Dodany: 12.12.2009 11:14|Autor: Krzysztof

Czytatnik: Zapiski

3 osoby polecają ten tekst.

Summerhill


„Naturalne człowieczeństwo ma w sobie jakąś wrodzoną siłę ostatecznego pokonania zła” -
Summerhill (Neill Alexander Sutherland)

W żadnym razie nie uważam się, ani nie uważałem się, za ojca lepszego od innych (chociaż i nie za gorszego), a nawet ostatnio, w związku z pewnymi rodzinnymi kłopotami, dużo myślałem o popełnionych błędach rodzicielskich. Przychodziła mi do głowy myśl o zbyt małych wymaganiach stawianych swoim dzieciom (a mam ich troje, dwóch dorosłych synów i prawie dorosłą córkę), bo tak po prawdzie to właściwie nie miałem żadnych wymagań. Kochałem swoje dzieci i dawałem im siebie na tyle, na ile mój czas i moja osobowość mi pozwalały – i tyle było mojego ojcostwa. Mam bardzo blade pojęcie o psychologii, a już szczególnie o psychice dziecka, ale gdzieś tam głęboko we mnie tkwiło niejasne, niewypowiedziane, ale trwałe przepuszczenie, może raczej nadzieja, że kochając i szanując dziecko, „wychowam” je. Intuicja? Nie, na pewno nie. Raczej bezradność wobec tej małej istoty: tylko tyle potrafiłem.
Teraz, czytając tę książkę, czuję się tak, jakby mi autor balsam lał na moje zmartwienia.
„Summerhill” daje nam, laikom w psychologii, pojęcie o skomplikowanej głębi ludzkiej psychiki i o łatwości jej naruszenia. Jest w tej książce jedno krótkie zdanie, zdanie którego nie przepisałem tutaj, ale które uczyniło na mnie wielkie wrażenie: autor pisze o takiej samej możliwości urabiania charakteru człowieka, jak i psa. Samo to porównanie wywołuje poczucie buntu – tym silniejszego, im lepiej się zna metody tego urabiania w psich szkołach.
Każdy rodzic, jak mniemam, przeżył chwile zdumienia i przykrości widząc w swoim dziecku złość, a nawet nienawiść, widząc jego egoizm; autor wyjaśnia naturalność takich zachowań w rozwoju dziecka, dając wiedzę (i pocieszenie) tak potrzebną rodzicom.

Słowo o nauczaniu małych dzieci religii.
Pamiętam mój wstyd, także coś podobnego do zażenowania, gdy jako dziewięciolatek miałem księdzu powiedzieć o swoich „grzechach”. Od tamtej pory minęło ponad czterdzieści lat, a ja nadal nie mogę zapomnieć tamtych chwil: co czułem, w którym miejscu kościoła to się odbyło, wszystko pamiętam.
W wiele lat później patrzyłem na moją córkę ubraną w białą suknię komunijną. Była taka piękna, taka niewinna! I szła na taką samą katorgę psychiczną, a ja musiałem na to pozwolić, aby uchronić moje dziecko przed ostracyzmem środowiskowym. Czułem żal do siebie i bezsilność.
Nie powinniśmy pozwalać tym różnym organizacjom religijnym na tak barbarzyńskie traktowanie naszych małych dzieci.

Książka w istocie jest o miłości, jak słusznie zauważyła Marylek, ale spomiędzy zdań i stron tej książki przebłyskuje coś jeszcze: olśniewająca, niemal baśniowa wizja cywilizacji bez strachu, grzechu i zła; cywilizacji nakierowanej na człowieka, na najżywotniejsze potrzeby jego serca.
Czytając książkę często wspominałem swoje dawne lektury powieści Lema. Wtedy zazdrościłem Pirxowi, Breggowi i innym bohaterom jego książek życia w tych przyszłych czasach, które wydawały mi się tak wspaniałe w stosunku do siermiężnej rzeczywistości. Zazdroszczę i teraz, ale dopiero po przeczytaniu tej książki mam możliwość podjęcia prób wyobrażenia sobie obrazu prawdziwie wielkiej cywilizacji – jako harmonijnego połączenia wyrafinowanej techniki z nieskrępowanym rozwojem duchowym człowieka. Obraz, jaki wyłania się z tych prób, właściwie ledwie domysł tego obrazu, jest zaiste baśniowy.
Wierzę, że taki raj na ziemi ludzie kiedyś zbudują.

- - - - - - - - - -
Niżej zamieszczam część z przepisanych fragmentów książki, chcąc zachęcić innych do jej przeczytania.
Liczby na końcach cytatów oznaczają numer strony mojego... to znaczy Marylkowego wydania książki „Summerhill”: Almaprint, Katowice 1991, oraz z książki „Nowa Summerhill”, Zysk i s-ka, Poznań 1994.
Dobrze, że to nie recenzja, że nie muszę pamiętać gdzie napisać paskudne słowo „tamże”, ani gdzie postawić nawias kwadratowy, z czym zawsze miałem problemy, i pisząc recenzję musiałem korzystać ze ściągawki.
------------------

Widać chyba, dlaczego nie mogę postrzegać kształcenia jako egzaminów, lekcji i uczenia. Szkoła unika podstawowej sprawy: cała greka, matematyka i historia świata nie pomoże, by dom stał się bardziej kochającym, dziecko wolne od zahamowań, rodzic wolny od nerwic.
Przyszłość Summerhill jako takiej może być mało ważna. Natomiast przyszłość Summerhill jako idei jest jedną z najważniejszych spraw ludzkości. Nowe pokolenia muszą mieć szansę wzrastania w wolności. Obdarzenie wolnością jest dawaniem miłości. A tylko miłość może uratować świat. 66

Okazywanie szacunku komuś, kto na to nie zasługuje, nie jest cnotą. Nie jest też cnotą żyć w zalegalizowanym grzechu z mężczyzną czy kobietą, których przestało się kochać; nie jest cnotą kochać Boga, którego się w rzeczywistości boi. 74

Powszechne przekonanie, że dobre nawyki, których nie wpojono nam we wczesnym dzieciństwie, nie rozwiną się nigdy później w życiu, jest założeniem, na którym nas wychowano i które bezkrytycznie akceptujemy jedynie dlatego, że nikt go przedtem nie kwestionował. Otóż ja tej przesłance zaprzeczam. 79

Bycie szczerym w życiu i szczerym wobec życia jest kwestią podstawową. 79

Celem życia jest szczęście. Złem życia jest wszystko to, co ogranicza je lub niszczy. Szczęście zawsze oznacza dobro; jego brak w swojej ekstremalnej postaci to szczucie Żydów, prześladowanie mniejszości czy wojna. (str. 80)

Największym wrogiem wolności jest lęk. Jeżeli będziemy mówić dzieciom o seksie, to czy nie staną się one rozpustne? (...) Jeżeli cokolwiek człowieka szokuje, to właśnie to, co go najbardziej pociąga. Świętoszek to rozpustnik, który nie ma odwagi stanąć twarzą w twarz ze swoją nagą duszą. (str. 81)

Uważam, że narzucanie czegokolwiek mocą autorytetu jest błędem. Dziecko nie powinno robić niczego, dopóki samo nie dojdzie do wniosku – swojego własnego wniosku – że coś tam powinno zostać zrobione. Przekleństwem ludzkości jest zewnętrzny przymus, niezależnie od tego, czy pochodzi od papieża, państwa, nauczyciela czy rodzica. Jest to faszyzm in toto.
(...) Wolność, to robienie tego, co się komu podoba, dopóki nie narusza się wolności innych. Wynikiem jest samodyscyplina. (str. 82)

... naturalne człowieczeństwo ma w sobie jakąś wrodzoną siłę ostatecznego pokonania zła, które mu się narzuca. (str. 82)

Szczęście i pomyślność dzieci zależą od tego, ile okażemy im miłości i akceptacji. Musimy być po stronie dziecka. O tym, że jesteśmy po jego stronie, świadczy okazywana mu miłość – nie miłość zaborcza – nie miłość sentymentalna – a po prostu miłość, w wyniku której dziecko czuje się kochane i akceptowane. 83

Dzieci nie potrzebują nauczania w takim stopniu, w jakim potrzebują miłości i zrozumienia. Potrzebują akceptacji i swobody po to, aby mogły stać się naturalnie dobrymi. I właśnie autentycznie silny i kochający rodzic ma najwięcej siły, aby dać dziecku wolność do bycia dobrym. 84

Zbawienie leży w miłości, ale tym, co je utrudnia, jest fakt, że nikogo nie można do niej zmusić. 85

Dzieci nie tyle kochają, co chcą być kochane. Dla każdego dziecka akceptacja przez dorosłych oznacza miłość, podczas gdy dezaprobata oznacza nienawiść. 85

„Nie leż z dzieckiem w łóżku”, głosi broszura z instrukcjami dla rodziców. Zapomnij o tym. Przytulaj i pieść dziecko, ile tylko możesz. 87

Uczmy dzieci tolerancji okazując im tolerancję. 87

Lęk może być czymś okropnym w życiu dziecka. Lęk musi być całkowicie wyeliminowany – lęk przed dorosłymi, przed karą, przed dezaprobatą, lęk przed Bogiem. Tylko nienawiść może kwitnąć w atmosferze pełnej strachu. 87

Karanie dziecka za infantylne zainteresowania seksualne jest pewnym sposobem na zrobienie z niego tchórza. Podobnie jak straszenie ogniem piekielnym. (...) To ciemnota rodziców wywołuje w dzieciach poczucie winy. 89

Wielu ludzi wierzy skrycie: „Jeżeli dzieci nie będą miały czego się bać, jak mogą być dobre?” Dobroć, która zależy od lęku przed piekłem, lęku przed policjantem czy lęku przed karą nie jest wcale dobrocią – jest po prostu tchórzostwem. Dobroć, która zależy od nadziei na pochwałę czy na niebo, zależy w gruncie rzeczy od łapówki. 91

Wymuszony szacunek zawsze kryje w sobie lęk. 91

Znacznie łatwiej jest żyć z dziećmi, które się ciebie boją niż z takimi, które cię kochają – to znaczy masz spokojniejsze życie. 92

Odnalezienie satysfakcji dla ego jest podstawową potrzebą każdej ludzkiej istoty. 95

Dorosłym bardzo trudno zrozumieć, że małe dzieci nie dbają o przedmioty. Nie niszczą ich rozmyślnie – niszczą je nieświadomie. (...) Chodzi o to, że dorośli mają instynkt posiadania rzeczy wartościowych, a dzieci nie. 95

Jeżeli twoje dziecko kłamie, to albo się ciebie boi, albo cię naśladuje. 100

Pojawia się heretyckie pytanie: „Dlaczego dziecko powinno być posłuszne?” Moja odpowiedź brzmi: „Dziecko musi słuchać, żeby zaspokoić pragnienie mocy u dorosłych. W przeciwnym razie dlaczego dziecko miałoby być posłuszne?” 105

Dobre rodzicielstwo to umiejętność identyfikowania się z dzieckiem, rozumienie motywów jego postępowania, zdawania sobie sprawy z jego ograniczeń bez żywienia ukrytej urazy. 106

W nieszczęśliwym domu dyscypliny używa się jako oręża nienawiści, a posłuszeństwo staje się cnotą. Dzieci są rzeczami, które się posiada, więc muszą przynosić zaszczyt właścicielowi. 107

Dzieci są mądre. Na miłość odpowiedzą miłością, na nienawiść zareagują nienawiścią. Bez trudu reagują na dyscyplinę typu współpracy w drużynie. Twierdzę, że zło nie jest wcale bardziej typowe dla natury ludzkiej niż dla natury królika czy lwa. Uwiąż psa na łańcuchu, a dobry pies stanie się złym psem. Stosuj dyscyplinę w stosunku do dziecka, a dobre, społecznie nastawione dziecko stanie się dzieckiem złym, nieszczerym i pełnym nienawiści. 109

Ustawicznie karcąc dzieci powodujemy, że czują się gorsze. Ranimy ich naturalną godność. 109

... człowiek nie może kochać tego, czego się boi. 109

Nagrody są niepotrzebne i negatywne. Proponowanie nagrody za zrobienie czegoś równa się twierdzeniu, że to coś, samo w sobie, nie jest warte zrobienia. 110

Zdobyć przewagę nad drugim człowiekiem to niegodziwy cel. 110

Dorośli rzadko zdają sobie sprawę z tego, że w kale i smrodach nie ma dla dziecka nic szokującego. 116
Wydaje się, że kociak czy ciele nie mają kompleksów na tle ekskrementów. Kompleksy u dziecka biorą się ze sposobu, w jaki się je uczy. Jeżeli matka mówi niegrzeczny czy brudny czy nawet no-no, wprowadza element dobra i zła. Cała ta sprawa staje się problemem moralnym – podczas gdy powinna pozostać wyłącznie sprawą fizyczną. 117/118

Totalitaryzm zaczął się i nadal się zaczyna w pokoju dziecinnym. 119

Zmuszanie dziecka do jedzenia jajek na bekonie, gdy ono ich nie cierpi, jest absurdalne i okrutne. 121
Jedzenia jest najważniejszą rzeczą w życiu dziecka, dużo ważniejszą niż seks. Żołądek jest egocentryczny i egoistyczny. Egoizm jest typowy dla dzieci. Dziesięcioletni chłopiec jest dużo bardziej zaborczy, gdy chodzi o jego talerz z pieczenią niż stary wódz plemienny wobec swoich kobiet. Jeżeli dziecko może swobodnie przejść przez okres egoizmu, tak jak ma to miejsce w Summerhill, wtedy ten egoizm staje się altruizmem i naturalną troską o innych. 122

Maniery nie pozwalają ranić kogokolwiek. Mieć dobre maniery, to mieć autentycznie dobry gust. Manier nie można nauczyć, gdyż należą one do podświadomości.128

Jeżeli zdołamy zabrać dzieci w świat, w którym będą szczęśliwe, automatycznie uwolnimy je od wszelkiego pragnienia nienawiści. Innym słowy, będą one miały wówczas dobre maniery w najgłębszym tego słowa znaczeniu; to znaczy będą okazywać miłość i życzliwość. 128

Moim zdaniem szacunek dla nauczyciela jest sztucznym kłamstwem, które wymaga nieszczerości; gdy darzy się kogoś szacunkiem, robi się to nieświadomie. 129/130

Maniery to sprawa szczerości. 130

Czasami dzieci stawia się naprzeciw pieniędzy – ale tylko dzieci, dorosłych nigdy. Gdy stłukliśmy talerz, dostawaliśmy klapsa od matki; ale gdy ojciec stłukł talerz, był to po prostu wypadek. 132

Zauważyłem, że małe dzieci nie cenią sobie pieniędzy. Nasze pięciolatki gubią swoje grosiki, a czasem je wyrzucają. Wynika stąd, że uczenie dzieci oszczędzania jest niewłaściwe. Skarbonka to zdecydowanie za dużo dla dziecka; mówi mu: „Myśl o jutrze”, w czasie, gdy liczy się tylko dzisiaj. 132/133

Seks jest podstawą wszystkich negatywnych postaw wobec życia. Dzieci, które nie mają poczucia winy związanego z seksem, nigdy nie odczuwają potrzeby religii czy mistycyzmu jakiegokolwiek rodzaju. Wobec tego, że seks uważany jest za wielki grzech, dzieci wolne od wstydu i lęku przed nim nie szukają żadnego Boga, którego mogłyby prosić o przebaczenie czy zmiłowanie, ponieważ nie czują się winne. 138

Zabawa heteroseksualna w dzieciństwie jest, jak sądzę, fenomenalną drogą do zdrowego, zrównoważonego życia seksualnego w dorosłości. Gdy dzieci nie są poddawane treningowi moralnemu w związku z seksem, dochodzą do zdrowego, a nie rozwiązłego okresu dojrzewania. 139

Okoliczności sprawiają, że to, co powinno być piękne i radosne, zamienia się w coś ponurego i grzesznego, w sprośne kawały, pożądliwe spojrzenia i wstydliwy śmiech. 140

Zabawy seksualne między małymi dziećmi są naturalnym, zdrowym zachowaniem, którego nie należy otaczać dezaprobatą. Wręcz przeciwnie, powinno się do nich zachęcać jako do warunku zdrowego dojrzewania i dorosłości. 140

Niektórzy z was może odpowiedzą, że to życie jest tylko początkiem, i że na drugim świecie nie będzie ani nienawiści, ani wojen, ani seksu. W takim razie zamknijcie tę książkę – albowiem nie możemy się porozumieć.
Dla mnie życie wieczne jest marzeniem – marzeniem doprawdy zrozumiałym – bowiem człowiekowi poza wynalazkami mechanicznymi praktycznie nic się nie udało. Lecz nie jest to wystarczająco dobre marzenie. Ja chcę zobaczyć niebo na ziemi, nie w chmurach. 141

Moja żona i ja nie musieliśmy zastanawiać się nad edukacją seksualną Zoe. Wszystko to wydawało się tak proste, tak oczywiste i tak urocze - nawet gdy zdarzały się niezręczne momenty, kiedy Zoe poinformowała naszego niezamężnego gościa, że ona, Zoe, przyszła na świat, ponieważ tata zapłodnił mamę, dodając z zainteresowaniem, „A kto ciebie zapładnia?” 147

Jakiż dziwny jest ten świat! Aborcja jest nielegalna, a nieślubne dziecko też często wywołuje ostracyzm. 157

Religia w istocie boi się życia. Jest ona formą ucieczki. Dyskredytuje „tu i teraz” jako zaledwie przygotowanie do pełniejszego życia w zaświatach. Mistycyzm i religia mówią, że życie tutaj na ziemi jest fiaskiem; że niezależny człowiek nie jest dość dobry, by dostąpić zbawienia. Lecz doświadczające swobody dzieci tak nie czują, bowiem nikt ich nie nauczył mówić życiu „nie”. 162

Zniewolony człowiek stworzył Boga na swoje podobieństwo, lecz cieszące się wolnością dzieci, które z entuzjazmem i odwagą stawiają czoło życiu, nie mają w ogóle żadnej potrzeby tworzenia jakiegokolwiek Boga. 164

Wypaczenie emocjonalne, którego doświadcza się we wczesnym dzieciństwie, prawie zawsze utrwala się na całe życie. 164

Nikt, kogo w dzieciństwie traktowano lękiem przed następnym życiem w piekle, po prostu nie może być wolny od neurotycznego niepokoju o bezpieczeństwo w tym życiu. 164

Większość rodziców jest przekonana, że nie spełni swojego zadania wobec dziecka, jeśli nie nauczy je wartości moralnych i nie będzie ciągle wskazywać, co jest dobre, a co złe. Praktycznie każda matka i ojciec uważają, że poza dbaniem o potrzeby fizyczne swojego dziecka, ich głównym obowiązkiem jest wpojenie mu wartości moralnych oraz że bez takiego nauczania dziecko wyrosłoby na dzikusa, nieopanowanego w zachowaniu i zwracającego mało uwagi na innych.
Przekonanie to wyrasta w dużym stopniu z faktu, że większość ludzi w naszej kulturze akceptuje, co najmniej biernie, maksymę, iż człowiek jest grzeszny z urodzenia i z natury zły, że o ile nie nauczy się go być dobrym, będzie drapieżny, okrutny, a nawet morderczy. 165

Rodzice rzadko rozumieją, jak okropny wpływ na dziecko wywiera nieustanny strumień zakazów, napomnień, kazań i narzucanie całego systemu moralnego zachowania, do którego młode dziecko nie jest gotowe, którego nie rozumie, z więc nie może go ochoczo przyjąć. 165

Uważam, że to właśnie nauczanie moralne czyni dziecko złym. Stwierdzam, że gdy zneutralizuję te pouczenia, które otrzymał zły chłopiec, staje się on dobry.
Być może jest jakiś sens w nauczaniu moralnym dorosłych, chociaż ja osobiście w to wątpię. Nie ma natomiast żadnych argumentów przemawiających za takim pouczaniem dzieci. Jest to psychologicznie błędne. Wymaganie od dziecka, by nie było egoistyczne, jest złe. Każde dziecko jest egoistyczne i świat należy do niego. Gdy ma jabłko, jedynym jego życzeniem jest je zjeść. Jeżeli matka zachęca dziecko, żeby podzieliło się tymże jabłkiem z młodszym braciszkiem, to osiąga jedynie to, że wywołuje w nim nienawiść do brata. Altruizm przychodzi później – w sposób naturalny – jeżeli dziecka nie uczy się, by nie było egoistyczne. A prawdopodobnie nigdy się on nie ujawnia, jeżeli dziecko było zmuszane do nieegoistycznego zachowania. Tłumiąc egoizm dziecka, matka utrwala tenże egoizm na zawsze.
Jak to się dzieje? Psychiatria pokazała i udowodniła, że nie spełnione życzenie trwa dalej w podświadomości. Z tego też powodu dziecko, które jest uczone postawy nieegoistycznej, dostosuje się do wymagań matki po to, żeby ją zadowolić. Podświadomie pogrzebie swoje prawdziwe pragnienia – swoje egoistyczne życzenia – i z powodu stłumienia zachowa je i pozostanie egoistą przez całe życie. W ten sposób nauczanie moralne udaremnia się samo. 167

Rodzic musi wykazać się cierpliwością, uspokojony myślą, że dziecko urodziło się dobre i że niewątpliwie wyrośnie na dobrego człowieka, jeżeli nie zostanie okaleczone i jego naturalny rozwój nie zostanie zakłócony przez ingerencję.
Moje wieloletnie doświadczenie w pracy z dziećmi w Summerhill przekonuje mnie, że nie ma jakiejkolwiek, najmniejszej nawet potrzeby uczyć dzieci, jak się zachować. Dziecko nauczy się, co jest dobre a co jest złe w odpowiednim czasie – zakładając, że nie wywiera się na nie presji.
Uczenie się jest procesem przyswajania wartości z otoczenia. Jeżeli sami rodzice są uczciwi i moralni, ich dzieci, we właściwym czasie, też takie będą. 169

Staram się przekonać rodziców o tym, że dziecko nie potrafi dostrzec przyczyny i skutku. Niewłaściwym jest powiedzieć: „Byłeś tak niegrzecznym, że nie dostaniesz swoich pieniędzy w sobotę”. Gdy nadejdzie sobota i dziecku przypomni się o jego złym zachowaniu i o zapowiedzianej karze, jest ono po prostu autentycznie wściekłe i sfrustrowane. Bowiem to, co zdarzyło się powiedzmy w poniedziałek, jest sprawą odległej przeszłości – sprawą nie mającą już związku z sobotnimi pieniędzmi. 170

Każdemu zależy na dobrej opinii u sąsiadów. O ile inne siły nie pchną go do aspołecznego zachowania, dziecko z natury będzie chciało postępować z sposób, który sprawi, że inni będą dla niego życzliwi, lecz to pragnienie sprawiania przyjemności innym pojawia się na pewnym etapie jego rozwoju. Wysiłki podejmowane przez rodziców i nauczycieli po to, aby sztucznie przyśpieszyć ten etap, wyrządzają dziecku szkodę nie do naprawienia. 170

Dziecko najbardziej przez nas nie lubiane jest zawsze dzieckiem najbardziej do nas podobnym. 171

Okrucieństwo jest wypaczoną miłością; dlatego też skrajny sadyzm jest zawsze wypaczonym seksualizmem. Okrutny człowiek nie umie dawać, ponieważ dawanie wypływa z miłości. 179

Okrucieństwo wielu dzieci jest spowodowane traktowaniem, którego zaznały ze strony dorosłych. Nie można być bitym i jednocześnie nie pragnąć zbić kogoś innego. 179

Dzieci nigdy nie będą okrutne, o ile nie były zmuszane do stłumienia jakiejś silnej emocji. 180

Nie można ignorować faktu, że dziecko jest przede wszystkim egoistą, Nikt poza nim się nie liczy. Gdy ego jest zadowolone, otrzymujemy to, co nazywamy dobrocią. Gdy ego jest zranione, mamy do czynienia z tym, co nazywamy przestępczością. Przestępca mści się na społeczeństwie, ponieważ społeczeństwo nie doceniło jego ego i nie okazało mu miłości. 181

Represja wywala bunt, a ten naturalne pragnienie zemsty. Przestępczość jest zemstą. 183

Wykluczyłbym religię, ponieważ religia przemawia; wygłasza kazania, próbuje idealizować, przygniata. Religia widzi grzech tam, gdzie go nie ma. Wierzy w wolną wolę, podczas gdy dla niektórych dzieci zniewolonych przez wewnętrzne przymusy, żadna wolna wola nie istnieje. 190

Kochać, to być po stronie drugiej osoby. Miłość jest akceptacją. 194

Łajanie słyszą tylko uszy, a kary czuje tylko ciało. 196/197

Znieś autorytet. Pozwól dziecku być sobą. Nie pomiataj nim. Nie pouczaj. Nie praw kazań. Nie umoralniaj go. Nie zmuszaj do robienia czegokolwiek. 197

Miłość i nienawiść nie są przeciwieństwami. Zaprzeczeniem miłości jest obojętność. 201

Bardzo trudno jest dostrzec nienawiść u dziecka. Matki, które zauważają, że ich dzieci są miłe po tym, jak dostaną lanie, nie wiedzą, że nienawiść wywołana tymże biciem została natychmiast stłumiona. Lecz stłumione uczucia nie umierają; one tylko śpią. 201

Każde zbesztanie przez matkę dziecko odczytuje jako: „Matka mnie nie kocha”. 202

Gdy dziecko nie znajduje miłości, szuka nienawiści jako jej substytutu. 202

Rodzic, który spodziewa się wdzięczności, nie wie nic o naturze dziecka. Dzieci nie znoszą coś komuś zawdzięczać. 203

Dziecko nie powinno dostawać wszystkiego, o co prosi. Ogólnie mówiąc, dzisiaj dzieci dostają stanowczo zbyt dużo, tak dużo, że przestają doceniać dar. 205

Dziecku nie powinno się pozwalać na naruszanie osobistych praw innych ludzi. Rodzice, którzy nie chcą zepsuć swoich dzieci, muszą rozróżniać rozwydrzenie i swobodę. 205

Gdy przeszkadza się dziecku w realizacji pragnień, ono nienawidzi. Gdy zabieram zabawkę inteligentnemu trzyletniemu chłopcu, on zabiłby mnie, gdyby mógł. 206

Tylko wypaczona siła dąży do zła. Ludzie są dobrzy; chcą być dobrzy; chcą kochać i być kochani. Nienawiść i bunt są tylko miłością i siłą, które udaremniono. 210

Dzieci w każdym wieku mają ogromne poczucie sprawiedliwości - czy raczej nie niesprawiedliwości (...) 211

Nie wiem, czy zazdrość jest trwałą cechą natury ludzkiej. 212

Neurotyczne dziecko łaknie miłości, a nie ma jej w domu. Słyszy, jak rodzice wzajemnie warczą na siebie. Mogą oni bardzo się starać, by ukryć przed dzieckiem swój sekret, lecz ono wyczuwa atmosferę. Sądzi po pozorach bardziej niż na podstawie tego, co słyszy. Żadnego dziecka nie da się oszukać słowami takimi jak najdroższa czy kochanie. 214/215

Najważniejszą rzeczą w życiu dziecka jest miłość, ale nieszczęśliwy w małżeństwie rodzic nie umie dawać miłości we właściwej proporcji. Daje jej albo za mało albo za dużo. Trudno powiedzieć, co jest większym złem. 215

Tragedia polega na tym, iż rodzic wierzy, że zawsze robi to, co najsłuszniejsze. 225

Jesteśmy przeciwko życiu i za śmiercią, jeżeli jesteśmy pionkami w rękach polityków, kupców czy wyzyskiwaczy. Jesteśmy pionkami, ponieważ uczy się nas postrzegać życie negatywnie, pokornie dostosowywać się do apodyktycznego społeczeństwa i być gotowym na śmierć za ideały naszych panów. Tylko w romantycznych powieściach ludzie umierają za miłość; w rzeczywistości umierają przez nienawiść. 229

Przyjazne nastawienie do życia to przyjemność, zabawa, miłość, interesująca praca, hobby, śmiech, muzyka, taniec; to poszanowanie innych i wiara w ludzi. Wrogie nastawienie do życia to obowiązek, posłuszeństwo, korzyść i władza. 230

Jeżeli słowo „szczęście” w ogóle coś znaczy, to oznacza ono wewnętrzne dobre samopoczucie, poczucie równowagi, uczucie zadowolenia z życia. Może istnieć tylko wtedy, gdy człowiek czuje się wolny. 236

Nikt nie jest całkowicie wolny społecznie, ponieważ prawa innych muszą być szanowane. Ale każdy powinien mieć wolność osobistą.
Podam konkretny przykład: nikt nie ma prawa zmuszać chłopca, by uczył się łaciny, ponieważ nauka jest sprawą osobistego wyboru; ale gdy na lekcji łaciny chłopiec przez cały czas wygłupia się, klasa powinna go wyrzucić, ponieważ narusza on wolność innych. 237

Nie pomagajcie nigdy dziecku w tym, co umie samo zrobić. Gdy dziecko próbuje wspiąć się na krzesło, zaślepieni rodzice podsadzają je, psując w ten sposób największą radość dzieciństwa – pokonanie trudności. 240

Nieposłuszeństwo jest zawsze zawinione przez dorosłych. 241

Każde zachowanie seksualne jest właściwe, jeżeli odpowiada obydwu osobom. Seks jest nienormalny tylko wtedy, gdy używany jest w sposób, który nie pozwala na uzyskanie maksymalnego zadowolenia przez oboje partnerów. 245

Nauczanie religii niszczy psychikę dziecka, ponieważ jej zwolennicy w większości akceptują ideę grzechu pierworodnego. Zarówno judaizm jak i chrześcijaństwo nienawidzą ciała. Konwencjonalne chrześcijaństwo wywołuje u dziecka uczucie niezadowolenia z siebie. 246

Kto to jest Bóg? Ja nie wiem. Dla mnie Bóg to dobro, w każdym z nas. Jeżeli próbujesz uczyć dziecko o istocie, na temat której sam masz mgliste pojęcie, wyrządzasz więcej zła niż dobra. 247

Lekarstwo na bluźnierstwo to uczynienie naszych bogów kochającymi i ludzkimi. 247

Z książki „Nowa Summerhill”:
Przyznaję, że wpływowi Jezusa uległem z trudem, ale przyczyną tego była nauka religii w dzieciństwie, która uczyniła z niego Boga zamiast najbardziej ludzkiego z ludzi. Z ogólnego obrazu wyniosłem jedynie wizję Jezusa człowieka, człowieka darzącego miłością innych i nie proszącego o nic z zamian. Był miłosierny, nie potępiał nikogo, wyjąwszy lichwiarzy, a i ta jego reakcja pokazywała tylko, jaki był ludzki. W jego oczach grzech stawał się chorobą; najwyraźniej zdawał sobie sprawę z istnienia podświadomości na dwa tysiące lat przed Freudem. Nie musiał opierać się pokusie, ponieważ nie nosił w sobie poczucia winy. 301/302

...nie po jednym pokoleniu, nie po dwóch pokoleniach, ale w końcu ludzie będą wolni.
Wolni, by być kim? Sobą. Sobą bez nienawiści, strachu i autorytaryzmu. I nie mówię tego jako bujający w obłokach marzyciel; mówię to z doświadczenia niewiarygodnego wpływu, jaki wolność wywarła na nieszczęśliwe i wypaczone dzieci. 348



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 41361
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 126
Użytkownik: misiabela 12.12.2009 12:40 napisał(a):
Odpowiedź na: „Naturalne człowieczeństw... | Krzysztof
Krzysztofie, jestem oszołomiona!
To, czego nie potrafiłam ubrać w słowa, spłynęło na mnie z ekranu!
Z niecierpliwością czekam na książki od Ciebie, ale z pewnością nie przeczytam ich tak szybko, jak Ty. Mam nadzieję, że Marylek to zrozumie... Ja muszę to wszystko powoli i dokładnie "przetrawić", bo każde ze zdań zacytowanych przez Ciebie jest maksymalnie nasycone treścią. Dzięki!!!
Użytkownik: Marylek 12.12.2009 15:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie, jestem oszoł... | misiabela
Misiabelo, książki możesz trzymać jak długo chcesz. :)
Użytkownik: misiabela 12.12.2009 15:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiabelo, książki możesz... | Marylek
Dziękuję, postaram się nie trzymać dłużej niż to konieczne. Myślę, że metoda Krzysztofa jest dobra - wynotuję to, co dla mnie ciekawe, a potem będę rozmyślać... Obym tylko, sądząc po cytatach Krzysztofa, nie musiała przepisać całej książki... ;-)
Użytkownik: Krzysztof 12.12.2009 17:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję, postaram się ni... | misiabela
Faktycznie, często miałem taką chęć. Musiałem wybierać, a z wybranych i przepisanych znowu wybrać tylko część, aby czytatka nie była zbyt długa. Ale skoro nie mam książki, tak było trzeba. Zauważ, Misiabelo, że część cytatów już masz tutaj!
Użytkownik: Cirilla 29.12.2009 07:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Faktycznie, często miałem... | Krzysztof
Krzysztofie, polecam Poemat pedagogiczny (Makarenko Anton (Makarenko Antoni)) Pomijając, niepoprawną politycznie komunistyczną ideologię, książka jest ciekawa. Naprawdę jest warta poszukania w bibliotece, odkurzenia i przeczytania. To znaczy mnie się podobała i to nawet bardzo. :)
Użytkownik: Krzysztof 04.01.2010 20:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie, polecam Poem... | Cirilla
Dziękuję, Cirillo.
Zajrzałem na stronę tej książki, ale nie dowiedziałem się niczego. Żałuję tym bardziej, że średnia ocena w wysokości pełnej piątki jest zachęcająca.
Twój nick kojarzy mi się z postacią pewnej niesamowitej dziewczyny potrafiącej czarować. Czy Ty też masz taką umiejętność?
Mam dla Ciebie zagadkę, na którą na pewno odpowiesz: jakie jest najpiękniejsze miasto w Polsce?
Użytkownik: Cirilla 11.01.2010 00:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję, Cirillo. Zajrz... | Krzysztof
Spróbuj w bibliotece, może uda się ją wypożyczyć. Ja niestety nie dysponuję egzemplarzem, którym mogłabym się z Tobą podzielić.
Co do tej mojej umiejętności (?) inni BiblioNETkowicze, którzy mnie znają, powinni się za mnie wypowiedzieć - mnie nie wypada. Ale... Ktoś kiedyś powiedział: "każda kobieta czarodziejką" - może to i prawda??
Takich miast jest w Polsce wiele, ale być może myślałeś o Krakowie? :)))
Użytkownik: Krzysztof 16.01.2010 19:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Spróbuj w bibliotece, moż... | Cirilla
Nie myślałem o żadnym z naszych miast; chciałem jedynie dowiedzieć się, w jakim mieście mieszkasz, ale ten mój podstęp na pewno przejrzałaś:)
Moim z racji urodzenia jest Lublin, ale od wielu lat rzadko w nim jestem, jeżdżąc po Polsce. Poznałem sporo miast, wiele piękna w nich znajdując, ale żadne nie zauroczyło mnie całkowicie. W wielu dostrzegam urokliwe zaułki, widoki, uliczki, ale całe?... Chyba tylko jedno, teraz już nawet jego nazwy nie jestem pewny. To było wiele lat temu: boczna droga gdzieś na Warmii meandrowała między pagórami, wśród których schowało się miasteczko piękne jak ze snu. Gdy minąłem go, zatrzymałem się, wysiadłem z samochodu i patrzyłem na nie. W dole, w zielonej kotlince, kolorowe dachy domów wyglądały jak z bajki. A Kraków? Nie zgadniesz z czym mi się kojarzy! Mam w swoich zbiorach muzycznych płytę ze składanką klasycznych utworów granych na syrindze. Płytę tę kupiłem w sklepiku na Wawelu, jakieś 10 lat temu. W dźwiękach tego starożytnego instrumentu znajduję czasem wspomnienie tamtych dni spędzonych w Krakowie.
Wasze kobiece czarowanie jest powszechnie znanym faktem, dodatkowo potwierdzanym ilekroć jakaś pani oczaruje (!!) mnie.
Użytkownik: Cirilla 22.01.2010 18:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie myślałem o żadnym z n... | Krzysztof
:) Myślę, że każde miasto i miejscowość można pokazać w sposób eksponujący piękno albo brzydotę. To zależy od intencji ale chyba przede wszystkim od nastroju obserwatora. I - jakkolwiek metafizycznie by to zabrzmiało - jego duszy.
Jeśli natomiast chodzi o czarowanie, wczoraj oczarowałam ks. Adama Bonieckiego. I nie jako kobieta ale bardziej jako człowiek. Inteligentny i z horyzontami. I oczywiście kompetentny w swojej pracy. :)
Użytkownik: Natii 12.12.2009 13:50 napisał(a):
Odpowiedź na: „Naturalne człowieczeństw... | Krzysztof
Dziękuję za trop, do schowka. :-)
Użytkownik: Natii 12.12.2009 13:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za trop, do scho... | Natii
Skleroza nie boli, książka już w schowku jest...
Użytkownik: Krzysztof 12.12.2009 17:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Skleroza nie boli, książk... | Natii
Powinienem tutaj postawić kilka znaków uśmiechów, Vuko. Wcale nie z powodu Twojej sklerozy, na którą to przypadłość i ja choruję – taka była moja reakcja na szybkość i swobodę Twojego przyznania się:)
Użytkownik: Natii 12.12.2009 23:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Powinienem tutaj postawić... | Krzysztof
Cieszę się, że wywołałam uśmiech. :-)
Użytkownik: bogna 12.12.2009 14:30 napisał(a):
Odpowiedź na: „Naturalne człowieczeństw... | Krzysztof
Jestem oszołomiona faktem, jak dużo czasu poświęciłeś na napisanie tego tekstu. Pod tym "od siebie" podpisuję się także, a cytaty... zamieściłeś, chcąc zachęcić innych do przeczytania tej książki.
Jestem zachęcona, każdy z nich, to perełka :-)))
Użytkownik: Krzysztof 12.12.2009 17:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem oszołomiona faktem... | bogna
To wszystko przez Marylkę, przez to, że książki są jej :)
W swoich znaczę interesujące mnie fragmenty ołówkiem (obok mnie leży Czas odnaleziony - cały jest pokreślony), a nie mogąc tego zrobić tutaj – przepisałem. Ale i ze swoich książek często przepisuję perełki; gdy mam je w komputerze, mam je „bardziej pod ręką”. A poza tym te dni spędziłem w łóżku z paskudą zwaną przeziębieniem, wiec miałem więcej czasu niż zwykle.
Dziękuję, Bogno.
Użytkownik: bogna 12.12.2009 17:19 napisał(a):
Odpowiedź na: To wszystko przez Marylkę... | Krzysztof
Walcz z paskudą do końca :-))
Użytkownik: misiabela 12.12.2009 17:38 napisał(a):
Odpowiedź na: To wszystko przez Marylkę... | Krzysztof
Ja też podkreślam i też wypisuję, tyle że nie do komputera, ale do specjalnego, pięknego zeszyciku - szkodz, że nie mogę go Wam pokazać :(
od razu widać, do czego służy.
Użytkownik: Cirilla 29.12.2009 07:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem oszołomiona faktem... | bogna
Do (noworocznego) schowka! :)
Użytkownik: paren 12.12.2009 14:34 napisał(a):
Odpowiedź na: „Naturalne człowieczeństw... | Krzysztof
Krzysztofie, świat bez Ciebie byłby uboższy...
Książka do schowka. :-)
Użytkownik: Krzysztof 12.12.2009 17:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie, świat bez Ci... | paren
Och, Paren, onieśmielasz mnie.
Zajrzałem na Twoją stronę, a tam jak zwykle do czytatnika. Jedna z czytatek wydała mi się znajoma, a gdy ją otworzyłem, okazało się, że całkiem niedawno jakimś ścieżkami trafiłem już tam - by poznać pierwszy dzień Twojego urlopu. A mówią, że tylko faceci pozostawieni sami sobie jedzą wyłącznie kanapki...
Użytkownik: paren 12.12.2009 17:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Och, Paren, onieśmielasz ... | Krzysztof
Oj, nie tylko! Kobiety pozostawione sam na sam z książką też są na kanapki zdane częściej, niż chcą się do tego przyznać. :-)

Przyznam się jeszcze do czegoś: takie ciekawe czytatki jak Twoja trochę mnie onieśmielają i nie mam odwagi pisać własnych.

Pozdrawiam. :-)
Użytkownik: Krzysztof 12.12.2009 18:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, nie tylko! Kobiety po... | paren
Więc zdradzę Ci sposób, który czasem praktykuję. Otóż gdy mam pisać recenzję, staram się nie czytać tych już napisanych o tej książce, a to z dwóch powodów: aby nie zasugerować się czyjąś opinią, i, co gorsza, aby w ogóle napisać recenzję, bo gdy tamta przeczytana byłaby dobra, mógłbym opuścić ręce i już nie napisać swojej. Czasem szukam w Biblionetce czytatek, ale takich nie związanych z przeczytanymi książkami – jak na przykład ta Twoja, urlopowa - chyba jest tutaj mało. Albo nie wiem, gdzie szukać. Otóż szukając, odczuwam wyraźną ambiwalencję swoich oczekiwań: chciałbym znaleźć coś ładnego, i jednocześnie jakbym się bał znalezienia. Wiesz dlaczego, prawda? Jeśli wiesz, to wiesz też, że nie Ty jedna masz taki kłopot. Jakie wyjście? Pisać!
Użytkownik: paren 12.12.2009 18:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Więc zdradzę Ci sposób, k... | Krzysztof
Dziękuję Ci, tak to właśnie odczuwam, doskonale to ująłeś. Niestety, robię dokładnie to, co mi odradzasz. :-) Czytam te już napisane, recenzje i czytatki, i zawsze wtedy sobie myślę: o rany, jak fajnie, ja bym tak w życiu nie napisała... Ale nie czytać? Szkoda, bo ciekawe. I koło się zamyka. Przecież mnie do BiblioNETki właśnie świetne recenzje przyciągnęły... I tak już zostałam...

Może kiedyś odważę się zrobić tak, jak mi radzisz.
Pozdrawiam. :-)
Użytkownik: Marylek 12.12.2009 15:21 napisał(a):
Odpowiedź na: „Naturalne człowieczeństw... | Krzysztof
Krzysztofie, bardzo Ci dziękuję.
Użytkownik: Krzysztof 12.12.2009 17:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie, bardzo Ci dz... | Marylek
Och, Marylku! To ja Tobie dziękuję, bo przecież dzięki Tobie miałem możliwość przeczytania książki, która wiele mi dała.
Użytkownik: Krzysztof 12.12.2009 17:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie, bardzo Ci dz... | Marylek
Marylku, zapomniałem powiedzieć o pewnym epizodzie z życia Neill’a. Otóż część wojska odsłużył on w Trowbridge w Wiltshire, mieście, w którym przez rok mieszkałem. Gdy przeczytałem o tym fakcie, myśl moja powędrowała dobrze poznanymi uliczkami tego miasteczka, i wtedy, wiedząc o tym, że i on znał te uliczki, poczułem osobistą więź z autorem.
Gdy przyjechałem tam w lecie 2007 roku, Polaków było tam bardzo dużo, i od nich usłyszałem taki dowcip – zagadkę: Jak się mówi o mieszkańcu Londynu? Londyńczyk. A o mieszkańcu Trowbridge? Polak.
Teraz Polaków jest tam mało...
Użytkownik: Lenia 12.12.2009 21:37 napisał(a):
Odpowiedź na: „Naturalne człowieczeństw... | Krzysztof
Czytałam tę notkę chyba przez 1,5 godziny, tyle mi się myśli po drodze nasuwało. To bardzo ciekawe. I tak jak napisałeś, pocieszające dla rodziców. Rodzicem nie jestem, ale ostatnio, gdy patrzyłam na zachowanie mojej małej bratanicy, ręce mi opadały - "dlaczego to dziecko jest tak egoistyczne??" Dzięki.
Użytkownik: Krzysztof 13.12.2009 21:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytałam tę notkę chyba p... | Lenia
Wiem, wiem jak potrafią opaść ręce w takich sytuacjach.
Ciągle powraca do mnie myśl o wyraźnej nielogiczności praw społecznych. Otóż do wykonanie każdej czynności zawodowej, niechby to było nawet coś dość prostego, wymagane są odpowiednie kwalifikacje, kursy, uprawnienia, a do wykonania dzieła tak trudnego i skomplikowanego, jakim niewątpliwie jest wychowanie dziecka, nie trzeba mieć żadnych kwalifikacji. Słyszy się wtedy argumenty o niezbywalnym prawie ludzi do posiadania dzieci; prawo to uznaję, nie podważam go, ale nie chodzi mi tutaj o prawo do posiadania dzieci, a o prawo do ich wychowywania.
Może należałoby te dwa prawa oddzielić od siebie?
Tym bardziej dziwi mnie ta obojętność społeczeństwa, że w pewnej mierze zanika, gdy chodzi o przyznanie prawa adopcji; wtedy owszem, sprawdza się przyszłą rodzinę, chociaż bardziej pod kątem stabilizacji finansowej, niż umiejętności wychowawczych.
Uzyskiwanie prawa do posiadania dziecka? Wiem, wiem: nie jest to możliwe do wprowadzenia, a przede wszystkim do egzekwowania, ale może by chociaż społeczeństwo baczniej pilnowało praw dzieci i wcześniej interweniowało, a nie dopiero wtedy, gdy pobite dziecko leży pod kroplówką.
Społeczeństwo wykazuje tutaj lenistwo, karygodne wygodnictwo; jego obojętność jest w istocie przyznaniem rodzicom prawa własności do dzieci, a tak być nie powinno.
Co o tym sądzisz, Leniu?
Użytkownik: Lenia 14.12.2009 21:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiem, wiem jak potrafią o... | Krzysztof
Wydaje się, że umiejętność wychowywania dzieci powinna być naturalna dla każdego człowieka i każdy powinien ją mieć. Ale tak jakoś nie jest...
I wydaje mi się, że ludzie potrafią wychować swoje dzieci, nawet jeśli nie kończyli pedagogiki, o ile je kochają. A w przypadku kiedy dziecko jest niechciane i niekochane, właśnie wtedy pojawia się taka sytuacja, że dziecko staje się rzeczą, którą, skoro się już ma, to trzeba sobie z nią jakoś poradzić - obojętne, jak.
Wielu ludzi ma taki stosunek do swoich dzieci, nie tylko tacy, którzy się nad dziećmi znęcają, ale też tacy ambitni rodzice, którzy wymagają od dzieci, żeby chodziły do określonej przez nich szkoły, poszły na takie, a nie inne studia i zostały właśnie adwokatem, a nie muzykiem rockowym.
Jest w twojej czytatce jeden cytat, który mi zapadł w pamięć. O tym, że ludzie nie rodzą się po to, żeby spełniać oczekiwania swoich rodziców. W pełni się z tym zgadzam.
Rodzicom chyba wydaje się, że mają prawo wymagać od dzieci, żeby były takie jak oni chcą i myślę, że to ma związek zwyczajnie z biologią. Bo dziecko, rodząc się, jest niejako przedłużeniem swoich rodziców. Biologicznie. Ale człowiek to jest także dusza. Którą każdy ma własną, niezależną. I o tym niestety czasem zapominają.
"Prawo własności do dzieci", to brzmi strasznie. Ale z drugiej strony, to jest nawet tak w języku utrwalone: "mieć dzieci".
Sama napisałam powyżej: "swoich dzieci". :/
Użytkownik: librarian 14.12.2009 02:36 napisał(a):
Odpowiedź na: „Naturalne człowieczeństw... | Krzysztof
Dawno nie byłam w Biblionetce. Za każdym razem gdy oddalam się, widzę ile ciekawych rzeczy mnie omija. Dzięki za Summerhill. Bardzo spodobało mi się to co tu cytujesz Krzysztofie.
Jednocześnie od razu pomyślałam o Januszu Korczaku.

http://www.pskorczak.org.pl/strony/cytaty.htm
http://korczak.com/Biography/kap-38.htm
Użytkownik: Marylek 14.12.2009 10:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Dawno nie byłam w Biblion... | librarian
Z tą ogromną różnicą, że Korczak był gorliwym katolikiem, a Neill przeciwstawia się jakiejkolwiek religijnej indoktrynacji dziecka.
Użytkownik: Vemona 14.12.2009 10:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Z tą ogromną różnicą, że ... | Marylek
Już zaczynam Neill'a podziwiać za to. Do schowka.
Użytkownik: Krzysztof 14.12.2009 20:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Z tą ogromną różnicą, że ... | Marylek
Marylko, zbyt mało znam nauczycielskie podejście do dzieci Korczaka, aby twierdzić z całą pewnością, więc napiszę, że Korczak raczej nie wydawał mi się typowym katolikiem. Na szczęście jego zrozumienie dzieci i miłość do nich wzięła górę nad jego religią; inaczej mówiąc: nie indoktrynował dzieci. Ale, zaznaczam raz jeszcze, pewności nie mam.
Neill oddzielał, jak można by sądzić z treści książki, kwestię osobistych przekonań religijnych nauczycieli od nauczania. Mogę wyobrazić sobie zatrudnienie przez niego osoby wierzącej, jeśli tylko ta podjęła zobowiązanie nie mieszania swoich wierzeń z pracą z dziećmi. Zresztą, zajęcie przeciwnej postawy jest niezgodne z prawem UK, jak mniemam.
Marylko, zamieszczając tutaj cytaty dotyczące religii, miałem obawy dotyczące reakcji wierzących biblionetkowiczów; z tego powodu część z cytatów, mianowicie takie, które dla pełnego zrozumienia wymagały znajomości szerszego kontekstu, po prostu wykasowałem. Reakcje pod czytatką wydają się być jednoznaczne. Jednoznacznie popierające twierdzenia Neill’a o szkodliwości religii dla małych dzieci. Pomyślałem, że może więcej rodziców jest przeciwna jej obecności w szkołach, niż sądziłem, a jeśli tak, to coś się źle dzieje z demokracją w naszym kraju. Bo dlaczego ludzie przez nas wybrani do sprawowania władzy i ustalania praw w naszym imieniu, mają tak odmienne od ogółu społeczeństwa poglądy na nauczanie religii?
Użytkownik: Lenia 14.12.2009 22:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Marylko, zbyt mało znam n... | Krzysztof
Myślę, że nawet jeśli więcej rodziców jest przeciwnych obecności religii w szkołach, to by się do tego głośno nie przyznali. Wyobrażasz sobie wystąpienie przeciwko czemuś, co "było zawsze" (wiem, że nie zawsze, ale od dawna), przeciwko tradycji i religii, która w kraju ma najwięcej wyznawców? To byłby sajgon.
Użytkownik: Lenia 14.12.2009 22:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę, że nawet jeśli wię... | Lenia
O, przypomniało mi się, że na Bnetce się nie rozmawia na tematy polityczne i n.t. religii. Cóż, może mój komentarz nie zostanie usunięty.
Użytkownik: Krzysztof 18.12.2009 20:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę, że nawet jeśli wię... | Lenia
Witaj, Leniu. W czasie pisania komentarzy tutaj i ja zwróciłem uwagę na tę cechę naszego języka. Nic nie zrobimy, nie napiszemy inaczej, bo tak jest skonstruowany nasz język – jakby dziecko było naszą własnością. Nie stało się to w przypadkowy sposób - język zawsze odzwierciedla ludzkie myślenie, sposób widzenia siebie, świata i ludzi wokół nas. Warto jednak pamiętać, że takie wyrażenia jak „dziecko jest moje”, „mam dziecko” i wiele podobnych są prawdziwe tylko w sensie bycia jego rodzicem, a są ludzie, którzy o tym ograniczeniu zapominają.
Masz rację: miłość do dziecka wiele podpowiada rodzicom.
Na pewno masz rację: byłby sajgon :)
Użytkownik: Lenia 18.12.2009 23:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Leniu. W czasie pi... | Krzysztof
Tak, byłoby dobrze, gdyby "posiadanie dziecka" odnosiło się tylko do odpowiedzialności za nie, a nie było rozumiane jako posiadanie rzeczy, której się używa, dostosowuje do własnych upodobań. Ale ludzie najczęściej postępują tak, żeby było im wygodnie, a nie kierują się jakimiś zasadami.
Zawsze (nie zawsze, ale od dawna ;)) zwracało moją uwagę, jakich słow ludzie używają na określanie rzeczy, jak to się różni w różnych językach i jak wpływa na sposób myślenia ludzi, którzy się tymi językami posługują. Np. w angielskim istnieją słowa, których w polskim po prostu nie ma, a gdy chce się je przetłumaczyć, to zajmuje to dwie linijki. A to się odzwierciedla w świecie pojęć, bo kiedy nie ma na określenie czegoś żadnego słowa, to człowiek o tym nie myśli. Co najwyżej, to przeczuwa.
Niby takie nic, ale mnie fascynuje. :) Zastanawiałam się nawet, czy jest jakaś nauka, która się tym zajmuje. Muszę się za tym porozglądać. A jak nie ma, może ją kiedyś stworzę. :P
Użytkownik: Krzysztof 19.12.2009 20:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, byłoby dobrze, gdyby... | Lenia
Ależ rozumiem Twoją fascynację, bo ją podzielam! Etymologia jest jedną z tych nauk, które ciekawią mnie. Tak nawiasem mówiąc: wiedza nieprzydatna w codziennym naszym życiu ma dla mnie urok. Czytam o starożytności, o etologi i morfologii ziemi i takie tam różności myśląc czasem, że tak właściwie nie ma różnicy między czytaniem takich książek, a czytaniem artykułu o nowym przeciwniku Pudziana (to z dzisiejszej strony portalu o2). Tyle że etymologia analizuje pochodzenie słów i przemiany jego znaczenia w ciągu wieków, a Tobie chodzi, jak rozumiem, o naukę zajmującą się wpływem na ludzkie myślenie braku określonych słów. Nie wiem, czy jest taka nauka, więc może masz okazję:)
Użytkownik: Krzysztof 19.12.2009 20:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, byłoby dobrze, gdyby... | Lenia
Zapomniałem. Leniu, czy czytałaś „Rok 1984” Orwell’a? Pytam, bo jest w tej powieści wątek bardzo a’propos. Otóż komunistyczne władze państwa, w którym akcja się dzieje, zdecydowały zlikwidować wszystkie słowa związane z pozytywnymi uczuciami ludzkimi. Powody już podałaś:)
Użytkownik: Lenia 20.12.2009 21:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Zapomniałem. Leniu, czy c... | Krzysztof
Czytałam. Rzeczywiście... Byleby mnie tylko zajmowanie się takimi sprawami nie doprowadziło do takich pomysłów, jakie miały władze Oceanii. ;)
Masz ciekawe zainteresowania. To się może tylko tak wydawać, że oderwane od rzeczywistości - nigdy nie wiadomo, gdzie można odnaleźć jakiś związek między przeszłością, dajmy na to, starożytnością, a terażniejszością. Wiesz, porównanie Pudziana do gladiatora, którego publiczność oklaskuje albo wyśmiewa, wyrzuca poza nawias osób "popularnych". Czy coś w tym stylu. ;)
Właściwie to mnie interesuje nie tylko brak wyrazów, ale ogólny "charakter" języka. Np. taka rzecz, że w niektórych językach nie obejdzie się bez rodzajników czy tam innych utrudniaczy życia, a inne są bardziej "wyluzowane". Albo to, że w angielskim, mówiąc o rzeczach, dodaje się jeśli to możliwe, do kogo należą, a w polskim tylko wtedy, gdy to istotne. I czy to ma jakiś wpływ na myślenie ludzi, albo może raczej w jakim stopniu na nie wpływa, a w jakim jest jego odbiciem (pewnie w równym;)).
I różne inne głupoty mi chodzą po głowie. Np. czy gdybym nauczyła się kiedyś wszystkich języków świata, mogłabym może wreszcie powiedzieć dokładnie to co myślę? Sam język polski nie wystarcza. :)
Użytkownik: Krzysztof 04.01.2010 20:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytałam. Rzeczywiście...... | Lenia
Witaj, Leniu. Od paru dni Twój nick kojarzy mi się inaczej, bardziej osobiście:) Dlaczego - pytasz? Przeczytaj moje słowa do Olgi Bożeny.
O wpływie cech języka na myślenie ludzi posługujących się nim myślałem w czasie mojego pobytu w Anglii. Niewątpliwie wpływ taki istnieje, ale nie mam możliwości ocenienia jego wielkości. Najprostszy sposób możliwy do zastosowania bez całej, tak rozbudowanej struktury naukowej, to własna dwujęzyczność, ale... Właśnie! Ten sposób wcale nie jest prosty, bo od płynnej znajomości innego języka (a i do niej brakuje mi nie mało) spora jeszcze droga do dwujęzyczności. Temat interesuje mnie, i chętnie przeczytałbym książkę mu poświęconą.
Twoja chodząca Ci po głowie głupota podoba mi się. Zaintrygowałaś mnie nią. Poznać wszystkie języki świata, by móc wypowiedzieć swoje myśli... Leniu, nie wiem, czy byłoby to możliwe – jeśli już poznalibyśmy tysiące języków ziemi – ale pomysł jest ciekawy. Myślałem o alternatywie, o innym sposobie na wyrażenie swoich myśli, bo wszak jest taki sposób. To literatura piękna. Myślę, Leniu, że i w ten sposób można wyrazić swoje myśli, i chociaż wiem, jak trudne to zamierzenie, jak rzadko udaje się w pełni, wydaje się łatwiejszym od nauczenia się języka węgierskiego – na przykład:)
Ale sama idea intrygującą pozostaje, i za jej wskazanie dziękuję Ci.
Ach! Przypomniały mi się słowa Drzeżdżona z „Twarzy Boga”:
„Może dlatego trzeba tyle słów, aby poza nimi ukazało się nienazwane”.
No właśnie! Może właśnie dlatego autor pisze całą powieść, aby w ten jedyny możliwy sposób wyrazić to, co siedzi w nim, a co nie da się ubrać w proste słowa?
Trudne to bardzo, ale i fascynujące.

Użytkownik: Lenia 15.01.2010 22:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Leniu. Od paru dni... | Krzysztof
O, jak miło :) Gratulacje i pozdrowienia dla wnuczki!
Choć podobno wszystko jest możliwe, to ciężko mi uwierzyć, aby ten mój pomysł był możliwy do urzeczywistnienia. Poznać wszystkie języki świata...
Kto mógłby to zrobić, kto ma na to czas? Kto potrafiłby chociaż je zliczyć? :) Ale wydaje mi się, że taki sposób byłby skuteczny, bardziej niż literatura piękna. Ze swojego ubogiego doświadczenia wiem, że kiedy coś napiszę, i wydaje mi się, że to jest właśnie to, co chciałam przekazać, a pokażę to komuś innemu - to on w tym widzi coś zupełnie innego; może dlatego, że każdy człowiek jest inny, ma inną pamięć i inny sposób rozumowania, a może właśnie dlatego, że wszyscy są tacy sami, tylko nie potrafią sobie tego przekazać za pomocą słów.
Nauczenie się obcego języka do stopnie dwujęzyczności też uważam za trudne. Nie niemożliwe oczywiście. :) Z tego co wiem, to potrzeba do tego naucyzć się też myśleć w tym drugim języku, a to wydaje mi się trochę nienaturalne. Myśleć w obcym języku - o jedzeniu to jeszcze można, ale np. o miłości? ;)
Zresztą,
"Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie;
Myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie,
A słowa myśl pochłoną (...)" ("Dziady" cz.III, Scena II)
A tę "Twarz Boga" to sobie zaschowkuję.
Użytkownik: Krzysztof 16.01.2010 19:45 napisał(a):
Odpowiedź na: O, jak miło :) Gratulacje... | Lenia
Dziękuję!
Zaschowkuję... Sympatyczne, oryginalne słowo:) Podoba mi się.
Pamiętaj, Leniu, o moich słowach z recenzji: książka nie jest napisana pięknym, zgrabnym, literackim językiem na pokaz. Jej język jest jak te kamienie znajdowane w górach: szare, chropawe, niepozorne, ale jeśli rozbijesz je, w środku znajdziesz tęczę kolorowych warstw.
Napisałaś o drugim ciekawym pomyśle: ludzie są tacy sami, tylko słowa u nich nie znaczą to samo. W jakiejś mierze na pewno masz rację, co potwierdzam własnym bolesnym doświadczeniem, ale jak wielka jest ta miara – nie wiem.
Słowa myśl pochłoną... Oj, to prawda. Przecież tak naprawdę to pochłonięcie stanowi największą – obok oryginalności lub urody myśli - trudność w napisaniu dobrego tekstu.
O miłości myśleć angielskimi (na przykład) słowami? Faktycznie, jakoś nie bardzo. Gdy czytam wyrażenie w rodzaju „to fall in love...”, to tłumaczę je tak, jak powinienem, ale jednocześnie nie mogę zapomnieć tłumaczenia dosłownego, i wtedy myślę sobie, że tylko facet mógł je ułożyć: wpaść w miłość... :)

Użytkownik: Lenia 17.01.2010 23:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję! Zaschowkuję...... | Krzysztof
Słowo "zaschowkować" pożyczyłam sobie od któregoś Biblionetkowicza; nie pamiętam już u kogo, ale gdzieś je widziałam. :)
Ludzie mogliby się zrozumieć, i rozumieć w pełni pisane przez innych teksty, chyba tylko wtedy, gdyby istniał jakiś centralny urząd d.s. ujednolicania języka dla wszystkich - a więc w Oceanii. Mam nadzieję, że tak nigdy nie będzie. Nie byłoby wtedy też zabawy z czytaniem książek, bo wszystkie byłyby tak beznadziejnie oczywiste.
Ha, ha... Tak... :D
Tłumaczenie z angielskiego na polski dosłownie to jest w ogóle świetna rzecz: próbowałam niedawno z koleżanką, powstawały nam takie zwroty jak "zrobić do góry swój umysł" ("make up sb's mind"). :)

Użytkownik: Krzysztof 14.12.2009 20:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Dawno nie byłam w Biblion... | librarian
Witaj, Librarianko. Bardzo się cieszę czytając Twoje słowa do mnie. Naprawdę!
Faktycznie, Korczak! Że też nie pomyślałem o nim!
Użytkownik: librarian 16.12.2009 06:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Librarianko. Bardz... | Krzysztof
Ja też mam wrażenie, że Korczak daleki był od indoktrynowania dzieci. Wydaje mi się że Korczak był osobą uduchowioną lecz niekoniecznie religijną.

Z Declaration of Childrens Rights:
http://korczak.com/Biography/kap-38.htm

"The child has the right to commune with God".
Użytkownik: Krzysztof 16.12.2009 22:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też mam wrażenie, że K... | librarian
Ależ nikt, jak mniemam, w Summerhill nie odbierał dziecku jego prawa do obcowania z Bogiem. Z tego, co pisze autor, wynika, że dzieci z tego prawa nie korzystały.
Librarianko, liczę i liczę te przesunięte godziny... Szósta rano u nas, to u Ciebie która? Późny wieczór pewnie? A jak masz za oknem? Śnieżnie i zimowo?
Użytkownik: librarian 18.12.2009 05:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ nikt, jak mniemam, w... | Krzysztof
Mało śnieżnie za to zimowo, bo zimno. Dekoracje, światełka, choinki rozświetlają ciemne uliczki. Ostatni tydzień szkoły a dla mnie i pracy, bo będę miała trochę wolnego. Obiecuję sobie pozaglądać do Biblionetki od czasu do czasu, tym bardziej że mam spore zaległości no i zatęskniłam za Wami kochani.
Użytkownik: Krzysztof 18.12.2009 20:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Mało śnieżnie za to zimow... | librarian
Jeśli Twoje „za wami” chociaż w mikroskopijnej cząstce i mnie dotyczy, to cieszę się, Doroto.
A wolnego zazdroszczę. Człowiek do lenistwa jest stworzony! – to moje odkrycie, tym dla mnie prawdziwsze, im bliżej do weekendu.
Użytkownik: janmamut 15.12.2009 05:14 napisał(a):
Odpowiedź na: „Naturalne człowieczeństw... | Krzysztof
I tak oto, zamiast spełniać swoje obowiązki, czytałem reklamowane dzieło. Nie powiem: nawet z pożytkiem. Czasem, gdy jest mi źle, dla równowagi zauważam okropności, które zostały mi oszczędzone. Właśnie doszła kolejna. Opatrzność uchroniła mnie przed wpadnięciem w dzieciństwie w łapy podobnego Neillowi [ciach] - nie obrażać autorów, mogą tu kiedyś zajrzeć (oby!).... Admin. Dziękuję!
Użytkownik: Marylek 15.12.2009 12:55 napisał(a):
Odpowiedź na: I tak oto, zamiast spełni... | janmamut
dewiant
1. "psych."
a) człowiek o nieprawidłowej osobowości, mający różne odchylenia od normy, np. w postępowaniu, w zachowaniu, w wyglądzie
b) zboczeniec seksualny
2. "socjol." człowiek naruszający ważne normy i wzory społeczne
/Słownik Wyrazów Obcych PWN/

Aleksander S. Neill był otóż czystej wody dewiantem. Dewiacją czystą bowiem jest poświęcenie swoich własnych pieniędzy celem zakupu gruntu, na którym znajdować się będzie szkoła, takąż dewiacją jest mieszkanie przez całe życie wraz z rodziną w tejże szkole i oddanie całego życia jej idei, idei miłości do dziecka i dostrzegania w nim przede wszystkim dobra, nie wspominając już o katastrofalnej dewiacji, jaką jest wychowywanie własnej córki w takich dewiacyjnych warunkach. Dewiacyjnym jest przyjmowanie do swojej szkoły dzieci określanych mianem trudnych, których żadna „normalna” szkoła nie chciała zaakceptować ani nie umiała przystosować do funkcjonowania w społeczeństwie, z którymi często nie potrafili poradzić sobie właśni rodzice. Dewiacją jest danie im wykształcenia i umożliwienie do tego społeczeństwa powrotu. Żaden bowiem z uczniów Summerhill nie zbłądził na margines społeczeństwa, żaden nie wszedł w konflikt z prawem, każdy potrafił sam zarobić na swoje utrzymanie i odnaleźć swoje miejsce w życiu.

Gdy spotykamy się z poglądami odmiennymi od własnych lub takimi, które uznajemy za błędne, może my odnieść się do takich poglądów merytorycznie, wypunktować co złe, uzasadnić własną opinię, pokazać inną drogę. Możemy też bluznąć inwektywą, co jest, oczywiście, znacznie łatwiejsze, choć dalekie od idei dyskusji.

Z mojej strony, na temat dewiacji Neilla, EOT.
Użytkownik: Bozena 15.12.2009 19:13 napisał(a):
Odpowiedź na: I tak oto, zamiast spełni... | janmamut
Twój komentarz, Mamucie, psychicznie "zindukował" mnie, i chcę napisać bardzo krótko – wszak to temat dotykający religii (tabu), i niemal nierozwiązywalny, nurtujący wszystkich nas: wychowanych i wychowywanych w naszej kulturze. Ale zważywszy na żywy oddźwięk tutaj wielu osób, pozytywny zresztą, wobec myśli i działań Neilla – uważam, że niepotrzebnie zbulwersowałeś się, choć nie mogę zaprzeczyć, iż odczułeś ulgę uzyskując świadomość, że wychowałeś się poza "okropnościami". To bardzo trudny temat, wymagający przemyśliwania w całym życiu (nierzadko długim), wymagający wolnej myśli, otwartości na ogląd świata innych.

Muszę Ci powiedzieć, że nie ma we mnie rozstrzygnięcia w tej kwestii, i już nie będzie. Sprzeczności które mną szarpią nie jestem w stanie wewnątrz siebie pogodzić. A mam już dorosłych synów, i jest tak, że nie mogę jednak narzekać, znajduję porozumienie w aurze zdystansowanej, choć nie – omijającej; do dziś ogromnie sobie cenię dystans wyniesiony z rodzinnego domu, na przykład: wspomnienie kiedy to nigdy nie widziałam Ojca w przygniecionych papciach lub paradującego po mieszkaniu w „pantalonach”. Z drugiej zaś strony, jako dziecko, mam stale w pamięci przykre doświadczenie i to właśnie przed moją pierwszą komunią, i inne doświadczenia związane z religią katolicką, z jej naukami, obrazami, przedstawicielami, symboliką... które to bardzo niekorzystnie wpłynęły na całe moje życie. Wszak doktryny obejmują wszystkie jego dziedziny, i oddziałują na nas. To dla wielu chrześcijan, a przecież ludzi, jest trudne do pogodzenia, i uważam, że książka Neilla (akurat nie czytałam jej) czy też wiele książek B. Russella (i on prowadził wraz z żoną szkołę eksperymentalną) bliskich tej tematyce (czytałam) są, moim zdaniem, warte uwagi najwyższej. Choć wolny wybór mamy...

Czeka nas proces przemian (rozwój lub wstecznictwo zależnie od uznanych, uznawanych wartości), i on jest stale przed nami, przyszłymi pokoleniami; ale w raj na ziemi to ja zupełnie nie wierzę. Każdy, jak dotąd, raj - w ruiny się zamieniał.

Mamucie, gdyby ktoś moje pisanie, a przez to i mnie obraził potocznie rozumianym słowem:„dewiant” tylko dlatego, że ten ktoś ma inny niż ja, i to skrajnie ugruntowany pogląd, i przy nim trwa, pogląd prawdziwy dla niego (choć niewyrażony wprost), zdawałoby się - przylegający do norm powszechnych w danej kulturze – nie byłoby to dla mnie przyjemne.
Ostatnio zafascynowana jestem kulturą Wschodu, czytam już z większym zrozumieniem niż niegdyś o rozmaitych religiach, cóż byś na to powiedział? :-)

Nie łudźmy się, my – ludzie, że jesteśmy „aniołami”, że obce są nam sprzeczności wewnętrzne, a to tam właśnie możemy odkryć podobne myśli do myśli Neilla. Tylko czasem te myśli przerażają nas (choć może i nie każdego), wypieramy je, bo są „niegodne”.
Użytkownik: janmamut 16.12.2009 00:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Twój komentarz, Mamucie, ... | Bozena
Ależ ja nie obrażam, tylko doceniam pisanie Krzysztofa! Trzeba przyznać, że ma dar słowa. Sam po Tomaszowie całkiem inaczej patrzę na zachód słońca. Początkowo mnie to cieszyło, teraz już nieco przeraża, bo zostało wyparte zwykłe spojrzenie; ale siłę oddziaływania doceniam. Tak samo było w przypadku tej czytatki. Przekonywać przekonanych to nic wielkiego, ale skłonić kogoś, by zarwał noc nad książką, całkowicie sprzeczną z jego przekonaniami, jest prawdziwym dokonaniem!

Co więcej: ja bym się cieszył, gdyby okazało się, że oddziałuję w sposób nietypowy. A jeszcze gdy jest to dobre -- to prawdziwa radość! Jestem w trudnym okresie życia i te słowa o dołożeniu czegoś na szalę dobra nie są w żadnym razie ironiczne; podobnie podziękowanie jest szczere.

Marylek ma wyrafinowane poczucie humoru, pokazując właściwą definicję: "2. "socjol." człowiek naruszający ważne normy i wzory społeczne", a jednocześnie sugerując, że chodzi o pierwszą. Dewiant to przecież nie tylko człowiek narkotyzujący i wykorzystujący trzynastolatki lub wciągający kokainę w kobiecym stroju w towarzystwie prostytutek; by przypomnieć dwa niedawne skandale. Na ile zrozumiałem książkę, normy społeczne były dla autora głównym źródłem nieszczęść. Oto przykłady:
"społeczność nie ma żadnego prawa zmuszania chłopca, by uczył się łaciny -- bowiem uczenie się tejże łaciny jest jego indywidualną sprawą. Zmuszanie dziecka do nauki jest tym samym co zmuszanie człowieka do przyjęcia jakiejś religii ustawą parlamentu" (s. 82); "Powtarzam, że rodzice psują własne dzieci narzucając im przestarzałe przekonania, przestarzałe maniery, przestarzałą moralność" (s. 84); "Nasze szkoły przekazują dalej kłamstwo, że posłuszeństwo i pracowitość to cnoty, a historia i francuski to wykształcenie" (s. 101).

Nie kwestionuję do końca wartości propagowanego systemu, dla mnie jednak zetknięcie się z nim w dzieciństwie byłoby prawdziwym nieszczęściem. Wystarczy mi, że na co dzień stykam się z produktami bezstresowego wychowania.
Użytkownik: Vemona 16.12.2009 09:02 napisał(a):
Odpowiedź na: I tak oto, zamiast spełni... | janmamut
Wiesz, kiedy czytam takie wypowiedzi, jak Twoja, to naprawdę odechciewa mi się zaglądania tutaj, uczestniczenia w dyskusji. Zamiast argumentów - inwektywy, skutecznie mnie zraziłeś do biblionetki.
Użytkownik: janmamut 18.12.2009 06:18 napisał(a):
Odpowiedź na: I tak oto, zamiast spełni... | janmamut
@Admin: Z tym zaglądaniem Neilla to raczej będzie tak, jak w znanym dowcipie:

"W 1968r., po słynnym wystawieniu "Dziadów", delegacja polska bawiła w Moskwie. Chruszczow zwraca się do Gomułki:

– Podobno u was w teatrze wystawiono antyradziecką sztukę?
– No, tak, "Dziady" – z pokorą potwierdza Gomułka.
– I coście zrobili?
– Zdjęliśmy sztukę.
– Dobrze. A co z reżyserem?
– Został zwolniony z pracy.
– Dobrze. A autor?
– Nie żyje.
– A toście chyba przesadzili... "

:-)
Użytkownik: Marylek 18.12.2009 10:03 napisał(a):
Odpowiedź na: @Admin: Z tym zaglądaniem... | janmamut
Jeśli a=b, a b=c, to a=c.

Jeśli koncepcja pedagogiczna Neilla sprawia, że zostaje on określony obraźliwym słowem, a ja zgadzam się w pełni z tą koncepcja, to...

Nie tylko Neill został tutaj obrażony.
Użytkownik: janmamut 19.12.2009 06:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli a=b, a b=c, to a=c.... | Marylek
Jeśli napalm jest zły, a mała dziewczynka jest płonącą kulą napalmu, to ta dziewczynka jest zła?! Wybacz, ale to nie moja logika.

Mnie właśnie martwi, że się z koncepcją Neilla zgadzasz. Nie ma to jednak nic z występowania przeciw Tobie. Wtedy bym się nie martwił. Z wieloma jego stwierdzeniami zgodzilibyśmy się oboje, bo są prawdziwe. Zakładam jednak, że świeżo po lekturze dostrzegłem tam rzeczy, o których może już nie pamiętasz, a zostały sprytnie przemycone pośród prawdy. Zauważyłem u Neilla wielką zdolność do uwodzenia czytelnika przez nieusprawiedliwioną interpretację zdarzeń. Zasady logiki są jednak bezwzględne. Jeżeli ktoś będzie miał osiągnięcia w jakiejkolwiek dziedzinie, ale będzie twierdził, że to dlatego, iż odrzucił brutalnie wtłaczane przez społeczeństwo błędne przekonanie, że 2+2=4, gdy tymczasem 2+2=7, to nie mam prawa przyjąć tego założenia, bo jest niepoprawne metodologicznie. Ot, co.

Użytkownik: Marylek 19.12.2009 10:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli napalm jest zły, a ... | janmamut
Nie przekonuj mnie do swojego punktu widzenia, bo nie o to chodzi.
Nie musimy być wszyscy tacy sami, wręcz byłoby to nudne i zupełnie nierozwijające. Ale możemy różnić się bez obrażania drugich, o co już parę osób prosiło.

Nie oczekiwałam przekonywania mnie do Twoich racji, czekałam na to jedno słowo, którego należało użyć, gdy się kogoś obraziło, obojętnie czy przez zapalczywość czy z premedytacją. Używają go tutaj ludzie, którzy nie obrazili nikogo, po prostu na wszelki wypadek, z góry. Ty nie potrafisz, nawet gdy Ci się to zasugeruje. Trudno. Przeżyję. Przykrość pozostaje.
Użytkownik: Czajka 19.12.2009 11:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie przekonuj mnie do swo... | Marylek
No właśnie, kilka osób poczuło się obrażonych. To jest dla mnie dziwne, że autor może zdiagnozować szukających Boga jako ludzi mających problemy z seksem i nazwać rodzica wychowującego dziecko w swojej wierze i w swoich przekonaniach faszystą, natomiast czytelnik już nie może określić, że ów autor jest przeciwny ważnym normom społecznym.

Faktycznie, przykro czyta się tę dyskusję i, zapewniam Cię, Marylku, przykro jest obu stronom. Ja się czuję jak na wojnie, udziela się tu wsparcia, mówi się o typowych katolikach, którym obce jest pojęcie miłości, wywiesza sztandary. Mówi się o indoktrynacji religią, skądinąd mi wiadomo, że indoktrynacja jest słowem o wydźwięku niezbyt chlubnym i pozytywnym, może jeszcze bardziej obraźliwym niż to nieszczęsne odchylenie. Od wczoraj się powstrzymywałam, może trzeba mi było się powstrzymywać dalej, ale za bardzo mnie to porusza.

Krzysztof tu mówi o wolności, chyba jednak dla tych prawomyślnych? Swoją drogą, uważam, że Neill wcale nie poczułby się obrażony, skoro uważał, że maniery to szczerość.
Użytkownik: Marylek 19.12.2009 12:09 napisał(a):
Odpowiedź na: No właśnie, kilka osób po... | Czajka
Ale, Czajko, ja nie chcę się czuć jak na wojnie, wolałabym jak w klubie dyskusyjnym, ale nikt nie powinien w takim klubie nikogo bić, a sama widzisz, że niektóre słowa są jak uderzenie. Dobrze byłoby je omijać. Jeśli mnie się zdarzyło nie ominąć takowego, to niniejszym bardzo przepraszam. A Neill nikogo nie nazwał faszystą, mówił o metodach, nie odnosił się personalnie do nikogo.

Tobie w żadnym razie nie można zarzucić braku manier, w żadnej dyskusji nikogo nie obrażasz i uważam, że Twoje wypowiedzi mogą wręcz być wzorcem kulturalnej dyskusji.

A książkę proponowałam Ci nie dlatego, żebyś miała kogo wychowywać, tylko żebyś mogła wyrobić sobie włąsny pogląd. Na całokształt, a nie na garść cytatów.
Użytkownik: Krzysztof 19.12.2009 19:15 napisał(a):
Odpowiedź na: No właśnie, kilka osób po... | Czajka
Jestem tutaj gospodarzem, i dlatego uznałem, że powinienem dać Ci odpowiedź, Czajko. Ignorowałem wątek religijny, ale skoro w swojej wypowiedzi wymieniłaś moje imię, odpowiem.
Na samym wstępie zaznaczam, że unikam rozmów z ludźmi religijnymi o religii (ale nie unikam ludzi religijnych; moja żona jest osobą wierzącą. Kuzynka też, i świetnie mi się z nią koresponduje), a to z dwóch powodów: uznaję niemożliwość dyskusji na argumenty między ateistą a wierzącym, oraz uznaję moją nieumiejętność prowadzenia takiej rozmowy. Tak daleki jestem od wiary i postrzegania świata w kategoriach religijnych, że w trakcie rozmowy zbyt często dochodzi do nieporozumień. To, co dla mnie jest argumentem, dla drugiej strony staje się inwektywą – a bywa, że i vice versa; to nie dyskusja, a ciągłe mijanie się. Dyskusja o religii między osobą niewierzącą a wierzącą nie jest w stanie wyjść nawet z pozycji startowych, to znaczy uściślenia pojęć, a więc zrobienia czegoś, co właściwie w każdej innej rozmowie w ogóle nie jest potrzebne. Przykład? Proszę bardzo. Pisałaś o uznaniu (rozumiem, że w domyśle uznaniu przez Neilla) osób szukających Boga jako tych, którzy mają kłopoty z seksem. Nie wiem, skąd ten wniosek, bo nijak się on ma do treści cytatów, skoro nie było w nich mowy o tych poszukujących – jakże często godnych szacunku! - ani nawet o ludziach wierzących jako takich. Neill pisał o religii.
Wiara i religia nie są synonimami.
Dla niego nie tyle wiara w Stwórcę jest szkodliwa, co wiara w złego Boga, czyli w takiego, którego należy się bać, bo zawiesza on nad nami straszne kary. Strach jest tutaj nosicielem zła, nie sama wiara. Człowiek mozolnie kroczący swoją drogą ku Sacrum nie dojdzie do bram piekła i nieba, ale dowie się o tym jako dziecko z lekcji religii. Złem jest mesjanistyczna i monoteistyczna religia ujęta w ramy sztywnej, hierarchicznej organizacji, ponieważ nakazuje wierzyć w coś, przeciw czemu buntuje się nie tylko ludzkie poczucie sprawiedliwości, ale i nasza moralność. Jest złem, ponieważ ona w ogóle coś nakazuje – i to w tej dziedzinie, w której powinno liczyć się tylko to, co czujemy: nasza wiara. W tym sensie wspomniana instytucja papieża jest złem. Nota bene: nakazywać wierzyć nie można – jak to robią przełożeni religii - bo to mieszanie pojęć i zwykła sprzeczność. Nie można człowieka nauczyć wiary, nie można człowiekowi nakazać wiary. Tak jak i miłości.
Zauważ, że zgodnie ze znaczeniem pojęć nie powiedziałem tutaj ani słowa o Bogu, a tylko wyraziłem swoją opinię o religii, ściślej o religii ujętej w organizacyjne ramy, więc proszę, aby nikt tutaj nie bronił honoru Boga, bo nie ma takiej potrzeby. O Bogu trudno mi powiedzieć cokolwiek złego czy dobrego, skoro jako ateista zaprzeczam jego istnieniu.
Chcąc rozmawiać, musielibyśmy ustalić znaczenie tych pojęć, a i tak porządek byłby tylko do następnej chwili, gdy znowu wyskoczyłby nam jakiś diabełek nieporozumienia.
Moniko, przecież nie mamy ambicji rozmową zmienić swoich poglądów, więc po co?
Już lepiej zwrócić uwagę na pewien bardzo ważny, a mało tutaj widoczny fakt. Dla mnie nawet dwa fakty. Otóż byłem zdziwiony łatwością odciśnięcia trwałego piętna na psychice małego dziecka. To bardzo ważna nauka, a nikt o tym tutaj nie mówi, tylko w kółko wałkujecie sprawy religii. Religia ludzi dzieli, trzeba nam o tym pamiętać, i po prostu nie zajmować się nią. Najlepiej wcale, nigdy i nigdzie, ale to już prywatny wybór człowieka. Drugi fakt, niedoceniany przeze mnie, a może i nawet ignorowany, to wpływ podświadomości na nasze poczynania. Z tego faktu wynika kolejny wniosek (a wszystkie są odpowiedzią dla Ciebie, Czajko): pierwotna przyczyna ludzkich działań, reakcji, poglądów, sposobów wartościowania, może być bardzo, ale to bardzo odległa od swoich przejawów. Inaczej mówiąc: te nieszczęsne (przez swoją kłopotliwość tutaj) zahamowania seksualne mogą objawiać się w dziedzinach zupełnie nie związanych z ludzkim seksualizmem – jak u tego chłopca wspomnianego w książce, u którego wewnętrzny konflikt związany z informacjami o sposobie przychodzenia ludzi na świat był przyczyną kradzieży zegarków i ich rozbierania. Każdy psychoanalityk na pewno mógłby sypać przykładami jak z rękawa.
Neillowi chodziło właściwie o jedno: aby dziecko rosło bez uczucia strachu – i dlatego był przeciwnikiem nauczania religii. Związek między jednym a drugim nie wymaga udowodnienia, a jeśli ktoś tego związku nie widzi, żadne argumenty, ani moje, ani nikogo, nie przekonają go.
Jeszcze pozwolę sobie na drobną uwagę końcową.
Wiara jest indywidualną sprawą każdego człowieka, jest wynikiem jego przemyśleń, czasem trwających wiele lat, jest wewnętrznym doznaniem kontaktu z boskością, jest przeżyciem pozasłownym i pozarozumowym. Nie podpiera się argumentami ani księgami, ani prawem i siłą państwa. Nie wymaga dowodów ani nauki. Wiara tkwi w sercu człowieka, i żaden papież nie ma do niej żadnego prawa.
Szanuję ludzi wierzących i zazdroszczę im ich wiary.
Wiary nie można nauczyć nikogo, a dzieci nie wolno nawet próbować, bo w ten sposób ubezwłasnowolnia się bezbronnego, nieświadomego rzeczy człowieka, pozbawia się go swobodnego, świadomego i własnego wyboru jego własnej wiary, bądź jej braku, co też będzie jego własnym wyborem. W ten sposób nauka religii godzi w podstawowe prawa ludzkie. Religii można uczyć tylko i wyłącznie tych spośród (już) wierzących, którzy odczuwając potrzebę członkostwa w jakiejś religijnej organizacji, wybrali właśnie Kościół Rzymskokatolicki. Uczenie religii nie może być substytutem wiary, tak jak niedzielne chodzenie do kościoła wiarą nie jest.

Użytkownik: Czajka 19.12.2009 20:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem tutaj gospodarzem,... | Krzysztof
Czy to nie cytat z Neilla: "Wobec tego, że seks uważany jest za wielki grzech, dzieci wolne od wstydu i lęku przed nim nie szukają żadnego Boga"?

Ja też nie mam zamiaru dyskutować tu ani o wierze, ani o religii, w swojej poprzedniej wypowiedzi chciałam tylko stwierdzić, że można mieć prawo nie zgadzać się z prezentowanymi przez Neilla teoriami, zwłaszcza, że są to niekiedy stwierdzenia bulwersujące, szafujące mocnymi słowami i można mieć prawo do wyrażenia owej niezgody.

Natomiast, moim zdaniem, stwierdzenia typu "Nie powinniśmy pozwalać tym różnym organizacjom religijnym na tak barbarzyńskie traktowanie naszych małych dzieci." poprzez swoje krzywdzące uogólnianie nie tworzą atmosfery wolności i przyjaznej tolerancji, ale to moje prywatne odczucie i jako takie nie podlega już żadnej dyskusji.
Użytkownik: Krzysztof 19.12.2009 21:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy to nie cytat z Neilla... | Czajka
Nie ma wolności tam, gdzie jakaś organizacja religijna, posiłkując się aparatem państwowym, wymusza nauczanie szkodliwych dla dzieci treści. Czajko, nie można tolerować takich praktyk. Przecież dobrze wiesz, że jeśli religia jest w szkole, to wszystkie dzieci i ich rodzice są pod presją. Jaka to wolność? Dla kogo?
Użytkownik: Cirilla 29.12.2009 07:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli napalm jest zły, a ... | janmamut
"Jeśli napalm jest zły, a mała dziewczynka jest płonącą kulą napalmu, to ta dziewczynka jest zła?!"
Oczywiście!! Jest zła, no bo niby jaki jest pożytek z płonącej dziewczynki?!

Indoktrynacja jest zła. Bez względu na to, czy zgodna z panującym wyznaniem i/albo ustrojem czy nie. Każdy, nawet mały człowiek powinien mieć prawo wyboru, zwłaszcza w tak ważnej kwestii jak religia. No a religia jest nielogiczna i pełna sprzeczności.
Użytkownik: Vemona 18.12.2009 10:23 napisał(a):
Odpowiedź na: @Admin: Z tym zaglądaniem... | janmamut
Ja mam tylko nieśmiałe pytanie, czy nie można wyrażać swoich opinii BEZ używania inwektyw? Czy nie można przedstawiać swoich racji nie obrażając nikogo?
Nie musimy być zgodni w poglądach, ale wydaje mi się, że powinniśmy umieć rozmawiać w takiej formie, która jest do przyjęcia dla każdego. To, że nie zgadzam się z opiniami rozmaitych autorów, nie znaczy, że muszę ich określać mianami uznanymi powszechnie za obraźliwe.
Neill może nie zajrzy, ale może zajrzeć Masłowska, może zajrzeć Cejrowski - mogłabym powiedzieć, co o nich myślę używając słów omijanych w słownikach, ale tego nie robię, nie dlatego, że zajrzą, ale dlatego, że nie chcę obrazić osób, którym się ich twórczość i poglądy podobają.
Użytkownik: Marylek 18.12.2009 10:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja mam tylko nieśmiałe py... | Vemona
Dokładnie tak! Dokładniusieńko. I dotyczy to nie tylko autorów.
Użytkownik: Vemona 18.12.2009 11:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Dokładnie tak! Dokładnius... | Marylek
Nie tylko autorów, oczywiście, dotyczy wszystkich. Po prostu nie rozumiem, jak można rozmawiać nie licząc się z interlokutorem.
Użytkownik: paren 18.12.2009 11:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja mam tylko nieśmiałe py... | Vemona
Podpisuję się i ja pod Twoją wypowiedzią i to obiema rękami!
Użytkownik: Krzysztof 15.12.2009 19:54 napisał(a):
Odpowiedź na: „Naturalne człowieczeństw... | Krzysztof
„...nie po jednym pokoleniu, nie po dwóch pokoleniach, ale w końcu ludzie będą wolni.” – napisał Neill. Faktycznie, chyba wiele trzeba pokoleń, i to nie tylko dla osiągnięcia wolności.
Dziękuję bardzo Oldze i Marylce za wypowiedzi. Ja sam jestem tak oszołomiony wiadomą wypowiedzią, że nie wiem, co napisać; nawet nie wiem, czy teraz chcę.

Użytkownik: Czajka 16.12.2009 06:52 napisał(a):
Odpowiedź na: „Naturalne człowieczeństw... | Krzysztof
"Uważam, że narzucanie czegokolwiek mocą autorytetu jest błędem. Dziecko nie powinno robić niczego, dopóki samo nie dojdzie do wniosku – swojego własnego wniosku – że coś tam powinno zostać zrobione. Przekleństwem ludzkości jest zewnętrzny przymus, niezależnie od tego, czy pochodzi od papieża, państwa, nauczyciela czy rodzica. Jest to faszyzm in toto. "

Drogi Krzysztofie, zupełnie nie zgadzam się z prezentowanymi poglądami. Nie jestem zwolenniczką zasad faszystowskich w wychowaniu dzieci, ale jestem zdecydowaną przeciwniczką wolności w wychowaniu. Uważam, że jest sprzeczna z samą istotą wychowania, które polega na przekazaniu dziecku pewnej wiedzy, zasad i umiejętności funkcjonowania w świecie w wieku kiedy nie jest w stanie samo o sobie decydować. Oczywiście nie ma wychowania idealnego, natomiast nawoływanie do burzenia autorytetów jest, moim zdaniem, szkodliwe.

W świetle wyjętego przeze mnie fragmentu rozumiem, że nie powinnam dziecka uczyć angielskiego, kiedy miało pięć lat i było w wieku najbardziej chłonnym, tylko poczekać aż osiągnie pełnoletność? Czy może też nie powinnam zakazywać mu wkładania gwoździ do gniazdek? Czy moja mama, kiedy z przedszkola przyniosłam gumkę koleżanki, nie powinna mi mówić, że cudzych rzeczy brać nie wolno, bo taka jest norma, czy po prostu poczekać, aż sama dojdę do tego, iż kradzież nie jest dobra?

Uważam, że z każdej religii, nauki i norm można zrobić narzędzie tortur, chociażby z pożytecznej skądinąd linijki ale postrzeganie nauki jako szkodliwej to błąd.
Ja nie umniejszam zasług Neilla w jego osobistych doświadczeniach z młodzieżą, jednak nie każda metoda, która sprawdza się w przypadku pedagoga świadomego czy charyzmatycznego, umiejącego dostrzec indywidualność dzieci sprawdza się w przypadku ogółu, tak samo jak genialna metoda nauki języków sprawdziła się chyba jedynie w przypadku Schliemanna, to świetnie, że ją stosował i nauczył się kilkunastu, ale na szczęście nie próbował jej wdrażać do szkół powszechnych.

"Zarówno judaizm jak i chrześcijaństwo nienawidzą ciała" - to chyba za czasów średniowiecznych?

Sądzę, że Neill z jednej skrajności przymusu, faszyzmu i tortur wpada w drugą - totalnej wolności, odrzucenie norm i pochwała natury. A wszelkie skrajności, zdaniem starożytnych Greków, nie są dobre.

Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i mam nadzieję, że nikogo nie urażam swoimi poglądami. :)
Użytkownik: koko 16.12.2009 12:13 napisał(a):
Odpowiedź na: "Uważam, że narzucanie cz... | Czajka
Podpisuję się pod wypowiedzią Czajki. Zgrabnie nazwała to, z czym miałam pewien problem czując, że np. czekanie, aż dziecko samo dojdzie do prawd ogólnie przyjętych i stosowanych może do niczego dobrego nie doprowadzić. Według mnie od nienakazywania niczego jest mały krok do przyzwalania na wszystko, a czy to jest dobra metoda wychowawcza? Dla mnie wychowanie wiąże się ściśle z nauczaniem, nie z wolnością.
Czy w związku z Neillem nie zachłystujemy się nazbyt nowością? Programem wychowania nie przyjętym u nas? Czy w tych zachwytach patrzymy wystarczająco do przodu, w przyszłość, przewidując, co program Neilla może przynieść w efekcie?
Pozdrawiam wszystkich dyskutantów i zapewniam, że nie jest moim zamiarem dowalić nikomu.
Użytkownik: verdiana 16.12.2009 13:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Podpisuję się pod wypowie... | koko
Koko, Neill to żadna nowość, on już od ponad 30 lat nie żyje! Szkołę teraz prowadzi jego córka, ciekawa jestem, jakie są efekty. Dzieci, które uczył Neill, są już dorosłe od dawna, ciekawe, jak sobie radzą w życiu. Ciekawi mnie JEGO sposób nauczania, ten konkretny, i jego efekty, bo skutki wychowania "bezstresowego" są znane od dawna. Są oczywiście opłakane.
Użytkownik: koko 16.12.2009 14:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Koko, Neill to żadna nowo... | verdiana
Obiektywnie Neill nie jest nowością, ale dla niektórych z nas może być :)
Użytkownik: Marylek 16.12.2009 14:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Obiektywnie Neill nie jes... | koko
To właśnie miałam napisać, co Verdiana. Szkoła Summerhill została założona w roku 1921, jako eksperyment pedagogiczny. Była to szkoła z internatem dla tzw. dzieci trudnych, mających problemy z przystosowaniem się do wymogów szkoły tradycyjnej i do życia w społeczności. Przyjmowała uczniów od piątego do 15 roku życia bodajże, książkę czytałam dość dawno temu, ale chyba tak, niech mnie Krzysztof poprawi, jeśli się mylę.
Użytkownik: Marylek 16.12.2009 14:32 napisał(a):
Odpowiedź na: "Uważam, że narzucanie cz... | Czajka
"Uważam, że narzucanie czegokolwiek mocą autorytetu jest błędem. Dziecko nie powinno robić niczego, dopóki samo nie dojdzie do wniosku – swojego własnego wniosku – że coś tam powinno zostać zrobione. Przekleństwem ludzkości jest zewnętrzny przymus, niezależnie od tego, czy pochodzi od papieża, państwa, nauczyciela czy rodzica. Jest to faszyzm in toto.
(...) Wolność, to robienie tego, co się komu podoba, dopóki nie narusza się wolności innych. Wynikiem jest samodyscyplina."

Ten sam cytat, który przytoczyłaś, Czajko, tylko uzupełniony.

W praktyce chodzi o działanie mocą przykładu, a nie narzucania, ponieważ jest to skuteczniejsze i przynosi długotrwałe efekty. Żeby nie być gołosłowną: w szkole Summerhill uczestnictwo w lekcjach nie było obowiązkowe dla uczniów, jedynie dla nauczycieli. Każdy nowoprzyjęty (jest to szkoła z internatem) zachłystywał sie na dzień dobry tą "wolnością" i stwierdzał, że w takim razie on/ona na żadne lekcje chodzić nie będzie. Nie ma przymusu, to nie chodzę! Hura! Po czym okazywało się, że koleżanki i koledzy na lekcje idą, a rzeczony delikwent zostaje sam ze swoim buntem i pseudowolnością przekształcającą się w nudę. Dlaczego chodzili? Bo okazywało się, że ciekawie jest się czegoś nowego dowiedzieć, czegoś nauczyć, zrobić coś razem, w grupie, zastosować w praktyce zdobytą wiedzę. Zwykle absencja "nowego" trwała od kilku dni do kilku tygodni, po którym to czasie "nowy" na próbę włączał się w życie szkolne i tak już zostawało. Najdłużej, jak odnotowuje Neill, nie uczestniczyła w lekcjach pewna zbuntowana dziewczyna - bunt trwał 6 miesięcy. Ale i ona w końcu przełamała nabytą wcześniej wcześniej niechęć do szkoły. Wychowankowie Summerhill zdawali egzaminy końcowe (w Anglii w wieku lat 16) identyczne, jak młodzież chodząca do normalnych szkół, bez problemów, z porównywalnymi wynikami. Wynikiem istotnie była samodyscyplina, bez naruszania wolności innych.

Piszesz, że wychowanie "polega na przekazaniu dziecku pewnej wiedzy, zasad i umiejętności funkcjonowania w świecie w wieku kiedy nie jest w stanie samo o sobie decydować. Oczywiście nie ma wychowania idealnego, natomiast nawoływanie do burzenia autorytetów jest, moim zdaniem, szkodliwe."

Neill też tak uważa, tyle, że przekazywanie tych zasad i umiejętności funkcjonowania w świecie dokonuje się przez osmozę: rodzic je łyżką, a nie palcami - dziecko go naśladuje; rodzic myje ręce - dziecko też; rodzic nie kłamie, nie nadużywa siły, uprawia sport, czyta przed snem, całuje bliskich na do widzenia - wszystko przez osmozę, bo rodzic jest dla małego dziecka najwyższym autorytetem, którego nie da się zburzyć, jeśli rodzic sam do tego nie doprowadzi. Natomiast w wieku buntu autorytety padają i jest to naturalne. Ten, kto nie będzie buntował się jako nastolatek, ma duże szanse zostać pomiotłem w pracy i życiu dorosłym. Reguły, oczywiście, nie ma.

Jak najbardziej wskazane jest uczenie dziecka w wieku pieciu lat angielskiego, chodzi jedynie o to, żeby nie było to na zasadzie: "Odłóż w tej chwili te głupie klocki, bo idziesz na lekcje!" Chodzi o to, żeby dzieciak sam chciał coś robić. Dziecko ma naturalną ciekawość świata, samo pyta, chce się nauczyć, robi eksperymenty (wkładanie gwoździ do gniazdek jest jednym z nich!), chodzi właśnie o to, żeby tę naturalną ciekawość świata, tym większą i zachłanniejszą im jest ono młodsze, rozbudzać, pogłębiać; nasz system szkolny działa, niestety, odwrotnie. Nikt tutaj nie nawołuje do mylenia wolności z brakiem odpowiedzialności.

Bo, jak powiada Neill, "Nikt nie jest całkowicie wolny społecznie, ponieważ prawa innych muszą być szanowane. Ale każdy powinien mieć wolność osobistą."

Idea wydaje się utopijna, ale Neill odniosił sukcesy. Był z pewnością charyzmatyczny, jak piszesz, był również bez reszty oddany idei wychowania człowieka szczęśliwego. Pięknej idei. Nie postrzegał nauki jako szkodliwej, postrzegał jako szkodliwy przymus nauki, najpierw stłamszenie ciekawości świata, wciśnięcie rozbieganego pięcio-siedmiolatka w sztywny system szkolny, a potem podanie mu tego co fascynujące w sposób nudny.

Czajeczko, gdybyś miała kiedyś ochotę na tę książkę, chętnie służę, sama ocenisz. :) Ja tego wszystkiego tak ładnie i kompleksowo nie przedstawię.
Użytkownik: Czajka 16.12.2009 19:47 napisał(a):
Odpowiedź na: "Uważam, że narzucanie cz... | Marylek
Zgoda, zgoda na osmozę, sama widzę w swoim domu jak to działa (chociaż nie zawsze, ja przez osmozę zaczęłam palić, moje dzieci wręcz przeciwnie), ale w jaki sposób dziecko przez osmozę ma się nauczyć od rodziców odrabiania lekcji? Przecież nie unikniemy przymusu obowiązku szkolnego i to wcale nie on jest szkodliwy, ale właśnie sposób egzekwowania.
Nie mówmy więc, żeby obalać faszyzm w wychowaniu, ale skupmy się na powiększaniu jego atrakcyjności.
Przyznasz chyba jednak, Marylku, że to metody, które w ogóle nie nadają się do upowszechnienia. Nie wyobrażam sobie funkcjonowania szkoły, która czekałaby pół roku aż gros uczniów się zdecyduje na naukę łaciny.
Poza tym to jest zupełnie inna sytuacja - siedzieć samemu w internacie w Summerhill a iść z kumplami z podwórka pograć w piłkę, czy teraz posiedzieć w internecie. Nie ryzykowałabym czekania, aż dziecko samo zmądrzeje i nabędzie samodyscypliny. W końcu nie wiem czy naturalna ciekawość dziecka sięga ułamków zwykłych, o całkach nie wspomnę - podejrzewam, że niekoniecznie. Nie do końca też jestem przekonana, że człowiek ma naturalne skłonności zwalczania zła. Skąd ma mieć takie skłonności, jeżeli pojęcie zła jest w dużym stopniu wynikiem kultury i obyczajów? Kiedyś kanibalizm nie był uważany za zło, ani selekcja niemowląt, ani ofiary z ludzi, ani niewolnictwo (które zresztą wzięło się ponoć z zaprzestania zabijania jeńców, więc z dobroci).

Jako istota społeczna nie unikniemy zewnętrznego przymusu, zawsze musimy tę swoją wolność przykrawać do norm i głoszenie, że może być inaczej to hipokryzja. Neill przymus realizował przyjemnymi metodami i tylko to odróżnia jego przymus od ogólnie obowiązującego.
Zawsze wychowanie polega na przeprowadzeniu woli dorosłego wobec dziecka. Zawsze jest to nakłonienie go do jedzenia łyżką i nauczenia się łaciny. Problem tylko w wyborze między kijem i marchewką albo połączeniem umiarkowanego kija z marchewką.
I tak właśnie powinno być - przymuszone rozsądnie dziecko po to, żeby mogło się w młodości buntować, po to, żeby na starość chwalić dawne czasy i narzekać na dzisiejszą młodzież.

A tak naprawdę to nie wierzę w żadne systemy wychowawcze, każdy może przynieść u jednego oszałamiające sukcesy a u drugiego opłakane skutki.

Za książkę dziękuję, już nie bardzo mam kogo wychowywać. :)
Użytkownik: nutinka 16.12.2009 20:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Zgoda, zgoda na osmozę, s... | Czajka
> nie wiem czy naturalna ciekawość dziecka sięga ułamków zwykłych, o całkach nie wspomnę - podejrzewam, że niekoniecznie.

Zapewniam, Czajeczko, że sięga. Doświadczyłam tego, ale mojego tłumaczenia było mało, więc moja mama (matematyczka) musiała z Aguti tę lekcję odbyć. ;) O całkach jej na razie nie mówię, bo raczej już nie sprostam. ;)
Tak samo jest z językami, w pewnym momencie (6-7 lat) zaczęła bardzo chcieć się uczyć angielskiego - dostała native'a, co przyniosło świetne rezultaty, z istnieniem łaciny została zaznajomiona, ale tu trudniej o nauczyciela. Jak dojrzeje do decyzji to się poszuka. Na razie w planach ma niemiecki, czeski i rosyjski, czyli to, co rodzice liznęli. I wystarczy, że się rozmawia w domu, pokazuje, a dziecko samo chce. Dotyczy to nie tylko nauki, ale innych aspektów życia również. Nie sądzę, żeby to było zachowanie wyjątkowe.
Użytkownik: Czajka 17.12.2009 03:59 napisał(a):
Odpowiedź na: > nie wiem czy naturalna ... | nutinka
Nutinko kochana, uważam że jesteś stanowczo zbyt skromna. Takie dziecko to skarb i w dodatku jeszcze biblionetkowy. :D
Użytkownik: Krzysztof 17.12.2009 20:47 napisał(a):
Odpowiedź na: > nie wiem czy naturalna ... | nutinka
Witaj, Nutinko.
Gdy widzę na stronach Biblionetki niektóre nicki, miewam różne skojarzenia: dziwne niewiadomym pochodzeniem, ciepłe – tych jest najwięcej, czasami takie... zdystansowane. Jedne wywołują u mnie uśmiech, inne mocniejsze uderzenie serca, jeszcze inne budzą we mnie poczucie znikomości mojej wiedzy:
Sowa, Verdiana, Bogna – wysoki Olimp i ja malutki,
Olga Bożena – Proust, filozofia i moje próby dogonienia jej myśli,
Czajka – jednoznacznie Homer, i jeszcze raz Homer,
Miłośniczka – kasztanowiec (nie bardzo wiem dlaczego, może z powodu jej włosów, ale to drzewo jest ładne)
Lykos – dystynkcja i nauka,
Marylek – wychylająca się zza zasłony uśmiechnięta kobieca główka,
Nutinka – naleśniki. Ciepłe, pachnące, pulchne naleśniki.
To chyba pierwsze i jedno z najtrwalszych, najsilniejszych skojarzeń związanych z biblionetkowymi imionami. Dzisiaj, gdy w pracy zdecydowałem się napisać te słowa do Ciebie, zastanawiałem się nad tymi naleśnikami, skąd one mi się wzięły, i doszedłem do wniosku, że zapewne czytałem o nich gdzieś na Twoich stronach, ale teraz, wieczorem, szukałem i nie znalazłem. Nie wiem, ale nic to, ważne są miłe skojarzenia związane z kobietą i z domem, a budzone cudnym zapachem roztaczanym przez „Nutinkę”, za które po prostu dziękuję Ci, Nutinko.
Użytkownik: Sherlock 17.12.2009 22:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Nutinko. Gdy widz... | Krzysztof
Witaj, Krzysztofie.
Autentycznie zazdroszczę Ci świetnej pamięci :-)
Nutinka prawidłowo kojarzy się z naleśnikami:

Konkurs nr 57 pt. "Z UŚMIECHEM NAM DO TWARZY..."
Użytkownik: nutinka 18.12.2009 10:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Krzysztofie. Aute... | Sherlock
Ha, no proszę, moje sławne naleśniki. ;) :D
Użytkownik: Krzysztof 18.12.2009 20:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Krzysztofie. Aute... | Sherlock
Teraz wiem, że Twój nick kojarzy mi się bardzo a’propos - komentarza i Twoich umiejętności wyszukiwania wiedzy:)
Zajrzałem na podany adres, ale było to po raz pierwszy; rok temu nie zauważyłem tamtej rozmowy, a poza tym Nutinka od zawsze, czyli dla mnie tutaj od początku 2005 roku, tak właśnie kojarzy się.
Zazdrościsz mi pamięci? Oj, Sherlocku, zazdrościsz mi sklerozy:)
Dziękuję bardzo za podpowiedź.
Użytkownik: nutinka 18.12.2009 10:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Nutinko. Gdy widz... | Krzysztof
Krzysztofie, tak mi się cieplucho zrobiło. Te naleśniki..., nie sądziłam, że są jeszcze pamiętane. ;) Miałam kiedyś tekst w profilu o jednoczesnym czytaniu książki i smażeniu naleśników. Pewnie kiedyś czytałeś i został ślad w pamięci. Podobno nawet szefostwo było zdziwione, jak można to robić w tym samym czasie. A teraz poszłam jeszcze dalej, bo smażę, słucham audiobooka i zmywam albo rozwiązuję obrazki logiczne. ;) Zaraz sobie włączę słuchanie i będę wyrabiać maślane bułeczki - już czuję ten zapach.
Pozdrawiam Cię, Krzysztofie, serdecznie.
Użytkownik: Krzysztof 18.12.2009 20:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie, tak mi się c... | nutinka
Nutinko, to Ty, kobieta, tworzysz ciepło, ja tylko korzystam z okazji i ogrzewam się – jak to facet.
Maślane bułeczki?... Moja żona robi bardzo dobre drożdżowe bułeczki; czy maślane są inną nazwą drożdżowych, czy może są to inne bułeczki? Czy też je malujesz pędzlem, jak to robi moja żona?
Użytkownik: nutinka 18.12.2009 21:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Nutinko, to Ty, kobieta, ... | Krzysztof
A proszę bardzo, ogrzewaj się ciepłem domowo-kuchennym. Ono ma cudowne właściwości. :)
Bułeczki maślane to zwykłe bułeczki drożdżowe z całkiem sporą ilością roztopionego masła - wychodzą delikatne. Czasem też smaruję żółtkiem i posypuję jakimiś ziarenkami. Są łatwe do zrobienia i szybko się pieką. Właśnie zniknęły dwie, znowu za mało zagniotłam. ;)
Użytkownik: janmamut 16.12.2009 20:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Zgoda, zgoda na osmozę, s... | Czajka
Ja jeszcze nie mam kogo wychowywać, a uważam, że książkę warto przeczytać. Mniej więcej, jak mimo wszystko trzeba przeczytać "Mein Kampf", by zrozumieć, jak myślą wrogowie cywilizacji i kultury. Tylko przeżycie może być traumatyczne. Ja, nad ranem, całkowicie nieprzytomny, jeszcze przez ponad godzinę nie mogłem zasnąć, ogarnięty grozą. Wcześniej jeszcze podziękowałem Krzysztofowi i natychmiast postawiłem jedynkę, żeby Biblionetka mi przypadkiem nie polecała podobnych książek. Tak, że to raczej lektura na spokojny, bezproblemowy czas, kiedy to za bardzo nie zaburzy homeostazy.
Użytkownik: verdiana 16.12.2009 20:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja jeszcze nie mam kogo w... | janmamut
Wiesz, Mamucie, żeby się dowiedzieć, jak myśli wróg cywilizacji i kultury, nie trzeba czytać całej książki, a tym bardziej dwóch. Wystarczy lektura kilku Twoich postów.
Użytkownik: Vemona 16.12.2009 20:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja jeszcze nie mam kogo w... | janmamut
Skoro uważasz, że Neill jest wrogiem cywilizacji i kultury, to poczytuję sobie za zaszczyt przyłączyć się do niego.
I stwierdzam, że marzy mi się świat, na którym akurat takich wrogów będzie więcej, niż osób, które ich za wrogów uważają.
Użytkownik: Krzysztof 16.12.2009 21:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Skoro uważasz, że Neill j... | Vemona
Verdiano, czy mogę przyłączyć się do was?
Użytkownik: verdiana 16.12.2009 22:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Verdiano, czy mogę przyłą... | Krzysztof
Oczywiście, Krzysztofie, zapraszamy serdecznie!
Użytkownik: Vemona 17.12.2009 08:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Verdiano, czy mogę przyłą... | Krzysztof
Krzysztofie, co za pytanie? Oczywiście!! :-)
Użytkownik: koczowniczka 20.12.2009 21:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Verdiano, czy mogę przyłą... | Krzysztof
Ze strony autora tej czytatki byłoby po męsku, gdyby poprosił swoje wielbicielki oraz dyskutantki o zaprzestanie prowadzenia nagonki na Mamuta. Jako bezstronny obserwator nie widzę tu faktu obrażenia żadnej z pań. Mamut ma prawo uważać Neila za dewianta, a o żadnym z uczestników nie napisał nic niewłaściwego. Tymi kłótniami i atakowaniem jednego z forumowiczów dajecie złe świadectwo Biblionetce.
Użytkownik: Krzysztof 20.12.2009 22:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Ze strony autora tej czyt... | koczowniczka
Ja też nie poczułem się obrażony, ale jeśli Mamut ma prawo wyrażać takie opinie, to ktoś z czytających ma prawo poczuć się, poprzez wspólnotę duchową z autorem książki, osobiście urażonym. Herminio, rozmowy tutaj są związane z religią, a przez to nie mają szans na rzeczowość.
I jeszcze: jeśli Mamut ma prawo nazwać autora dewiantem i nikt nie może z tego powodu poczuć się dotkniętym, to czy i ja mam prawo powiedzieć o papieżu, na przykład, że jest dewiantem? Czy wyobrażasz sobie, co by się tutaj działo?? A przecież dla mnie, jak i dla wielu innych osób, nie ma żadnej istotnej różnicy między pozycją tych dwóch panów: jeden był dyrektorem szkoły, drugi jest szefem organizacji. Ten jest człowiekiem i tamten, i obaj powinni mieć takie same prawa ochrony swojego dobrego imienia i godności. Więc jak, Herminio? Mogę tak powiedzieć o papieżu nie dając złego świadectwa o Biblionetce?
Użytkownik: verdiana 20.12.2009 22:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też nie poczułem się o... | Krzysztof
Krzysztofie, Admin napisał mi, że mamutowi wolno nazywać Neilla dewiantem, natomiast mnie nie wolno nazwać dewiantem mamuta. Ale nie robię tego nie dlatego, że mi ktoś zabronił, tylko dlatego, że uważam to słowo samo w sobie za obraźliwe. Jak to jest, że Neilla to nie obraża, a mamuta tak - nie rozumiem. Ale powiedz tylko słowo i nie napiszę już nic więcej w Twojej czytatce, i przyrzekam, że nie poczuję się przez Ciebie obrażona. Przepraszam, jeśli napisałam cokolwiek, co mogłoby Ci uchybić, nigdy nie miałam takiego zamiaru.
Użytkownik: Krzysztof 20.12.2009 22:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie, Admin napisa... | verdiana
Ależ Verdiano! Twoja obecność zawsze sprawiała mi przyjemność - i nic się nie zmieniło, tyle że męczą mnie rozmowy o religii i słowne przepychanki. Nie dla nich jestem członkiem tej społeczności. W niczym mi nie uchybiłaś, zapewniam Cię!
Zupełnie nie rozumiem, dlaczego masz zawieszone konto.
Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to nie wypowiadanie ani słowa, ani słóweczka, o religii. To temat - zaraza.

Ja też nie rozumiem tej różnicy.
Użytkownik: verdiana 20.12.2009 23:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ Verdiano! Twoja obec... | Krzysztof
Lejesz miód na moje serce i uspokajasz, dziękuję. :-) Podoba mi się określenie Twoją wielbicielką. :-)

Krzysztofie, konto "zawiesiłam" sobie sama, żeby nabrać dystansu i może trochę odpocząć od bnetki (choć przecież nie od bnetkowiczów). Masz rację - ani słowa o religii.
Użytkownik: Krzysztof 20.12.2009 23:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Lejesz miód na moje serce... | verdiana
Ten miód rozlewa się i na mnie:) Dziękuję Ci.
Idę spać. Wstaję o 6.30, i będę pracować w zimnym warsztacie do 18:(
Użytkownik: Vemona 21.12.2009 09:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też nie poczułem się o... | Krzysztof
Krzysztofie, dziękuję Ci za te słowa. Podziwiam, że potrafisz w spokojny i wyważony sposób mówić o kwestii trudnej, budzącej emocje. Osobiście podpisuję się pod każdym Twoim zdaniem, natomiast, ku swemu wielkiemu żalowi, nie potrafię sama tak napisać. Tym bardziej dziękuję, że jesteś wyrazicielem mojej opinii.
Użytkownik: Krzysztof 21.12.2009 21:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie, dziękuję Ci ... | Vemona
Dziękuję... Taryn. Można pogubić się, ja się gubię, wśród tych zmienianych nicków:)
Wcale nie byłem taki spokojny. Gdy przeczytałem pierwszą wypowiedź Mamuta, ręce mi opadły i nic się nie chciało i było mi po prostu źle. Smutno. A później było jeszcze gorzej, bo niepotrzebnie pisałem do Czajki. Tego najbardziej żałuję, a to dlatego, że cenię ją i wcale nie w głowie mi były tego rodzaju dyskusje z nią.
Prawdą są moje słowa z tamtej wypowiedzi: ja nie potrafię rozmawiać o religii z osobą wierzącą; powinienem pamiętać o tym, i bardziej starannie wybierać cytaty, oraz nie zabierać głosu. Więcej tego błędu nie popełnię. Nie, nie wycofuję się ze swoich pozycji, wcale. Chciałem tylko powiedzieć, że niepotrzebnie ujawniałem je.
Chciałem jeszcze powiedzieć, że rozmowa była jednak dość spokojna, i (prawie) nikt nie zapomniał się w niej. Jeśli zajrzy się na inne strony internetowe, poczyta tamte „rozmowy”... Nie, tutaj, w Biblionetce, poziom prowadzenia dyskusji jest wysoki; widzę, że i ja uczę się dzięki innym biblionetkowiczom.
Gdy zastanawiałem się nad słowami Herminii, tak prawdziwymi, zdawałoby się, i gdy pomyślałem o wyimaginowanej sytuacji z mojej odpowiedzi dla niej, po raz kolejny, ale tak mocno, wyraziście, doszła do mnie prawda o wielkiej trudności, o prawdziwej sztuce prowadzenia dyskusji. O tym, że nieustannie trzeba pamiętać o możliwych odczuciach rozmówców, a mimo tego tak łatwo palnąć coś przykrego.
Brak odpowiedzi Herminii może oznaczać, że i ona w jakiejś mierze uświadomiła sobie tą trudność.

Taryn, można przypuszczać, że jesteśmy tutaj świadkami czegoś, co już wielokrotnie działo się na świecie (a zawsze przy sprzeciwie wiadomych organizacji): tworzenia się nowych norm moralnych – i dalej norm prawnych. Mam tutaj na myśli jedną z kości niezgody w tej rozmowie, a mianowicie prawo rodziców do nauczania swoich dzieci religii. Teraz większość ludzi uznaje to prawo za oczywiste, ale ja wyrażam tutaj nadzieję na zmianę tego przekonania; wierzę, że przyjdzie czas, gdy dorośli uznają wyłączne prawo dziecka do kształtowania swoich własnych przekonań i wierzeń religijnych - gdy już dorośnie do tego - a wtedy prawo zabroni rodzicom i wszelkim organizacjom modelowania umysłu małego człowieka na ich modłę.

I wiesz co? Muszę powiedzieć Ci coś.. coś ważnego: masz taki mało kobiecy nick.




Użytkownik: Vemona 22.12.2009 09:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję... Taryn. Można ... | Krzysztof
Krzysztofie, rozumiem Twoją reakcję na wypowiedź Mamuta, bo dla mnie była ona również co najmniej niezrozumiała i szokująca. Oczywiście, każdy z nas ma prawo do swoich poglądów i przekonań, natomiast razi mnie forma ich wyrażania przez niektórych, choć oczywiście, muszę przyznać Ci rację, że i tak w porównaniu z innymi portalami - tu jeszcze nie jest źle. Tym niemniej pamiętam czasy, kiedy było lepiej i tęsknię za nimi.

Z osobą wierzącą o religii rozmawia się bardzo trudno, ale mam wrażenie, że bardzo słusznie wykazałeś, że wiara i religia nie są synonimami, i że szanując ludzi wierzących, można być przeciwnym nauczaniu religii. Szczególnie, jeśli dotyczy to dzieci. Myślę, że można wychować dziecko na porządnego człowieka, bez wpajania mu jakichkolwiek wierzeń, by wiara, jeśli przyjdzie, była własna i autentyczna, a nie wyuczona.

Co do Herminii - zastanawiam się, w czym widziała nagonkę na Mamuta, w oczekiwaniu, żeby przeprosił za niewłaściwie użyte słowa? W porządku, jeśli o mnie chodzi, nie zamierzam więcej zwracać się do niego, nie mam ochoty na kolejne uwagi, ani od niego, ani od jego obrończyń.

Jeśli chodzi o nicka... Od dawna używam innego - Vemona, ale ponieważ zapisując się użyłam tamtego, bardzo starego, nie chciałam robić zamieszania ze zmianami. Mam nadzieję, że ten nowy jest bardziej kobiecy? :-)
Użytkownik: Bozena 23.12.2009 16:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie, rozumiem Two... | Vemona
Faktycznie – Vemona. :-))
Pamiętam.

Kiedy tylko się pojawiłaś w B. - raz jeden rozmawiałam z Tobą o Wandzie Rutkiewicz.

Chcę napisać, pod Twoją wypowiedzią, bo może tutaj bezpieczniej mi będzie, że nie uważam, iż słowo „indoktrynacja” (szerzenie jakichś przekonań) ma gorszy wydźwięk niż słowo: „dewiant”, jak twierdzi tutaj Czajka (rozumie ona je jako „łagodne odchylenie”),

[ciach] Wycinam i przypominam jeszcze raz: NIE DYSKUTUJEMY O INNYCH CZYTELNIKACH na Forum BiblioNETki ale o książkach które czytamy. Wszelkie przypadki złamania Regulaminu proszę zgłaszać do mnie. Admin

Vemono - mimo takiego akcentu – dobrych Świąt dla Ciebie i dla Wszystkich nas.
Atmosfery życzliwości.
----------
I ogólnie, słów kilka do mojego poprzedniego komentarza (15.12.2009):

1/ myśl wolna – to nie jest fanatyzm (w tym faszyzm), gdzie nie sposób ocenić przez samego fanatyka efektów postępowania, czy anarchia (dowolnie pojmowana wolność), a jest to bardzo trudna próba racjonalnego myślenia wolnego od tradycji (religii w tym) i własnych upodobań, nierzadko uzależniających;
2/ nasza religia (w naszej kulturze, mam na myśli religię katolicką, chociaż i wiele innych religii też) uświęca strach, a strach bardzo łatwo przenosi się na inne obszary ludzkiej egzystencji, deformuje umysł i duszę, nie pozwala bez uszczerbku dzielić energii psychicznej na rozmaite sfery indywidualnego rozwoju, że choćby wspomnę nieuzasadniony lęk przed „panem i władcą” czy władzą, i tak dalej, i dalej... Stąd wnioski i fakty nam wszystkim z życia są znane, z literatury i sztuki, z historii... Kiedyś stos, dziś coś innego, a nawet czasem koncert w kościele...
3/ to, że nawet koncerty, w naszej kulturze, mogą się dziś odbywać w kościele jest w największej mierze zasługą stopniowego przenikania, i to bardzo mozolnego, przez wieki całe (po wielkich bojach) owej: wolnej myśli! Tej wolnej myśli ludzi wolnych od przesądów, a jednak ludzi nie akceptowanych, skazywanych na tortury, na śmierć tylko dlatego że myśleli troszkę inaczej. Nasze lektury bardzo pomagają nam to wszystko sobie mocno uświadomić: ja wskażę, z własnych odczuć, Fedona” (tutaj początek mej bytności w B.) – w nim biedny Sokrates, i obecną lekturę: „Tadż Mahal...” stąd choćby Sarmad, o którym napisała w czytatce Carmaniola, dodam nieszczęśliwego syna cesarza Mogołów Darę – wolnomyśliciela (jego głowa znalazła się w Agrze, a ciało w Delhi); i wskażę na brata jego - fanatycznie oddanego Allahowi, tutaj religia muzułmańska w walce o tron w Hindustanie sankcjonowała haniebne działania. Dżihad.

To tylko przykłady.

Co jest „herezją”? Ja nie wiem.
--------

Dla Mamuta zadanko: „czy klasa klas, które nie są własnymi elementami, jest własnym elementem?”

Matematyka (i logika się chwieje). Odpowiedź: B. Russell. :-)
Użytkownik: Vemona 23.12.2009 20:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Faktycznie – Vemona. :-))... | Bozena
Miło mi, Olgo, że pamiętasz mnie po naszej krótkiej rozmowie, ja pamiętam Cię bardzo dobrze, bo czytuję Twoje dyskusje z Krzysztofem, a także inne, i choć zazwyczaj nie znam ich przedmiotu, bo nie czytałam akurat omawianych przez was książek, to sprawia mi to przyjemność.

Osobiście uważam, że zarówno określenie "dewiant" jak i indoktrynacja jako taka są to pojęcia zdecydowanie pejoratywne, ale o ile można mówić, że się pewne zachowania czy działania postrzega jako indoktrynację i nie jest to obraźliwe, to już nazwanie kogoś dewiantem postrzegam jako takie.

Sprawia mi to przykrość, ale odnoszę wrażenie, że coraz częściej zdarzają się dziwne animozje pomiędzy użytkownikami, które w dodatku z różnicy zdań w dyskusji eskalują w znacznie ostrzejsze formy wypowiedzi - nie wiem, z czego to wynika, ale powoduje, że ja się wycofuję.
Nie chcę się kłócić, nie chcę słyszeć, że ktoś może mieć swoje poglądy i wyrażać je w formie trudnej do zaakceptowania, bo przecież nie o poglądy mi chodzi, a o formę właśnie.
Nie mam personalnej niechęci do nikogo, jeśli chodzi o jego przekonania, natomiast mam ansę, jeśli je ktoś wyraża ubliżając innym. Nie umiem tego w sobie przeskoczyć. I powiem Ci, że o to, żebym kogoś nie lubiła, to trzeba się postarać, ale niektórym się udaje.

Dziękuję za życzenia Olgo i przyłączam się do nich. :-)

P.S.
Podpisuję się oburącz pod Twoim uzupełnieniem do wcześniejszego komentarza.



Użytkownik: Bozena 24.12.2009 02:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Miło mi, Olgo, że pamięta... | Vemona
Dziękuję, Vemono. :-))

Wkradł się błąd do mojego komentarza, za dużo w głowie i "na głowie", otóż książka nosi tytuł: "Pawi Tron. Dramat Indii Wielkich Mogołów"
[W. Hansen]. A Carmaniola nie tylko czytatkę napisała, ale i recenzję: "Pani na Tadź Mahal".

Użytkownik: Caro174 23.12.2009 22:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Faktycznie – Vemona. :-))... | Bozena
Obserwuje ten wątek od początku jego zaistnienia, najpierw z zainteresowaniem, później z coraz większym zdziwieniem. Otwarcie przyznaje, że nie dorastam do was wszystkich, którzy się tutaj wypowiadają, ani wiedzą, ani inteligencją, ani oczytaniem. I rozumiem, że temat oraz wypowiedzi niektórych mogą wzbudzić silne emocje. Ale jednego nie rozumiem: jeśli ktoś mnie obrazi, to jego problem - nie mój. Olgo, rozumiem, że można poczuć się urażonym w przypadku, kiedy ktoś uzna Twoja wypowiedź za "zaśmiecanie", ale czy to nie jest jednak problem osoby, która tak uważa? Tak samo nie widzę sensu w tym, że niektóre osoby poczuły się urażone. To tylko słowa, a słowa są nośnikiem całej gamy emocji. Ja osobiście przyjmuję tylko te, które dają mi coś pozytywnego, pozostałe ignoruję. Bo i po co mi one. One są problemem ludzi, którzy je wypowiadają, a nie moim.
Czasem zdarza mi się skrzyczeć lub ostro skarcić moją 3-letnią córkę. Przez chwilę czuje się urażona, ale zaraz do mnie przybiega i się przytula. Tak jak każde dziecko, które czuje się kochane. Dlaczego my dorośli tego nie potrafimy?
Nie wiem czy zwróciliście uwagę, że Krzysztof, choć jak otwarcie przyznaje jest ateistą, pisze jednak Bóg przez duże B? Tak sobie myślę, że dla niego (dla ciebie Krzysztofie ;) nasz Bóg znaczy tyle samo co dla katolika np. jakiś mitologiczny bożek Pan. I ja tego Boga przez duże B odbieram jako przejaw szacunku dla mojej wiary i moich przekonań. Olbrzymiego szacunku. Dziękuje Krzysztofie.
A nam wszystkim życzę Wesołych Świąt oraz, ponieważ użytkownicy Biblionetki żyją słowem pisanym, abyśmy dopuszczali do siebie tylko to co dobre i piękne. Reszta niech pozostanie problem innych:-)
Użytkownik: Bozena 24.12.2009 02:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Obserwuje ten wątek od po... | Caro174
Już dziś, ani w Święta nie odpiszę Ci, Kleis...

Dziękuję, z pozdrowieniem świątecznym.:-)
Użytkownik: Krzysztof 04.01.2010 20:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Obserwuje ten wątek od po... | Caro174
Witaj, Kleis.
Oczytaniem nie dorastasz? To co ja mam powiedzieć? Gdzie nie zajrzę, to mowa o nieznanych mi książkach nieznanych autorów. Albo znowu dowiaduję się, że ten przeczytał 10 książek w miesiącu, tamta biblionetkowiczka osiem, a ja... jedną. Albo pół.
Uznałem, że powinienem wyjaśnić zasadę według której piszę słowo „bóg” wielką, lub małą literą. Otóż staram się (pomyłki wynikłe z mojego zapominalstwa są tutaj możliwe) trzymać się zasad naszego języka. Szczerze mówiąc nie jestem znawcą tych zasad, ale sądzę, że jeśli piszę o jakimś jednym określonym bogu, wtedy to słowo staje się jego imieniem własnym, a więc powinienem je pisać wielką literą. W rozmowie z chrześcijaninem napiszę „Bóg” myśląc „Jahwe”, ale też napiszę bóg Jahwe. Jeśli czynię tutaj błąd, proszę, aby ktoś dobrze znający zasady pisowni poprawił mnie.
Zazdroszczę Ci umiejętności takiego podejścia, bo ja, niestety, dopuszczam do siebie także te złe słowa, a siedzą one we mnie długo i długo zmagam się z nimi, upartymi.
A Pana widzę w ciepłych barwach, mimo jego niezbyt pociągającego wyglądu. Lubił kobiety, chociaż nie potrafił zjednywać ich, a i kochać potrafił - jak to się okazało po zniknięciu Syringii. Czy Jahwe kiedykolwiek kochał kobietę? Może... może Sofię?, ale... wątpię.
Użytkownik: Bozena 11.01.2010 11:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Obserwuje ten wątek od po... | Caro174
Kleis, pamiętam... Zostawiam „to”. A tymczasem chciałabym abyś spojrzała na stronę Pikinini (użytkowniczka B.), tam też jest adres do jej niezwykłego bloga tematycznie poświęconego w całości dzieciom. Jestem przekonana, że wśród tylu pięknych pomysłów wychowania i nauki poprzez lektury i zabawę tak w domu (na przykład w kuchni przy wypieku ciasteczek), jak w parkach czy ogrodach (na przykład sadzenie kwiatów udokumentowane zdjęciami plus efekty, itd... a wszystko w płynnym rytmie pór roku) - trafisz na coś, co Tobie i Karolce bardzo się spodoba. Jestem cichą obserwatorką, pełną podziwu dla poczynań Pikinini i córeczek jej.


Użytkownik: Caro174 11.01.2010 13:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Kleis, pamiętam... Zostaw... | Bozena
Faktycznie, cudny blog. Dziękuje Ci Olgo:-)
Czasem mam wrażenie, że wychowywanie dziecka to takie błądzenie po ciemku. Dla mnie osobiście tym trudniesze, że noszę w sobie niezgodę na nazwijmy to "system wychowania" jaki panuje w mojej rodzinnie i najbliższym otoczeniu. Tym chętniej zagłądam do książek i podobnych blogów, bo tutaj jakby bliżej moim myślom.
I ... zastanawiam się, czy pakując się wcześniej do tej czytatki nie zachowałam się jak słoń w składzie porcelany. W każdym razie jeśli cokolwiek Cię uraziło to nie było to moim zamiarem. Wręcz przeciwnie.

Dziękuje raz jeszcze za linka:-)
Użytkownik: Bozena 11.01.2010 21:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Faktycznie, cudny blog. D... | Caro174
Prawda, że cudny? Taka różnorodność tematów; piękno, precyzja, ciepło... Brak niecierpliwości do dziecka, a tylko widoczna pogodna obecność oddania, w efekcie zaś - wspólna radość. Cieszę się, że tam zajrzałaś. Zdarza mi się myśleć o Pikinini, choć zupełnie jej nie znam (dwa słowa pod jej recenzją zamieniłyśmy); z przyjemnością zaglądam na jej blog (ostatnio na „Tysiącu wspaniałych słońc” zatrzymałam się), bo są sytuacje w naszym życiu i ludzie niby epizody - pozostawiający w nas trwały ślad.

Nie, Kleis, ależ nie, nie uraziłaś mnie. Od razu przeczułam Twą wrażliwość i intencje. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że taka wrażliwość mimo najlepszych chęci odrzucania tego co boli może utrudniać życie; rozedrganie i wątpliwości pojawiają się wtedy częściej aniżeli powinny, a nawet płacz się pojawia, i jeśli to jest płacz akurat do ekranu komputera - to już jest źle, to już jest sygnał krańcowego wyczerpania, a potem mocne uświadomienie sobie, że PRZECIEŻ życie jest gdzie indziej.

Tak: „błądzenie” wydaje się być trafnym określeniem, także i tutaj działa polimorfizm prawdy, tak to już jest, Kleis, ale dobrze, że już teraz – młoda - nie idziesz na „ślepo” i spoglądasz krytycznie, i że samodzielnie próbujesz oceniać to co dla Was dobre jest. Natomiast niepokój o dziecko małe czy dorosłe już, myślę, że trwały jest. Nauczyć się z tym niepokojem żyć – to dla mnie, obok wychowania synów, które to wychowanie (zawężając kwestię) mam już za sobą, najtrudniejsze z trudnych zadanie.

Pozdrawiam Ciebie i Twą córeczkę, i tylko uśmiechniętych dni, życzę.

Użytkownik: Krzysztof 04.01.2010 20:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Faktycznie – Vemona. :-))... | Bozena
Witaj, Bożeno.
Przepraszam Cię za opóźnienie w odpowiedzi. Dwa ostatnie tygodnie byłem w domu, czas poświęcając rodzinie.
Ja też nie wiem co jest herezją, i dobrze mi z tą niewiedzą. Niech ją mozolnie określają ci, którzy mają się za znawców.
Dokładnie tak samo zgadzam się z resztą Twojej wypowiedzi, a co do części usuniętej, którą zdążyłem przeczytać w domu, to nie wiem, co napisać...
Olgo, uśmiechnij się, proszę:)
Wiem! Bożeno, powiem Ci o czymś ważnym dla mnie. Otóż 28 grudnia mój starszy syn, Kuba, przy aktywnym udziale swojej żony uczynił mnie dziadkiem. Wnuczka nosi imię najpiękniejszej kobiety świata, a syn mówi do niej Leniu. W sobotę po raz pierwszy wziąłem ją na ręce, chociaż wcześniej myślałem, że z powodu trzęsących się rąk (z przejęcia!) nie będę w stanie trzymać takiej kruszynki.
Tak więc, Olgo, od dzisiaj możesz mówić do mnie per dziadku Krzysiu.

Użytkownik: Bozena 11.01.2010 10:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Bożeno. Przeprasz... | Krzysztof
Dobrze, że zdążyłeś przeczytać; może tyle dostrzegłeś, że nie pisałam o tym jaki ktoś jest, a o tym jak postąpił nie raz; widzę różnicę. Treść dotyczyła obszaru: „książki i okolice”.

Że nie wiesz co napisać – rozumiem; choć zaniechanie, w kontekście całej tutaj dyskusji, w Twojej czytatce, chyba martwi mnie.

A wnuczki gratuluję Ci, Krzysztofie. To największa radość.

Użytkownik: Krzysztof 04.01.2010 20:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie, rozumiem Two... | Vemona
Tak, ten jest kobiecy:) Dziękuję, Vemono.
Zamieszanie z nickami jest tutaj częste, a u niektórych pań bywa nawet zabawne. Nie tylko pań: Mamut też potrafi nieźle namieszać, a kiedyś to nawet on, w końcu mamut, latał, i to ponad dachami. Teraz, po upływie paru tygodni i po przeczytaniu pewnego listu, mam prawo przypuszczać (i mieć nadzieję), że niekoniecznie miał na myśli dokładnie to, co napisał.
Użytkownik: Vemona 07.01.2010 17:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, ten jest kobiecy:) D... | Krzysztof
Miło mi, Krzysztofie. :-) Istotnie, zmiany zachodzą często, w zależności od lektury, humoru, zajęcia lub przemyśleń, więc czasem może być trudno się połapać.
Osobiście nie mam żadnych nadziei odnośnie tego, co mówi lub myśli, więc pozostanę przy swoim obecnym nicku.
Użytkownik: koczowniczka 22.12.2009 14:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję... Taryn. Można ... | Krzysztof
Brak szybkiej odpowiedzi oznacza jedynie, że brakowało mi czasu :) Owszem, uświadomiłam sobie tę trudność, choć nie do końca. Tak myślę, że gdybym do końca uświadomiła sobie, jak trudno jest pisać, by nikogo nie urazić, zawsze być sprawiedliwą, grzeczną, nie miałabym odwagi w ogóle nic napisać. Wtedy moje życie stałoby się gorsze, smutniejsze. Jest zresztą wśród stałych Biblionetkowiczów kilka osób, które czasami mają problemy z grzecznym pisaniem.

Co do Twojego pytania o papieżu, ja nie jestem osobą wierzącą, więc nazwanie papieża dewiantem mnie by na pewno nie uraziło, jednak w innych wzbudziłoby niechęć do tego miłego serwisu. Na forum publicznym nie powinno się tak kogoś nazywać, zgoda.

Jednak jeżeli już padły kontrowersyjne słowa, moderator powinien je usunąć. I tyle. Nie rozumiem, po co te oburzenie wrogów cywilizacji, naleganie na przeprosiny. Trzeba pamiętać, że "ten się cechuje dobrym wychowaniem, kto nad innych błędami do porządku przechodzi".

Wszystkim życzę wesołych świąt i przepraszam, Krzysztofie, za wtargnięcie do Twojego czytatnika. To też okazja, by pochwalić Twój czytatnik, bo u Ciebie zawsze jest co czytać :)

Użytkownik: niebieski ptak 28.12.2009 19:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Brak szybkiej odpowiedzi ... | koczowniczka
Ale jest też powiedzenie, że mądry głupiemu ustępuje i dlatego świat wygląda tak jak wygląda.

[Ciach] - Rozmawiamy o książkach i autorach a nie o czytelnikach. Wszelkie zażalenia proszę zgłaszać na admin@bilionetka.pl
Użytkownik: Krzysztof 04.01.2010 20:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Brak szybkiej odpowiedzi ... | koczowniczka
Ależ Herminio, nie wtargnęłaś do mojego czytatnika! Jesteś tutaj mile widzianym gościem:)
Mnie też brakowało czasu. Dwa tygodnie byłem w domu, a czasu tam miałem tyle, żeby ze dwa razy zajrzeć dosłownie na chwilę na strony Biblionetki.
Dziękuję Ci, Herminio.
Użytkownik: koczowniczka 16.01.2010 19:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ Herminio, nie wtargn... | Krzysztof
Krzysztofie, gratuluję wnuczki! I dziękuję za miłe słowo.
Użytkownik: Marylek 16.12.2009 21:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Zgoda, zgoda na osmozę, s... | Czajka
Czajeczko, zgadzam się całkowicie z Nutinką. Ja też mam dziecko. Nigdy do niczego go nie zmuszałam, do nauki też nie. Jeszcze zanim poszedł do szkoły marudził, żeby go zapisać na kółko plastyczne, bo on by chciał rysować i malować; trochę się natrudziłam, żeby takiego młodego gdzieś przyjęli. Potem zapisywał się już wszędzie sam.
Maryla, zapisałem się do zuchów, dobrze zrobiłem? - pierwsza klasa.
Maryla, zapisałem się na rzeźbę - druga.
Maryla, ja bym się chciał nauczyć pływać - trzecia.
Maryla, zapisałem się na kółko biologiczne - piąta.
Maryla, jest taka szkoła z klasą matematyczną, trzeba zdawać egzamin, ja bym chciał spróbować - piąta.
W nowej szkole szło lawinowo - kółko matematyczne, chemiczne, biologiczne, fizyczne, zajęcia w Pałacu Młodzieży - grupa fizyczna i chemiczna, informatyka, karate, ścianka wspinaczkowa, olimpiada chemiczna, karnet na siłownię, Czajko, nigdy nie wymagałam dobrych stopni, a on całą szkołę przeszedł na świadectwach z paskiem, a studia skończył z piąta lokatą na roku. Na politechnice. Angielskiego nauczył się sam, nie wiem kiedy, może przez osmozę? ;) Robił co chciał, a chciał się dowiedzieć więcej, więcej i więcej. Czasami byłam wręcz wystraszona, zdarzało mi się mówić: po co ci to, nie musisz mieć samych piątek, daj sobie spokój. Koledzy go zapraszali na wszystkie imprezy, chociaż miał odwagę nie pić nawet piwa w czasach, gdy oni wszyscy próbowali. Nie musiał.

Ale nigdy nie odmówiłam odpowiedzi na jakiekolwiek pytanie, nie powiedziałam: jesteś za mały, jak dorośniesz, to się dowiesz. Nigdy nie pożałowałam pieniędzy na książki czy czasopisma. Schylałam się po drodze gdzieś tam, żeby poobserwować wędrówkę mrówek. Chwaliłam go przy każdej okazji, mówiłam, że to i owo świetnie mu wyszło. Do głowy mi nie przyszło, że mógłby mnie okłamać, ja go przecież nie okłamałam nigdy. Nigdy, ani razu.
Być może miałam po prostu szczęście?
Użytkownik: Krzysztof 16.12.2009 21:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Czajeczko, zgadzam się ca... | Marylek
Twój syn mówił do Ciebie po imieniu? To sympatyczne:) Moje dzieci jakoś nie chciały, więc nie namawiałem, ale za to moja synowa tak się do mnie zwraca.
Tobie gratuluję syna, jemu matki.
Użytkownik: Marylek 16.12.2009 22:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Twój syn mówił do Ciebie ... | Krzysztof
Tak, cały czas tak mówi. Jakoś samo wyszło, powtarzał po otoczeniu, a mnie to nie przeszkadzało. Przez osmozę. ;)
Ja w ogóle długo byłam z całym światem na ty. Z trudem i bólem przyjmuję do wiadomości, że są ludzie, z którymi nie warto. :(
Użytkownik: jakozak 16.12.2009 11:01 napisał(a):
Odpowiedź na: „Naturalne człowieczeństw... | Krzysztof
Oj tak! Właśnie tak! Do schowka. :-)
Użytkownik: Krzysztof 16.12.2009 20:54 napisał(a):
Odpowiedź na: „Naturalne człowieczeństw... | Krzysztof
Marylka udzieliła tak wyczerpującej odpowiedzi, że doprawdy trudno mi tutaj dodać cokolwiek nowego.
Powiem więc, że w czasie czytania książki miewałem rzadkie chwile zdziwienia, takiego z pogranicza sprzeciwu, ale gdy zastanowiłem się nad nimi sięgając do swoich dawniejszych doświadczeń ojcowskich; gdy uświadomiłem sobie mikroskopijność swojej wiedzy o psychice małego człowieka, oraz wielkie doświadczenie i wiedzę autora, to wtedy zgadzałem się z nim, lub przynajmniej akceptowałem jego wnioski i sposoby. Udzielałem mu aprobaty a’priory wiedząc, że nie wyczytam całej jego wiedzy z dwustu stron jednej jego książki, ani też, że nie jest możliwa wszechstronna argumentacja podpierająca się wiedzą psychologiczną w książeczce przeznaczonej dla zwykłego czytelnika.
Nota bene:
Czy ktoś zwrócił uwagę na odmienność traktowania wiedzy o wychowaniu dzieci, a na przykład wiedzy o konstrukcjach stalowych? Amator, laik, bez słowa sprzeciwu przyjmie do wiadomości twierdzenie inżyniera o konieczności zastosowania tutaj heba 220, ale ten sam laik nie jest skory do uznania fachowości psychologa i pedagoga, specjalisty w trudniejszych dziedzinach, niż inżynieria mostów. Podobnie jest w piłce nożnej, co nieodmiennie mnie dziwi: tylu mamy specjalistów od szkolenia!

Pamiętam cudowną prostotę reakcji mojej małej córki słuchającej odpowiedzi na jej pytanie skąd się biorą dzieci. Była to reakcja naturalna, bez sensacji; wysłuchała, a po chwili wróciła do swoich zajęć. Wtedy, pamiętam, uświadomiłem sobie wielką różnicę między mną, ukształtowaną przez swoją rodzinę i środowisko osobę dorosłą, a tym małym dzieckiem. Zrozumiałem, że tak naprawdę my, dorośli, już nie potrafimy przyjmować pewnych faktów, określonej wiedzy, w sposób tak naturalny, jak małe dziecko. W tym przypadku dlatego, iż nie potrafimy traktować normalnie spraw dotyczących ludzkiej seksualności. Zostaliśmy zaprogramowani, skrzywieni, a według mojego osądu także skrzywdzeni.
W czasie czytania książki nie opuszczała mnie ciekawość sposobów radzenia sobie Neill’a w wielu trudnych codziennych sytuacjach, a on sam tylko nieliczne wyjaśnia w swoich przykładach. Szybko wiedziałem, skąd bierze się ta moja ciekawość: otóż ze świadomości mojej bezradności na jego miejscu. Neill uświadomił mi skalę trudności takiego wychowania dziecka, jakie on zaleca, oraz, co bardzo, bardzo ważne, mało czasami widoczne, ale w istocie bardzo istotne różnice w wychowywaniu dzieci według jego idei, a bezstresowym wychowaniem, jak to się potocznie mówi o znanych sposobach wychowania stosowanych przez niektórych rodziców. Ja też znam zarówno takiego „bezstresowca”, jak i jego mamę, niestety. Podwójne niestety. Tyle że te metody niedouczonych rodziców nijak się mają do metod Neill’a. Mój największy kłopot z pełnym poznaniem jego „sposobu na dzieci”, to właśnie zdefiniowanie tej różnicy. Podam tylko jeden przykład z tych uchwyconych różnic, ale, powiem od razu, przez swoje zdefiniowanie wcale nie staje się on łatwiejszy w praktycznym zastosowaniu.
Neill potrafił dość bezceremonialnie podchodzić do dzieci, ostrymi słowami rozkazując dziecku wyjść ze swojego pokoju, ale, jak wyjaśnia, mógł tak zrobić dzięki stworzonym przez siebie partnerskim stosunkom między sobą, dyrektorem szkoły, a dziećmi; inaczej mówiąc: dzieci wiedziały, że nie każe im uciekać dyrektor szkoły, a po prostu Neill. Dalsza konsekwencja była oczywista dla wszystkich: jeśli kiedyś zdarzyłoby się, że on sam będzie przeszkadzać dziecku w jego pokoju, to sytuacja mogła się odwrócić. I dzieci wiedziały o tym nie poprzez jakieś wykłady, czy punkty w regulaminie szkoły, one to czuły, wychwytując ową różnicę bezbłędnie.

Poznałem trochę ludzi w swoim życiu, z różnych środowisk. Na przykład prymitywnego chama z tytułem docenta w jednej z naszych politechnik. Mógł on być przykładem osoby wykształconej w normalnych szkołach: miał wiedzę o pierwiastkach i centymetrach, znał dwa języki, wiedział bardzo dużo o obróbce metali, a może nawet wiedział co się stało w 338 p.n.e. I tylko tyle, bo takie są znamiona tego, co nazywamy wykształceniem. Otóż twierdzę, że taki docent nie mógł być absolwentem Summerhill, chociaż mógł skończyć inną, może nawet wielce renomowaną, szkołę. Absolwent Summerhill nie wyróżnia się ani dyplomami, ani tytułami, ale ma to coś, dzięki czemu jest się dobrym człowiekiem i ma się przyjaciół.

Dziękuję wszystkim za komentarze i za wsparcie.
Użytkownik: Krzysztof 16.12.2009 21:44 napisał(a):
Odpowiedź na: „Naturalne człowieczeństw... | Krzysztof
Odnoszę wrażenie wyraźnego mijania się słów niektórych z was z istotą tematu. Czytam o przejaskrawionych przejawach zachowania się dzieci, o eksperymencie niemożliwym do wprowadzenia i temu podobne, widzę wyraźnie wybiórcze posługiwanie się cytatami.
Oczywiście, że w domu nie można zrobić Summerhill. To, co Neill przekazuje nam najcenniejszego, to wiedza o łatwości skrzywienia dziecięcej psychiki i o ukrytej trwałości tegoż. Pisze on w istocie o miłości do dziecka, o szanowaniu go, o godności; aby pamiętać o tym i odpowiednio postępować, nie trzeba Summerhill. Autor pisze też o ludzkiej skłonności do dobra. Pierwsze wartości nie podlegają dyskusji, a jeśli ktoś podważa ludzką skłonność do dobra, to... Szczerze mówiąc jestem bezradny wobec takiego stanowiska, bo ja wierzę w istnienie takiej skłonności w nas. My ją mamy wrodzoną, a ci, którzy jej nie mają, są jej pozbawieni przez innych ludzi. Nie mógłbym nazywać się humanistą, a bycie nim jest dla mnie powodem do dumy, gdybym zaprzeczał istnieniu dobra w nas.
To, co najważniejsze z nauk Neill’a – powtarzam - można wprowadzić w życie w naszych domach
Użytkownik: librarian 24.12.2009 05:59 napisał(a):
Odpowiedź na: „Naturalne człowieczeństw... | Krzysztof
I jeszcze:

Wasze Dzieci ("Prorok" - KHALIL GIBRAN)

Wasze dzieci nie są waszą własnością;
są synami i córkami samej mocy życia.
Jesteście ich rodzicami, ale nie stworzycielami.
Mieszkają z wami, a mimo wszystko do Was nie należą:
Możecie dać im swą miłość, lecz nie wasze idee
ponieważ one mają swoje idee.
Możecie dać dom ich ciałom,
ale nie ich duszom, ponieważ ich dusze mieszkają w domu przyszłości,
którego wy nie możecie odwiedzać
nawet w waszych snach.
Możecie wysilać się, by dotrzymać im kroku,
ale nie żądać, by byli podobni do Was,
ponieważ Życie się nie cofa,
ani nie może zatrzymać się na dniu wczorajszym.
Wy jesteście jak łuk, z którego wasze dzieci,
jak żywe strzały, zostały wyrzucone naprzód;
Strzelec mierzy do celu na szlaku nieskończoności
i trzyma cięciwę napiętą całą swą mocą,
żeby strzały mogły poszybować szybko i daleko.
Poddajcie się z radością rękom Strzelca,
ponieważ on kocha równą miarą i strzały, które szybują,
i łuk, który pozostaje niewzruszony.
Użytkownik: Marylek 04.01.2010 20:28 napisał(a):
Odpowiedź na: I jeszcze: Wasze Dziec... | librarian
Hej, Librarianko! To jest piękne.
A Boba Dylana pamiętasz?

Come mothers and fathers
Throughout the land
And don't criticize
What you can't understand
Your sons and your daughters
Are beyond your command
Your old road is
Rapidly agin'.
Please get out of the new one
If you can't lend your hand
For the times they are a-changin'.

The line it is drawn
The curse it is cast
The slow one now
Will later be fast
As the present now
Will later be past
The order is
Rapidly fadin'.
And the first one now
Will later be last
For the times they are a-changin'.

Pozdrawiam! :)
Użytkownik: Krzysztof 04.01.2010 20:29 napisał(a):
Odpowiedź na: I jeszcze: Wasze Dziec... | librarian
Witaj, Doroto.
Piękny wiersz, piękne idee.
Tylko tak trudno nam wszystkim stosować je w praktyce!
Uśmiechu dla Ciebie przez cały ten nowy rok, Doroto.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: