4 miesiące gehenny w morzu nieśmiertelności
Glukhovsky zaczarował mnie swego czasu wizją post-apokaliptycznej Moskwy w swoim Metrze 2033. Jak się jednak okazało, przekonująca, trzymająca w napięciu i niemal wybitna opowieść o życiu w tunelach metra i walce z napromieniowaną rzeczywistością jest jedynie dziełem chłopca.
Oto jednak nadchodzi przyszłość pod znakiem Futu.re - dzieła jeszcze bardziej wybitnego, bo napisanego przez mężczyznę. Niestety, ów mężczyzna pogubił się kompletnie. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że była to jedna z gorszych książek, jakie przyszło mi czytać w moim życiu. Nie przez pomysł (który zasługuje na uwagę). I nie przez problemy i dylematy bohaterów (które są prawdziwe i można się z nimi utożsamić). Ale przez to, że płyciznę, chaos, infantylność, pompatyczność i chyba trochę na siłę wmontowaną szokującą i brutalną (że aż śmieszną) dorosłość próbowano sprzedać w jednej okładce z metką "napisał mnie słynny pisarz, więc jestem wybitna". Otóż nie - nie jesteś, skarbeńku. Jesteś męcząca, odbierająca radość z czytania (4 miesiące to nie żart; cięższe objętościowo pozycje nie były dla mnie aż tak nie do przebrnięcia) i nadzieję, że jednak następny rozdział będzie może miał ręce i nogi, a nie będzie spisanym wyobrażeniem człowieka z płócien Picassa - bezkształtną breją z okiem na kolanie i nosem w okolicach lewej pachy.
Sam świat stworzony przez Glukhovskiego zasługuje na uwagę. I, co ważne, na... innego autora. Pan Dmitry, w moim odczuciu, sobie z tym uniwersum nie poradził. A szkoda...