Dodany: 04.08.2015 19:54|Autor: ivi777

Książka: Anna Karenina
Tołstoj Lew

1 osoba poleca ten tekst.

„Nie jestem murzynem: gdy się umyję, stanę się podobny do człowieka”*


Zdawać by się mogło, że brzydki (bardzo brzydki) brodacz piszący o wielkiej miłości rodzącej się z pożądania nie może być zbyt wiarygodny... A jednak gdy ten brodaty nieurodziwy myśliciel próbuje uderzać w miłosne tony, wychodzi z tego taki pop lat 90.; dzisiaj już raczej hitem by się nie stał, ale nikt nie będzie miał za złe włączenia raz na jakiś czas Backstreet Boys w radio, ot tak, sentymentalny kicz.

Pierwszym, co zauważymy sięgając po „Annę Kareninę”, jest jej objętość; duża – kilkaset stron rozterek, braku tolerancji, zamiatania problemów pod dywan, pozorów, religijnych bajdurzeń i udawania, że coś bogatych obchodzą biedni i zapracowani. Gdyby treść przedstawić całkowicie „po prostu”, byłby to romans jak się patrzy. Autor, nie dając zaszufladkować powieści jako należącej całkowicie do tego niechlubnego nurtu, dodaje co rusz kilka stron politycznych dywagacji, szczyptę kultury, odrobinę opisu ówczesnego życia rosyjskiego społeczeństwa. Dziś już nas tym nie zachwyca ani nie szokuje, wiemy, jacy byli ludzie, jak żyli, co działo się wtedy na świecie, widzimy to z dystansu, zdążyliśmy ocenić i nic już nas w tej kwestii nie zaskoczy. Dla współczesnego czytelnika interesujący pozostaje więc tylko romans.

Romansów mamy tu co nie miara; Kitty z Wrońskim, Kitty z Lewinem, Anna z Wrońskim, Mikołaj z prostytutką, wszelkie romanse Obłońskiego, nawet Karenin wdaje się pod koniec w „święty” romans platoniczny, no i oczywiście wiele romansów pobocznych postaci, bo przecież romans nieujawniony to tak naprawdę nie romans… taki nie-romans towarzyski. Wygląda na to, że autor chciał te romanse sobie przeciwstawić. Jeżeli faktycznie taki miał zamiar, dochodzimy do niezbitego wniosku, że nie-romans nie pociąga za sobą żadnych negatywnych konsekwencji, Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Za to jeśli ktoś postanawia postępować w zgodzie ze swoim sumieniem, sercem, z potrzebą duszy – koniec życia. Morał z tego wynika niezmiernie nowoczesny (może w tym ta ponadczasowość Tołstoja?) – romansujcie po kryjomu!

Tym, czego odmówić powieści nie można, są bardzo dobrze skonstruowane postacie. Każdy znajdzie coś dla siebie, przekrój bohaterów jest ogromny. W najnowszej prozie współczesnych autorów (podrzędnych: Morrell, Child, Link) postaciom brak charakterów. Czy to ludzie w ogóle mają mniej poglądów, czy wszystko już zostało wymyślone? Karenin – oziębły mężczyzna o niezachwianej moralności – ewoluuje od wierzącego do fanatyka religijnego, Wroński – młody, dumny chłopak, z początku pełen pychy, okazuje się również wrażliwym człowiekiem u kresu wytrzymałości (kto by pomyślał, że taki lekkoduch i podrywacz wytrzyma tak długo z psychopatką…), Lewin – tak nudny, że aż w swej nudzie idealny – jeśli wierzyć temu, iż jest pewnego rodzaju alter ego autora, robi się trochę smutno, trzpiotka Kitty, charyzmatyczny Obłoński i zakompleksiona Dolly. Oczywiście, crème de la crème to Anna Karenia: kula u nogi niczego sobie chłopaka, z władczej, pewnej siebie, oczytanej, światowej kobiety staje się popychadłem, którego nie może znieść otoczenie, a zwłaszcza jej kochanek. Autor bardzo zniszczył tę postać, myślę, że nie tylko ja mam do niego pretensję, iż ukarał ją w taki sposób za życie w zgodzie z samą sobą.

Odnosi się co jakiś czas wrażenie, że pisarz był zmęczony pracą, nie utrzymywał stałego poziomu, są fragmenty, od których nie sposób się oderwać, to znów porzuca się książkę na parę dni, bo nijak nie da się przebrnąć przez kolejny rozdział. Patrząc przez pryzmat historii Tołstoja, możemy ocenić, że jego ewolucja i całokształt życia były daleko ciekawsze od tego, co spotkało bohaterów „Anny Kareniny”. Gdy dowiadujemy się, jak pogardzał sztuką dla sztuki, ciałem, fizycznością, jak ważne dla niego było samodoskonalenie się, nieprzeciwstawianie się złem złu i akty miłosierdzia, uświadamiamy sobie, że bardzo musiał nie lubić swoich bohaterów – bogatych egoistów, rozpuszczonych i napuszonych.

Powieść kończy kilkanaście stron religijnego biadolenia Lewina, chłopak myśli o śmierci, uświadamia sobie, że Bóg może istnieje, w sumie nie wiadomo, dlaczego takie rozterki mu przychodzą do głowy, w końcu przez cały czas był to raczej prosty człowiek, który zadowalał się ładną żoneczką, polowaniem i kawałkiem dziczyzny na stole. Starał się pisać, mieć poglądy, ale raczej nosa nie wyściubiał w tej kwestii poza wiejskie klimaty… Skąd u niego takie zainteresowanie uduchowieniem? Dla mnie cytat stanowiący tytuł tego tekstu był jasną iskierką humoru w tej pompatyczności.


---
* Lew Tołstoj, "Anna Karenina", przeł. Kazimiera Iłłakowiczówna, wyd. Znak, 2012, s. 871.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1121
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: Rbit 18.08.2015 10:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdawać by się mogło, że b... | ivi777
Żeby tak od razu z grubej rury Anna Karenina i Backstreet Boys?
Świetny przykład, jak krytykując powieść można zachęcić do jej przeczytania :)
Użytkownik: ivi777 20.08.2015 09:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Żeby tak od razu z grubej... | Rbit
Moim zdaniem Backstreet Boys to i tak jedna z lepszych rzeczy, jaka nas spotkała w muzyce POP lat '90 ;-)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: