Postępuj z dziećmi tak, jak byś chciał, by z tobą postępowano
Niewątpliwie jest to książka dla dzieci. Ponieważ pracuję w przedszkolu, siłą rzeczy mam styczność z literaturą dziecięcą. Niestety, większość książek znajdujących się na półkach mojej placówki to tanie wydania z tandetnymi obrazkami, marną treścią, jej brakiem lub nadmiarem. Pierwszego dnia pracy podeszłam do wspomnianych półek i od razu rzuciła mi się w oczy mała książeczka z bardzo ciekawymi ilustracjami na okładce: "Brodacz i maszyna do bicia" (wyd. Siedmioróg 1999). Spojrzałam na autora - Francuz (to moi ulubieni pisarze :)), więc postanowiłam sprawdzić, co też tam naskrobał. I oto o czym jest historia:
Pewien stary nauczyciel imieniem Brodacz, o okropnym spojrzeniu, strasznie długiej siwej brodzie i w wielkim czarnym cylindrze, postanowił nauczyć dzieci porządku. Stworzył więc specjalną maszynę do bicia, którą przyniósł do klasy i postawił w rogu. A dzieci, jak to dzieci - ciekawskie są strasznie - pod nieobecność nauczyciela postanowiły sprawdzić nowe urządzenie. Początkowo zerkały niechętnie na guziki umieszczone z boku maszyny, niebawem jednak po kolei sprawdzały, co też znajduje się w środku. Na ten moment czekał Brodacz - zatrzeszczały zawiasy drzwiczek i wszystkie dzieci utknęły w wynalazku na dobre. Nauczyciel wcisnął jeden z guzików i jego podopieczni od razu zorientowali się, do czego maszyna została stworzona...
Brzmi groźnie, prawda? Jeśli jeszcze zerknąć na ilustracje w kolorach szarości, czerni i innych zimnych odcieniach, zdaje się, że pozycja ta nie zdobędzie uznania u dzieci. Ale to tylko połowa opowiadania, a zatem też połowa sukcesu. Sądzę, że recenzje czytają głównie dorośli, więc mogę zdradzić zakończenie:
Brodacz nie cieszył się zbyt długo swoim cudownym wynalazkiem, ponieważ ten niebawem burknął, huknął, fuknął i stanął. Gdy dzieci wydostały się na zewnątrz, nauczyciel chwilę zastanawiał się, co mogło być przyczyną awarii. Zajrzał do środka i zorientował się, że maszyna jest przygotowana do karania tylko jednego dziecka naraz. Ten moment wykorzystali jego podopieczni i zamknęli drzwiczki, przez które Brodacz wszedł do środka, po czym zaczęli sprawdzać funkcje poszczególnych przycisków maszyny. Kiedy nauczyciel doprosił się o wyłączenie maszyny, wiedział już, że nie był to dobry pomysł - zrozumiał dewizę "nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe" i postanowił usunąć wynalazek raz na zawsze...
Książka nietypowa, ale o to właśnie w literaturze dziecięcej chodzi. Nie należy powielać schematów i pisać piętnastu wersji bajki o kozie i siedmiu koźlątkach, tylko zaskoczyć czymś słuchające (lub czytające) dziecko. Moim podopiecznym opowiadanie bardzo się podobało, aczkolwiek chwilami mieli wypieki na twarzach. Ważna jest też rozmowa po skończeniu lektury i sprawdzenie, jak nasi milusińscy odebrali tego rodzaju naukę. W moim przypadku nie było żadnego problemu - dzieci w mig zrozumiały, jakie przesłanie niesie książka :).
Piszę tę recenzję, aby zachęcić matki, siostry, babcie, ciocie (i ich męskie odpowiedniki) do poszukiwania świeżości w literaturze dziecięcej.
[tekst ten zamieściłam wcześniej na swoim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.