Jeżeli chcecie znaleźć się wewnątrz koszmaru, dobrze trafiliście -
Śniła się sowa (
Ostrowska Ewa Maria (pseud. Zbyszewski Brunon lub Lane Nancy))
jest jak koszmarny majak. Ta senna, pozornie "malownicza" sceneria, niby nic wielkiego, te niesnaski sąsiedzkie, tak niby banalne, to powoli toczące się bukoliczne życie... a w tym wszystkim atmosfera jak z "Głowy do wycierania" Lyncha w scenerii z "Samych swoich"!
W tej powieści w mistrzowski sposób do groteskowych rozmiarów doprowadzone są takie cechy bohaterów, jak zawiść, małość, pazerność, wzajemna nienawiść i ksenofobia, utkwienie w ciemnocie i zacofaniu. Dla nich zawsze ten drugi jest winny, w zachowaniu charakterystyczny jest brak logiki i konsekwencji, mentalność Kalego (lub jej odmiana: "mentalność dresiarska" - "dam komuś w mordę i jest ok, ale jak odda, to przecież mnie uraził i muszę mu ponownie dokopać"). Wszechwładzę trzyma Dzierżyński: "żeby zapanowała równość trzeba wpierw wszystkich wdeptać w błoto". Czy to apoteoza tępienia "innych"? Nie, tutaj nawet najbardziej "normalni", konformiści nieustannie dostosowujący się do reszty "stada" nie są pewni dnia ani godziny - zasady zmieniają się nieustannie. Obecne jest nieustanne tropienie "wtrącania się w nie swoje sprawy" kontra równanie wszystkich w dół - życie na tej wsi to gra o sumie ujemnej. Uważam, że Ostrowska zgromadziła jedno za drugim całą serię spostrzeżeń, które normalnie nie byłyby ze sobą tak połączone ani tak wyraziste - dla wzmocnienia efektu uderzeniowego - przerysowanie charakterystyczne dla groteski.
Bohaterowie wszyscy prócz "Amerykan" budzą odrazę, nienawiść, złość. Można by powiedzieć, że to nie są ludzie. Ale czy zwierzęta? Nawet zwierzęta nie są tak bezmyślne w przypadkowym krzywdzeniu innych. Na pewno łapię się za głowę przy takiej głupocie potwornej - większość postaci przypomina mi Teresę z "Auto da fe" (dość dokładnie opisuję ją w recenzji
Obłąkany świat ). Choć z pewnej strony też i nie podoba mi się tak mocno wystylizowana krytyka "prostactwa" - trochę trąci mi to pogardą mieszczuchów do wsi, paszkwilem na takie życie. Choć także trzeba przyznać, że wiele elementów na znanych mi wsiach spotkałem... Z drugiej strony niektóre postawy można sobie tłumaczyć - ci ludzie jakiś tam swój rozum mają - np. w historii z Lumpelką, wioskową
Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu, jeśli ją spotyka coś złego, to można dorozumiewać przy ichnich założeniach, że jest to swego rodzaju kara za cudzołóstwo i kuszenie cudzych mężów. I wielokroć można się złapać, że postawy i rozumienie owych "prostaków" ma mimo wszystko jakąś ukrytą logikę - nie jest ona spójna ze współczesnymi normami etycznymi, zachowania i modus vivendi, ale może Ostrowska nie tylko krytykuje, ale także w przewrotny sposób wzywa nas do porzucenia prezentyzmu i przywdziania togi bezstronnego świadka (ukłon w stronę "Obcego w obcym kraju" Heinleina), by wczuć się w sposób rozumowania owych ludzi?
Najbardziej centralną postacią jest Ciućkowa - swoista nemezis prostactwa i ciasnoty umysłowej, prawdziwy rustykalny antychryst. Jest ona bohaterem przerażającym, zaślepionym i całkowicie nieempatycznym. Najtrudniejsze zaś przeżycie czytelnicze dosięga nas, gdy słyszymy jej pretensje, że nieszczęścia, których ona była instygatorem i motorem, są winą jej ofiar i owe ofiary powinny za to odpowiedzieć.
Specyficzną atmosferę tworzy u Ostrowskiej ten niezwykły narrator zbiorowy - gdy zastanawiamy się, które z bohaterów to właśnie mówi. I dodatkowo pokazuje to jeszcze jedno: mówi "my" jako wieś, i owo "my" rzeczywiście żyje i jako "stado" funkcjonuje - są "nasze sprawy", w które Amerykany się wtrącają; to wśród "nas" pilnujemy, by nikt się nie wychylił i nie zaczął szukać szczęścia na własną rękę; wreszcie to "my" się kłócimy, bierzemy za łby, liczymy ze sobą i robimy wzajemne świństwa - ale nie mają one wyjść na zewnątrz, bo nikomu nic do "nas"... chyba to jest centrum siły wyrazu tej książki, przynajmniej w moim odbiorze. Tak czy inaczej - jeśli miałbym oceniać siłę "poruszania" tej książki, to dałbym 9/10.
Marylek pod recenzją Dot pyta, czy czytanie takich książek pomoże zlikwidować zło - no właśnie, ci którzy są tacy jak bohaterowie książki, ani nie zrozumieją co w nich jest nie tak (tak jak oni właśnie, gdy nie rozumieją, że krzywdzą), ani nie wyciągną wniosków, ani nie będą mieć sobie nigdy nic do zarzucenia. Co jeszcze do podejścia czytelników: w jednej recenzji zaczyna autor tak "Polecono mi tę książkę jako bardzo śmieszną, powieść, gdzie są "niezłe fazy, tylko ten koniec nie bardzo"" - to jest dopiero niezrozumiałe podejście! Z drugiej strony śmiech bywa często obroną przed nadmiernie szokującymi wrażeniami...
Zastanawia mnie stanowisko autorki przy motywie
Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Kwestia zakończenia: szczerze mówiąc, to w całej powieści było tak wiele zła, głupoty, strasznych wydarzeń i zachowań, że końcówka nie miała dla mnie już takiej siły wyrazu - po prostu ciężko byłoby już wymyślić coś jeszcze bardziej zwyrodniałego, niż wydarzyło się do tej pory. Jest to potwornie smutne, ma swą siłę wymowy, w sumie nawet można się byłoby czegoś takiego spodziewać, ale...
Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Aha - obawiam się, że następne pokolenie może już słabo rozumieć niektóre elementy książki (jeśli nie większość), np. nawiązanie do Flipa i Flapa albo palenie "sportów". No i ogólnie - dziś, mimo różnych niedostatków, obraz wsi jest już zgoła inny - chociażby dzięki internetowi, komórkom i globalizacji. Młode pokolenie - nawet jeśli czasem niezbyt lotne - będzie na świat patrzyło zupełnie inaczej.
* [
Śniła się sowa (
Ostrowska Ewa Maria (pseud. Zbyszewski Brunon lub Lane Nancy))
s. 209]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.