Dodany: 19.11.2009 19:41|Autor: Amelia E. Adler

Książka: Świat finansjery
Pratchett Terry

1 osoba poleca ten tekst.

Marka sama w sobie


Istnieją tacy pisarze, o których najtrafniej można chyba powiedzieć, że to marka sama w sobie. Człowiek po prostu bierze książkę do ręki, czyta nazwisko autora i już wie - to jest to, właśnie z tym chce wrócić dziś do domu. Zdarza się, że bywa potem zawiedziony, jednak następnym razem i tak z tą samą radością i nadzieją sięga po utwór swojego ukochanego pisarza czy pisarki. Dla mnie jednym z takich właśnie autorów jest Terry Pratchett.

Kiedy sięgam po powieść sir Terry'ego, mam pewność, że będzie ona na pewnym poziomie - poziomie, którego nie spodziewam się po żadnym innym autorze. Nie znaczy to, że nikt Pratchettowi nie może dorównać. Oznacza to jedynie, że ma on u mnie fory. Z dreszczem emocji sięgam po każdą kolejną jego książkę. Tak też było w przypadku "Świata finansjery", opowiadającego dalszy ciąg historii Moista von Lipwiga, oszusta, złodzieja, naciągacza i hochsztaplera, będącego także Naczelnym Poczmistrzem Ankh-Morpork.

O Moiście pierwszy raz usłyszałam od znajomej, równie - a może nawet jeszcze bardziej? - stukniętej na punkcie Pratchetta co ja. Zachwycała się wtedy "Piekłem pocztowym", czyli częścią pierwszą miniserii o panu Lipwigu. Niedługo potem dorwałam "Piekło" w swoje szpony i połknęłam je w zastraszającym tempie. I zachwyciłam się, bo jest to naprawdę bardzo dobra książka. O "Świecie finansjery" wspomniana koleżanka też wypowiadała się w samych superlatywach, choć dodawała, że jest "nieco gorszy" od "Piekła". Zaczęłam więc czytać z nadzieją, ale także i lekkim niepokojem, zwłaszcza że ostatnimi czasy zdarzyło mi się zawieść na innym autorze, w którego geniusz nie śmiałam wcześniej wątpić.

Moist von Lipwig jest więc teraz człowiekiem statecznym. Naczelny Poczmistrz to wszakże wysoka i szanowana pozycja w społeczeństwie. Niestety, Moist nie jest do takiego trybu życia przyzwyczajony. Tęskni do dreszczu adrenaliny, do niebezpieczeństwa i ryzyka rychłej śmierci, próbuje więc znaleźć sobie ich substytut, uprawiając nocną wspinaczkę po budynkach oraz dołączając do Klubu Kichania Ekstremalnego. Wtedy jednak otrzymuje ofertę, którą z początku odrzuca - ma zostać zarządcą Królewskiej Mennicy oraz Banku Ankh-Morpork. Przedziwny splot wydarzeń prowadzi do tego, że Moist ostatecznie staje się właścicielem właściciela Banku, Pana Marudy. Pan Maruda zaś wymaga codziennego wyprowadzania, śpi na tacce na papiery w gabinecie zarządcy, dokumenty podpisuje odciskiem łapy, a nawet znajduje sobie wreszcie bardzo interesujących kształtów gumową zabawkę. Ach - no i zaleca się do wilkołaka ze Straży.

Z początku powolna, niemalże leniwa akcja nabiera tempa, w miarę jak czytamy. Jak zwykle u Pratchetta, obserwujemy ją z kilku różnych punktów widzenia, dzięki czemu dowiadujemy się o całości akurat tyle, żeby się wciągnąć i zaciekawić, ale nie na tyle, by odgadnąć, co wydarzy się na następnych stronach. Spotykamy starych przyjaciół - prócz Moista pojawią się także komendant Vimes, codziennikarka Sacharissa, pan Slant, a także Stanley - Szef Wydziału Znaczków, Gladys - bardzo przyzwoita golem w błękitnej sukience i oczywiście Adora Belle Dearheart oraz mój ukochany Lord Vetinari ze swym wiernym Drumknottem. Prócz tego poznamy galerię nowych postaci - Głównego Kasjera, pana Benta, Cosmo i Pucci Lavishów, Cribbinsa oraz jego Zęby i wielu innych. W przeciwieństwie jednak do niektórych powieści innych autorów, u sir Terry'ego czytelnik nigdy się nie gubi. Każdy z bohaterów jest tak charakterystyczny, wyjątkowy, żywy i prawdopodobny, że nie da się go zapomnieć. Pratchettowi udało się stworzyć świat całkowicie absurdalny i niemożliwy, jednak tak logiczny i realistyczny, że zdaje nam się często prawdziwszy niż ten nas otaczający. "Świat finansjery" jest tego kolejnym potwierdzeniem.

Nie można też zapomnieć o cudownym stylu i humorze sir Terry'ego. Czyta się lekko, płynnie, z uśmiechem, od czasu do czasu to chichocząc, to wybuchając głośnym śmiechem. (Jeśli widzicie kogoś śmiejącego się histerycznie nad książką w tramwaju czy na ławeczce w parku, istnieje wielka szansa, że czyta właśnie którąś z powieści ze Świata Dysku. Jeśli gdzieś w Krakowie na trasie tramwaju numer cztery zobaczycie dziewczynę śmiejącą się histerycznie nad książką, możecie spokojnie założyć, że to ja zaczytuję się Pratchettem). Pratchett zachwycić potrafi samym językiem, barwnością słownictwa, konstrukcją zdań, bogactwem neologizmów. Nie należy też, oczywiście, zapominać o zasługach tłumacza, wprost przeciwnie, Pratchett w tłumaczeniu kogokolwiek poza Piotrem W. Cholewą nie byłby tym naszym ukochanym Pratchettem. PeWuC ma dar przekładania tekstu z angielskiego na nasze w taki sposób, że czytelnik czuje klimat opowieści i zapomina kompletnie, że w oryginale to wcale nie polska książka.

Oczywiście, znalazło się i parę błędów, za które jednak w całości winię korektę wydawniczą. Były to drobnostki, których zapewne człowiek mniej czepialski w ogóle by nie zauważył. Wspominana wyżej znajoma zarzuciła książce również wykorzystanie motywu "deus ex machina", co jest dosyć częstym zjawiskiem w powieściach ze Świata Dysku. Mnie on jednak zupełnie nie przeszkadza i nie postrzegam tego jako wady, raczej jako cechę literatury pratchettowskiej.

Podsumowując, ja jestem nowym Pratchettem zachwycona i już nie mogę doczekać się następnych części (którymi mają być, w kolejności: "Unseen Academicals", opowieść o Niewidocznym Uniwersytecie, "I Shall Wear Midnight", czyli czwarta część cyklu o Tiffany Obolałej oraz "Raising Taxes", trzeci tom z serii o Moiście). Trudno mi sobie wyobrazić, w jaki sposób ten człowiek jest w stanie zapamiętać wszystkie szczegóły dotyczące tworzonego przez siebie świata i konsekwentnie używać ich przez trzydzieści osiem książek! Jego notatki muszą być imponujące. Cóż za wielka strata dla świata, nie tylko literackiego, że taki człowiek choruje na alzheimera! Jego książki są po prostu najzwyczajniej w świecie genialne, a "Świat finansjery" zalicza się do najlepszych.

Good health and long life, sir Terry!

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2089
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Felina 01.06.2010 22:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Istnieją tacy pisarze, o ... | Amelia E. Adler
Nie mam niestety wiele czasu, więc zamaist zachwycać się naprawdę świetną, pratchettowską ksiażką mojego ulubionego podcyklu, zadam dręczące mnie od dawna pytanie:

Jakie nakrycie głowy będzie nosił Moist w Raju Podatkowym? Co pasuje do komornika? Czapka z daszkiem? Czapka uszanka? Kaszkiet?
W złocie rzecz jasna ;)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: