Dodany: 09.08.2015 13:43|Autor: zawodnik
To nie Irene Adler
Po powieści o Sherlocku Holmesie sięgają nie tylko amatorzy klasycznych historii detektywistycznych i kryminału jako takiego, ale po prostu miłośnicy literatury, dla których Holmes jest ikoną, swoistym szablonem, od jakiego tworzy się nowych detektywów. Wyłamać się z tego szablonu to sztuka. Udaje się ona niejednokrotnie, przykładem może być choćby Hercule Poirot. Carole Douglas także spróbowała. Wykorzystała w tym celu postać już stworzoną, i to także przez legendarnego Conan Doyle'a – mianowicie Irene Adler, jedyną kobietę, która przechytrzyła Holmesa.
Powieść zaczyna się pod koniec XIX wieku. Jej narratorką jest uboga panna, osierocona córka pastora. Idzie sobie ona przez Londyn, głodna i zmartwiona, bo właśnie wyrzucono ją z pracy, nie ma co jeść ani gdzie mieszkać, a wychowanie i religia, niezwykle w niej silne – jak sama twierdzi – nie pozwalają jej na kradzież, i tak dalej, i tak dalej. Do jej skromnej torby dobiera się złodziej, którego chwyta i odpędza nie kto inny, jak sama Irene Adler. Początek obiecujący. Teraz nic, tylko zawiązać akcję i dalejże w intrygę kryminalną.
Intryga taka się zawiązuje, kiedy u Irene pojawia się słynny amerykański jubiler Tiffany i proponuje jej odnalezienie brylantowego pasa. Do tej samej sprawy najmuje także słynnego detektywa Holmesa.
Pomysł jest przyjemny. Nie raz już pisano o pojedynkach detektywów. Zanosi się na dobrą powieść, w której niezwykła inteligencja Holmesa i jego dedukcja zmierzą się z podobnie lotnym umysłem Adler, wyposażonej również w intuicję, znajomość ploteczek i stosunki towarzyskie. Smaczku dodaje całości to, że wszystkie fragmenty opowieści, w których występuje Holmes pisane są w podobnej stylistyce jak opowiadania Conan Doyle'a, postać Sherlocka oddana jest jeśli nie z maestrią, to na pewno z dużym kunsztem.
I na tym, niestety, przyjemność lektury się kończy.
Irene Adler nie jest inteligentna, jak wmawia się czytelnikowi, bo bynajmniej nie widać tego w jej zachowaniu. Ma być intrygująca i niezwykła, a w mojej głowie pozostało jedynie wrażenie pustki i braku konsekwencji tak w jej zachowaniu, jak charakterze. Narratorka jest w nią zapatrzona jak Watson w Holmesa, tyle że doktor miał jakieś podstawy po temu.
W ogóle postać Irene Adler została stworzona niedbale, powierzchownie i bez polotu, a znakomity pomysł – zmarnowany. Irene jest obdarzona wieloma talentami, wszystko w życiu jej się udaje – ale dzięki szczęściu oraz wszechmocy autorki, a nie rzeczywistym umiejętnościom. Przy tym wszystkie jej ewidentnie głupie zachowania są wygładzane i usprawiedliwiane. Odbiera to przyjemność z lektury, kiedy sama Carole Douglas broni przed czytelnikiem swojej bohaterki, jakby chciała powiedzieć: "och, Irene jest cudowna".
Ta powieść nie jest nawet przeciętna. To po prostu tani romans z dodanym wątkiem kryminalnym i postacią Sherlocka Holmesa. Żałuję tego ogromnie, bo fragmenty o wielkim detektywie napisane są znakomicie. Tym gorzej, że o Irene Adler autorka nie zadbała.
Książkę oceniłem na 2. Polecam ją jednak tym, którzy uczą się pisać kryminały. Pamiętajcie, tak się tego nie robi.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.