Natalia Babina, mieszkanka Białorusi deklarująca się jako Ukrainka, mówiąca i pisząca po białorusku ponieważ uważa, że powinna, skoro z tym miejscem związał jej rodzinę i ją samą los. Wydaje się to strasznie skomplikowane i chyba takie jest – zmiany polityczne, które przyniosła ze sobą rewolucja i powstanie molocha jakim było ZSRR, a potem jego rozpad, okropnie namieszały w naszym słowiańskim kociołku. I między innymi o tym pisze w swojej powieści „Miasto ryb” białoruska pisarka. Zgrabnie, przewrotnie i z ogromną dawką rubasznego humoru koloru czerni. A może nie, może to po prostu kolor mętnych i spienionych wód granicznego Bugu…
„Piękna okolica. Najpiękniejsza w świecie. Siwe zasłony deszczu dzielą dal na pasma: bliżej zielono-szare, dalej szaro-zielone. […] Stoję tuż przy granicy. Byłej granicy”[1].
Narratorką i główną bohaterką jest Ała Babylowa – dojrzała kobieta, która na drodze swojego życia przeszła piekło, z którego oparów wciąż usiłuje się wydostać. Ucieka przed wspomnieniami i swoimi słabościami do jedynego miejsca, które wydaje się jej bezpieczne – do domu swojej babki Makryni w Dobratyczach. Tutaj i w pobliskim Brześciu rozgrywa się akcja powieści „Miasto ryb”.
Babina wprowadza nas w zawiłości białoruskiej polityki, albo może raczej przekrętów niektórych białoruskich polityków i związanych z nimi szemranych przedsiębiorców, którzy dążąc do zagarnięcia władzy nie cofną się przed żadną podłością. Na porządku dziennym są prowokacje, wymuszenia, pobicia i szantaże. Służby specjalne – nazwane „KBB” – pozostałość po stalinowskim reżimie dzielnie wspierają polityczne elity, albo może raczej „elyty”, bo kiedy człowiek przyjrzy im się z bliska ogarnia go zgroza. Ciężki żywot ma nie tylko wszelka opozycja, ale nawet zwykli obywatele, którym nie po drodze z obecną władzą. A czas jest gorący, bo zbliżają się kolejne wybory i naciski rosną.
„Nie wygracie tych waszych wyborów. Problem nie w tym, że większość zagłosuje na obecnego prezydenta – nic podobnego, ta większość ma poczucie odpowiedzialności i sprawiedliwości. Ale w waszym kraju właśnie powstała warstwa bogatych na wpół właścicieli, na wpół urzędników. Wielka grupa absolutnie amoralnych – albo zdemoralizowanych – ludzi, którzy non stop dostają dzikie – jak wy tu mówicie, wściekłe? – pieniądze. I nie zaryzykują ich utraty w przypadku zmiany władzy. Za wysoka stawka. […] A na razie wygrają wybory. Wścieklizna to straszna choroba, i wasze społeczeństwo właśnie na nią zapadło”[2].
Czytelnicy, którzy nie przepadają za wątkami politycznymi mogą skupić się na wątkach przygodowych – oto poszukiwacze zakopanego skarbu, którzy na wszelkie możliwe sposoby próbują odnaleźć ukryte przez siedemnastowiecznego jubilera klejnoty. Gdyby tego było mało, pojawia się wątek fantastyczny – główna bohaterka posiada niespotykaną zdolność do wpadania w dziury w czasie, które przenoszą ją do wydarzeń z przeszłości, tej bliższej i dalszej. Jej oczami możemy przyjrzeć się życiu mieszkańców Brześcia i okolic nawet sprzed czterystu laty.
Jest w tej powieści pewien pejzaż sentymentalny, opowieść o ludziach, którzy wrośli w nadbużańskie ziemie, o pokoleniu, które właśnie odchodzi, a po nim już nic nie będzie takie samo, bo ich następcy są już ludźmi zupełnie odmiennymi – utracili swoje więzy z rodzinną ziemią i obyczajem.
"Tak czy inaczej nie byłyśmy prawdziwymi wnuczkami i babcia nie wiązała z nami żadnych nadziei. Zaplątana w nitki wyciągnięte z czasu, omotana pasami ciągnącymi się z ziemi, skrępowana sznurami deszczy i mrozów wiedziała, że ona, Makryńka, jest ostatnia, że na niej spoczął cały ciężar naszego rodu i że nikt jej nie pomoże, nikt jej nie uratuje, i że od tego strasznego ciężaru lada chwila wszystkie nitki, pasy i sznury porwą się w diabły…”[3] .
A jednak pisarka nadaje też specjalne znaczenie pokoleniu wnuków – chociaż oderwane od ziemi są nadal nicią wiążącą przeszłość i przyszłość – po ich odejściu, następne pokolenia całkowicie utracą więź z korzeniami. Wnuki miały okazję obcować z ludźmi starej daty, którzy byli solą tej ziemi. Nawet jeśli są już inni, zakotwiczeni w innej rzeczywistości i mający inne priorytety, to stanowią więź pomiędzy starym i nowym – nić, która po ich śmierci ulegnie rozerwaniu.
Jest w tej książce zaduma nad przemijaniem, nad podziałami, które separują ludzi i kultury. Jest smutek, chyba zrozumiały także dla nas Polaków:
„Wiecie, co to granica? Ludzi, którzy na niej mieszkają, rozpoznacie z daleka. Mają w oczach smutek. Ich przestrzeń otwiera się tylko na wschód. Od zachodu zamyka ją drut kolczasty. Tylko kanie swobodnie latają tam i z powrotem”[4].
Granice ulegają przesunięciu, ale zbyt wolno, zbyt opieszale by zaspokoić wszystkie ludzkie tęsknoty i pragnienia. Marzenia o przyszłości splatają się z nostalgicznymi wspomnieniami tego, co minęło. Oprócz Brześcia realnego jest jeszcze inne miasto, zbudowane ze snów i rojeń, które na przekór czasowi wciąż żyje w wodnych odbiciach:
„Patrz, w rzece widać jakby drugie miasto […] Miasto ryb. W spokojnym nurcie wezbranej, sięgającej samych krańców skarp rzeki odbijały się mury zamku, okiennice, mosty i drzewa. Kształty i kolory, a wszystko nawet wyraźniejsze, oczywistsze niż pierwowzór. Jakby tam, pod wodą, naprawdę stało jeszcze jedno miasto – miasto ryb, podwodne i podstępne, patrzące dachami domów w dół. Jakby te dwa miasta, nierozłączne, zlane w jedną całość, nagle wyrosły z ziemi, ze wspólnych korzeni, rozkwitły pośród zielonych łąk jak pąk życia, jak kwiat malwy z przejrzystymi, jedwabistymi płatkami – mosty, mury, drzewa nad wodą i pod wodą. Jakby i tu, i tam żyli ludzie”[5].
Babina umiejętnie łączy wątki humorystyczne z melancholijnymi przemyśleniami, chwile zadumy przerywane są zabawnymi zdarzeniami. Język prosty, czasem wręcz potoczny, gładko przeradza się w poetyckie frazy. Do tego akcja toczy się wartko, a bohaterom, mimo że nie są aniołami, trudno odmówić sympatii… i podziwu za ich samozaparcie w dążeniu do celu.
„Nigdy nie forsowaliście granicy w ciągniętej przez traktor cysternie na wodę? Szkoda, bo bardzo polecam. Po takim doświadczeniu rafting, jachting, czy inne ekstremalne nurkowanie mocno tracą na atrakcyjności”[6].
A ja polecam powieść Babiny – jest w niej wszystko to, co może zadowolić każdego chyba czytelnika.
- - -
[1]
Miasto ryb (
Babina Natalla (Babina Natałka, Babina Natalka))
, przeł. Małgorzata Buchalik, Rebis, 2010, s. 7.
[2] Tamże, s. 139.
[3] Tamże, s. 167.
[4] Tamże, s. 145.
[5] Tamże, s. 211.
[6] Tamże, s. 147.
http://okres-ochronny-na-czarownice.blogspot.com/
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.