Dodany: 12.09.2015 16:55|Autor: misiak297

Książka: Ta, którą nigdy nie byłam
Axelsson Majgull

2 osoby polecają ten tekst.

Inna wersja życia?


"Wymyśliłam Marie (...) Jeśli to nie Marie wymyśliła mnie"[1].

Kim naprawdę jest MaryMarie Sundin, bohaterka powieści Majgull Axelsson? Spadkobierczynią brzemienia nałożonego na jej barki przez rodziców – Herberta, "któremu w życiu zależało tylko na tym, żeby być tak zwyczajnym, jak to możliwe. Normalnym. Przeźroczystym. Jak inni. Dlatego przeżył swoje życie w milczeniu, udając, że to, co się stało nigdy się nie zdarzyło"[2], i Renate, ocalonej więźniarki obozu koncentracyjnego, nieprzystosowanej do życia, zamkniętej w swoim świecie, niemal zawsze pogrążonej w depresji. Żoną Sverkera, bardzo toksycznego człowieka, któremu obce jest pojęcie wierności małżeńskiej. "Ta, którą nigdy nie byłam" rozpoczyna się, gdy jedna z seksualnych przygód Sundina kończy się tragicznie – zostaje wypchnięty przez okno i łamie sobie kark. Do końca życia będzie sparaliżowany. Jak długo jednak potrwa to życie? Zdruzgotana MaryMarie czuwa przy łóżku szpitalnym. Mary bierze na swoje barki kolejne brzemię – będzie się opiekować niewiernym mężem. Marie odłącza respirator i zabija Sverkera.

Mija kilka lat. Mary robi karierę w polityce, trwa przy mężu i boryka się z własnymi traumami. Marie wychodzi z więzienia i boryka się z własnymi traumami. Śledzimy je obie. Poznajemy ich wspólne przeszłe losy i odmienną teraźniejszość. Głosy i historie Mary i Marie przenikają się, kobiety (albo jedna kobieta w dwóch opowieściach?) się obserwują. Która z nich jest prawdziwa? Czy ta, która odłączyła respirator, czy ta, która cofnęła rękę? I – co najważniejsze – czy ma to jakiekolwiek znaczenie? Nie, zupełnie nie. A właściwie – nie ma dla Majgull Axelsson. Podwójna osobowość, podwójna narracja, alternatywna historia – to nie jest przemyślny trick podnoszący atrakcyjność powieści. To sposób, aby wnikliwie sportretować tę samą kobietę w różnych wariantach jej życia. Kreską mocną i niezwykle subtelną zarazem. Poznajemy zatem MaryMarie dwojga imion. Bohaterkę, za której chłodnym perfekcjonizmem kryją się ogromna wrażliwość, ciągły wstyd (i związane z tym poczucie bycia gorszą), a przede wszystkim wieczny strach:

"Zawsze się bałam. Bałam się być zbyt brzydka i bałam się być zbyt piękna. Bałam się za bardzo zbliżyć do drugiego człowieka i równie mocno obawiałam się odrzucenia. Bałam się drwin. Bałam się oskarżeń, że się mylę, i równie mocno obawiałam się uznania mnie za arogancką, kiedy miałam rację. Takie życie bardzo wyczerpuje. W końcu brakuje już sił, wszystkie źródła są puste i człowiek chce tylko wydobyć się ze swojego życia. Zmienić się. Stać kimś innym"[3].

Czy to dziwne, że osoba tak niepewna siebie wikła się w toksyczny związek z mężczyzną pokroju Sverkera? Nie, bynajmniej. Przecież "ten, kto nie ma siebie, musi mieć kogoś. Jakkolwiek by mu z nim było"[4].

"Ta, którą nigdy nie byłam" to złożona, a przy tym niezwykle kunsztowna powieść o dochodzeniu do zrozumienia samego siebie (i porozumienia z samym sobą). Majgull Axelsson nie po raz pierwszy z naprawdę bolesną wirtuozerią rozkłada swoich bohaterów na czynniki pierwsze. Nie robi tego w sposób banalny, sztampowy. Uczucia, które opisuje, rzadko nazywa – uważny czytelnik sam wszystkie zrozumie i to sercem (przepraszam za patos). Świat szwedzkiej pisarki jest jak zwykle z jednej strony poukładany i sterylny, a z drugiej – pogrążony w czerni (choć i tu zdarzają się przebłyski słońca, tak jednak nikłe i szybko gasnące, że jeszcze bardziej podkreślają wszechobecną czerń, jak wtedy, gdy podczas ślubu Mary odczuła, że "Świat nie był tylko zły. Ludzie nie tylko niebezpieczni. Nie zawsze w objęciach drugiego człowieka ryzykowało się zduszeniem i krzywdą"[5]). W tej rzeczywistości praktycznie nie ma zwycięzców. Ludzie są na przemian katami i ofiarami dźwigającymi własne brzemiona. Z jednych nieszczęśliwych i toksycznych rodzin tworzą się inne. Nieszczęśliwi rodzice wydają na świat nieszczęśliwe dzieci. Spirala cierpienia nakręca się z pokolenia na pokolenie. Być może ktoś jest w stanie ją przerwać, choć nie wiadomo, czy skutecznie.

"Tę, którą nigdy nie byłam" – jak większość powieści Axelsson – można oczywiście analizować z badawczym chłodem. Można reminiscencje lekturowe ubrać w wyważone słowa. Jednak nie sposób pominąć faktu, że ta pozycja po prostu porusza. A nawet więcej. Zadaje trudny do zniesienia ból (przy czym – co znamienne – prawie nie ma tu brutalnych scen fizycznej przemocy). Majgull Axelsson przedstawia swoje bohaterki z taką głębią psychologiczną (połączoną z literacką maestrią), że trudno nie zaangażować się w ich życie. Trudno uciec przed odczuwaniem cierpienia, ogromnych emocji (fałszywie wyciszonych, lecz nadal niezwykle wyraźnych), jakie stają się ich udziałem. Nie, analizować tę prozę można na zimno, ale czytać – na pewno nie. W tym kontekście naprawdę przestaje być ważne, czy Mary to Marie, czy też Marie to Mary, co jest zmyśleniem, co możliwością, i która z historii jest prawdą, a która tylko utkaną z ewentualności inną wersją życia.

Dawno nie czytałem tak dobrze napisanej, tak przejmującej, tak skomplikowanej, tak mocnej prozy. Prozy do zachwycenia się, do przerażenia, do odchorowania – ale nie do zapomnienia.


---
[1] Majgull Axelsson, "Ta, którą nigdy nie byłam", przeł. Katarzyna Tubylewicz, wyd. WAB, 2008, s. 52.
[2] Tamże, s. 79.
[3] Tamże, s. 51-52.
[4] Tamże, s. 292.
[5] Tamże, s. 281.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 500
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: