Dodany: 06.11.2015 20:15|Autor: hildebrandt

Książka: Inna dusza
Orbitowski Łukasz

1 osoba poleca ten tekst.

Miasto duchów


Najnowsza powieść Łukasza Orbitowskiego pt. "Inna dusza" mogłaby być przypowieścią o zbrodni, gdyby nie tkwiła w konkretnym miejscu i określonym czasie. A tak właśnie jest. Pisarz snuje historię opartą na faktach, więc świat przedstawiony podporządkowany został wymogom gatunkowej konwencji. Związek fabuły z prawdziwymi wydarzeniami, do czego otwarcie przyznaje się autor, jest luźny. Z korzyścią dla tekstu, który dzięki temu zabiegowi uwalnia się od ciasnych ram dokumentu. Nabiera rozmachu, zyskuje szerszy horyzont, przeistaczając się w byt samoistny. W dzieło.

Nie miałem do tej pory do czynienia z prozą Orbitowskiego. Opieram się więc na zdaniu innych recenzentów, którzy jednym głosem zdają się obwoływać tę pozycję najlepszą w jego dotychczasowym dorobku. Mają rację czy nie, jest świetna. A autor jawi się w niej jako jeden z najbardziej utalentowanych pisarzy swojego pokolenia. Gdybym miał wybrać faworyta na podstawie jednej pozycji, postawiłbym na niego. Może to kwestia gustu, ale dawno nie miałem do czynienia z tak dobrą polską prozą.

"Inna dusza" opowiada historię morderstw, których dokonał Jędrek, jeden z głównych bohaterów. W 1995 roku zabił kuzyna, trzy lata później – sąsiadkę. Motywy zbrodni nie zostają wyjaśnione, nie o nie chodzi. To na nas, czytelnikach, spoczywa obowiązek przeprowadzenia psychoanalizy, Orbitowski daje nam do tego tylko narzędzia. Przedstawia sytuację rodzinną sprawcy i środowisko, w którym on żyje; niczym naukowiec stawia tę postać pośrodku eksperymentalnego labiryntu, jakim jest miasto po hekatombie transformacji ustrojowej, i bacznie obserwuje, skrzętnie notując jej poczynania. Gdyby to nie wystarczyło, sugeruje odwołania do metafizyki. I właśnie ta ostatnia możliwość interpretacyjna jest najbardziej kusząca. Dostajemy jak na tacy człowieka w rodzaju serialowego Dextera Morgana, targanego wewnętrznymi demonami "dobrego" zabójcę. Jędrek nie wykonuje tak pożytecznej roboty jak Dexter, wręcz przeciwnie, ale do czynu zdają się go pchać te same demony. Tytułowa "inna dusza".

Głównych bohaterów jest czworo. Funkcję pierwszoosobowego narratora spełnia Krzysiek, przyjaciel Jędrka. Stanowi on w pewien sposób antytezę zarówno samej postaci tego drugiego, jak i dokonanych przez niego czynów. Opętany fascynacją, żeby nie powiedzieć obsesją, staje się cieniem snującym się za nim krok w krok. Słabszy fizycznie i psychicznie, biedniejszy, zakompleksiony, żyjący w patologicznej rodzinie, jest w stanie wybaczyć przyjacielowi nawet zabójstwa, byleby nie utracić łączącej ich więzi. Mimo że stanowi przeciwieństwo Jędrka, jako jedyny zdaje się rozumieć burzę szalejącą w pozornie spokojnym chłopaku, żywioł, którego nie da się ani okiełznać, ani zatrzymać. Co więcej, próbuje wykorzystać jego skłonności do własnych celów. W momencie, kiedy Krzysiek planuje zabójstwo własnego ojca-alkoholika, Orbitowski podsuwa nam ważną wskazówkę interpretacyjną. Jędrek mógłby stać się zesłanym na ziemię aniołem zagłady, gdyby odnalazł właściwą drogę. A byłaby nią zemsta za nieletnie ofiary domowej przemocy i rodzicielskiej opresji. Zostałby Dexterem, gdyby tylko spotkał swojego Harry’ego. Przyjaźń Krzyśka i Jędrka trwa pomimo wszystko, na przekór wszystkiemu. Związek tych dwóch chłopaków ze wspólną przeszłością jest trwały, obaj zostali w niej uwięzieni, zakonserwowani. Zabójca rozmyśla o swoich zbrodniach w więzieniu, jego cichy sprzymierzeniec – w więzieniu sumienia, z masochistycznym uporem opiekując się znienawidzonym ojcem. I to właśnie Krzysiek zdaje się pokutować za grzechy, czyny i zaniechania ich obu.

Trzecim bohaterem "Innej duszy" jest miasto. Bydgoszcz opisana została doskonale, ze szczegółami i w specyficznej poetyce. Ulice i budynki ożywają jak duchy, straszą (co zostało pokazane dosłownie w postaci nawiedzonego domu). Najbliższym porównaniem, jakie mi przychodzi do głowy, jest Warszawa po upadku powstania lub postapokaliptyczne krajobrazy z "Żywych trupów" – zasiedlone nie przez ludzi, ale właśnie przez zombie. Bydgoszcz w świecie Orbitowskiego to czarna strona Księżyca, kraina wiecznego cienia. Szkaradna i brudna, zamieszkana przez szarych, złych ludzi. Rządzą tam bieda i brak perspektyw, jedynym wysiłkiem podejmowanym przez prezentowane istoty zdaje się przeżycie, wegetacja, nikt na nic lepszego nie liczy. Brzydota schodzi z bloków Fordonu i zapyziałych kamienic wprost na ich rachitycznych mieszkańców, infekuje ich pustką, szarzyzną i chłodem, pozostawia głębokie pęknięcia i liszaje, niegojące się blizny. Społeczeństwo w "Innej duszy" istnieje tylko w postaci motłochu, planującego lincz na aresztowanym Jędrku, i rzeszy pątników udających chrześcijan podczas wizyty papieża. Poza tym jest tylko mrowiem jednostek, prymitywną formą życia dzikusów prowadzących walkę każdego z każdym. Jak u Hobbesa, ludzie nie osiągnęli tu jeszcze poziomu wspólnoty. I bardzo im do tego daleko.

Czwartym i zarazem najważniejszym, moim zdaniem, bohaterem "Innej duszy" jest język. Nie tylko ten, którym posługują się postacie, także ten, jakim Orbitowski buduje swoją opowieść. Liczne opisy ludzi oraz miejsc są wyjątkowo plastyczne, autor wzbija się w nich na szczyty literackiego rzemiosła. Pomysłowość i skala porównań w niektórych momentach zadziwiają. Tekst dosłownie pulsuje, płynie. Wciąga, nie daje chwili wytchnienia. Pieści, by co kilka stron dać porządnie w pysk. Bo nie jest to język elegancki, akademicki, ale ten, którego używamy na co dzień, język ulicy. I właśnie na nim Orbitowskiemu udaje się oprzeć swoją poetykę. Narzucają mi się w tym punkcie skojarzenia z dziełami Marka Hłaski. Jeśli na wyrost, to jednak z zasadnie rozbudzoną nadzieją.

Trudno doszukać się w "Innej duszy" słabych stron, a nie mam zamiaru robić tego na siłę. Raziło mnie tylko nadużywane słowo "kokosić", które przez swój nadmiar zgrzyta między zębami jak piasek. Ale daje się przełknąć. Mankamentem tekstu może być, paradoksalnie, jeden z jego najmocniejszych filarów: fakty, czyli zakotwiczenie fabuły w ściśle określonym miejscu i czasie. Wymowa powieści traci w ten sposób nieco na uniwersalności. Oczywiście, wynika to z przyjętej konwencji paradokumentalnej. I, niestety, utrudni odbiór tekstu czytelnikom potencjalnych tłumaczeń.


[Recenzja została pierwotnie opublikowana na moim blogu internetowym oraz nakanapie.pl]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1499
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: