Dodany: 26.10.2009 01:49|Autor: Homarska
Nie każdy z nas jest Odysem
["Ta recenzja zawiera szczegóły fabuły i zakończenia powieści". ]
Prolog
„Wyobraź sobie rozprawę sądową i oskarżonego, który zostanie ukarany, jeśli się nie przyzna, że jest leworęczny i nie mógł dokonać czynu popełnionego prawą ręką, ale się wstydzi, że jest leworęczny. Powiedziałbyś o tym sędziemu? (…) Nie, nie chodzi o to, że jest się leworęcznym… Po prostu wyobraź sobie, że oskarżony się wstydzi.” Jeśli zdołasz sobie wyobrazić wstyd tak wielki, że zabija w człowieku instynkt samozachowawczy, wstyd większy niż pragnienie życia w wolności, masz szansę przeżyć z „Lektorem” Bernharda Schlinka kilka emocjonujących godzin.
Rozwinięcie
Co potrzeba, by między piętnastoletnim gimnazjalistą i trzydziestosześcioletnią konduktorką narodził się namiętny romans? Ze strony chłopca – niewiele. Wystarczy, że rozbudzi w sobie pożądanie i uśpi sumienie, wystarczy, że zacznie myśleć o zmysłowych rozkoszach, a przestanie myśleć o ich konsekwencjach. Cóż jednak można powiedzieć o dojrzałej kobiecie, która bez żadnych moralnych oporów wkracza w emocjonalnie kruchy świat chłopięcych marzeń, niezdefiniowanych jeszcze celów i pragnień? Że jest bezwstydna? Z pewnością. Dramat bohaterów Schlinka nie tkwi jednak w tym, czego się nie krępują, ale w tym, czego się wstydzą. Nie w tym jak drastycznie się niszczą, wkraczając w swoje życie, ale w tym jak niedostrzegalnie wycofują się z własnego życia w uczuciową pustkę.
Ich spotkania mają stały, utarty rytm. On przychodzi do niej codziennie o tej samej porze, biorą kąpiel, kochają się, niewiele mówią o sobie. Z czasem w monotonnym planie ich schadzek pojawia się nowa czynność. Zanim ona odda się swojemu „chłopczykowi”, każe czytać mu na głos książki. Dla niego rola lektora jest drogą do seksu, dla niej seks to droga do niezwykłego świata literackiej fikcji. Podczas powolnie mijających godzin akt czytania i akt miłosny łączą się z sobą tak ściśle, że trudno po czasie odgadnąć, co w tych spotkaniach jest bardziej podniecające – erotyka czy lektura.
Hanna znika z życia Michaela tak samo nagle, jak się w nim pojawiła. Nie wyjaśniając niczego, wyjeżdża któregoś dnia z miasta. W duchowym świecie bohatera pozostawi pustkę nie do wypełnienia. Michael, brutalnie wykorzystany psychicznie, nie odnajdzie już nic, co go uszczęśliwi. Otoczy się szczelnie murem nieczułości, cynizmu i arogancji. Kiedy intensywne studia prawnicze, przelotne romanse i sport zagłuszą w końcu wspomnienia i tęsknotę, Hanna znów się pojawi i ponownie wstrząśnie światem Michaela. Spotkają się na sali sądowej.
Perypetie
Co potrzeba, by dwudziestodwuletni student prawa i czterdziestotrzyletnia faszystka, których łączył płomienny romans, mogli spojrzeć sobie w oczy? Ze strony mężczyzny – wiele. Musiałby obudzić w sobie odwagę, by wyjść naprzeciw mrocznym tajemnicom z przeszłości i pokonać lęk przed oceną ze strony rodziny, przyjaciół, nauczycieli. Niegdyś w onirycznej atmosferze przytulnego mieszkania bohaterowie jednoczyli swe ciała w miłosnych uniesieniach, duchowo jednak pozostawali sobie obcy. Różnice wieku, życiowych doświadczeń, rozbieżność pragnień były nie do pokonania. W gwarnej i nieprzyjaznej sali rozpraw siedzą daleko od siebie, unikają wzrokowego kontaktu, ale osiągają w końcu coś, co można nazwać wspólnotą losu. Łączy ich wstyd.
On wstydzi się przyznać do niej. Bo jak tu ujawnić romans z kobietą, która przez lata wojny pracowała jako strażniczka w kacecie, posyłała na śmierć niewinne dziewczyny, dopuściła do spalenia żywcem kilkuset kobiet? Ona wstydzi się analfabetyzmu. Lęk przed ujawnieniem nieumiejętności czytania tak bardzo ją paraliżuje, że jest w stanie zapłacić każdą cenę, by ukryć swoją słabość. Podczas procesu przyznaje się nawet do czynów, których się nie dopuściła. Wstydząc się ujawnić jako analfabetka, musi obnażyć się jako zbrodniarka i to dużo bardziej okrutna niż była nią w istocie.
W pierwszej chwili pomyślałam – a cóż to za problem? Żadna ułomność nie może być przecież usprawiedliwieniem bestialskiego podeptania ludzkiej godności. Schlink zmusza jednak czytelnika do refleksji nad życiem człowieka, który nigdy nie podjął próby pokonania lub choćby zaakceptowania swojej słabości. Całe życie Hanny było walką „nie o to, żeby pokazać co potrafi, ale żeby ukryć to, czego nie umie”. Jakże musiała być samotna i zagubiona. Pojętna, pracowita i bez wątpienia wrażliwa dziewczyna, skrywając swój sekret, nieustannie uciekała przed zawodowym sukcesem i bliskimi relacjami z ludźmi. Ucieczki jednak nie wzmacniają, ucieczki wyczerpują. Siłę charakteru, hart ducha zyskujemy, wychodząc problemom naprzeciw. Hanna nigdy się na to nie zdobyła. Unikając awansu w pracy, który mógłby ją zdemaskować, wstąpiła do SS.
Wyobrażam sobie jak przerażona musiała być skalą okrucieństwa, którego w następstwie swej decyzji doświadczyła w obozie. Nie stać jej było na to, by stanąć w prawdzie, musiała zatem uniżyć się przed najbardziej zakłamanym systemem XX w. Zamknęła swe życie w zaklętym kręgu krzywdy. Czując się poniżoną w swojej słabości, sama się poniżyła przystąpieniem do zbrodniczej organizacji, a wypełniając obowiązki aufzejerki, poniżała innych. Będąc katem, była jednocześnie ofiarą swojej tajemnicy. Nawet jeśli zdała sobie sprawę z lawiny zła, którą na siebie mimowolnie sprowadziła, nie umiała jej już powstrzymać. Bo co też mogła zrobić strażniczka w obozie koncentracyjnym? Powiedzieć któregoś razu podczas porannego apelu: „Pomyliłam się. Nie jestem faszystką, jestem tylko analfabetką”. W takiej chwili, w takim miejscu można jedynie łagodzić skutki swoich nieodpowiedzialnych wyborów i ona to robiła, jednak nikt poza Michaelem się o tym nie dowie. Hanna pozostanie bowiem do końca konsekwentna w skrywaniu swej ułomności, a „chłopczyk”, chociaż świetnie orientujący się w zawiłości sądowego procesu i prawniczych rozgrywkach, nie zdobędzie się na odwagę, by wziąć ją w obronę.
Schlink znajduje przekonujące wytłumaczenie słabości swoich bohaterów, pozwala nawet żyjącym ofiarom Hanny wybaczyć jej popełnione zbrodnie, nie usprawiedliwia jednak krzywdy wyrządzonej drugiemu człowiekowi. Wina spotka się z karą.
Katastrofa
Odsiadując dożywocie, Hanna znajdzie czas i przede wszystkim motywację, by nauczyć się pisać i czytać. Wygra bitwę z analfabetyzmem, ale jaki ujrzy krajobraz po bitwie? Ile ofiar pochłonęła jej osobista walka? Jak bardzo musiała zagłębić się w swą samotność, jak dalece uciec od świata, skoro nie widzi już do niego powrotu i zwolniona przed czasem nie skorzysta z prawa łaski, ucieknie światu ostatecznie, popełniając samobójstwo. A może z takim bagażem doświadczeń nie można powrócić już do normalnego życia?
Epilog
Hanna była bez wątpienia uważną słuchaczką i może podczas wsłuchiwania się w pieśni „Odysei”, które czytał jej „chłopczyk”, dostrzegła to, w co od zawsze wierzyli Grecy – nie podobna wejść dwa razy do tej samej rzeki. Każda ludzka odyseja to historia ciągłego ruchu, ciągłych powrotów, ucieczki przed przeciwnościami, zmagania z losem. Hanna jednak w przeciwieństwie do Odysa nie jest bohaterem wojny. Nie ma sił na dalszą tułaczkę, bo nigdy nie nauczyła się, skąd je czerpać. Literatura mogła zaszczepić w niej heroizm, a miłość wzmocnić poczucie wartości, ale słowa długo pozostały dla niej tajemnicą, a tego, kto ją w końcu wprowadził w niezwykły świat pisma, kto pragnął ją zrozumieć i ofiarować siebie, zniszczyła, zanim nauczył się prawdziwie kochać.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.