„(…) w trybie pilnym zostałem wezwany na dzień 12 grudnia do Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, pod rygorem przymusowego doprowadzenia, do kancelarii tajnej. Tu przedstawiono mi kilkustronicowe pismo z zapisem szeregu spraw i wątków, o których mówienie publiczne – jak mnie poinformowano – będzie złamaniem tajemnicy państwowej, za co grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności. I zapewne tylko przez „przypadek” większościowy zakres rzeczonych spraw i wątków dotyczył Bronisława Komorowskiego. No a teraz jeszcze media…
(…) Ktoś chciał, by bezprecedensowe wydarzenie, jakim w każdym demokratycznym kraju byłoby przesłuchanie prezydenta w sprawie jego nieformalnych związków z oficerami służb tajnych, z potencjalnym udziałem szpiegów obcego państwa, zostało zakryte przed widokiem opinii publicznej – więc zostało zakryte. W efekcie o tym, że takie wydarzenie w ogóle miało miejsce, dowiedziało się kilka procent Polaków.” [371]
Gdyby nie działo się to w Polsce, lecz np. w Wielkiej Brytanii czy w USA – przez wiele tygodni ogień rozpalony przez tę książkę podgrzewałby newsy każdej stacji. Media jako czwarta władza niejako z założenia świetnie nadają się do kontroli pozostałych trzech, dodatkowo ich misją jest informowanie wyborców o wybrykach ich przedstawicieli. No i rozpętanie burzy TEJ skali zapewniłoby masę materiału o wysokiej oglądalności, zamiast klasycznych tematów ogórkowych. Zaś duża część polityków musiałaby pożegnać się ze sceną, niektórzy w gustownej biżuterii, zapiętej na nadgarstkach, połączonych łańcuchem.
Książka skupia się początkowo na paramafijnej działalności fundacji „Pro Civili”. W toku dziennikarskiego śledztwa autor odkrywa po kolei powiązania pomiędzy mafią pruszkowską, WSW przemianowanym na Wojskowe Służby Informacyjne, rosyjskimi szpiegami i służbami specjalnymi, a dociera aż do wyżyn biznesu i polskiej sceny politycznej – a jednym z centrów owej gry, w której defraudowane są miliony złotych, grasuje seryjny samobójca oraz ustawiane są przetargi, jest były już prezydent Bronisław Komorowski:
„(…) przez dwa miesiące marszałek sejmu [Bronisław Komorowski] kuglował z oficerami tajnych służb, jak wykraść opatrzony klauzulą najwyższej tajności dokument! Wydawałoby się, że nic gorszego nie może zrobić polityk, by raz na zawsze przekreślić swą karierę, ale niebawem okazało się, że było stokroć gorzej!
Wczesnym przedpołudniem 28 listopada 2008 roku w Prokuraturze Krajowej na ulicy Ostroroga w Warszawie pojawił się Paweł Graś. Późniejszy rzecznik rządu Donalda Tuska zapędzony do narożnika serią pytań wyznał śledczym, że Bronisław Komorowski, marszałek polskiego sejmu, z pełną świadomością spotykał się z dwoma oficerami wojskowych służb tajnych, odnośnie których podejrzewał, że jeden z nich może być powiązany z rosyjskim wywiadem. Z zeznań samego Komorowskiego wynikało z kolei, że mimo takich podejrzeń „wyraził zainteresowanie” względem oficerów zdobyciem dla niego w sposób sprzeczny z prawem dokumentu stanowiącego najpilniej strzeżoną tajemnicę państwową – Aneksu do Raportu Komisji Weryfikacyjnej WSI! Trudno sobie wyobrazić, by polityk mógł zrobić coś więcej, aby trafić w polityczny niebyt. Tymczasem życie potoczyło się dalej tak, jakby tej historii nigdy nie było i niedługo później Bronisław Komorowski został prezydentem „w wolnej Polsce”.”[351]
Same kurioza choćby przesłuchania prezydenta (na sali zamkniętej przed dziennikarzami) pokazują jak ciekawa i ważna jest to książka:
„Sądziłem, że rekord byłego rzecznika rządu, Pawła Grasia, który przepytywany w tej sprawie w sądzie 77 razy odpowiedział: „nie pamiętam”, będzie nie do pobicia. Nie przewidziałem, że Bronisław Komorowski może mieć jeszcze słabszą pamięć i nie pamiętać w zasadzie niczego. (…)
Po odczytaniu prezydentowi złożonych przez niego 28 lipca 2007 zeznań, potwierdził on dziś ich prawdziwość: „skoro tak zeznałem w prokuraturze, to jest to prawda” – powiedział. Po chwili odczytano prezydentowi jego kolejne zeznania złożone w prokuraturze, z 18 stycznia 2008 roku, w których przyznawał, ze poprzednie zeznania złożone przed prokuratorami – te z lipca – były niezgodne z prawdą, że się w nich wielokrotnie mylił. Ku zdumieniu słuchaczy prezydent potwierdził jednak także i te zeznania, dokładnie tak, jak poprzednie: „skoro tak zeznałem w prokuraturze, to jest to prawda”. Niemożliwością było w tej sytuacji niezadanie kolejnego pytania: „to które z tych dwóch zeznań są prawdziwe, bo przecież jedne wykluczają drugie?” Po chwili namysłu prezydent odpowiedział: „wszystko, co zeznałem w prokuraturze, jest prawdą i nic więcej nie mam do powiedzenia.” [362]
W trakcie lektury, która przypomina dobrej klasy kryminał, dowiemy się więcej o tym, jak wyglądały kumpelskie relacje między przestępcami a politykami, poznamy z autopsji autora metody działania „seryjnego samobójcy”, otrzymamy dowód na to, że istnienie „onych” to nie legenda miejska ani teoria spiskowa, przekonamy się jak „prosty lud” jest okłamywany i widziany przez naszych drogich (oj, bardzo drogich!) rządzących, poznamy także kulisy paru afer gospodarczych, np. sprzedania infrastruktury TP do Francji:
„(…) Doszło do niespotykanej w żadnym innym kraju NATO prywatyzacji systemu obronnego państwa, z możliwością odkupienia tego systemu na wolnym rynku. Pytanie, jak to możliwe, że podległe Komorowskiemu Ministerstwo Obrony Narodowej i Wojskowe Służby Informacyjne dopuściły do sytuacji, w której polskie władze utraciły możność kontroli systemem kierowania państwem na czas wojny, pozostaje bez odpowiedzi.” [234]
Gorąco polecam lekturę książki
Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego (
Sumliński Wojciech)
– jest to prawdziwy opis faktów, które dotyczą całej Polski, a od których włos jeży się na głowie. Po „Niebezpiecznych związkach BK” świat zza szyby telewizora i na kartach do głosowania już nigdy nie będzie wyglądał tak samo…
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.