jeszcze jeden obowiązek - rak piersi
Taki jest jej świat – pełen pracy, naznaczony nowymi książkami, felietonami, spotkaniami w studiu telewizyjnym, dysputami w salonach towarzyskich. I przyszedł ten dzień – 13. maja 2002 – i diagnoza rak piersi. Krystyna Kofta zareagowała w sposób kapitalny: nowotwór – dobrze, to będzie następny obowiązek w życiu. Uciążliwy, delikatnie mówiąc, ale tylko obowiązek. Podejdźmy do tego wszystkiego jak do uleczalnej choroby, bo przecież rak piersi to uleczalna choroba, prawda?
Krystyna Kofta mówi o swojej chorobie prosto, nie schematycznie, bez żadnych sentymentów – nawet używa wulgaryzmów. Krystyna Kofta nie przekracza jednak tej cienkiej bariery – nie jest to dziennik masochisty – oczywiście nie jest łatwo Autorce żyć z nowotworem, lecz umie zapanować nad słowami pisanymi – nie wnikam w słowa wypowiadane, to już inna kwestia, kwestia między Krystyną Koftą a tymi, co słyszeli. Między Autorką a czytelnikiem nie ma słów, które by czytelnik mógł wytknąć tej, co tu ukrywać znamienitej powieściopisarce.
Bardzo lubię ten dziennik pani Kofty, lubię je ze względu na język, język harmonii między tym co czujesz a tym co piszesz – nie blaguje Autorka, nie dokłada materiału, nabiera tyle atramentu ile potrzeba – jest to naprawdę intymny świat kobiety, która straciła pierś, bo Krystyna Kofta straciła tylko pierś – prawda?
Sugeruje to tytuł – „ Lewa, wspomnienie prawej”: dziennik jest tak skonstruowany, że tylko tytuł mówi, którą pierś odjęto pani Kofcie – bardzo sprytny, zakamuflowany sposób wyrażania swoich emocji użyła tutaj Autorka.