Dodany: 17.08.2015 05:30|Autor: FiloBook
Paradoks?
W książce tej znalazłem kilka istotnych i wartych przemyślenia spraw, ale szczególnie zastanawia mnie jedna kwestia. Na wstępie powiem, że zgodzę się oczywiście, że ostatnie wynalazki współczesności (radio, telewizja, internet) są katalizatorami tzw. społeczeństwa masowego. Mimo to mam pewne pytania/przemyślenia, które wydają mi się nadal istotne.
Przejdźmy do rzeczy:
Mógłbym się założyć, że (niemal) każdy(!) kto przeczyta tą książkę, nie zaliczy się do osób "przeciętnych". Powie o sobie: "Jak to dobrze, że nie należę do tłumu!". A JEŻELI mam rację, to dochodzę do zabawnych przemyśleń.
1. Czy pojęcie "tłumu" kiedykolwiek istniało?
To pytanie brzmi całkiem niedorzecznie, (i pewnie takie jest w dosłownym znaczeniu) ale mnie chodzi o coś głębszego. Zadając to pytanie trochę inaczej: "Tłum" kojarzy się z większością - ale gdzie jest ta "większość", jeżeli większość nie uznaje się za "tłum"? Czy nie jest to trochę pewnym rodzajem egocentryzmu, rozdzielając "siebie" od "tłumu"?
2. Czy nie jest trochę tak, że przeciętność "tych mas" oceniamy pod pryzmatem własnych poglądów, poczucia estetyki, umiejętności, cech charakteru i doświadczeń?
Kiedyś słyszałem miłośnika muzyki, który mówił, że bardo lubi muzykę, ale nie słucha każdej muzyki. Mówił, że nie słucha muzyki masowej, której słuchają wszyscy - ma bardziej wyrobiony gust niż większość. W duszy mnie to jakoś rozbawiło - słowo daje - ale nie dla tego, że nie wierzyłem w jego "dobry gust"(cokolwiek by to znaczyło). Rozbawiło mnie pewne zjawisko. Miał na podstawie własnych doświadczeń prawo przypuszczać, że jest bardziej wrażliwy muzycznie i że większość osób jakie zna, ma przeciętny gust muzyczny(co nawet mogło być prawdą).
Tyle że skoro ocenił innych ludzi jako osoby o przeciętnym guście muzycznym, to czy ktoś dobry w ekonomi, o dużej wiedzy o kulturach, z dobrymi umiejętnościami społecznymi, doświadczony w informatyce/elektronice, wyśmienity filozof, z "dobrym gustem do książek", ktoś wysoce zdyscyplinowany do działania lub o wysokiej kulturze wychowania; może nazwać go przeciętnym ekonomistą, osobę o przeciętnej wiedzy o kulturach, o przeciętnej wiedzy o komputerach, o przeciętnych rozmyśleniach, lub przeciętnym czytelnikiem, o przeciętnej samodyscyplinie, o przeciętnej kulturze ... albo najogólniej przeciętnym człowiekiem?
Czy nie jest trochę tak, że każdego kto nie ma tych samych umiejętności, wiedzy, cech charakteru, spostrzeżeń, doświadczeń co my(lub cech których nie mamy, ale cenimy), uznajemy za "ludzi masowych"?
3. Czy w takim razie człowiek, który nie należy do "tłumu", to człowiek idealny?
Bądźmy szczerzy, nie ma ludzi idealnych. Na każdego da się znaleźć jakiegoś haka. Zawsze znajdzie się przynajmniej jedna kwestia w której ktoś jest słaby lub przeciętny. A wszechstronność? Wszechstronność zwykle (może zawsze?) łączy się z powierzchownością.
Zdaje mi się też, że każdy w mniejszym lub większym stopniu czasem świadomie, czasem nieświadomie, częściej lub rzadziej ufa większości, bo w przeciwnym razie skazywałby się na jakąś formę niepraktycznego (ale często jakże cennego!) pyrronizmu. A nonkonformizm? Według mnie nonkonformizm polega zwykle na konformistycznym przyjmowaniu czegoś innego. (Tak swoją drogą, czy grupka nonkonformistów, nie tworzy w swojej grupie środowiska konformistycznego?)
4. Czy to wszystko nie oznacza, że każdy bez wyjątku(!) należy w jakimś stopniu do "tłumu"?