Dodany: 20.11.2009 22:43|Autor: Magrat
Ach, ten Victor...
Mam ogromną słabość do "Katedry Marii Panny" i "Nędzników". Ogromną. Uwielbiam ten hugoliański romantyzm, wzniosłe słowa i czyny, symbolicznych bohaterów i poczucie zbliżającej się nieuchronnie tragedii. No i oczywiście boskie dygresje o sztuce, społeczeństwie, polityce, historii, pogodzie...
Ale ma być o "Człowieku śmiechu".
Niestety, "Człowiek...", choć mnie nie rozczarował, nie zajmie jednak w czytelniczej części mojego serca tak ważnego miejsca jak dwie wyżej wymienone książki. Dygresyjki, choć ciekawe, zajmują więcej miejsca niż akcja. Niby nie powinno mi to przeszkadzać, ale byłam tak bardzo ciekawa rozwoju właściwej historii, że niestety pozwoliłam sobie przeskoczyć kilka opowieści o historii brytyjskiej arystokracji. Sama fabuła jest oczywiście wzruszająca - mamy tutaj przygarnięte i ciężko doświadczone przez los sieroty, budzący grozę wątek o brutalnej praktyce trwałego oszpecania dziecięcych twarzy, przesłanie, że "najważniejsze jest dla oczu niewidoczne" i tragiczne zakończenie. Jest też i miłość. I, jak na Hugo i jego wątki romansowe przystało - niewinna i naiwna, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Bo czy można nie wzruszyć się czystą i trwałą miłością oszpeconego Gwynplaina i niewidomej Dei? (jak banalnie by to nie brzmiało).
I na koniec taka mała ciekawostka ze świata popkultury - groteskowy uśmiech Gwynplaina był inspiracją do stworzenia wizerunku batmanowego Jokera. ;)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.