Dodany: 14.12.2015 20:50|Autor: misiak297

Książka: Obiad w restauracji dla samotnych
Tyler Anne

1 osoba poleca ten tekst.

Z rodziną przy stole


Spójrzmy na tę scenę. Pearl Tull samotnie wychowuje troje dzieci – Cody'ego, Jenny i Ezrę. Całą czwórkę widzimy podczas jednej z awantur, do jakich stale dochodzi w tej rodzinie:

"– Ładna rodzinka! A byliśmy ze sobą tak blisko! Wstydzisz się mamy, Jennny? No powiedz, wstydzisz się matki?
Opadła dumnie na krzesło, odegrawszy swoją rolę z wielką ekspresją i sięgnęła chochelką do garnuszka z groszkiem. Po twarzy Jenny płynęły łzy, ale usta miała zaciśnięte. Pearl poczuła, że trochę przeholowała. (...)
Pearl cisnęła [Cody'emu] zawartością chochli w twarz.
– Ty wyrodku! – Podniosła się i wyrżnęła go w policzek. – Ty łajdaku, ty podły łajdaku! – Złapała Jenny za kucyk i szarpnęła tak, że ta aż przysiadła.
– Ty tępy klocu! – przypomniała sobie o Ezrze i natychmiast groszek wylądował na jego głowie. Faska wytrzymała, ale groszek rozsypał się po całej kuchni. Ezra skulił się i zasłonił ręką.
– Pasożyty! Kiedyś zdechniecie i wreszcie będę miała święty spokój. Ach, jakbym chciała zobaczyć was pewnego dnia w łóżkach martwych!"[1].

"Jenny wiedziała, że pod maminą maską kryje się niebezpieczna osoba, kipiąca gniewem, nieprzewidywalna furiatka. (...) Każde z ich trójki poznało na twarzy ukąszenia jej dłoni i smak krwi spływającej z warg, rozciętych przypadkowym muśnięciem osadzonej w zaręczynowym pierścionku perły. Jenny pamiętała, jak matka spuściła kiedyś Cody'ego ze schodów. Jak Ezra krył się przed jej uderzeniami. Ona też nieraz leciała na ścianę. Słyszała, że jest »żmiją«, »karaluchem«, »wycieruchem spod latarni«"[2].

Co myślicie? Matka-jędza, matka-wiedźma? Okrutna, straszna kobieta? Tylko współczuć Cody'emu, Jenny i Ezrze! Pearl sama zdaje sobie sprawę, że nie jest najlepszą matką. Ale jej rola nie przedstawia się tak prosto:

"To jasne, była jędzowatą matką. Zawsze spięta, zawsze zagoniona, znikąd pomocy. Od kiedy odszedł Beck, trzeba było kalkulować, jak spłacić raty, jak związać koniec z końcem, jak oszczędzić na trzy pary nowych butów dla tych rosnących jak na drożdżach łazęgów. W końcu to ona wzywała lekarza o trzeciej w nocy, gdy Jenny miała zapalenie ślepej kiszki. To ona schodziła na parter z duszą na ramieniu i kijem baseballowym w garści, gdy ktoś dobierał się do drzwi. To ona dokładała rano do pieca, to ona spuściła manto postrachowi podwórka, który przylał Ezrze, ona ugasiła na dachu Simmonsów tlące się w kominie sadze. A gdy Cody wrócił pijany z jakichś urodzin, na kogo wszystko spadło? Oczywiście na Pearl Tull, której trunkowe doświadczenia ograniczały się do lampki wina w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia. A jednak posadziła wtedy Cody'ego przy kuchennym stole, spojrzała mu w oczy i... no i zupełnie nie wiedziała, co mu powiedzieć"[3].

Od czego zaczął się rozpad rodziny Tullów? Od odejścia Becka po kilkunastu latach małżeństwa? Ale przecież coś go do tego doprowadziło. A może on i Pearl nie powinni byli w ogóle stawać na ślubnym kobiercu? A jeśli już zostali mężem i żoną, może nie powinni byli mieć potomstwa? Dwoje młodszych – Jenny i Ezrę – zaplanowali przecież jako dzieci "zapasowe" na wypadek śmierci pierworodnego Cody'ego. Jednak po wydaniu ich na świat Pearl ogarnęły wątpliwości: "Teraz zamiast lękać się o jedynaka, miała na głowie trójkę. W sumie jednak był to dobry pomysł. Zapasowe dzieci niczym zapasowe koło w samochodzie lub fildekosowe pończochy, które dołączali gratis do każdej zakupionej pary"[4].

Tworzyli rodzinę; on odszedł, ona musiała wychować dzieci sama. Bywała wyczerpana, zmęczona, porywcza, bywała też troskliwa, kochająca i szczera w swojej miłości. Cody wyrósł na człowieka niepewnego, pełnego kompleksów, trochę agresywnego. Zamożność miała mu zapewnić poczucie bezpieczeństwa, ale w głębi duszy pozostał chłopcem, który chce stanąć twarzą w twarz z ojcem i powiedzieć w złości i rozpaczy: "Patrz, ile osiągnąłem bez twojej pomocy. Co złego ci powiedziałem? Co złego zrobiłem? A może czegoś nie zrobiłem? Dlaczego wyniosłeś się z domu?"[5]. Dorosła Jenny wiązała się z mężczyznami, którzy nie potrafili dać jej szczęścia. Z kolei faworyzowany Ezra, który "Szedł przez życie roztargniony, zamyślony, jakby mozolił się z zadaniem z matmy i lepiej było nie wyrywać go z tego transu, nim znajdzie prawidłowe rozwiązanie. Tylko że nigdy nie znajdował"[6], cały czas gorączkowo dążył do tego, aby wszyscy byli zadowoleni, a rodzina pozostawała scalona. Marzył, że jego najbliżsi zasiądą przy stole i zjedzą razem posiłek w miłej atmosferze.

W "Obiedzie w restauracji dla samotnych" śledzimy życie Tullów na różnych jego etapach. Anne Tyler w niewielkich, wymownych obrazkach pokazuje, że sytuacja nie jest jednoznaczna. Pearl w jednej scenie wyzywa swoje dzieci (jest duszno, chciałoby się uciec), w innej – gra z nimi w monopol i wszyscy świetnie się bawią, czuje się ich szczęście. W pewnym okresie wszyscy są blisko ze sobą, aby potem oddalić się tak bardzo, jak tylko się da. Amerykańska autorka stworzyła złożony portret rodziny – czytelnik może się zagubić w swoich sympatiach i antypatiach dla bohaterów. Takie zagubienie odczuwają również Pearl, Cody, Ezra i Jenny. Bardzo to prawdziwe, bardzo mocne. Trudno jednoznacznie ocenić Tullów – i Tyler, i czytelnikowi. Pearl nieobce jest zarówno szczęście, jak i cierpienie. Krzywdzi swoje dzieci, ale również je kocha. Być może dlatego nie rozumie, dlaczego one traktują ją z dystansem. Powie synowi:

"Trzy razy byłam w błogosławionym stanie i budząc się każdego ranka, odliczałam, ile jeszcze miesięcy do tego wielkiego dnia, osiem, siedem... Promieniałam. To szczęście i te plany, które mnie radowały. A gdy byliście mali, to ja byłam centrum waszego świata! Byłam dla was wszystkim. Mamusia to, mamusia tamto, gdzie jest mamusia? Czemu nie ma mamusi. To nie jest w porządku, Cody. To naprawdę nie jest w porządku. Teraz zestarzałam się i snuję się na uboczu niczym ktoś obcy. To boli, Cody. Ale nie mów o tym nikomu, dobrze?"[7].

Siłę tej powieści stanowią właśnie niejednoznaczność i realizm w obrazowaniu skomplikowanych relacji międzyludzkich. "Obiad w restauracji dla samotnych" jest świetną książką dla tych, którzy cenią sobie głęboką psychologicznie, mocną literaturę. Zajrzyjcie za drzwi domu Tullów. To może nie być przyjemna wizyta, ale na pewno da Wam do myślenia.


---
[1] Anne Tyler, "Obiad w restauracji dla samotnych", tłum. Andrzej Keyka, wyd. Świat Książki, 2015, s. 59.
[2] Tamże, s. 78.
[3] Tamże, s. 23.
[4] Tamże, s. 6.
[5] Tamże, s. 53.
[6] Tamże, s. 75.
[7] Tamże, s. 156.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 625
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: