Dodany: 26.09.2015 10:38|Autor: Fidel-F2

Książka: Wielkie dni małej floty
Pertek Jerzy

1 osoba poleca ten tekst.

Książka z historią


Pomysł recenzowania pozycji tego rodzaju niesie ze sobą dwojakie uczucia. Z jednej strony wydaje się rzeczą nad wyraz łatwą i prostą, bo jakiż to problem wybrać ze słownika same superlatywy. Z drugiej zaś – może trwożyć i przestraszać, wszak to niemal mit, legenda, monolit nienaruszalny.

Ale po kolei. Zdawać by się mogło, że nie ma takich, którzy nie słyszeliby, czym są "Wielkie dni małej floty" Jerzego Pertka, jednak kto wie. Dla tych pięciu czy sześciu napiszmy, że to kompleksowo przedstawione losy Polskiej Marynarki Wojennej w latach II wojny światowej. Prócz opisu dziejów floty na akwenach morskich znajdują się tu również informacje dotyczące działań na wodach śródlądowych, a autor nie skupia się wyłącznie na historii okrętów i wydarzeniach wojennych, dużą wagę przykłada również do losów marynarzy. Całość wzbogacona jest o szereg dodatków uzupełniających oraz ułatwiających korzystanie z publikacji.

Omawiając tego typu pracę, trudno powiedzieć coś nowego i odkrywczego. Wszystkim (poza wspomnianą grupką) znane są pozycja i ciężar gatunkowy "Wielkich dni małej floty" w polskiej literaturze faktu dotyczącej historii morskiej wojskowości. Całe szeregi czytelników wymieniają je jako książkę, która była w ich przypadku praprzyczyną zainteresowania się tą tematyką. Niestety nie zaliczam się do tej grupy, niemniej u mnie to zadanie spełniła inna pozycja, której głównym autorem był Jerzy Pertek. "Pacyfik w ogniu", w gazetowo-broszurowym wydaniu, wpadł mi w ręce mniej więcej w połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. I faktycznie, od tamtej pory marynistyka jest moim konikiem. Pertek swymi zainteresowaniami potrafił zarażać.

Nie wiem jak inni, ale ja czytam "Wielkie dni małej floty" jak najlepszą książkę sensacyjną i zupełnie nie przeszkadza mi, że wiem, jak się skończy i że przeczytałem je już dwa razy. Atrakcyjność ta wynika z kilku czynników. Po pierwsze, autor był zafascynowany tematyką morską, ze szczególnym uwzględnieniem Polski w tym aspekcie. Marzył o życiu marynarskim, jednak stan zdrowia uniemożliwił mu wybór takiej drogi życiowej. Kochał morze i w swe dzieła wkładał duszę, pisał z wielkim zamiłowaniem i potrzebą oddania należnego miejsca polskiej marynarce i służącym w niej marynarzom. Prócz tego jego pisarstwo cechują lekkość frazy i gawędziarski styl. Mnóstwo cytatów ze wspomnień uczestników opisywanych wydarzeń dodaje dziełu naturalności i autentyczności. Dzięki temu zabiegowi czytelnik poniekąd zostaje przeniesiony na pokład okrętu i niemal czuje się uczestnikiem zdarzeń.

Niniejszą edycję (Zysk i S-ka, 2015) oparto na poprzedniej, jedenastej. Wydawałoby się, że logika nakazuje, by oznaczyć ją kolejnym numerem, dwunastym. A jednak nie. Wydawca z jakiegoś powodu uznał za słuszne użyć określenia "Wydanie I w tej edycji". Dziwny postępek, który może jeszcze miałby uzasadnienie, gdyby zawartością merytoryczną to wydanie poważnie odbiegało od podstawowego. Ale też nie. Jest co prawda sporo zmian, jednak tylko kosmetycznych. Co nie dziwi specjalnie, wszak autor nie żyje i trudno by mu było wprowadzić poprawki.

Zrezygnowano ze wstępnego słowa od autora. Myśli w nim zawarte umieszczone są we "Wstępie do nowego wydania" autorstwa komandora por. w stanie spoczynku Waltera Patera. Przybliża on szczegółowo życiorys, warsztat pracy, dorobek twórczy Jerzego Pertka oraz skupia się na charakterystyce i historii omawianej pozycji. Bo ma ona wszak swoją historię. Dwanaście wydań, przy czym niemal każde kolejne było na nowo opracowywane i nieustannie uzupełniane – to przecież jest historia. Grafiki, w szczególności zdjęcia, podano obróbce i poprawiono. Na nowo je opracowano, zmieniając stopień nasycenia i kontrastu. Część zdjęć ponownie wykadrowano, zasadniczo poprawnie, choć w pojedynczych sytuacjach można mieć wątpliwości. Działania te przyniosły dwoiste efekty. Bywa, że jakość zdjęć jest lepsza, bywa, że gorsza (głównie z powodu utraty szczegółów). Zmieniono również położenie wkładek z fotografiami w stosunku do tekstu oraz nastąpiła niewielka korekta numeracji zdjęć. Na grafikę okładkową można było wybrać coś lepszego. W skorowidzu również wprowadzono poprawki. Zrezygnowano z autorskiej notki objaśniającej, dodano nowe pojęcia, inne usunięto. Zrezygnowano z odnośników do kalendarium, grafik i tabel. Poprawiono literówki i błędy, dodając w zamian nowe. O ile udało mi się zorientować, w samym tekście nie dokonano zmian większych niż poprawki stylistyczne – nie zawsze, moim zdaniem, uzasadnione.

Na koniec nie może być innej cenzurki niż bardzo dobra. Niniejszemu wydaniu niewiele można zarzucić, wszystko to drobiazgi bardziej uderzające w gust i smak niż rzeczywiście istotne błędy. II wojna światowa oddala się coraz bardziej, wzbudza coraz mniejsze emocje. Wydarzenia i ludzie owych czasów tracą zainteresowanie współczesnego człowieka. W takiej sytuacji popularyzatorskie pozycje w rodzaju "Wielkich dni małej floty" są nadzwyczaj cenne. Nie tylko prezentują minione wydarzenia, ale również przypominają o ludziach, z których niejeden zasłużył na miano herosa.


[recenzja pierwotnie zamieszczona na portalu szortal.com]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1084
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: