytelników. Jednak chyba nikt nie miałby Tomkowskiemu za złe, gdyby nieco więcej miejsca poświęcił autorom, których sam nie lubi i nie ceni, ale którzy bezsprzecznie istnieją/istnieli w polskiej rzeczywistości literackiej ostatniego półwiecza, i gdyby mimo wszystko – choćby skrótowo – uwzględnił w opracowaniu literaturę popularną. Wszakże „Legenda o świętym Aleksym” czy „O zachowaniu się przy stole” też kiedyś bywały czytane przez wszystkich, co czytać umieli, a choć rewolucji w literaturze nie zrobiły – do historii przeszły…


---
[1] Jan Tomkowski, „Najkrótsza historia literatury polskiej”, wyd. 2 Kolory, 2015, s. 176.
[2] Tamże, s. 200.
[3] Tamże, s. 162.
[4] Tamże, s. 149.
[5] Tamże, s. 158.
[6] Tamże, s. 158-159.
[7] Tamże; tekst z okładki.
[8] Tamże, s. 37.
[9]Tamże, s. 87.




Autor: Jan Tomkowski
Tytuł: Najkrótsza historia literatury polskiej
Wydawnictwo: 2 Kolory, 2015
Liczba stron: 224

Ocena: 3,5/6


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 840
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: