Dodany: 13.12.2009 12:50|Autor: Teofila

Nie wszystkie książki pisarzy-socjalistów to propaganda!


Na tę książkę trafiłam zupełnym przypadkiem – w bibliotece uniwersyteckiej, w dziale literatury francuskiej, tuż obok Balzaca (którego jestem wielką fanką) stało sporo książek niejakiego Aragona. Oczywiście od razu skojarzył mi się z Aragornem i nazwisko zapadło mi w pamięć. Po jakimś czasie, przeglądając literaturę francuską w bibliotece mojej nowej szkoły, obok Balzaca znów trafiłam na Aragona. Wybór książek obu pisarzy był zdecydowanie mniejszy, a ja postanowiłam przejrzeć dotępne dzieła Aragona. W oko wpadły mi właśnie „Piękne dzielnice”. Niestety nie było ani opisu książki na okładce, ani żadnego wstępu. Ale wydanie (z początku lat 50.) przypominało mi z wyglądu tak dobrze znanego Balzaca, a mam straszną słabość do dziewiętnastowiecznej literatury francuskiej, więc zdecydowałam się wziąć „Piękne dzielnice”.

Po powrocie do domu oczywiście rozpoczęłam poszukiwania w Internecie. To, co znalazłam, zdecydowanie mnie zawiodło – jak się okazało, „Piękne dzielnice” są powieścią o dwóch braciach, z których jeden w końcu poznaje jedyny prawdziwie poprawny światopogląd, jakim jest socjalizm. Zdecydowanie nie miałam ochoty na taką propagandę, toteż odłożyłam książkę na bok – wypożyczona na miesiąc, więc przypuszczałam, że tak sobie poleży, aż nadejdzie pora, by ją oddać do biblioteki.

Jednakże nadszedł weekend wyjazdu do domu, a że, jak powszechnie wiadomo, PKP nigdy się nie spieszy, czekało mnie prawie pięć godzin w pociągu. Trzeba było wziąć coś do czytania, ale jedyna książka o odpowiedniej długości to były właśnie „Piękne dzielnice”. Stwierdziłam, że lepsze to niż nic, i je spakowałam.

Zaczęłam czytać, i naprawdę się zdziwiłam. Na początku nie było żadnych większych wstawek na temat wspaniałości socjalizmu, może tylko troszkę – ale właściwie było to uzasadnione, bo poruszono temat strajków pracowniczych. Czytałam dalej.

Głównymi bohaterami książki są dwaj, z początku diametralnie różni, bracia: Edmund i Armand. Pierwszego wychowuje ojciec-ateista, chcący z syna zrobić lekarza, który przejmie jego praktykę w rodzinnym Serianne, a drugiego matka-dewotka, która chce, by Armand odkupił grzechy ojca zostając księdzem.

Stary pan Barbentane, ojciec młodzieńców, jest zaangażowany w życie polityczne. Przy okazji wyborów, ma także kontrkandydata z Partii Socjalistycznej, ale ten jest bez większych szans. Tutaj autor mógłby nam pokazać tytana pracy, męczennika za sprawę – ale wcale tak nie jest. A gdy po wyborach, wzburzony utajeniem śmierci kolegi lud chce się z nim spotkać, ten bawi się razem z przyjaciółmi i nie jest już specjalnie trzeźwy.

W końcu Edmund wyjeżdża na studia do Paryża – i tam napotyka iście balzakowskie pokusy, czyli pieniądze i tzw. „dobre towarzystwo”. Jego losy autor skontrastował z losami Armanda, który również trafia do Paryża, ale w zupełnie inny sposób – ucieka z domu, bez pieniędzy, a w stolicy szuka pomocy brata. Jednakże bracia nigdy nie byli w dobrych stosunkach, więc...

Nie chciałabym tu streszczać dokładnie całej akcji książki. Jest wiele sytuacji, w których autor opisuje nieszczęścia i biedę ludu, robotników – ale tutaj zdecydowanie nie można mu odmówić słuszności. Przecież rzeczywiście tak było. Bardzo mi się podobał w tej książce realizm, z jakim autor opisał postacie i wydarzenia. Bez zbędnej czułostkowości, współczucia, niepotrzebnego komentarza – po prostu opis tego, co miało miejsce. To czasami naprawdę robiło wielkie wrażenie i wzruszało bardziej, niż gdyby autor dołączył swoją opinię na temat wydarzeń.

Ogólnie w całej książce Aragon, moim zdaniem, stworzył wspaniałą galerię postaci (mam tu na myśli postaci poboczne, wszystkie oprócz braci) – tak różnorodnych, lecz tak wiarygodnych, z ich tragediami i smutkami, należących zarówno do najwyższych, jak i najniższych sfer. To jest druga wielka zaleta książki – mamy tu na przykład zamożnego mężczyznę w średnim wieku, który nagle zdaje sobie sprawę, że wcale nie kocha żony, ową żonę, dla której mąż był wszystkim – i która zdaje sobie sprawę ze zmiany uczuć partnera, tragedię bogatego przedsiębiorcy, który zakochawszy się zbyt późno wie, że wzajemność może tylko kupić, służącą, która raz w życiu chciała być szczęśliwa i musiała słono za to zapłacić, lekarza, który z powodu braku pieniędzy zmuszony jest praktykować na prowincji, a nudę rozprasza romansami z pacjentkami... i wiele, wiele innych. Często autor oddaje głos tym marginalnym postaciom, niekiedy tylko na jedną, dwie strony – ale to wystarcza, by je poznać, dowiedzieć się, czego się boją, czego pragną, co chcą zrobić.

Książkę czytałam przez całą drogę, następnie w weekend, gdy tylko miałam czas, by skończyć ją w drodze powrotnej, znów w pociągu. Jedyną wadą było zakończenie – ostatnie dwie czy trzy strony. To była bez dwóch zdań apoteoza socjalizmu. Jednakże, szczerze mówiąc, sprawiała wrażenie pospiesznego zamknięcia – jakby autor zdał sobie sprawę, że większość drugiej części książki poświęcił Edmundowi, nie chciał, by całość była zbyt długa, a przecież musiał być na końcu morał – więc dopisał ostatni rozdział o Armandzie, przy okazji wychwalając marksizm. Ale to tylko końcówka, zdecydowanie o wiele mniej, niż się spodziewałam. Zresztą rzeczywiście patrząc na to, jak wtedy ludzie żyli, nie dziwię się, że wielu zwracało się ku socjalizmowi – to była chyba naturalna reakcja. Wielu ludzi na Zachodzie nie zdawało sobie sprawy, jak wyglądał marksizm w ZSRR (powieść została pierwszy raz wydana w 1936 roku) – a na Aragona wpływ miała jego żona, Rosjanka z pochodzenia, dzięki której wstąpił do Francuskiej Partii Komunistycznej.

Podsumowując, książkę oceniłam na 5 – minusik za zakończenie. Postanowiłam napisać recenzję, by nikt nie wątpił, że naprawdę jest to o wiele więcej niż propaganda socjalistyczna – ja zdecydowanie polecam!

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3200
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 19.12.2009 15:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Na tę książkę trafiłam zu... | Teofila
Melduje się pierwsza zachęcona do lektury! Propaganda mi niestraszna, jeśli tylko ma wartość artystyczną, a więc zapoluję na tę powieść.
Użytkownik: Teofila 24.12.2009 15:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Melduje się pierwsza zach... | dot59Opiekun BiblioNETki
Cieszę się, że choć ktoś się zabierze do przeczytania :) Może nie jest to wybitne dzieło, ale moim zdaniem zasługuje na uwagę bardziej niż wiele książek popularnych obecnie, a po prostu miało pecha z powodu takich a nie innych poglądów autora.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 26.12.2009 13:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Cieszę się, że choć ktoś ... | Teofila
Już wypożyczyłam, tuż przed świętami, teraz czeka na półce na swoją kolej. Byłam pozytywnie zaskoczona, bo okazało się, że jest cały czterotomowy cykl - więc jeśli pierwsza próba okaże się udana (a opierając się na Twojej recenzji przypuszczam, że tak będzie), będę kontynuować poznawanie autora.
Użytkownik: Phi 21.05.2019 20:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Na tę książkę trafiłam zu... | Teofila
Co za łaskawe stwierdzenie na początku tytułu. Żadne wrzucanie ludzi do jednego worka. Bo pisarz jest lewicowcem, to pewnie od razu propaguje - w przeciwieństwie do konserwatywnych, chrześcijańskich którzy "tylko pokazują wizję swoją świata". Niektórzy zdziwili, gdyby dowiedzieli że wielu literatów miało takowe poglądy. Lepiej dzisiaj nie pisać, kto wie zachcę głupcom dekomunizować np. Mickiewicza albo Tetmajera.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: