Dodany: 08.11.2009 18:12|Autor: Alex_Konus

Piękno w "O pięknie"...?


(Uwaga - spojlery!)

Po przeczytaniu "Białych zębów" Zadie Smith pomyślałam sobie, że arcydzieło to może nie jest, ale dam Zadie jeszcze jedną szansę. Chciałam wykorzystać ją na "Łowcę autografów", ale pierwsza do ręki wskoczyła książka "O pięknie" i tak już poszło.

Niestety trochę się zawiodłam... Mam trochę wrażenie, że Zadie poszła na ilość zamiast jakość...

Widzimy tutaj opowieść o rodzinie mieszkającej w USA, przeprowadzili się dawno temu z Wielkiej Brytanii, a żeby było ciekawiej, on jest biały, ona czarna, on profesor, ona prosta kobieta, do tego ostatnimi czasy mocno przytyła. Trójka dzieci, każde inne, każde wyznaje inne wartości i inaczej podchodzi do życia jak i rodziny. Rodzice za to po wielu latach udanego małżeństwa przestają się dogadywać, Howard (mąż) zaczyna zdradzać, Kiki (żona) próbuje odnaleźć siebie we własnym życiu. Dzieci wplątują się w różne dziwne przygody, jedni idą w stronę religii, inni nauki, jeszcze inni subkultury. Próbują uciec od swojego pochodzenia, wstydzą się swojego domu i panujących tam przyzwyczajeń. Do tego pojawia się znienawidzona przez Howarda rodzina Kippsów, która z różnych stron (rozbudzona seksualność córki, przyjaźń między żonami, nienawiść mężów itp.) ingeruje w dotychczas sielankowe życie naszych bohaterów...

Podobnie jak w "Białych zębach" mamy tutaj temat tożsamości kulturowej, jednak już w o wiele mniejszym wydaniu. Bardziej widzimy walkę z samym sobą, swoimi słabościami, uczuciami itp. Ale czy książka ta coś więcej nam daje niż zgrabnie napisaną historię rodzinną? W "Białych zębach" widziałam jeszcze jakieś głębsze znaczenia, większy sens. "O pięknie" czyta się miło, autorka zaciekawia, chciałam się dowiedzieć, co będzie dalej, jakie nowe przygody przytrafią się naszej rodzince. Jednak nie wciągnęła mnie mocniej w poziom intelektualny... Niestety zawiodła.

Mam jeszcze ponadto odczucie, iż pani Smith trochę za bardzo pisze swoje książki w konwencji filmowej. Wiele momentów napisana jest tak, iż spokojnie bezpośrednio można je przełożyć na kadr filmowy. I trochę mnie to drażni, gdyż po to czytam książki, aby doświadczyć trochę innego rodzaju przekazu, a nie posługiwać się obrazami filmowymi. Można tu chociażby przytoczyć ostatnie strony, kiedy to Howard prezentuje nowy wykład na nowym uniwersytecie i do tego w (znienawidzonym wcześniej) Power Point'cie. Moment przemiany jak dla mnie zbyt banalnie ukazany, zbyt wprost! A do tego "scena" kiedy nic nie mówiąc pokazuje obrazy (również znienawidzonego) Rembrandta i tylko patrzy na siedzącą wśród publiczności Kiki i jakby nie było nikogo poza nimi, wymieniają uśmiechy, mające pewnie symbolizować ich rychły powrót do siebie i zakończenie separacji. Pewnie to jest właśnie ten moment, kiedy oboje uświadamiają sobie, że żyć bez siebie nie mogą, i w niepamięć idą zdrady Howarda i cała reszta... Hmm... Scena rodem z hollywoodzkiego zakończenia... I jakoś tak nie gra... :/

Tak więc niestety "O pięknie" mnie nie powaliło... I chyba mocno zastanowię się nad "Łowcą autografów"... Bo nie wiem, czy warto...?

[Recenzję opublikowałam wcześniej na swoim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 964
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: