Dodany: 06.10.2015 18:55|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

2 osoby polecają ten tekst.

Drobny przypływ satysfakcji z "Przypływów nocy"


Przypływy nocy (Erikson Steven) zaczęłam, po długim i niecierpliwym oczekiwaniu, trzy miesiące temu. Ponieważ pierwsza część urlopu okazała się nieco za krótka, a powieść – ze względu na kilkutorową fabułę i dużą ilość nowych postaci – zbyt angażująca, by można ją było czytać na raty po pracy, przetykając innymi lekturami, postanowiłam poczekać na kolejny wolny tydzień. Niezbędny okazał się szybki przelot przez przeczytany wcześniej kawałek, ale potem poszło już biegiem.

No, cóż, Erikson potrafi zaskakiwać! Podświadomie oczekiwaliśmy kontynuacji wydarzeń z „Domu Łańcuchów”, a tymczasem niespodziewanie lądujemy w zupełnie innym punkcie czasoprzestrzeni: na kontynencie Lether, jakiś czas przed tym, gdy Trull Sengar nie z własnej woli opuścił swój lud. Sporą część kontynentu zajmuje Imperium Letheryjskie, strukturą społeczną przypominające antyczne cesarstwa ziemskie, a gospodarczą – słabo uprzemysłowione kraje kapitalistyczne. Na północ od niego żyją Tiste Edur, szaroskórzy humanoidzi o dobrze zorganizowanej strukturze plemiennej, a jeszcze dalej, w obszarach wiecznego zlodowacenia, dzicy Jheckowie, obyczajami (i nie tylko…) przypominający wilcze hordy.

Rodzina Sengarów zajmuje wysoką pozycję w społeczności Hirothów, dominującego plemienia Edur. Tomad i Uruth mają czterech synów. Najstarszy Fear właśnie zaręczył się z piękną i wyniosłą Mayen, najmłodszy Rhulad, ambitny i porywczy, najwyraźniej zazdrości mu i doświadczenia bojowego, i dziewczyny. Z dwóch pozostałych Binadas chodzi własnymi ścieżkami, najczęściej towarzysząc handlowym ekspedycjom Letheryjczyków, a Trull… Trull trochę za dużo myśli, co przysporzy mu sporo problemów. A w międzyczasie będzie musiał wraz z braćmi wziąć udział w wyprawie po tajemniczy i groźny artefakt, którego zażąda dla siebie król-czarnoksiężnik plemienia Hirothów. Od tej chwili już nic nie będzie takie samo…

Edur wykorzystują pracę letheryjskich niewolników, schwytanych w walce lub sprzedanych za długi. W każdej wiosce jest ich cała gromada, lecz tutaj będą się liczyły dwie postacie: Udinaas, sługa Sengarów, wprawiony w oryginalnym rzemiośle przygotowywania zmarłych do obrzędowego pochówku, i Piórkowa Wiedźma, nieprzystępna i zagadkowa dziewczyna, biegła w sztuce rzucania wróżebnych płytek. To – pośrednio – za sprawą tej ostatniej Udinaas zostanie wtajemniczony w sprawy, o których wolałby nie wiedzieć…

W stolicy imperium, Letheras, toczą się mniejsze i większe polityczne gierki, których motywem, jak wszędzie, bywa władza, zysk, osobiste porachunki lub wszystko razem. Ich świadkiem aż nadto często zostaje Brys Beddict, oficer ze szlacheckiego rodu, mianowany oficjalnym królewskim obrońcą. Dwaj bracia Brysa, każdy na swój sposób, odizolowali się od tego niezdrowego środowiska. Starszy, Hull, podróżuje jako obserwator z kupieckimi karawanami zdążającymi na tereny Edur i wydaje się bliżej związany z tym półcywilizowanym ludem, niż ze swoją ojczyzną; jeszcze bliższy związek łączył go kiedyś z poręczycielką tych wypraw, Seren Pedac, lecz żadne z nich nie potrafi już odtworzyć dawnej relacji. Trzeciego z Beddictów, Tehola, los rzucił w slumsy. Młody człowiek znosi nędzę i przedziwną nieudolność swego starego lokaja Bugga ze zdumiewającą pogodą ducha, nie dbając o to, że naśmiewa się zeń pół stolicy. Ale ten się śmieje, kto się śmieje ostatni; ta przedziwna para wkrótce zyska kilkoro równie nietuzinkowych współpracowników i doprowadzi do niezłego zamieszania! A zanim ta dziwaczna ekipa sfinalizuje swoje plany, stanie się jasne, że nie tylko w świecie żywych dzieje się coś niepokojącego…

I jest jeszcze mała wysepka, na której żyje kowal Withal z ludu Meckrosów w towarzystwie trzech małpopodobnych zwierzaków. Ocalał jako jedyny z zatopionego miasta, by stać się narzędziem pewnego perfidnego (a może tylko szukającego sprawiedliwej pomsty?) bóstwa. Za wierną służbę spotka go nagroda, choć niezupełnie taka, o jakiej marzył…

Podobnie jak w każdej innej części sagi, uwaga narratora przerzucana jest na przemian w kilka różnych miejsc i skupiana na coraz to innej spośród pierwszoplanowych postaci. Czytelników, którzy pragną głębszej analizy psychologicznej, zadowolą partie tekstu spisane z perspektywy Trulla, Seren i Brysa, ci zaś, którzy tęsknią za większą dawką niesamowitości, będą jej mieli aż nadto podczas łupieżczej wyprawy Hirothów, w snach na jawie Udinaasa, w wątkach z udziałem nieco przerażającej dziewczynki imieniem Imbryk, wreszcie w retrospekcjach ponurej historii rozdźwięku między Tiste Andii i Tiste Edur. Ale jest też coś nowego: specyficzny, czarno-sarkastyczny humor, w poprzednich tomach zaledwie migawkowo i dyskretnie majaczący gdzieś w tle (a to z okazji chwilowego wyjścia na pierwszy plan Kruppego, a to podczas krótkich wizyt w pustelni Krosta) zdominował całą sekwencję przygód Tehola & Bugga, choć może nie w postaci najbardziej wyrafinowanej (metoda rewitalizacji pewnej części ciała Shurq Elalle zasługuje co najmniej na brawa, za to opisy potraw przyrządzanych przez Bugga balansują na granicy śmieszności i obrzydliwości). A fakt, że oddany sługa potrafi więcej, niż jego pracodawca się po nim spodziewa, wcale nie dodaje wydarzeniom aż takiej powagi...

Momentami trochę męczące (i trochę mętne) jest wykładanie zależności między wpływami grot i twierdz a poczynaniami mieszkańców malazańskiego świata – a na pewno, podobnie jak w każdej innej części cyklu, piekielnie irytujące są objaśnienia autora w słowniczku; czytelnikowi, który jeszcze nie zaczął czytać, są one do niczego niepotrzebne, a jeśli już zaczął, nie mówiąc o doczytaniu do końca, to tyle samo lub więcej się dowiedział bez potrzeby zaglądania do rzeczonego słowniczka. No, jaki to ma sens: „Siódme Zamknięcie: zapowiadany w proroctwach renesans” (czego renesans i w jakich proroctwach?), „Jheckowie: północne plemię” (no, chyba raczej wiadomo, że nie południowe...), „Kenyl’rahy: typ demonów. Kenryll’ahy: typ demonów” (no i co dalej? Różnią się czymś? Są cielesne czy bezcielesne, humanoidalne czy zooidalne?), „Mael – pradawny bóg” (a co go odróżnia od niepradawnych bogów?)?

Ale i tak akcja wciąga, bohaterowie (przynajmniej niektórzy) budzą sympatię, styl jest kapitalny, a tłumaczenie udane, więc zatopienie się w lekturze osiąga stopień ponadprzeciętny i kończy się sporą satysfakcją.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1356
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: Pok 06.10.2015 19:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Przypływy nocy zaczęłam, ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Pradawni bogowie to chyba ci, którzy byli przed powstaniem grot. Tak mi się jakoś wydaje w każdym razie. Uniwersum jest na tyle złożone, że ogarnąć wszystkie niuanse (kto z kim i dlaczego?) jest praktycznie niemożliwością ;)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.10.2015 19:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Pradawni bogowie to chyba... | Pok
Do tego by się jakiś solidny przewodnik przydał, coś w rodzaju Tolkienowskiego "Silmarillionu" :-). Na szczęście jego rolę poniekąd pełni Malazan Wiki, gdzie wpadam często po wyjaśnienia. Ale kto nie zna angielskiego, wybór ma niewielki.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: