Przedstawiam KONKURS nr 190, który przygotowała
Kliva.
Lato za nami, więc aby brutalne przechodzenie w jesienną i pracowitą rzeczywistość nie było takie nieprzyjemne, to powspominajmy swoje wakacyjne wojaże, skupiając się na milczącym towarzyszu i czasem jedynym schronieniu – proszę państwa, oto namiot!
Do rozpoznania mamy
20 fragmentów, a do zdobycia
40 punktów (po jednym za tytuł i za autora). Niektóre fragmenty są bardziej znane, inne mniej, nie wszystkie również znajdą się w moich ocenach. Odpowiedzi proszę przesyłać na e–mail:
[...], a w tytule podać nick biblionetkowy. Termin nadsyłania odpowiedzi mija
o północy w niedzielę 13 września. Jeżeli więcej osób zdobędzie taką samą liczbę punktów, zostaną uhonorowane stosownym laurem w kolejności nadesłania finałowych maili.
Najpierw, trzeba namiot kupić…
1.
X i Y od kilkunastu minut snuli się po wielkim trawniku szczelnie obstawionym rozmaitymi namiotami. Pojechali na Modlińską do sklepu sportowego, żeby wybrać namiot. Mieli kupić dwie małe dwójki - jedną dla nich, a drugą dla M. (dziewczyny X) i D. (dziewczyny Y). Bo spanie w dwóch oddzielnych namiotach było absolutnym warunkiem uzyskania rodzicielskiej zgody na ten szalony wyjazd. Chcieli w ciągu sześciu tygodni przejechać całą Europę - od kempingu do kempingu - i nie zrujnować przy tym finansowo swoich rodzin. To i tak cud, że rodzice się na to zgodzili - oddzielne spanie to była pestka. Obaj stali teraz w milczeniu i po raz kolejny oglądali duży, rodzinny namiot z dwiema oddzielnymi sypialniami. Miał spory przedsionek, mocną podłogę, podklejane od środka szwy. Łatwo się rozkładał i na dodatek był w cenie promocyjnej, bo odstraszał ohydnym zgniłobrązowym kolorem. Ten właśnie wpadł im w oko.
- To co robimy? - zapytał Y po raz dziesiąty.
- Bierzemy ten.
- Ale jest jeden. Myślisz, że rodzice to łykną? Szczególnie rodzice dziewczyn.
Znów w milczeniu patrzyli na namiot Freedomland 4. Postanowili, że najpierw jednak zapytają swoich pań. W końcu obowiązywała odpowiedzialność zbiorowa. Wyjazd za dwa dni. A konkretnie za trzydzieści osiem godzin. Naprawdę powinni już mieć namiot.
… potem rozłożyć.
2.
X jeszcze nigdy nie był na kempingu. Y. nigdzie go nie zabierali; kiedy sami wyjeżdżali, woleli zostawiać go u sąsiadki, starej pani F. Z pomocą Z. udało mu się jednak rozwikłać zagadkę przeznaczenia poszczególnych tyczek, linek i kołków, i w końcu – choć pan W. bardziej przeszkadzał, niż pomagał, bo ogarnęło go prawdziwe podniecenie, gdy doszło do użycia drewnianego młotka – udało im się wznieść dwa podniszczone dwuosobowe namioty.
3.
X. rozłożył płótno jednego namiotu, potem maszty, wysypał z woreczka śledzie i szpilki. Cofnął się o dwa kroki i próbował ogarnąć, jak to zmontować w całość. Instrukcji nie było.
- Co za absurdalna konstrukcja – stwierdził. – Sztywne metalowe rury zamiast kompozytów, do tego jakieś płótno… balastowe. Taki namiot musi ważyć ze dwieście kilo.
- To stary namiot wojskowy na dziesięć osób – odezwał się W. – Zabytek. Kiedyś mieszkałem w czymś takim na obozie. Przeciekało przy każdym deszczu.
4.
Po raz ostatni sprawdzili dokładnie namioty, chociaż od wczoraj powtarzali ciągle tę czynność, patrzyli pod słońce, czy nie ma gdzie szpary w impregnowanej tkaninie, przeliczali śledzie, zapałki, saperki, napełniali kotły mniejszymi naczyniami, zapychali je do pełna prowiantem, nakładali pokrywy, wiązali sznurem z pomocą wszystkich sił, kolan, a czasem nawet zębów. Ustawili to wszystko w równych rzędach i wysłali F. z meldunkiem do drużynowego.
5.
Zapadł wieczór. Jesteście przemoczeni do nitki, na dnie łodzi stoją dwa cale wody, a wszystkie rzeczy są wilgotne. Znajdujecie na brzegu miejsce, które jeszcze nie zdążyło zamienić się w bajoro, przybijacie, wywlekacie namiot i we dwójkę zaczynacie go rozbijać. Jest nasiąkły wodą i ciężki, lepi się do głowy, gdy się z nim tarmosisz, i doprowadza cię do szaleństwa. Cały czas leje jak z cebra. Namiot trudno postawić nawet przy dobrej pogodzie; kiedy pada, zadanie staje się iście herkulesowe. Wydaje ci się, że zamiast pomagać, twój towarzysz stroi sobie żarty. Właśnie kiedy wszystko pięknie ponaciągałeś ze swojej strony, on szarpie ze swojej i cała twoja praca idzie na marne.
- Hej tam! Co ty wyprawiasz?! - wołasz do niego.
- Co ty wyprawiasz?! - replikuje. - Puszczaj!
- Nie ciągnij, wszystko pochrzaniłeś, ośle głupi! - krzyczysz. - Nic nie pochrzaniłem! - odkrzykuje. - Popuść swoją stronę!
- Mówię ci, że wszystko pochrzaniłeś! - ryczysz, żałując, że nie możesz mu się dobrać do skóry, po czym szarpiesz za swoje odciągi, wyrywając wszystkie jego kołki.
- Co za piekielny dureń - słyszysz, jak mruczy do siebie.
Czujesz brutalne szarpnięcie i twoja strona pada jak długa. Odkładasz młotek i obchodzisz namiot, aby mu przemówić do rozsądku, a jednocześnie on wyrusza w tym samym kierunku, aby ci naświetlić swoje zapatrywania. Chodzicie tak za sobą wkoło i zioniecie przekleństwami, aż namiot zwali się na kupę. Stajecie wtedy twarzą w twarz nad gruzami i wołacie z oburzeniem jednym głosem:
- No i masz! A nie mówiłem? Tymczasem trzeci towarzysz podróży, który od dziesięciu minut klnie pod nosem w żywy kamień, bo wybierając wodę czerpakiem, nalał jej sobie do rękawa, chce wiedzieć, co sobie, psia mać, za szopki urządzacie, i dlaczego ten zatracony namiot jeszcze nie stoi.
6.
Zszedłem w dół wąwozu, znalazłem suche miejsce i złożyłem na nim swój plecak. Ponownie rozejrzałem się dookoła, aby sprawdzić, czy na pewno jestem sam, po czym wyciągnąłem z plecaka namiot. Choć napisałem broszurkę reklamową o tym namiocie, tak naprawdę nigdy sam go nie rozkładałem. Na szczęście okazał się łatwy do ustawienia, tak jak obiecałem w reklamie. Ucieszyło mnie to. Bez względu na to, czy zachwalałem namioty czy polityków, najczęściej pisałem o tym, jaki dany produkt powinien być, niekoniecznie natomiast o tym, jaki naprawdę był. Moja praca uczyniła ze mnie zawodowego kłamcę. Przynajmniej w przypadku tego namiotu powiedziałem prawdę.
Niektórym podoba się widok…
7.
Młoda parka powitała też z radością ojców, ale zaraz poczęła się rozglądać po namiotach, które były już zupełnie wewnątrz urządzone i gotowe na przyjęcie miłych gości. Okazało się, że są wspaniałe, podwójne, podbite jedne niebieską, drugie czerwoną flanelą, wyłożone na dole wojłokiem i obszerne jak duże pokoje. Kompania, której chodziło o opinię wysokich urzędników Towarzystwa Kanałowego, dołożyła wszelkich starań, by im było dobrze i wygodnie. Pan R. obawiał się początkowo, czy dłuższy pobyt pod namiotem nie zaszkodzi zdrowiu N., i jeśli się na to zgodził, to tylko dlatego, że w razie niepogody zawsze można było przenieść się do hotelu. Teraz jednak rozejrzawszy się dokładnie we wszystkim na miejscu, doszedł do przekonania, że dni i noce spędzane na świeżym powietrzu stokroć będą dla jego jedynaczki korzystniejsze niż przebywanie w zatęchłych pokojach miejscowych hotelików. Sprzyjała temu i prześliczna pogoda.
8.
W swej bujnej wyobraźni widziała już ulice tego wesołego kąpieliska zatłoczone oficerami. Widziała, jak staje się przedmiotem uwielbienia dziesiątek, setek nie znanych jeszcze mężczyzn. Oglądała wszystkie wspaniałości obozu: namioty rozpięte w pięknych równych szeregach, pełne młodości i wesela, olśniewające czerwienią — a jako koronę wszystkiego widziała siebie siedzącą pod namiotem i flirtującą czule z sześcioma co najmniej oficerami naraz.
…niektórym wręcz przeciwnie.
9.
Wyobraził sobie naraz, że ma zegarek, a opodal w solidnym namiocie Alpinusa X. leży sobie w grubym śpiworze i czyta książkę w świetle latarki. A w zasięgu ręki ma telefon komórkowy i w razie czego może zadzwonić… Znowu aż go skręciło z żalu. Z drugiej strony… Gdy żył w XXI wieku, żadna z dziewczyn, które znał, nie pojechałaby z nim zimą w góry pod namiot. Ba, on sam w życiu nie wybrałby się na tak idiotyczną wyprawę! Już nie mówiąc o tym, że nie miałby dość pieniędzy na namiot do wypraw górskich i profesjonalny śpiwór. Nie byłoby też go stać na bilety lotnicze do Trondheim.
A inni są po prostu zaskoczeni.
10.
Patrząc na siedzibę X., Z. musiał zweryfikować obraz, który dotychczas kojarzył mu się ze słowem „namiot”. No bo czegóż by się tu można spodziewać: sznurowane wejście, poły z czterech stron, jakieś płótno, kozia lub owcza skóra. Stoi takich namiocików kilka, no, może kilkanaście, rozrzuconych bezładnie to tu, to tam, jak właściciel postawił, tak stało… i na tym jakby koniec, prawda? Otóż nie. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! Namioty X. to były gmachy wzniesione z materiału i skór. Fantazyjne, niepowtarzalne dzieła sztuki, tworzyły doskonale zorganizowane miasto z powytyczanymi ulicami, parkami, ba, nawet małym wodospadem, stworzonym przez strumyk wybiegający spośród skał i ścielący się pokornie do stóp siedziby sardara. Ta zaś płonęła królewską purpurą ponad innymi namiotami. Fantasmagoryczny zamek Hrabiego wyglądał przy niej jak prowizoryczny kurnik i Z., nie bez złośliwej satysfakcji, zapytywał sam siebie w duchu, czy aby gość będzie zadowolony z wizyty.
Organizacja też jest ważna.
11.
Bez względu na porę roku wspinała się zatem na najwyższe piętro domu, odpoczywając na każdym półpiętrze, aż docierała do specjalnej klatki schodowej prowadzącej do niewielkich drzwi. Za tymi drzwiami znajdował się stalowo-drewniany pomost prowadzący na platformę, która stalowymi kratownicami przysiadła okrakiem na dwuspadowym dachu. Platforma mierzyła dwadzieścia na dwanaście stóp, mały namiot zaś zakotwiczony był na niej bezpieczniej niż cyrkowy trapez i co najmniej za pomocą tyluż drutów; monter, który go instalował, był prawdziwym wirtuozem, zaprojektował krzywiznę między głównymi słupkami namiotu tak udatnie, że wiatr płynnie go owiewał.
12.
Gdy gościł w gaju palmowym, jeszcze większą się otaczał wytwornością. Miał tam trzy duże namioty. Jeden z tych namiotów był przeznaczony dla niego samego, drugi dla gości, a trzeci dla ulubionej żony i jej orszaku. – Prócz owych głównych namiotów, były i mniejsze, które zajmowali słudzy i ludzie stanowiący orszak szejka. Ludzi tych wybrał sam X. z najodważniejszych; byli to ludzie silni i waleczni, umiejący się obchodzić z koniem, łukiem i oszczepem.
Czasami jednak jest problem. A to z miejscem…
13.
– To znaczy, że co? – zdenerwowała się X. – Nie można tu postawić namiotu i zanocować?
– Niech was ręka boska broni. Za namiot to już kolegium murowane. Pilnują i z lądu, i z wody.
– Przecież to się można powiesić! Gdzie w takim razie jest miejsce dla ludzi?!
– Dla ludzi to nigdzie. Ale na namioty powyznaczali, tylko że nie tu. Na Mamrach cała ta strona to rezerwat, ale na Darginie możecie coś znaleźć. A już na Niegocinie pełno tego, co krok to pole namiotowe.
… a to z niechcianymi lokatorami.
14.
Kiedy miałam siedem lat, widziałam w telewizji serial, w którym mama i córka spędzają noc w ogródku. Dziewczyna dostaje na urodziny namiot i zamiast w swoim pokoju chce spać na zewnątrz. Mama rozbija dla niej namiot i świetnie się bawią, udając, że są odkrywcami podróżującymi przez Amerykę w czasach, kiedy zamieszkiwali ją jeszcze Indianie. Wyglądały na szczęśliwe, więc ja też zaczęłam błagać mamę o namiot.
Nie kupiła mi namiotu, ale pewnej letniej nocy zrobiła mi go z koców i kijów od mioteł. Próbowałyśmy urządzić sobie biwak za osiedlem, na którym wtedy mieszkałyśmy. Mama była w związku z Trevorem, ale wytrzymali ze sobą tylko kilka miesięcy.
Przy latarce czytałyśmy książki, które wypożyczyłam z biblioteki, a przed pójściem spać mama opowiadała mi głupiutkie bajki o duchach.
Obudziłam się w środku nocy, bo poczułam na twarzy jakąś maź.
- Mamo? – wyszeptałam. – Mamo?
- Co się dzieje? – zapytała.
- Chyba mam coś na twarzy.
- Śpij – odparła mama.
- Naprawdę mam coś na twarzy. Możesz sprawdzić?
Mama włączyła latarkę i zaczęła krzyczeć. Usiadłam i też się rozdarłam. W namiocie z koców roiło się od ślimaków bez skorup – były na pościeli, a kilka z nich siedziało na nas. Wybiegłyśmy na zewnątrz i nie mogłyśmy przestać krzyczeć. W końcu zjawiły się gliny z odbezpieczoną bronią. Ktoś złożył zawiadomienie o zakłócaniu spokoju.
Czasami jest też niebezpiecznie,
15.
Na dół schodzimy w błyskawicznie pogarszającej się pogodzie. Noc na wysokości 6800 metrów była koszmarem. Targane wiatrem podwójne ściany namiotu "Wysotnik" uderzały o siebie z łomotem nie dającym się opisać, waliły po twarzach leżących wewnątrz. Nie dało się też zawiązać wejścia. Od naszych oddechów i pary z gotowania himalajski rękaw nasiąkał wilgocią i natychmiast zamarzał. Zrobiła się z niego bryła lodu. Nie sposób było zaciągnąć sznurka. W końcu machnęliśmy ręką i próbowaliśmy ułożyć się do spania.
16.
11 lutego X., Y. i Z. dotarli do Przełęczy Południowej. Y. wrócił do trzeciego obozu. Pozostała dwójka wniosła na górę wytrzymały amerykański namiot, jednak jego konstrukcja była tak skomplikowana, że nie udało się go rozstawić na wietrze. Zadowolili się więc prostym, jednomasztowym namiotem, który rozłożyli na wyczyszczonej przez wiatr przełęczy. Musieli trzymać maszt przez całą przerażającą noc. Koledzy w bazie rozmawiali z nimi przez radio aż do świtu, dodając otuchy i pobudzając w nich wolę przetrwania.
czy ekstremalnie.
17.
Wydostawszy się na ląd, Mike ma niewiele czasu na postawienie namiotu. Jeśli potrwa to więcej niż 20 sekund, podróżnik pokryje się lodem i zamarznie. Mike stawia namiot w 12 sekund. Specjalny namiot z nylonu jest dla Mike’a ubezpieczeniem na życie. Testował go w kanale wietrznym przy sile wiatru ponad 150 km/godz. Nad Arktyką tak potężne huraganowe wiatry wieją raz po raz. Namiot jest bardzo mały, daje to oszczędność na wadze, ale na przewrócenie się w nocy z boku na bok Mike potrzebuje trochę czasu; namiot jest nawet węższy w nogach niż w ramionach.
Jednak nie we wszystkich namiotach się śpi.
18.
Wznoszące się namioty są w czarno-białe paski, bez śladu złota czy szkarłatu. W ogóle wszystko jest pozbawione kolorów, z wyjątkiem pobliskich drzew i trawy na okolicznych polach. Czarno-białe paski na tle szarego nieba; niezliczone namioty różnych kształtów i rozmiarów, zamknięte w bezbarwnym świecie za misternym ogrodzeniem z kutego żelaza.
19.
Drugiej nocy rozbili obóz i ustawili namioty, by odpocząć jak należy. Ucieszyła się z ciepłego jedzenia i możliwości spania w namiocie, choć wiedziała, że teraz już nie uda jej się uniknąć małżeńskiego łoża. Nie będzie mogła krzyczeć czy szarpać się z G., nie, kiedy spali w namiocie otoczonym przez jego żołnierzy. Była jego żoną od czterech lat, nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzyłby w historię gwałtu. Nie miała dość siły, by mu się opierać, poza tym nie chciała dać się poniżyć w nierównej walce. Zacisnęła zęby i postanowiła przyzwolić mu na to, czego będzie chciał. Żałowała tylko, że nie zna owych zaklęć, o których mówiono, że strzegą kapłanek Bogini. Kiedy kapłanki kładły się z mężczyznami podczas ogni Beltanu, poczynały dziecko tylko wtedy, kiedy tego chciały. To byłoby zbyt okrutne, gdyby poczęła syna, którego on chciał, właśnie teraz, kiedy została tak poniżona i całkowicie pokonana.
A na koniec zawsze trzeba posprzątać.
20.
Wąską ścieżką przeszli dwa kilometry przez las i trafili na małą łąkę ze stawem, nad którym stało dziesięć porzuconych namiotów. Obejrzawszy obozowisko, A. doszedł do wniosku, że musiało ich być jedenaście. Jeden namiot zniknął. W miejscu, gdzie stał, ziały jeszcze dziury po ,,śledziach". Kazał żołnierzom zwinąć pozostałe. Były duże, z grubego płótna. Uznał, że to dobry pomysł. Wypełniony popiołem krąg pośrodku obozowiska był zimny, jakby od wielu tygodni nie rozpalano tam ogniska.
===========
Dodane 14 września 2015:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu