Przedstawiam
KONKURS nr 90 pt.
W mogile ciemnej…
…czyli groby, nagrobki i cmentarze w literaturze, który przygotowała
Inaise:
Kochani,
pozostajemy w nieco posępnym klimacie. Co prawda Paweł już nie straszy, ale miejsce ku temu byłoby stosowne. Po wczorajszych Zaduszkach może zostały Wam jeszcze zapałki w kieszeni? Zapraszam do zapalenia światełek na opuszczonych cmentarno - grobowych fragmentach. Pospacerujcie między nimi, przyjrzyjcie się, zadumajcie. Sądzę, że nie są zbyt trudne do rozszyfrowania. Charakterystyczne imiona i miejsca przeważnie skróciłam do inicjałów, czasem – żeby nie było zbyt łatwo – zastąpiłam inicjały X i Y.
I garść formalności:
Termin nadsyłania odpowiedzi upływa
13 listopada (piątek!) o 13:11.
Za każdy fragment można otrzymać 2 punkty – odpowiednio po jednym za autora i tytuł. Razem 48 punktów.
Proszę o wysyłanie odpowiedzi na adres
[...].
W tytule maila wpiszcie „konkurs” i swój login.
Po strzeleniu w autora, w tytuł można strzelać trzy razy.
Podpowiadać i mataczyć oczywiście można, ale subtelnie. Jak zawsze. Aha, podpowiadanie czy ktoś coś czytał zostawcie dla mnie. Chyba, że ktoś sobie nie życzy.
Co jeszcze? To mój pierwszy konkurs, więc liczę na wyrozumiałość :)
Powodzenia i miłej zabawy!
UWAGA!
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum! Wysyłamy mailem!
FRAGMENTY KONKURSOWE:
1.
Najpierw minąłem B.G., gdzie wytyczone alejki w niczym nie przypominają tamtego czasu. Po lewej ręce powinienem mijać brętowski cmentarz. To już tu. Na wielkim placu nie ma nagrobków z gotyckimi literami. Drzewa wycięto. Buldożer zaraz obok ceglanego kościółka spycha na kupę zwały kamieni i potrzaskanych płyt. Kopie fundament pod nowy, dużo większy kościół. Dół jest głęboki na kilka metrów i ma rozmiary średniego boiska.
Idę dalej. Tam, gdzie znajdowała się pusta krypta, stoi czteropiętrowy dom z trzema klatkami schodowymi. Pierwsi lokatorzy zawieszają firanki i czyszczą okna po malarzach, chociaż zimno.
2.
Niepotrzebna i szkodliwa byłaby taka legenda. Niepotrzebnym szaleństwem byłby grobowiec z berylu i głóg, który wyrasta z niego, by opleść gałązkami drugi grobowiec, z chalcedonu. Nie życzymy sobie takich grobowców. Nie życzymy sobie, żeby historia X i Y wrosła w ludzi, by była wzorem i przykładem, by kiedykolwiek się powtórzyła. Nie dopuścimy, by gdziekolwiek, kiedykolwiek, młodzi mówili do siebie: "Jesteśmy jak X i Y".
3.
Murszejący dach odsłonił przepiękną, choć zrujnowaną kaplicę klasztorną. W kryptach nadal spoczywały spokojnie trzy pokolenia biskupów, przeorysz i innych znakomitości. Nisze należało przede wszystkim opróżnić, przekazać prochy tym, którzy tego zażądają, resztę zaś szczątków złożyć do wspólnego grobu.
Zaskoczył mnie prymitywizm z jakim się do tego zabrano. Robotnicy rozkopywali groby oskardami i gracami, wyciągali zbutwiałe i rozpadające się przy pierwszym dotknięciu trumny i oddzielali kości od grubej warstwy kurzu, strzępów odzieży i resztek włosów. Im szacowniejszy nieboszczyk, tym żmudniejsze było to zadanie, bo trzeba było dokładnie rozgrzebywać szczątki ciał i przesiewać prochy przez sito, by odzyskać szlachetne kamienie i resztki złotych kosztowności.
4.
zbyt wielu, skulonych
w brzemiennych brzuchach grobów, które sterczą
tak kanciasto, że pęka ich ziemista skóra;
a oni rosną wewnątrz i rośnie im w płucach
ostatni przechowany haust powietrza, choć
przebiliśmy im piersi poprzez ziemię kołkiem
krzyża
5.
Było to w miesiąc później, zbliżał się koniec września. Pogoda była piękna, lecz drzewa w parku mieniły się już czerwienią i złotem, a od aequinoktium, po którym nastąpiły trzy burzliwe dni, wszędzie leżały pokotem liście. Na klombie zaszła pewna zmiana: znikł zegar słoneczny, a na jego miejscu leżała od wczoraj biała marmurowa płyta, na której widniał tylko napis "E.B." , a pod nim krzyż. To była ostatnia prośba E. "Chciałabym mieć nagrobek z moim starym nazwiskiem, tamtemu nie przyniosłam zaszczytu".
I to zostało jej przyrzeczone.
Tak, wczoraj płyta marmurowa nadeszła i legła na grobie, a B-owie znowu siedzieli naprzeciw tego miejsca i patrzyli na heliotrop, który, zachowany w całości, otaczał teraz kamień. Obok leżał R. z łbem pomiędzy łapami.
6.
Kiedy atak płaczu minął, jak mały chłopak otarłem twarz skrajem bawełnianej koszulki, a następnie ponownie rozejrzałem się dookoła. Na biurku stała oprawiona fotografia S. T., na ścianie natomiast wisiała druga, której nie mogłem sobie przypomnieć, pożółkła i pomarszczona. Przedstawiała brzozowy krzyż, tak na oko mniej więcej wysokości człowieka, na niedużej polanie na łagodnym stoku schodzącym do jeziora. Przypuszczalnie do tej pory po polanie nie został najmniejszy ślad.
7.
(…)
to nie duch ale pomnik straszy
jak czyjaś wielka sława zdechła zupełnie sama
choć przy nazwisku łazi robak
- smutno żywych kochać ponad miarę
jak na grób Rydza- Śmigłego opadają ciernie
8.
Gdzieś w centrum miasta, które tkwi w każdym z nas, leży cmentarz starych miłości. Szczęściarze, zadowoleni ze swojego życia i z tego, z kim je dzielą, przeważnie o nim nie pamiętają. Nagrobki są wyblakłe lub poprzewracane, trawa nieskoszona, wszędzie plenią się jeżyny i dzikie kwiaty.
U innych miejsce to wygląda dostojnie i schludnie jak cmentarz wojskowy. Kwiaty podlano i ułożono, wysypane tłuczniem ścieżki są starannie zagrabione. Widać ślady częstych odwiedzin.
Cmentarz większości z nas przypomina szachownicę. Niektóre pola są zaniedbane albo wręcz leżą odłogiem. Kto by sobie zawracał głowę nagrobkami – czy też miłościami, które po nim spoczywają? Nawet nazwiska zatarły się w pamięci. Inne groby pozostają jednak ważne, choćbyśmy nie chętnie się do tego przyznawali. Odwiedzamy je często, niekiedy – prawdę mówiąc – zbyt często. Nigdy nie wiadomo jak się będziemy czuli po wyjściu z cmentarza: czasem będzie nam lżej, czasem ciężej na duszy. Nie sposób przewidzieć w jakim nastroju będziemy wracać do domu teraźniejszości.
9.
Znalazłem bez trudu na zboczu w sąsiedztwie wrzosowiska trzy kamienne nagrobki: środkowy szary – na pół schowany we wrzosach; X – niewidoczny prawie w zieleni krzewów i mchu; a Y – jeszcze świeży. Stałem przez chwilę przy tych mogiłach pod spokojnym niebem. Patrzyłem na ćmy krążące wśród wrzosów i dzwonków leśnych, słuchałem miękkiego poszumu wiatru wśród traw i myślałem, że nic już chyba nie mąci spokojnego snu tym, co spoczywają w tej cichej ziemi.
10.
P. sięgnął po nową tabliczkę.
- Może wierzchołek z elektrum? Taniej wychodzi wbudować od razu, przecież nie chcemy używać zwykłego srebra, a potem mówić: żałuję, że nie zamówiłem...
- Elektrum, tak.
- I normalne gabinety?
- Co?
- Komora grobowa, znaczy, i komora zewnętrzna. Sugeruję zestaw Memphis, niezwykle gustowny, w komplecie jest dopasowany skarbiec o większej powierzchni. Bardzo poręczny na te wszystkie drobiazgi, których nie moglibyśmy tak po prostu zostawić. – P. odwrócił tabliczkę i zaczął pisać na drugiej stronie. - I oczywiście podobny apartament dla królowej, jak rozumiem? O królu, który będzie żył wiecznie.
- Co? A tak, tak sądzę. -X zerknął na D. - Wszystko. Najlepsze.
- Są jeszcze labirynty - przypomniał P., starając się panować nad własnym głosem. - Bardzo popularne w tej erze. Taki labirynt jest bardzo ważny; za późno się decydować, kiedy rabusie już odwiedzili piramidę. Może jestem staroświecki, ale zawsze wstawiałbym labirynt. Jak to mówimy: mogą wejść bez kłopotów, ale nigdy nie wyjdą. To kosztuje dodatkowo, ale czym są pieniądze w takiej chwili, o władco wód?
11.
Wracałam przez ten cały czas na cmentarz jak do domu. Chcę, żeby ta nasza wspólna sprawa żalu i miłości była uwidoczniona i utrwalona tam właśnie, gdzie jest piękny pomnik robiony przez H. Pragnę, by w cokole umieściła już istniejący swój brązowy medalion ojca, by zrobiła też medalion z profilem mamy. Muszą tam być dokładnie wyryte nazwiska i daty, godności i zasługi, autorstwa, trochę dziejów. W tym czasie straszliwym, który trwa, może się przecież zdarzyć, że będzie to tylko tam. Może się zdarzyć też, że nie będzie nawet tam, że nie będzie nigdzie.
12.
Jeżeli jakikolwiek cmentarz można było nazwać uroczym miejscem, to stary cmentarz w X z pewnością nim był. Nowy cmentarz, znajdujący się tuż za kościołem metodystów, był uporządkowany i odpowiednio ponury, lecz stary zbyt długo pozostawał pod dobrotliwym , czułym zarządem Matki Natury i dzięki temu stał się pięknym, przyjaznym zakątkiem.
Z trzech stron otaczał go wał, usypany z ziemi i kamieni, w którym osadzony był chwiejny, poszarzały płot z pali. Tuż za nim rósł rząd wysokich jodeł o potężnych konarach. Ogrodzenie, usypane jeszcze przez pierwszych mieszkańców X, było tak stare, że musiało być piękne. Szczeliny i pęknięcia pozarastały mchem i zielskiem, wczesną wiosną u stóp ogrodzenia kwitły ciemne fiołki, a jesienią złote astry przydawały mu uroczego dostojeństwa. Między kamieniami wyrastały kępki drobnych paprotek, a tu i ówdzie także potężne liście orlicy.
13.
Trumnę złożono w zimnej ziemi. Ludzie odeszli.
X został. Stał tam z rękami w kieszeniach, dygocząc z zimna, wpatrując się w dziurę w ziemi.
Nad nim rozciągało się stalowoszare niebo - martwe, płaskie niczym zwierciadło. Wciąż padał śnieg - wielkie widmowe płatki.
Pragnął powiedzieć coś Y i gotów był zaczekać, póki nie odkryje, co winien rzec. Ze świata powoli znikało światło i barwy. X czuł, jak drętwieją mu nogi. Ręce i twarz bolały z zimna. Wepchnął głębiej dłonie do kieszeni. Jego palce natrafiły na złotą monetę.
Podszedł do grobu.
- To dla ciebie - powiedział.
Na trumnę zrzucono już kilkanaście łopat ziemi, lecz grób nie był jeszcze pełny. X wrzucił do grobu Y złotą monetę, a potem posłał w jej ślady kilka kolejnych łopat błota, by ukryć pieniążek przed chciwymi grabarzami. Otrzepał ziemię z palców.
- Dobranoc, Y - rzekł. I dodał: - Przykro mi.
14.
Cmentarz wiejski! Niskie, niziutkie — nie groby, lecz grobki. Małe jakieś wzgóreczki, czasem uklepane łopatą i otoczone niegdyś, pod wiosnę, murawą. Czasem doły zapadnięte, zaklęknięte w ziemię. Tam i sam krzyżyk drewniany z wianuszkiem ziela wonnego. Czasem napis na tabliczce z blachy. Imię i nazwisko wypisane czarną farbą z zabawnymi ortograficznymi błędami i prośbą żebraczą o modlitwę, której nigdy nikt nie spełnia. Istny obraz wsi. Tu groby maleńkie i przyziemne, a wśród nich, w samym środku, marmurowe pomniki ze złoconymi napisami, złamane kolumny z granitu i białe anioły ze sczerniałymi twarzami i wygniłymi oczyma. Tam leżą panowie. W samym środku grób rodzinny X-ów, ogromny, wspaniały, przywalony wielością płyt marmurowych, które deszcz porył w bruzdy, jak ryje glinę na polu.
15.
Item me ciało grzeszne zdaię
Ziemi, wielmożney rodzicielce;
Robactwo się ta niem nie naie,
Głód ie wysuszył nazbyt wielce.
Niechże ie przyimie żyzne łono;
Co z ziemi, w ziemię się obraca;
Wszelka rzecz, słusznie mówią pono,
Chętnie do swego mieśćca wraca.
16.
W pierwszym grobie znalazł na każdym z trzech szkieletów po pięć szczerozłotych diademów, liście wawrzynowe i krzyże ze złota. W innym grobie – leżały tu trzy kobiety – zebrał nie mniej niż 701 cienkich liści ze złota ze wspaniałymi ornamentami, zwierzętami i kwiatami, motylami i mątwami; złote klejnoty, ozdobione wizerunkami lwów i gryfów, leżących jeleni oraz postaci kobiet z gołębiami. Jeden ze szkieletów miał na głowie koronę ze złota; na jej przepasce osadzonych było 36 złotych liści, ustawionych dokoła głowy, która była bliska teraz rozsypania się w proch, podobnie jak inna głowa ozdobiona kunsztownie wykonanym diademem z przylepionymi jeszcze do niego częściami czaszki.
17.
Kamienne podmurowanie dźwigające ten obrzydliwy gmach było wewnątrz próżne. Znajdował się w nim obszerny loch zamykany starą, połamaną kratą żelazną, do którego wrzucano nie tylko szczątki ludzkie, zdjęte z łańcuchów Montfaucon, lecz również i ciała tych wszystkich nieszczęśliwych, którzy straceni zostali na innych szubienicach Paryża. W tej głębokiej kostnicy, gdzie tyle ludzkich prochów i tyle zbrodni zgniło pospołu, niejeden możny tego świata i niejeden niewinny złożył swoje kości w ciągu tych lat, poczynając od E. de M., założyciela Montfaucon, który był człowiekiem sprawiedliwym, aż po admirała de C., ostatniego klienta Montfaucon, który też był człowiekiem sprawiedliwym.
18.
X chciał wysiąść przy kościele w H. i zobaczyć grób pani Y.
- Kto to jest pani Y? – zapytałem.
- A bo ja wiem? – odparł X. – Jest to dama, która ma fajny grób. Muszę go zobaczyć.
Zaprotestowałem. Nie wiem, może jest to wada wrodzona, ale nigdy osobiście nie zdradzałem zapału do nagrobków. Oczywiście wiem, że natychmiast po przybyciu na wieś lub do miasta wypada kopnąć się na cmentarz i tam rozkoszować się grobami, a jednak zawsze odmawiam sobie tej rozrywki. Nie ciekawi mnie szwendanie się po mrocznych i zimnych kościołach w ślad za sapiącym staruszkiem i czytanie epitafiów. A nawet na widok popękanej płyty mosiężnej, oprawionej w kamień, nie doznaję tego, co mógłbym nazwać uczuciem niekłamanego szczęścia.
19.
I może bym wreszcie wykończył ten grób, bo już wstyd. Wygląda jak bunkier, ni figury, ni krzyża. Nie mówiąc, że już tyle lat. Stawiał tu jeden u Malinowskiego na grobie krzyż. Chciał i mnie postawić. Ale nie podobał mi się. Jak słupek od płotu, bez Pana Jezusa, to co to za krzyż. Ale i z tych bogatszych nic mi się jakoś na naszym cmentarzu nie podoba. Zajdę czasem popatrzeć, że może by się z któregoś na mój grób nadało, to tylko bogatsze i bogatsze. Kowalików krzyż to gdzie tam jeszcze przed cmentarzem widać. Prawie równy z drzewami. I jakby drzewo obłamane przez wichurę. I jakby z dwóch pni drzew nie okorowanych zbity. Sęczki nawet po nim pościnane niby na prawdziwym drzewie i kora ze starości popękana. A to wszystko w kamieniu wydłubane. Sam Pan Jezus nawet nieduziutki, za to korona cierniowa niczym wronie gniazdo. Staniesz pod nim, to jak pod szubienicą i głowę trza zadzierać jakby na wisielca. I po cóż tak wysoko? Na śmierć w górze nie da się długo patrzeć. Kark zaraz drętwieje. W górę da się tylko patrzeć na pogodę albo gdy bociany odlatują, a śmierć ku dołowi ciągnie. Nawet płakać, gdy się w górę głowę zadrze, nie bardzo się daje. Łzy się w wyciągniętym gardle duszą i zamiast do oczu, do żołądka płyną.
20.
Brzozy jak tory spadłych gwiazd. Ciemność półkręgiem nabijana
Ćwiekami białych krzyży. Las najskrzydlej biegnie w mrok bez końca
I bije grzbietem w twardość chmur, zamykających wzrok jak ściana.
Tylko zbudzonej wilgi głos opada przypomnieniem słońca.
21.
Był to starszy pan o siwych włosach – Brytyjczyk, co stało się całkiem oczywiste po pierwszych wypowiedzianych przez niego słowach. A spotkali się – ze wszystkich możliwych miejsc! – na cmentarzu, gdzie jej przybranych rodziców ułożono na wieczny spoczynek. To niezwykłe miejsce, upstrzone podniszczonymi pomnikami, leżało na skraju małego kalifornijskiego miasteczka, gdzie mieszkała kiedyś zupełnie jej nieznana rodzina G. Chodziła tam kilka razy po pogrzebie E., choć nie była pewna, dlaczego. Tego szczególnego dnia miała prosty powód: nareszcie ukończono pomnik, chciała więc sprawdzić, czy zgadzają się imiona i daty. Kiedy jechała na północ, kilkakrotnie przyszło jej do głowy, że ten pomnik będzie stał, póki ona nie umrze, a wtedy przewróci się, popęka, i będzie tak leżał wśród chwastów. Krewnym G. F. nawet nie dano znać o dacie pogrzebu. Rodzina E. – przebywająca gdzieś daleko na tajemniczym południu – nie została powiadomiona o jej śmierci. Z pewnością za jakieś dziesięć lat nikt nie będzie wiedział o G. i E. M.F. A pod koniec życia R. wszyscy, którzy ich znali lub nawet tylko o nich słyszeli, będą już martwi.
22.
- Nie ma co - pokiwał głową X, rozglądając się. - W urocze miejsce nas wywiodłeś, Y.
- F.C. - mruknął gnom, drapiąc się w czubek długiego nosa. - Błonie Kurhanów... Zawsze zastanawiałem się, skąd ta nazwa...
- Teraz już wiesz.
Rozległa kotlina przed nimi osnuta już była wieczornym oparem, z którego, niczym z morza, sterczały jak okiem sięgnąć tysięczne kurhany i omszałe monolity. Niektóre z głazów były zwykłymi bezkształtnymi bryłami. Inne, równo ociosane, obrobiono na obeliski i menhiry. Jeszcze inne, stojące bliżej centrum tego kamiennego lasu, były pogrupowane w dolmeny, tumulusy i kromlechy, ustawione w kręgi w sposób wykluczający przypadkowe działanie natury.
- Zaiste - powtórzył krasnolud. - Urokliwe miejsce na spędzenie nocy.
23.
Za kościołem, z bladoniebieskiej kołdry śniegu, nakrapianej czerwienią, złotem i zielenią w miejscach, gdzie padały na nią refleksy z witraży, wystawały rzędy ośnieżonych grobów. (…) Zagłębiali się coraz dalej i dalej, zostawiając ciemne ślady na śniegu, przystając na chwilę przy nagrobkach, by odczytać dawno wyryte napisy, i co chwilę rozglądając się niespokojnie w ogarniającej ich ciemności, by się upewnić, że są sami.
- X, tutaj!
Y była od niego oddalona o dwa rzędy grobów; wrócił do niej, czując przyspieszone bicie serca.
- Czy to…
- Nie, ale popatrz!
Pokazała na ciemny nagrobek. X pochylił się i na oblodzonym, pocętkowanym liszajami mchu granicie odczytał słowa ZETA ZETOWA, a pod datami jej narodzin i śmierci I JEJ CÓRKA ZETKA. Był także cytat: "Gdzie skarb wasz, tam i serce wasze".
24.
X.
(
śpiewa na melodię: „On ucieka, ona goni…”)
Tam, gdzie osiem jest cmentarzy
z karaimskim i tureckim,
los żałosną zapiał nutę
między naszym a kirkutem.
Szła ulica na dwa mury
wśród umarłych bez żywego
tak śmieciami zasypana,
że łapały za kolana.
Nocowała lato zimę
w starych wiankach i papierach
a co miała w tej kopalni
nawet szczury nie wiedziały.
Błyszczą kości niby srebro
stare blachy jak granaty.
Któż tam zbadał tę krainę…
Chyba prędzej w niej zaginę.
(
Wypada)
==========
Dodane 20 kwietnia 2011:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu