Dodany: 01.11.2009 11:22|Autor: miłośniczka

Pitulek


„Kiedy jechaliśmy samochodem do babci Nini i akurat pokazywałem Pitu uroki krajobrazu, jakiś wariat na sąsiednim pasie omal nas nie staranował. Wcisnąłem pedał hamulca.
Z tyłu dobiegło westchnienie Pitu:
- O kurwa.
Mało brakowało, żebym teraz ja staranował ciężarówkę przed nami.
Popatrzyliśmy z Moniką po sobie.
Czasem rodzice muszą błyskawicznie podjąć decyzję, która zaważy na dalszym losie dziecka.
Porozumieliśmy się bez słów.
- Nie kurwa, kochanie, ale krowa – uśmiechnęła się Monika z wysiłkiem. – Krowa. KROWA!
- Krowa? – ze zdziwieniem zapytał Pitu.
- Tak, kochanie. Krowa – potwierdziłem. – Widzisz, kiedy zdarzy się jakieś nieprzewidziane wydarzenie, na przykład jakiś miły pan całkowicie przez pomyłkę i niechcący chce nas staranować, to wtedy mówi się: KROWA!
Dla zademonstrowania kontekstu nacisnąłem hamulec, wołając z uczuciem:
- O krowa!, o żesz krowa!
- O krowa! – westchnął Pitu.
Popatrzyliśmy po sobie z Moniką triumfalnie.
Ha, co jak co, ale rodzicami jesteśmy jednak genialnymi.
(…) Kiedy dojechaliśmy na miejsce, dziadkowie już czekali z obiadem.
Pitu wyszedł z samochodu, przywitał się z pieskiem i szczęśliwy rzucił do piaskownicy, zapominając o zdradliwych kamieniach. Potknął się i rymsnął na kolana.
- O krowa! – jęknął cicho.
Popatrzyliśmy z Moniką triumfalnie po sobie.
Następnego dnia poszliśmy z dziadkami na spacer. Czasem w życiu tak bywa, że katastrofa zdaje się zbliżać wielkimi krokami i prawie fizycznie czai się w powietrzu. Tak właśnie było tego poranka. Coś po prostu musiało się zdarzyć i oczywiście się zdarzyło.
Szliśmy po cukierkowo zielonej łące i kiedy ją zobaczyłem, wiedziałem, że coś się wydarzy.
Stała sobie spokojnie i żuła, zupełnie nie przejmując się naszą obecnością, i Pitu, który aż podskoczył, kiedy ją zobaczył, ryknął na cały głos:
- O kurwa! Kurwa! Duzia kurwa!”*

„Dziecko dla początkujących” pana Talko to książka, o której aż trudno opowiedzieć. No bo: czy jest to poradnik, czy raczej antyporadnik? A może bezradnik? Jedno jest pewne: pan Leszek i pani Monika są rodzicami bardzo nieszablonowymi. Nie, nie zachwycają się nad kołyską: „Ach, jakiż on jest słodki, szkoda, że będzie musiał dorosnąć”, a raczej: „Boże, jak to dobrze, że on już nigdy nie będzie taki malutki!” Nie zabierają dziecku papieru toaletowego, który wszak na pewnym etapie jest atrakcją większą, niźli karuzela, a – kierując się zdrowym rozsądkiem – chowają przed Pitulkiem ostatnią rolkę, na czarną godzinę. I, wycieńczeni do cna, zastanawiają się, dlaczego, do jasnej ch…, Pitu nie jest dzieckiem takim, o jakim piszą w podręcznikach?! A dziecko na to… po prostu pituli i pituli. Pituli, doprowadzając swych rodzicieli do szaleństwa. Mały Pitu.

Książka Talko to zbiór felietonów. Czyta się je miło, przyjemnie, są napisane lekkim piórem. Już same tytuły rozdziałów zachęcają i wywołują uśmiech na twarzy: „Jak wypoczywać z dzieckiem, czyli zajmij go czymś, a my pryskamy”, „Jak zrobić sobie wrogów, czyli czemu ten kretyn dzwoni po dwudziestej?”, „Jak stymulować rozwój intelektualny maleństwa, czyli jak ruszysz widelce, to cię palnę!”. I jedno jest pewne: na długi, długi czas na pewno odechce się wam posiadania dzieci.

Chcecie poczytać o zdesperowanym tatusiu? Zachęcam i zapewniam, że dostarczy on wam rozrywki lepszej, niż hollywoodzkie kino.

„W wolnych chwilach, kiedy znikał w swoim pokoiku, chyba czytywał podręczniki aktorstwa. Głowy nie dam, niemniej błyskawicznie doszedł do mistrzostwa i naprawdę gladiator malowniczo ginący na końcu filmu to zupełnie nic w porównaniu z Pitulkiem. Jeśli się tylko postara. Teraz się postarał.
Wyszedł z pokoju i szedł na zwarcie. Umyślił sobie, że teraz to już na pewno wyjmie ze zmywarki rzeczy pracowicie ułożone przez tatusia. Szczególną popularnością cieszyły się przedmioty obłe i ostro zakończone, czyli noże i widelce, które następnie Pitulek miał zamiar wbijać w podłogę lub w najbliższego kota.
- „No pasaran” – stanąłem jak Rejtan.
Pitu jeszcze raz spojrzał, czy się nie poddaję, nadął się, zrobił się odpowiednio siny i wydał z siebie wrzask. Rozsiadłem się na kanapie i zachęcająco pokiwałem głową. Pitu teatralnie postąpił kilka kroków przed siebie, zachwiał się i kątem oka zerknął, czy patrzę.
- Widzę, widzę. – Zamachałem zachęcająco.
Pitu zachybotał się i malowniczo runął na podłogę, nie przestając zalewać się łzami. Leżąc, bardzo udatnie wykonywał konwulsyjne ruchy. Zerknął na mnie spod oka – udałem, że tego nie zauważam. W końcu trzeba przestrzegać reguł gry. Zorientował się, że coś jest nie tak. Tatuś, zamiast pędzić na pomoc i podnosić z podłogi, rozparł się wygodniej na kanapie i zachęcająco kiwał ręką. Pitu chwycił się więc za gardło i zaczął się malowniczo dławić.
- Uuuu! – ryczał, zerkając od czasu do czasu, czy przedstawienie odnosi pożądany efekt.
- Zobacz, okrutny ojcze, do czego doprowadziłeś. Oto umieram i co ty na to? Nie przybiegniesz, nie przytulisz? Nie dasz fajnego noża i widelca?
- Brawo! – Monika zaczęła klaskać w ręce. – Było super.
Pitu przestał ryczeć i rozejrzał się niepewnie.”**



---
* Leszek K. Talko, "Dziecko dla początkujących, wyd. Nasza Księgarnia, 2004, str. 83-84
** Tamże, str.49-50

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1206
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: