Dodany: 01.11.2015 16:30|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Agnieszka marzy i tańczy


Jeśli mamy możliwość studiowania czyichś dzienników prowadzonych systematycznie od dzieciństwa, z reguły obserwujemy proces stopniowego dojrzewania intelektualnego i emocjonalnego ich autora. Z dziennikami Osieckiej sytuacja jest trochę paradoksalna: zapiski trzynasto-, czternastolatki zaskakują dojrzałością niektórych obserwacji i przemyśleń, podczas gdy te, które poczyniła między piętnastym a szesnastym rokiem życia sprawiają wrażenie, jakby jej osobowość, zdawszy sobie sprawę, że nie musi tak wcześnie wydorośleć, zrobiła mały krok wstecz, cofając się do stanu odpowiedniego dla wieku.

Rok 1952 piętnastoletnia Agnieszka rozpoczyna jako uczennica klasy maturalnej (dziesięć lat później jej rówieśnicy będą dopiero zaczynali naukę w liceum). Swoją przyszłością przejmuje się… powiedzmy, umiarkowanie; nie bardzo wie, co ma zamiar robić w życiu, wie tylko, że wchodzą w grę jakieś studia, z pewnością nie „ścisłe”, bo nie jest w stanie przezwyciężyć awersji do logarytmów i tangensów (ach… skąd ja to znam!), i że niektórymi rzeczami, choć ją interesują, nie chciałaby się zajmować zawodowo:

„Odrzucam »rzeczy biologiczne«, bo to po pierwsze jest za »słabe« w porównaniu z ilością zagadnień humanistycznych interesujących mnie; po drugie wiąże »człowieka« i prowokuje do zagłębiania się nader jednokierunkowo w swej dziedzinie; po trzecie interesuje mnie raczej z punktu widzenia światopoglądowego, filozoficznego, co mieści się częściowo w drugiej grupie zainteresowań i nie wymaga (u mnie) aż studiów, ponieważ wątpię, abym była dobrym naukowcem – nie umiem zgłębiać biologicznej  p r a k t y k i, bez której dobra  t e o r i a  się nie obędzie.
(…) chcę jeździć po świecie, spotykać bardzo dużo ludzi i czynić ciekawe obserwacje, i dokonywać sprytnych dyplomatycznych szwindelków, a to wszystko słuchając wszystkich »odgórnych« »akompaniamentów« [towarzyszących] tańcom świata i patrząc na  s c e n ę  świata zarówno z widowni, jak i zza kulis.
(…) Sztuka, filozofia… Tego nie umiałabym potraktować zawodowo. Nie tylko dlatego, że »nie umiałabym zrobić na tym i na tym pieniędzy« (to, przypuszczam, będę jednak umiała robić), ale w ogóle nie wyobrażam sobie »bycia« historykiem sztuki lub filozofem z zawodu.
(…) moje zainteresowania człowiekiem idą jakoś inaczej niż po linii testów psychologicznych i określania młodocianych kretynków lub leczenia bogatych histeryczek. Chcę patrzeć w głąb człowieka w ten sposób, abym przeżywała nie tylko jedno – swoje życie, ale tysiąc cudzych żyć ludzi, w których głąb usiłuję spojrzeć.
Jeśli chodzi o literaturę, to będę czytać i myśleć; zachwycać się i krytykować – to na pewno. I będę poznawać portrety duchowe ludzi, którzy pisali lub piszą, wykrywać ich łączność z dziełem.
I bardzo bym chciała mieć zdolności literackie. Nawet niewielkie – na tyle w każdym razie, abym mogła wypowiedzieć siebie i to, co się dookoła dzieje, abym mogła pisać o dwóch teatrach – życia i sceny”[1].

Na razie w dziennikowych zapiskach dominują:

– na pierwszym planie – sprawy damsko-męskie, albo raczej chłopięco-dziewczęce, bo przecież i sama autorka, i wszyscy ci, którym poświęca niekończące się rozważania z gatunku „dlaczego?...” i „co by było, gdyby…?” – Jurek, Janek, Stach, Ludwik itd. – to jeszcze pod względem emocjonalnym zupełne dzieciaki, uprawiające typowe dla wieku nastoletniego flirciki i doznające nagłych uczuciowych zawirowań pod wpływem zgoła błahych bodźców („Pierwszy raz jednak znalazł się ktoś, z kim taniec jest rozkoszą – Janusz. (…) jestem odurzona, oczarowana, pijana Januszem. Och, szalona głowo!”[2]). Jedyny w tym towarzystwie „25-letni młodzian”[3], zresztą żonaty, nie zachowuje się wcale dojrzalej niż jego młodsi rywale, poza tym, że zwraca się do Agnieszki per „pani”. Chłopcy bez ustanku dzwonią, wpadają, odprowadzają do domu, zapraszają i są zapraszani na potańcówki (albo, co gorsza, nie dzwonią, nie przychodzą, nie proszą do tańca…), są zachęcani albo odstawiani na bok („chcę mieć swobodę i wolną rękę. I dlatego, i z innych jeszcze powodów, »zerwę« ze Stachem i Ludwikiem – naraz”[4]) – no, takie najzwyklejsze życie miłosne nastolatki, które kogoś w wieku ponastoletnim może solidnie znudzić względnie przyprawić o retrospektywną zgrozę: „Ratunku, to ja też taka byłam???;

– na drugim – analizy relacji z koleżankami:

„przykro mi, że Ewa o mnie dużo plotkuje i ciągle stara się zrobić mi na złość. Po co to? Prawdziwej postaci rzeczy nie zmieni, jej nie pomoże, a ja… ja Ewuni i tak lubić nie przestanę. (…) Wiem, że Ewa jest o mnie zazdrosna. Zresztą nie tylko ja o tym wiem. Ale przecież to tylko od niej zależy, aby np. dobrze się bawiła i była lubiana. Ewa jednak jest daleka, »dumna« i nieprzystępna – trudno Jej przychodzi zjednać sobie ludzi. (…) razi mnie w niej fakt, że widząc wady w ludziach i  m a j ą c   o c h o t ę   m ó w i ć   o   n i c h, nie mówi tego tym ludziom w oczy”[5]; „nie wiem, jakie pobudki kierują postępowaniem Aliny i jej stosunkiem do mnie. Mimo licznych, powiedzmy,  d o w o d ó w  na to, że jestem szczeblem na drodze Aliny, i że tylko »jako taki« zasługuję na jej uwagę, to jednak mam ten zwyczaj (cenię go!), że tak poważnego zdania o człowieku nabrać nie mogę. (…) Alina w swej taktyce postępowania ze mną (i to bez względu na pobudki, jakie nią kierowały) popełniła pewien zasadniczy błąd: otóż nie wzięła pod uwagę tego, że istnieje cała grupka osób mi bardzo bliskich i drogich, które z szeregu rozmaitych względów grają w moim życiu o wiele większą rolę niż ona (…). Chce, abym była więcej »jej« niż »swoja« czy »wszystkich«. (…) nie bawię się w filantropię w stosunku do niej ani w »pocieszycielkę strapionych« (jak ona mnie nazywa, mówiąc o mym stosunku do rozbeczanego Figusa) –  m a m,   w i ę c   d a j ę. Ot tyle – a ona chce brać”[6];

– i jakby na marginesie, sprawy szkolne:

„Strasznie dzisiaj było mało roboty w budzie i wygłupiałyśmy się strasznie albo uczyłyśmy się matmy. (…) Strasznie mi to się we łbie pokiełbasiło, ale coś niecoś się nauczyłam. Jednak »jak przyszło co do czego«, czyli poszłam do tablicy, to bredziłam różne głupstwa i w ogóle kretyńsko odpowiadałam, aż się pobeczałam i strasznie mi wstyd – za swoje »tumanie« »zdolności« i za swoje zachowanie. Jestem jakaś strasznie ograniczona”[7],

niekoniecznie zresztą na poważnie i niekoniecznie cenzuralnie:

„Pitagoras twierdzi, że Straszyńska pierdzi, a ona dowodzi, że to nic nie szkodzi. Dupa Dupa ha! [przekreślone zadanie z matematyki]”[8].

Z rzadka trafiają się refleksje na inne tematy, sprowokowane na przykład lekturą, przeważnie nieco banalne i egzaltowane:

„(...) gdy popatrzeć i posłuchać  t u, naokoło siebie, całkiem blisko napotyka się na to samo, co w tej opisanej przez Kowalewskiego sanacyjnej szkole – na zakłamanie, lęk ludzi przed ludźmi, szpiegostwo, skrępowanie – tylko w innym wydaniu i gdzie indziej skierowane. Gdy tak, z pewnego oddalenia przyjrzeć się tym sprawom, można dojść do wniosku, że 80% wysiłków ludzkich skupia się w tym, aby jak najbardziej zohydzić, utrudnić i zawikłać ludzkie sprawy i życia. Że też myślący, dorośli ludzie ani rusz nie chcą się porozumieć. Chodzi o złoto. A tyle, tyle, tyle złota na świecie! A przecież wszystkie ono nie warte ani jednej kropli ludzkiej krwi, ani jednej ludzkiej łzy. Strasznie trudno rozwiązać ludzkie sprawy. Chodzi o stan posiadania i byt materialny, i nieuzasadnione ambicje wodzowskie. O to ludzie zabijają się od tysięcy lat. Zmienia się tylko ilość ludzi objętych wojną – »umasawia się zabijanie«. A co na to »elita intelektualna« świata? Ano, zależy przy czyim żłobie intelekt skrobie”[9];
„Poezja to jest taka Rzecz, w której Człowiek – Twórca nie może zadawać kłamu swojej Duszy. Może zdradzić rzeczywistość, prawdy uznane i udowodnione, cały wszechświat i wszystkie rzeczy boskie i ludzkie – jeśli rzeczywiście widzi je innymi. Duszy swojej jednak zdradzić nie może. Struny »lutni« – Symbolicznej Lutni – brzmią wtedy fałszywie i boleśnie. (…) Poeci reakcjoniści niech »łamią pióra« lub niech piszą dla siebie i swych najbliższych, ale niech nie zakłamują siebie – swoich Dusz. To jest zdrada Rzeczy wielkiej i świętej jak Człowiek – Poezji”[10],

ale czasem całkiem dorzeczne, świadczące równocześnie o pewnej zmianie stosunku do jeszcze tak niedawno bezkrytycznie akceptowanej powojennej rzeczywistości:

„(...) socjalizm, jako idea, jest »ponętny« i dla tych, którzy pragną pięknych i wzniosłych celów, i egzaltacji, i dla tych, którym odpowiada »naukowe uzasadnienie«, oparcie na najnowszych perspektywach biologii itp. (…). A materializm historyczny jest (według  m n i e – przecież o tym mówię) jedyną słuszną i logiczną filozofią. A jednak? Buntuję się przeciw  m e t o d o m. Przeciw literaturze pełnej papierowych bohaterów pozytywnych, zobowiązań, maszyn… Przeciw skrępowaniu i jednostronności prasy. Przeciw odgradzaniu się od elementów kultury niezwiązanych bezpośrednio z rewolucją i »skokami dialektycznymi«. Przeciw zepchnięciu na »ostatni plan« psychologii jednostki, przeciw »masom«… Przeciw »kulturze stosowanej« i systemowi »dzielnic«, podstawowych org[anizacji] partyjnych itd., wreszcie przeciw zakłamanemu, sztucznemu systemowi naganiania wiwatujących tłumów i wzbudzania pseudoentuzjazmu…”[11].

Matury trwają do połowy czerwca; w sierpniu zeszyty zapełniają się treściami odzwierciedlającymi najwyraźniej przygotowanie do egzaminu wstępnego z zakresu „wiedzy o Polsce i świecie współczesnym”, czy jak tam wówczas ten przedmiot zwano (pod nimi notatka o terminie i miejscu egzaminu, z której – gdybyśmy tego nie wiedzieli z innych źródeł – dowiemy się, że Agnieszka zamierza studiować na kierunku dziennikarskim Wydziału Nauk Społeczno-Filozoficznych UW), a dwa tygodnie później – spisami podręczników, rozkładami zajęć i notatkami z wykładów na przemian z opisami nowo poznanych kolegów i koleżanek oraz komplikacji spowodowanych nawiązaniem z tymiż bliższych relacji. Rozczarowanie studiami pojawi się krótko po szesnastych urodzinach, po ledwo trzech miesiącach studiowania:

„Zastanawiam się czasem (…), czy to całe dziennikarstwo spełnia moje »marzenia«. Otóż nie, nie i jeszcze raz nie. (…). Gdybym miała ochotę być drukarzem, to bym poszła do szkoły poligraficznej. Gdybym miała ochotę przez całe życie nic nie robić, tylko mówić o tym, jak należy budować socjalizm i co kto kiedy o tym sądził – to bym uczęszczała do szkoły partyjnej rozmaitych stopni. Ale jak się chcę uczyć o literaturze, o filmie, o sztuce pisania… W tym celu mam konwersatorium – co 2 tygodnie. (…) Dalej – przypuszczałam, że »studia« to będzie  n a u k a. Że znajdą się rzeczy trudne, nad którymi warto się zastanowić. Tymczasem to jest wszystko łatwizna, którą wystarczy przewertować w czasie ćwiczeń, żeby za chwilę być »kozakiem« (…)”[12].

Od początku do końca typowe dziennikowe wpisy przetykane są gęsto cytatami z literatury i całymi wierszami (po polsku i po rosyjsku), różnego rodzaju spisami (tu wydatki, tam wykaz potrzebnych podręczników czy też zawartości walizki na planowany wyjazd, ówdzie lista kolegów i koleżanek mających wziąć udział w prywatce czy balu, wraz z podziałem ich na pary), luźnymi notatkami – jedno, dwa słowa – i rysuneczkami (nie musimy wierzyć edytorce na słowo – mamy do wglądu fotokopie licznych stronic), a ich tekst – cokolwiek irytująco upstrzony niepotrzebnymi cudzysłowami (co widać i w przytoczonych tu fragmentach, niedających jednakże pełnego pojęcia o uporczywości tej maniery; zdarzają się akapity, w których przypada przeciętnie jeden cudzysłów na wers…).

Gdzież w tym wszystkim zadatki na przyszłą wirtuozkę słów i emocji? Tak jak i w dwóch poprzednich tomach – jedynie w rozrzuconych gdzieniegdzie na wpół poetyckich impresjach, wywoływanych przez zmiany aury i pejzażu:

„I stała się jesień. (…) Rozhulała się wiatrem po polu, spłynęła deszczową łzą po szybie okiennej, otuliła wczesnym zmrokiem błotniste ulice. Liśćmi martwymi zawirowała, rozełkała się szumem padających kropel, zaśpiewała dziką pieśń wichury. (…) I drzewa – koniecznie drzewa. Pokraczne, powykręcane, w małych grupkach lub pojedynczo stoją albo zdają się biec z wyciągniętymi, sparaliżowanymi łapami konarów. Królują nad mogiłami zwiędłych, lśniących, mokrych liści. Od liści bije silna, urzekająca woń. (…) Na pole spływa mgła – biały, puszysty obłok – przynosi ukojenie, tuli, usypia. I śnią się sny jesienne”[13];
„Noc wigilijna. Niebo jak z granatowego, lśniącego papieru, a na nim pełno wesoło migających gwiazdek – złotych i ognistych. Śnieg z białego, skrzypiącego marcepanu otula gałęzie drzew i miękką pierzynką ściele się u płóz mknących saneczek zaprzęgniętych w białe myszki, szczury i skrzydlate pegazięta. (…) Jest ładnie. Życie ma 5 lat i rumiane buziaki”[14],

albo w krótkich, lecz celnych metaforach, jakich później pełno znajdziemy w jej wierszach czy felietonach:

„Tuwim wiąże polszczyznę w bukiety, Zapolska przyrządzała ją na kształt krwawego befsztyka”[15].

Trochę to wynagradza znużenie doznawane podczas czytania w kółko na okrągło o chłopakach i „potańcach”, i uczucie zawodu spowodowane prawie zupełnym brakiem sygnalizowanego na wstępie myślenia o literaturze – i zapowiada, że z czasem będzie ciekawiej. O ile – przekonamy się już za rok (dopiero za rok!...).


---
[1] Agnieszka Osiecka, „Dzienniki 1952”, wyd. Prószyński i S-ka, 2015, s. 21-22; w tym i następnych cytatach zachowana oryginalna pisownia, stylistyka i interpunkcja autorki; w nawiasach kwadratowych wewnątrz cudzysłowów uzupełnienia edytorki tekstu.
[2] Tamże, s. 135.
[3] Tamże, s. 141.
[4] Tamże, s. 142.
[5] Tamże, s. 113.
[6] Tamże, s. 181-182.
[7] Tamże, s. 132.
[8] Tamże, s. 278
[9] Tamże, s. 101.
[10] Tamże, s. 122-123.
[11] Tamże, s. 250.
[12] Tamże, s. 518-519.
[13] Tamże, s. 428-429.
[14] Tamże, s. 527.
[15] Tamże, s. 497.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 702
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: carmaniola 05.11.2015 10:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli mamy możliwość stud... | dot59Opiekun BiblioNETki
Przeczytać nie dam rady - zmagania z dziennikiem nastolatki nie dla mnie. Ale te zacytowane przez Ciebie poetyckie impresje i metafory zachęciły mnie by znów do poetki sięgnąć. Dziękuję.

Edit: do jej twórczości. ;-)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: