Dodany: 08.12.2009 12:24|Autor: koczowniczka

"Oto stoję z pustymi rękami i nic nie mogę zrobić"[1]


"Moje sukcesy modnego lekarza odnoszone w erze triumfalnego pochodu chirurgii sprawiły, że stałem się dumny, może nawet zadufany. Niemal zupełnie zapomniałem o granicach swoich możliwości. I kiedy te dziecięce oczy wpatrywały się we mnie z nadzieją, wydało mi się, że naraz niesłychanie wyraziście ujrzałem przed sobą całą nędzę tego, co nazywaliśmy nauką i postępem.
Nagle wyciągnąłem ku Dieriewience puste dłonie.
- Co to ma znaczyć? - spytał.
- Właśnie tak się teraz czuję - odrzekłem. - Oto stoję z pustymi rękami i nic nie mogę zrobić..."[2].

To słowa jednego z lekarzy, wypowiedziane nad łóżkiem małego carewicza Aleksego. Pokazują bezradność, jaka panowała i, niestety, nadal panuje wobec choroby o nazwie hemofilia. Wyobraźcie sobie bogaty pałac w Carskim Siole, wszystkie najpiękniejsze zabawki świata i postać małego chłopczyka przykutego do łóżka. Jego krzyki bólu przeszywają cały pałac. Rodzice gotowi są oddać wszystko, by pomóc synkowi, lecz nic nie da się zrobić. Wzywani lekarze nawet bólu uśmierzyć nie potrafią, bo umierający zwraca leki doustne, a zastrzyków hemofilikowi podawać nie wolno.

I nie trzeba strasznego wypadku, by spowodować tak ciężki stan. Chorym na hemofilię wystarczy drobny upadek, lekkie zranienie. Zagrożeniem jest wypadanie zębów mlecznych, gwałtowna zmiana pozycji ciała. Hemofilia powoduje, że krew nie krzepnie, krwotoki mogą spowodować śmierć pośród straszliwych cierpień, o ile nie nastąpi cud.

Kiedyś chorzy na hemofilię byli przez lekarzy mordowani już w niemowlęctwie - słyszeliście pewnie o miłym zwyczaju upuszczania krwi przy każdej okazji?

Niewiele osób choruje na hemofilię, a tak się składa, że wyjątkowo często występowała ta choroba wśród królów. Na tym motywie Thorwald zbudował akcję swojej książki. W posłowiu napisał o tym, jak trudno było mu zebrać materiały, gdyż przypadki hemofilii wśród królów skrzętnie ukrywano.

W powieści występują postacie historyczne: carskie i królewskie rodziny, znani lekarze oraz "święty ojczulek" Rasputin o ogromnych wpływach, bardzo niezwykły człowiek. Autor do szczegółowego omówienia wybrał trzech hemofilików.

Część pierwsza ma formę spowiedzi księcia Alfonsa. W części tej widzę pewną wadę. Otóż opowieść księcia jest bardzo długa i opowiedziana językiem literackim. Można by zapytać: ojej, a kto by tak długo i literacko mówił? Czy nie lepiej byłoby, gdyby książę odczytywał ten tekst z kartki albo pisał go? To jednak drobna wada i trzeba na nią przymknąć oko.

Część druga dzieje się w roku 1945 w Bawarii, w chaosie końca wojny. Lekarz Hertrich pragnie uratować życie pruskiego księcia Waldemara, jednak ma problemy z wymknięciem się z lazaretu, w którym pracuje. Bo tak się składa, że akurat przywożeni są tu uwolnieni z obozów koncentracyjnych więźniowie. Nowy zwierzchnik nie przejmuje się tym, że gdzieś tam kona krwawiący książę.

"Niech sobie umiera! Ktoś, kto należy do tej bandy pruskich junkrów, nie zasługuje na nic lepszego. Mam dla pana bardziej chwalebne zadania. Niech pan spojrzy, co tam się zbliża... - Wskazał prawą ręką na ulicę. - Niech pan się przyjrzy... - krzyknął. - Niech pan się dobrze przyjrzy!
Ulicą w kierunku lazaretu toczyły się amerykańskie ciężarówki. Na platformach leżały i siedziały na pół zagłodzone, trupio blade postacie w pasiakach. Większość ledwo mogła unieść głowę.
- Widzi pan? - szyderczo zawołał captain. - Oto owoce waszych grzechów. Każdy z nich ma natychmiast otrzymać pierwszorzędne łóżko. Zbada pan każdego i będzie leczył najlepszymi lekarstwami. Jeśli umrze choć jeden z tych ludzi, dopadnę pana. Postawię pana pod ścianą razem z tym pańskim pruskim księciem. - Głos mu się nagle załamał: - Wszystkich, wszystkich, wszystkich...
Zza samochodu wyłonili się niemieccy jeńcy z noszami. W ich oczach malował się strach i przerażenie ludzi, którzy po raz pierwszy zetknęli się oko w oko z ofiarami czynów, o których wprawdzie niekiedy coś słyszeli, a jednak nie chcieli przyjąć do wiadomości faktu ich istnienia - z braku wyobraźni, z obojętności, z bezduszności, dla świętego spokoju lub ze strachu. Zdejmowali półżywych ludzi z platform i nisko pochylając głowy przenosili ich pomiędzy Thiessem i Hertrichem do budynku. Hertrich pomyślał: Mój Boże, więc to tak wygląda... Ale czy ten stary człowiek musi zapłacić za grzechy ludzi, którzy za to wszystko ponoszą odpowiedzialność?"[3].

Część trzecia wzruszyła mnie najbardziej. Może sprawił to klimat Rosji ze świętymi ojczulkami i wiarą w cuda, a może bohater - dziecko, carewicz Aleksy, na którego przykładzie najlepiej widać, jak nędzne może być życie bogacza.

Jest to najbardziej krwawa książka, jaką kiedykolwiek czytałam. Krew leje się z książęcych nosów, błon śluzowych, dziur po zębach. Dużo opisów cierpień, rozpaczy, bezradności. Choć wielu w niej królów, nie królowie królują, lecz nieuleczalna choroba.

Thorwald jako autor zachwycił mnie; obok Haileya i Michenera należy do tych pisarzy, którzy wielką porcję wiedzy łączą z ciekawą fabułą. Jego książki naprawdę warto przeczytać.



---
[1] Jürgen Thorwald, "Krew królów", tłum. K. Jachimczak, Wydawnictwo Literackie, 1994, str. 151.
[2] Tamże.
[3] Tamże, str. 85.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5129
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 7
Użytkownik: kocio 08.12.2009 14:32 napisał(a):
Odpowiedź na: "Moje sukcesy modnego lek... | koczowniczka
"Można by zapytać: ojej, a kto by tak długo i literacko mówił? Czy nie lepiej byłoby, gdyby książę odczytywał ten tekst z kartki albo pisał go? To jednak drobna wada i trzeba na nią przymknąć oko."

Podobne rozpasanie słowne dopadło go w jednym rozdziale w "Triumfie chirurgów" - widać niestety wyraźnie, ale na szczęście nie na tyle, żeby zniszczyć wrażenie całości.
Użytkownik: Marylek 08.12.2009 15:08 napisał(a):
Odpowiedź na: "Można by zapytać: ojej, ... | kocio
Zupełnie się z Wami nie zgadzam. A jakim językiem, Waszym zdaniem, powinien mówić książę, jeśli nie literackim? Wszak noblesse oblige!

A może to znamię czasów, a jakich żyjemy - zdaniem wielu, jak ktoś używa więcej niż jednego przymiotnika (a jest nim wszechznaczący wyraz "fajny") to automatycznie oznacza, że ma niesamowicie bogate słownictwo.

Użytkownik: kocio 08.12.2009 15:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Zupełnie się z Wami nie z... | Marylek
Spokojnie, Marylek =} - prawdopodobnie chodzi o nadmiar tej literackości, rozgadanie, a nie że w ogóle literatura. Mimo wszystko jest to literatura popularnonaukowa (historia medycyny), a nie staroświecka, a takie właśnie wrażenie odniosłem w "Triumfie" - zbytnie naśladowanie stylu z XIX w. Współczesność też trochę obliguje, waćpani... =}
Użytkownik: Marylek 08.12.2009 16:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Spokojnie, Marylek =} - p... | kocio
Popularnonaukowa, ale stylizowana, nie? Skoro autor uczynił narratorem księcia Alfonsa to i wystylizował mu język, tak ja to widzę. W końcu literatura to operowanie (nomen omen!) słowami. :)

To jest, oczywiście, detal, czytałam tę książkę, była dobra, owszem, choć nie aż tak rewelacyjna jak "Stulecie chirurgów" (dla mnie, dla mnie!). Natomiast jeśli chodzi o styl, nie pamiętam, żeby mi w jakikolwiek sposób przeszkadzał. Kwestia gustu.
Użytkownik: koczowniczka 20.12.2009 09:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Zupełnie się z Wami nie z... | Marylek
Marylku, miałam na myśli to, że książę opisuje moment swoich narodzin, rodziców nad swoją kołyską, ich wypowiedzi. Noblesse oblige, ale czy na pewno do tego, by pamiętać swoje narodziny i opisywać wydarzenia, przy których się było nieobecnym? A on okres przed swoimi narodzinami opisuje z takim bogactwem szczegółów, jakby był tam, widział, zapamiętał. Brzmi to trochę nienaturalnie jak na mój gust. Nadmierna literackość to nie tylko zbyt bogate słownictwo, ale też nieodpowiednia konstrukcja książki.

A książka doskonała.
Użytkownik: koczowniczka 20.12.2009 09:29 napisał(a):
Odpowiedź na: "Można by zapytać: ojej, ... | kocio
"Rozpasanie" to bardzo dobre słowo! "Triumfu chirurgów" jeszcze nie czytałam. Na szczęście w mojej bibliotece są wszystkie książki Thorwalda, będzie co czytać!
Użytkownik: kocio 21.12.2009 01:37 napisał(a):
Odpowiedź na: "Rozpasanie" to bardzo do... | koczowniczka
Tak a propos - ze zdziwieniem odkryłem właśnie piękne nowe wydania jego książek w księgarniach.

Ale mnie już na zawsze będzie się kojarzył z tą "zakrwawioną" okładką w egzemplarzu od Buszującej - tzn. chyba pomazaną dżemem albo czymś w tym rodzaju, ale na tle tych narzędzi chirurgicznych czy anatomii i tej bolesnej treści to mi się skojarzyło jednoznacznie... =}}}
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: