W poszukiwaniu tożsamości...
Czytałam "Ono" dość długo, bo w dopadkach, ale gdybym miała więcej czasu wolnego, śniłabym ten sen, w który mnie pisarka wprowadziła, bardzo szybko. Piszę "sen", gdyż tak się po przeczytaniu ostatniego rozdziału poczułam, jakbym się nagle obudziła ze snu, z dobrego snu i powróciła do brutalnej rzeczywistości. Muszę przyznać, że dawno tak nie odebrałam treści powieści, którą czytałam, dawno tak mnie nie zaskoczył i nie uderzył jej koniec. Śniłam dobrze, chociaż oczywiście miałam cały czas uczucie, że poruszam się w jakby baśniowej konwencji. Wokół zły świat i Dziewczyna, która postanawia inaczej, bo dowiedziała się, że dziecko, które w jej brzuchu pojawiło się za sprawą gwałtu, słyszy. A skoro słyszy, to jest czymś więcej niż tylko płodem. Gdy Dziewczyna to sobie uświadamia, sama zaczyna więcej dostrzegać i więcej słyszeć, staje się wrażliwsza na otaczający ją świat zewnętrzny, hałaśliwy i egoistyczny, i postanawia dziecku, które jeszcze nie do końca akceptuje, którego jeszcze nie potrafi pokochać, pokazać, że ten świat nie jest taki zły, jak się wydaje. Nie bardzo sama wie, jak to uczynić, boi się, że nie potrafi, ale chce tego dla tej jeszcze bezimiennej istoty, którą nazywa Ono, a która jest czymś jej własnym, i z którą może prowadzić rozmowy, jakich tak jej brak.
"Ono" to książka o poszukiwaniu własnej tożsamości i miłości w świecie rzeczy. To książka, która pokazuje, jak nie umiemy żyć i jak nie potrafimy cieszyć się tym, co mamy. Jak się oddalamy od siebie, nie chcąc ze sobą rozmawiać, a rozmowy zastępujemy komunikowaniem się. Jak brak miłości czyni nasze życie byle jakim, pozbawionym głębszego sensu. Bohaterka chce się z tego świata wyrwać, chce swoje życie zmienić i wydaje się jej, że może jej w tym pomóc ta istotka, która niechciana i nie w porę ma pojawić się w świecie, w którym zapomniano, że kiedyś brzemienną kobietę szanowano, bo była w stanie błogosławionym, a nie w ciąży. Ale czy jest to możliwe?
"Ono" Doroty Terakowskiej to powieść tętniąca życiem zwykłego domu, w którym nie ma miłości, a są żale i pretensje jednej strony i wycofywanie się drugiej, domu, w którym dzieci nie mają szansy nauczyć się, jak żyć mądrze i pięknie. Jest również pełna przemyśleń na temat sensu życia i dróg jego poszukiwania, co sprawiło, że mimo moich lat i doświadczenia, i mnie na nowo pobudziła do refleksji.
Polecam ją wszystkim, bez wyjątku, bo ponad to, co napisałam, jest też głosem za życiem. Przynajmniej ja tak ją odebrałam.
[Opinia ukazała się na moim blogu oraz na portalu Lubimy Czytać]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.