Dodany: 16.12.2009 15:34|Autor: kocio
Ewolucja dla początkujących
Seria "Na ścieżkach nauki" - zwana potocznie "czarną serią" - to przykład wzorcowego prowadzenia całości i po raz kolejny muszę pogratulować redaktorowi lub redaktorom, którzy dobierają tytuły do wydania w tej serii. "Nasza wewnętrzna menażeria" to kolejny celny strzał wydawnictwa Prószyński i S-ka.
Książka Shubina jest fascynującą wyprawą w głąb ciała i ewolucji życia na Ziemi. Autor podąża dwoma równoległymi, uzupełniającymi się tropami. Pierwszy to badania skamieniałości, a drugi to badania DNA. Obie ścieżki wskazują na niezwykłą ciągłość przemian życia. Przywykliśmy już na dobre do myśli o jego ewolucyjnym rozwoju (choć do dziś nie ustały debaty kwestionujące słuszność teorii ewolucji), ale Shubina dlatego tak dobrze się czyta, że nie pisze o abstrakcjach, tylko o tym, jak te przemiany są zapisane w naszych ciałach. W takiej perspektywie śledzenie, jak wiele mamy wspólnego nawet z najbardziej pierwotnymi organizmami okazuje się przeżyciem niemal osobistym.
Trochę pod prąd czystej fascynacji idzie opisując niektóre "fuszerki" wynikające z tego procesu - na przykład męską skłonność do przepuklin wywodzi od... rekinów (czy też dokładniej - od naszego wspólnego przodka). To może nie tak wspaniałe, ale nawet nasze wady w tym świetle są zadziwiające i zrozumiałe. Shubin dowodzi, że to konsekwencje "przebudowy" ciała ryby w ciało człowieka, bo z natury rzeczy taka przeróbka bardziej przypomina improwizowane łatanie niż realizację dalekosiężnego zamysłu.
Zaciekawiło mnie zwłaszcza to, jak odległe funkcje mogą pełnić te same (z pochodzenia) organy - dla przykładu paznokcie, pióra i łuski wywodzą się z tego samego pnia ewolucyjnego, co można obserwować na zarodkach różnych gatunków. Wydawałoby się, że oko nie podlegało wielkim zmianom, a jednak warunki lądowe na tyle różnią się od wodnych, że ludzki narząd wzroku wyewoluował z czegoś, co u niektórych ryb jest jakimś narządem skórnym... Jeszcze ciekawsza jest historia ludzkiego ucha, w którym kostki słuchowe wywodzą się z dużo większych kości o zupełnie innym przeznaczeniu w ciele ryb.
Na koniec poza redakcją bardzo chciałbym pochwalić tłumacza, Marcina Ryszkiewicza, który "wewnętrzną rybę" z angielskiego tytułu zamienił samowolnie, ale bardziej trafnie na "wewnętrzną menażerię". Wprawdzie Shubin wyjątkowo dużo miejsca poświęca rybom i pewnie ma na ich punkcie bzika, ale pozostałe stworzenia także mocno odcisnęły się w naszym ciele i wspomina o nich w wielu miejscach książki.
To pozycja zdecydowanie lekkostrawna i treściwa zarazem. Polecam każdemu, kto nie trzyma się ściśle beletrystyki, a miłośnikom nauki szczególnie gorąco.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.