Dodany: 17.07.2015 13:15|Autor: Isgenaroth

„Nie ma nieba”


Jolantę Kosowską jako autorkę poznałem w 2013 roku, kiedy do moich rąk, całkiem przypadkowo, trafiła jej debiutancka powieść zatytułowana „Niepamięć”. Doskonale pamiętam, że byłem nią oczarowany i od tamtej pory zawsze z ogromnym zaciekawienie czekałem na kolejne; okazywały się one nie mniej porywające, dostarczając mi maksimum pozytywnych emocji i powodując, że w okolicy mojego serca pojawiało się magiczne ciepło, którym chciałem obdarowywać bliskie mi osoby.

Czytelnicy, którzy zdążyli poznać wszystkie wydane do tej pory powieści Jolanty Kosowskiej doskonale wiedzą, czego mogą spodziewać się po jej twórczości. Książki, które wychodzą spod pióra tej autorki przepełnione są miłością (choć nie zawsze szczęśliwą) oraz bajecznie kolorowymi i przemawiającymi do wyobraźni krajobrazami. Ich akcja rozgrywa się w środowisku lekarskim, którego pisarka jest częścią (i z powodzeniem praktykuje jako lekarz). Nie są to jednak zwykłe romanse, Jolanta Kosowska wyspecjalizowała się bowiem w pisaniu powieści będących mieszanką stylów literackich. Opowiadają one o wielu problemach natury psychologicznej i moralnej, podejmowanych przez ludzi decyzjach oraz wynikających z ich wyborów konsekwencji. Autorkę cechuje lekki, przejrzysty i plastyczny język, ma ona zarazem bardzo charakterystyczny styl, który sprawia, że jej utwory czyta się nadzwyczaj łatwo, przyjemnie, a co najważniejsze – dają one wiele radości, której w dzisiejszych czasach bardzo nam brakuje.

Czekając na kolejną powieść wiedziałem, że chodzi o książkę szczególną. Z własnych słów autorki wynikało, że będzie bardzo osobista i stanie się swoistym rozliczeniem z trudną lekarską praktyką. Kiedy „Nie ma nieba” trafiło w moje ręce, na okładce spostrzegłem sformułowanie:

„Przeczytaj! Być może nagle w swoim lekarzu zobaczysz zupełnie innego człowieka”*.

Początkowo pomyślałem, że przecież Jolanta Kosowska mieszka i pracuje w zupełnie obcej dla Polaków rzeczywistości i przeraziłem się, że to, co zawarła w powieści dla normalnego, statystycznego polskiego pacjenta będzie nie do przyjęcia, a nawet być może całkowicie niezrozumiałe. Pomyślałem też, że źle zacząłem dzień – od narzekania – a miałem rozpocząć go od lektury nowej książki. Dla mnie była ona także szczególna, wiedziałem bowiem, że jestem jednym z pierwszych czytelników, którzy mają możliwość zetknięcia się z najnowszą, jeszcze niewydaną powieścią. Cieszyłem się z takiego wyróżnienia i ogromnie byłem z niego dumny.

Bardzo szybko wniknąłem w barwny świat stworzony na potrzeby „Nie ma nieba”. Wyobraziłem sobie, że spotkałem się z Jolantą Kosowską w stylowej i niesamowicie klimatycznej restauracji Sophienkeller, znajdującej się w zabytkowej części przepięknego Drezna. W tych urokliwych wnętrzach ona rozpoczęła opowieść, roztaczając przede mną wizję kochającej się pary młodych lekarzy, Macieja i Małgorzaty. Bohaterowie, nie potrafiąc poradzić sobie z ogromną odpowiedzialnością, wyniszczającą ich empatią oraz błędnie pojmowanymi relacjami lekarz – pacjent, zrezygnowali z wykonywania wymarzonego i ukochanego zawodu. Duże obciążenie obowiązkami w pracy, ciągły stres, dręczące wyrzuty sumienia, nadmierna wrażliwość przyczyniły się do tego, że oddalili się od siebie. Kiedy zorientowali się, że podjęte przez nich w ostatnim czasie osobiste decyzje spowodowały tragiczne w skutkach konsekwencje – nie umiejąc sobie z tym poradzić, rozstali się. Zasłaniając się urażoną dumą, honorem, popychani ignorancją, przekreślili ogromne uczucie, którym się tak pięknie obdarowywali. Ciąg zainicjowanych zdarzeń doprowadził do kolejnych sytuacji, składających się na dalszą część tej nieprzewidywalnej historii, która ukazała mi, czym naprawdę jest powieść zatytułowana „Nie ma nieba”.

W stworzonych na potrzeby tej porywającej fabuły bohaterach dostrzegłem odbicia samej autorki, która posługując się nimi, opowiedziała o sobie, swym życiu, jego trudach, rozterkach i kłopotach, z jakimi codziennie musi sobie radzić. Bowiem każdy człowiek, w którego pracę wpisana jest śmierć czy choćby cierpienie, powinien umieć wyznaczyć sobie widoczną granicę empatii, posiąść umiejętność przeobrażania się w profesjonalistę rezerwującego uczucia jedynie dla bliskich mu osób. W tej książce znajduje się wiele pytań, na które każdy czytelnik będzie zapewne poszukiwał jednoznacznych odpowiedzi, a następnie starał się bronić swoich racji. Te pytania ciągle rodzą kolejne. Czy każdy z nas jest w stanie podjąć stosowną w danej chwili decyzję i zmierzyć się z jej konsekwencjami – stać się wyrachowanym, zimnym draniem? Czy w życiu zawodowym należy kierować się współczuciem – współczuć człowiekowi czy razem z nim cierpieć? W jaki sposób zrozumieć kogoś, kto dowiedział się, że niedługo umrze? Jak postępować z osobą, która niczym bluszcz oplata każdego zbliżającego się do niej człowieka i usiłuje skupić na sobie całą uwagę? Jeden dylemat goni kolejny, tworząc błędne koło i doprowadzając umęczonego do granic możliwości człowieka do zagubienia się w wierze i błędnej interpretacji zaistniałych faktów, których nie jest właściwie w stanie objąć rozumem.

Otrząsnąłem się z otrzymanej dawki ogromnych emocji i wrażeń, a potem znowu zapragnąłem poczuć się jak osoba towarzysząca autorce w podziemiach Sophiekeller. Patrzę na nią, a ona swym uśmiechem magicznie sprawia, że mogę na chwilę zapomnieć o tamtych problemach. Następnie roztacza przede mną wizje podróży, które, jak zawsze w jej powieściach, pełnią ogromną rolę. Plastyczne, barwne opisy przepięknych krajobrazów Karkonoszy i włoskich Dolomitów zachwycają i powodują nieodpartą chęć natychmiastowego udania się do miejsc, o których właśnie przeczytałem. Czuję się, jakby pisarka podarowała mi swoją umiejętność obdarzania wielką miłością miejsc, które sama odwiedziła. Nic, tylko spojrzeć, zakochać się i na zawsze zatrzymać te krajobrazy pod powiekami, aby mieć co czym rozpamiętywać.

W swych poprzednich powieściach autorka podarowała nam cząstkę siebie. Oddając w nasze ręce swoją najnowszą książkę, dała nam szansę na spojrzenie w głąb jej duszy i sięgnięcie bezpośrednio do jej gorącego i pełnego miłości serca. Niech każdy skorzysta z tej szansy i weźmie dla siebie jak najwięcej, aby naładować swoje akumulatory i iść w dalsze życie z radością i świadomością istnienia tak wielkich, ogromnych uczuć, którymi można obdarować kolejne osoby. Ja dziękuję Jolancie Kosowskiej za to, że pisze. Jestem szczęśliwy, że poznałem jej twórczość, bo dzięki niej mogę stać się lepszym człowiekiem i wiem, że literatura ta sprawia, iż spełniają się ludzkie marzenia.


---
* Jolanta Kosowska, „Nie ma nieba”, wyd. Novae Res, 2015; tekst z okładki.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1171
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: