Dodany: 01.01.2010 17:28|Autor: A.Grimm

Bunt wciąż żywy


Tekst zawiera informacje dotyczące treści niektórych utworów zawartych w zbiorze.


Zapoznałem się w ostatnich dniach ze sfatygowanym pierwszym tomem "Utworów wybranych" Marka Hłaski, a więc z jego opowiadaniami. Nie ze wszystkimi, bo lekturę niektórych uniemożliwiły mi brakujące strony. W związku z owym sfatygowaniem, które - co tu dużo mówić - rzuciło mi się w oczy już przy pierwszym, wzrokowym jeszcze, kontakcie z tą książką doszedłem do wniosku, że musi się ona cieszyć sporą popularnością. Rocznik 1985 nie wydaje mi się prehistorią, a zużycie dzieł z tego okresu wiązałem raczej z klasykami polskiej literatury rzędu "Lalki" czy "Pana Tadeusza". A tu proszę: tom I "Utworów wybranych" Marka Hłaski ledwo zipie. A piszę o tym, bo utkwiło mi w pamięci określenie użyte przez jednego z użytkowników Biblionetki: "urokliwe ramoty". Nie chcę przez to powiedzieć, że impulsem do zapoznania się z twórczością naszego Deana (pozwolę sobie wygodnie iść za legendą i etykietkami) był powyższy epitet, niemniej poczułem się nim zaintrygowany. Teraz, już po przeczytaniu kilkunastu opowiadań, mogę z czystym sumieniem zaoponować. Co jak co, ale nie można powiedzieć, że dzieła autora "Pięknych dwudziestoletnich" doznały starczego uwiądu. Tzn. można tak powiedzieć, ale będzie to stwierdzenie niesłuszne.

Zadawałem sobie pytanie, co może być powodem takiego zarzutu (bo chyba taką rangę możemy nadać temu określeniu), ale nie doszedłem do jakichś zadowalających wniosków. Prawdopodobnie wiązało się to z pewną opozycyjnością autora względem realiów Polski Ludowej. Tyle tylko, że bunt Hłaski jest skierowany przeciw zjawiskom ogólnym, które, owszem, były częścią socjalistycznej rzeczywistości, ale równie dobrze można by je umiejscowić i gdzie indziej. W jego buncie nie było nic prowincjonalnego, właściwego określonej epoce. Był to bunt o wymiarze ogólnoludzkim, tym ważniejszy, że zawierały się w nim pytania o najważniejsze ideały. No, chyba że nie warto już o nie pytać. Może dzisiaj nie ma już miejsca dla buntowników? Ale to by oznaczało akceptację status quo. A stanie w miejscu prędzej czy później będzie prowadzić do regresu, a nie rozwoju.

Ideały w utworach Hłaski najczęściej ulegają zderzeniu z brutalną rzeczywistością. Ten konfrontacyjny element szczególnie zwrócił moją uwagę. Już w "Bazie Sokołowskiej", dziełku napisanym przez kilkunastoletniego zaledwie chłopaka pojawia się słowo: walka. Treścią życia staje się walka. Młody człowiek, Michał Kosewski podejmuje zawód kierowcy i na początku kompletnie sobie nie radzi, co staje się powodem licznych drwin i szykan ze strony jego kolegów. Życzliwi są mu tylko Stefan Kamiński i Szymaniak. Ten pierwszy stanie się dla Michała kimś w rodzaju mentora i opiekuna, pomimo niewielkiej różnicy wieku (Stefan jest tylko o trzy lata starszy). Kamiński w jednej z rozmów będzie starał się wytłumaczyć młodszemu koledze, w czym tkwi jego problem: "Ty sam musisz w siebie uwierzyć, sam próbować, nie oglądać się ciągle na innych. A że trzeba czasami zacisnąć zęby, no, to takie już jest życie. Samo nic nie przychodzi, wszystko trzeba zdobywać"[1] i dalej jeszcze pyta retorycznie: "Czy ty tego nie rozumiesz, że przecież życie bez jakiejś walki o coś, dla kogoś, dla innych, to tylko erzac, jakaś pusta forma..."[2]. "Baza Sokołowska" łączy się z kolejnymi utworami w tym sensie, że stanowi niejako wprowadzenie do całego tomu. Oczywiście wiąże się to z chronologią, ale faktem jest też, że Hłasko ewoluował później w stronę większego pesymizmu. W tym pierwszym utworze daje jeszcze odpowiedzi na postawione pytania, wydaje się, że ma jasną receptę na życie i że jest nią walka. Jak pokazują kolejne dzieła, było to raczej szamotanie się człowieka pomiędzy ideałem a rzeczywistością. Nie znajdziemy później tak pozytywnych rozwiązań jak w "Bazie...", a przynajmniej ja nie znalazłem ich w żadnym z przeczytanych później opowiadań.

Rzeczywistość zawsze daje o sobie znać i niszczy wyobrażenia o wartościach takich, jak: miłość, radość, szczęście. W "Odlatujemy w niebo" poznajemy Tadeusza, który zakochał się w żonie kolegi, Zawadzkiego. Żona wyjawia sekret mężowi, ale ten nie ma żalu do konkurenta, bardziej interesuje go, jak Tadeusz zapewni byt ukochanej i jej dziecku. Odziera jego miłość z wszelakiej wzniosłości i piękna, ukazując, że tak jak wszystkim, i nią rządzą sprawy dnia codziennego. Powodem rozstań, kłótni, problemów stają się banały. Tadeusza przeraża ta wizja. "I teraz dopiero jasno zrozumiał, że jego miłość, jego pragnienia i najświętsze słowa przepadają nie przez zdradę, rozłąkę, czy śmierć, lecz przez te wszystkie małe uprzykrzone i nędzne sprawy, o których mówił tamten człowiek"[3]. Możemy uśmiechać się lekko z naiwności Tadeusza, który potrzebował słów kolegi do zrozumienia tych rzeczy, bądź też przyjąć, że była to wpadka Hłaski, który słabo umotywował przemianę w myśleniu bohatera. Ważniejszy jest jednak w tym miejscu sam fakt owego rozbicia się ideałów o rzeczywistość. W nieco innej formie ta konfrontacja została ukazana w opowiadaniu "Pierwszy krok w chmurach". Grupka obserwatorów życia (sami prowadzą jałową, pełną nudy i pustki egzystencję), a więc ludzi, którymi Hłasko szczególnie się brzydził, udaje się na działki, aby popatrzeć z ukrycia na młodą parę uprawiającą seks. Trójce ramoli nie wystarcza samo patrzenie, toteż stają przed młodymi, wyzywają dziewczynę od najgorszych, a następnie jeden z nich zapoznaje twarz chłopaka ze swoim kolanem. Gienek, Maliszewski i Heniek mają świadomość, że zburzyli młodym "pierwszy krok w chmury" i że prawdopodobnie zniszczyli tym aktem rodzącą się miłość. Po uświadomieniu sobie tego idą na piwo. I znowu rzeczywistość wydaje się odnosić praktyczne zwycięstwo. Podobną próbą poszukiwania ideału - w tym wypadku miłości i kobiety - były bez wątpienia liczne związki Hłaski. Ma to swoje odbicie w wielu utworach zaprezentowanych w tomie, np. w "Opowiem wam o Esther" różnica między realnym przedstawieniem kobiety a projekcją wyobrażeń narratora jest w tym opowiadaniu znacząca.

Hłasko przyznawał młodości większą siłę w walce o ideały. Bohaterowie jego utworów są w większości młodymi ludźmi, a jeśli już tworzył postaci nieco starsze, to zawsze z bagażem niewygodnych wspomnień z przeszłości, jak ma to miejsce w "Pętli" czy "Wielkim strachu". Ta niewygoda wiązała się z uświadomieniem sobie ich nieosiągalności. Nie mniej ważne było też jednak konfrontowanie ich w wyobraźni z teraźniejszością. Doprowadzić to mogło tylko do smutnych wniosków, iż głównym powodem zaprzepaszczenia owych ideałów wcale nie była ich nieosiągalność, ale przede wszystkim dobrowolne odrzucenie bądź też błędna ich interpretacja. Ale i młodzi pojawiali się w mało wdzięcznej roli hipokrytów, wyrafinowanych szantażystów o drobnomieszczańskiej mentalności. Najlepszym przykładem tego jest "Śliczna dziewczyna", utwór opierający się na kontrastach. Jeden z nich sugeruje nam już tytuł opowiadania. Jest to tradycyjne rozróżnienie między zewnętrzną urodą a potwornym wnętrzem. Chłopak z dziewczyną siedzą na ławce w parku i prowadzą ze sobą mało przyjemną rozmowę. Otóż ona spodziewa się dziecka i wyłudza od chłopaka pieniądze szantażując, że jeśli nie zapłaci, to wyjawi pewne mało korzystne dla niego sekrety z jego życia, on też ją szantażuje, w końcu jednak zgadza się płacić. W tym samym czasie poznajemy wypowiedzi mijających parę ludzi. Wszystkie są pełne zachwytu dla dziewczyny, jej młodości, szczęścia dwojga ludzi siedzących na ławce i ich radości. Przechodnie tęsknią do takiego życia, mieści się ono dla nich w sferze ideału. Ale jak dowiaduje się czytelnik, rzeczywistość jest inna. No właśnie, po raz kolejny Hłasko pokazuje, że wprowadzenie pewnych wartości w życie wydaje się rzeczą niemożliwą.

Skupiłem się w swoim tekście przede wszystkim na jednym aspekcie ukazanym przez Hłaskę w opowiadaniach, tym - wedle mojej opinii - wybijającym się ponad innym. Czuję się w obowiązku wyjaśnić przy tym jedną rzecz. Przytoczone przykłady utworów i krótkie spostrzeżenia mogą bowiem pozornie stać w niezgodzie z tym, co napisałem na wstępie. W końcu ideału praktycznie nie można wcielić w życie. Prawie zawsze kończy się to niepowodzeniem, brutalna rzeczywistość nie daje wznieść się w chmury. Nie oznacza to jednak, że Hłasko przystaje na jej akceptację. I tutaj jest miejsce dla formuły, którą wyraził w "Bazie Sokołowskiej", a którą można sprowadzić do stwierdzenia, że "treścią życia jest walka", walka o coś i za coś. Nawet jeśli tych ideałów nie da się osiągnąć i nawet jeśli walka bardziej będzie przypominać szamotanie się, to dążenie do nich staje się wyrazem człowieczeństwa, próbą odnalezienia jego istoty w szarym, jałowym świecie. I dlatego też wydaje mi się, że jego utwory mogą być czytane dzisiaj z nie mniejszym - a kto wie, może nawet z większym - powodzeniem niż kiedyś. Bunt Hłaski wciąż ma rację bytu.



---
[1] Marek Hłasko, "Utwory wybrane" T. I, wyd. Czytelnik, Warszawa 1985, s. 58.
[2] Ibid., s. 60.
[3] Ibid., s. 190.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2887
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: