Dodany: 14.09.2015 19:50|Autor: male_czarne

Anatomia kłamstwa, czyli wielkie zaskoczenie


Kłamstwo.

Czasem w białych rękawiczkach, jak wtedy, gdy próbujesz się wymknąć z nudnej imprezy wymawiając się bólem głowy. Albo gdy wylewnie dziękujesz babci, która na święta obdarowała Cię paskudną figurką do postawienia na półce.

Kiedy indziej „czarne”, służące ochronie własnego interesu, jak wtedy, gdy pracownik wypiera się sprzedania konkurencji poufnych danych firmy, mąż stanowczo zaprzecza, że z koleżanką z pracy łączy go coś więcej, polityk publicznie zapewnia, iż nie ma nic wspólnego z praniem pieniędzy.

Biorąc pod uwagę fakt, że według badań ludzie kłamią od dwóch do dwustu razy dziennie, przydałby się nam jakiś rodzaj wykrywacza do zastosowania teraz, zaraz, natychmiast. Program wgrany do mózgu, który stykając się z kłamstwem zareaguje wściekle czerwoną lampką ostrzegawczą. Trochę jak w serialu "Lie to me", chciałoby się raz rzuciwszy okiem na twarz rozmówcy wiedzieć, że właśnie próbuje zrobić nas w bambuko.

Problem w tym, że niczego takiego nie ma. Ba, nawet wariograf nie jest de facto wykrywaczem kłamstw – pokazuje tylko reakcje fizjologiczne organizmu, czyli to, co dzieje się z ciałem, gdy badanemu zadaje się pytania. Czy zatem historie o doskonałych agentach wywiadu rozpracowujących szpiegów po pięciu sekundach można włożyć między bajki?

Cóż… niekoniecznie :). A przynajmniej taki wniosek nasuwa się po lekturze "Anatomii kłamstwa", wydanej w Polsce przez SQN.

Przyznam szczerze: kiedy ta książka trafiła w moje ręce, byłam ciut sceptyczna. No dobrze – ciut sceptyczna to mało powiedziane. Spodziewałam się kolejnej pozycji opowiadającej o niesamowitych akcjach amerykańskiego wywiadu, pełnej przechwałek, a jednocześnie ze sporymi brakami w informacjach – wszakże skoro chodzi o wywiad, co drugie zdanie jest ściśle tajne. Sympatycznej powiastki z gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych. Jasne, nie ma nic złego w takich książkach, ale powiedzmy sobie szczerze – to już było.

Tymczasem pierwszych kilkanaście stron dało mi solidnego prztyczka i zachęciło do dalszej lektury na tyle, że kolejne godziny spędziłam z nosem w książce, zachwycona i podekscytowana. Czułam się jak na bardzo dobrze zorganizowanym szkoleniu z rozpoznawania kłamstwa, prowadzonym przez czwórkę niesamowicie zdolnych, kompetentnych i doświadczonych ludzi.

Autorzy "Anatomii kłamstwa" – Philip Houston, Michael Floyd i Susan Carnicero – w swojej pracy zetknęli się ze szpiegostwem, terroryzmem, morderstwami, kradzieżami, aferami politycznymi, a także kłamstwami domowymi, gdy dziecko twierdzi, że umyło uszy, a nastolatek, że idzie się uczyć do sprawdzianu z kolegami (tyle tylko, że kolega jest jeden i ma na imię Kasia).

Ci doświadczeni w bojach agenci wypracowali własną metodę detekcji kłamstwa, opartą nie na mikroekspresjach – wątpliwe, czy możliwych do zaobserwowania – bądź aparaturze, do której mało kto ma dostęp, ale na mierzalnych i obserwowalnych wskaźnikach działających właśnie jak rodzaj czerwonej lampki kontrolnej. Ich metodologia została zaadaptowana przez amerykańskie agencje rządowe, potężne przedsiębiorstwa obracające dużą ilością danych i pieniędzy, a po przeczytaniu książki może ją ćwiczyć i używać każdy.

Opiera się na kilku założeniach:

1. Kłamstwo zawsze da się wykryć. Ludzie mają naturalną trudność w kłamaniu wprost, chociażby dlatego, że łganie w żywe oczy godzi w ich obraz samych siebie. Dlatego mniej lub bardziej świadomie próbują sobie niewerbalnie i werbalnie poradzić z negatywnymi emocjami, które pojawiają się, gdy ktoś ich przepytuje, a oni muszą skłamać. To rodzaj dysonansu poznawczego.
2. Nie ma czegoś takiego jak wykrywacz kłamstw. Natomiast można z bardzo dużym prawdopodobieństwem zauważyć moment wypowiedzenia kłamstwa i później drążyć temat, dochodząc koniec końców do prawdy.
3. Należy wykryć klaster, to znaczy zestawienie dwóch wskaźników, werbalnego i niewerbalnego, pojawiających się do 5 sekund po zaserwowaniu bodźca (w postaci np. pytania "Czy to Ty wziąłeś mój jogurt z lodówki?").

I tyle? W dużym skrócie i ogromnym uproszczeniu – tak. Natomiast prawdziwa wartość książki i to, co niesamowicie fascynuje pojawia się już po objaśnieniu metody, czyli w momencie, gdy mowa o praktyce i prawdziwych, z życia wziętych przykładach werbalnych i niewerbalnych wskaźników.

Autorzy nie obierają łatwiejszej ścieżki pobieżnego opisu – dokładnie punktują wszystkie możliwe zachowania (a jest ich ogromna liczba), popierając je przykładami, tłumacząc, co leży u podstaw danego zachowania, na co trzeba zwrócić uwagę, co powinno nas zaniepokoić. Nie zabrakło dokładnie przeanalizowanego wywiadu z oskarżonym o sexting politykiem, a także protokołu przesłuchania O.J. Simpsona oskarżonego o zamordowanie swojej żony, gdzie źle postawione pytania i niewiedza o istnieniu wskaźników kłamstwa sprawiły, że dochodzenie stało się nieskuteczne.

Żargon psychologiczny został ograniczony do minimum, a mimo tego "Anatomia kłamstwa" nie stała się beletrystyczną ciekawostką. To rzetelne opracowanie kompletnej, popartej doświadczeniem i wiedzą psychologiczną metody, którą można stosować w każdej sytuacji – czy to w życiu zawodowym, czy osobistym.

Po głównej części "szkolenia" Houston, Floyd, Carnicero nie zostawiają nas z niczym. Jako świetni szkoleniowcy dają nam do ręki skrypt zawierający listę pytań oraz wskaźników, na które powinniśmy zwrócić uwagę w bardzo życiowych sytuacjach, np. gdy np. chcemy zatrudnić opiekunkę do dziecka. To połączenie teorii z praktyką utwierdza mnie w przekonaniu, że metoda zaprezentowana w "Anatomii kłamstwa" nie jest oderwanym od rzeczywistości modelem akademików, ale "żyjącą", sensowną i uporządkowaną strukturą gotową do starcia z codziennością.

Książka ta przyda się każdemu, kto w pracy styka się z innymi ludźmi, przyjmuje i weryfikuje otrzymywane od nich informacje. Mnie, jako psychologa, zachwycały sposoby, których chwytali się przepytywani, by odeprzeć konieczność powiedzenia "Nie, nie zrobiłem….". Jak genialnie funkcjonuje ludzka psychika, jak mądrze można dociec prawdy, nie uciekając się przy tym do upokarzania i pognębienia rozmówcy. I jak zabawne jest przypomnienie sobie własnych "podręcznikowych" reakcji na zasadnicze pytanie: odrobiłaś już lekcje?

"Anatomii kłamstwa" warto dać szansę. Jej lektura jest jak fascynująca podróż po meandrach ludzkiego umysłu i zachowania, ramię w ramię ze specjalistami od kontaktów międzyludzkich. To wiedza podana właściwie "na talerzu" – jak można się nie skusić?


[recenzję opublikowałam także na swoim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3149
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: