Dodany: 09.07.2015 11:58|Autor: majkanew
Gdy piękno nurza się w brudu odmętach
Są książki, na które czeka się latami, są autorzy piszący dzieła swojego życia przez dekadę. „Szczygieł” to dopiero trzecia powieść w dorobku cenionej pisarki Donny Tartt, uznanej (przez magazyn „Time”) za jedną ze stu najbardziej wpływowych osób na świecie. „Mały przyjaciel” czy „Tajemna historia” (zwłaszcza ta druga) zachwycają czytelników w różnych krajach, a i krytyka dość wysoko ocenia jej dotychczasowy dorobek. Najnowszą powieść nagrodzono Pulitzerem.
Szczególna więź łączy Thea z matką. Odejście ojca jeszcze bardziej pogłębia tę relację. Podczas jednej z wizyt w ulubionym muzeum, w którym znajduje się ukochany obraz kobiety – „Szczygieł” C. Fabritiusa, dochodzi do zamachu. Z życiem cudem uchodzi chłopak, i w zamieszaniu spowodowanym wybuchem zabiera siedemnastowieczne płótno. Tak rozpoczyna się długa podróż Thea w poszukiwaniu siebie oraz wartości, jakimi należy się w życiu kierować.
„Szczygieł” to bezpośrednia opowieść bohatera, swoisty pamiętnik dojrzewania. Śmierć matki jest momentem, który determinuje jego późniejsze losy. Początkowo Theodor błąka się samotnie, potem – przerzucany z miejsca na miejsce – uczy się życia. A trzeba podkreślić, że lekcje dostaje surowe. Zawiera pierwsze przyjaźnie, wkracza w świat alkoholu i narkotyków, szemranych interesów ojca i jego konkubiny. Poznaje ciemne zakamarki Las Vegas, podejrzane rejony Nowego Jorku, o mrocznych zakątkach Amsterdamu nie wspominając. Z jednej strony jest dość naiwny i zbyt wrażliwy, z drugiej zaś – dopasowuje się do towarzystwa, które go aktualnie otacza. Błądzi, szuka, oszukuje i jest oszukiwany, nie potrafi wyznaczyć sobie granicy, porusza się niczym dziecko we mgle.
Donna Tartt stworzyła powieść, która przypomina mi wodospad – najważniejszy jest jeden nurt, obserwujemy go z fascynacją i wręcz chciwością, ale tuż obok niego płyną historie, których nie sposób od niego oddzielić. Spadająca woda rozpryskuje się z różną siłą w rozmaite strony i tak też jest w „Szczygle” – mnóstwo tu tematów ważnych i trochę mniej istotnych, multum wątków potrzebnych i zbędnych, minihistorii urzekających, nadających charakter i tych, które psują efekt. A finalnie w tej kaskadzie wszystko tak bardzo się miesza, iż przyprawia o zawrót głowy. Powieść bardzo nierówną – miejscami się ją smakuje, to znów czyta łapczywie, by przez kolejne sto stron brnąć i zmuszać się do dalszej lektury.
„Szczygieł” może zachwycać swoim bogactwem (bohaterów, tematów, wątków, dygresji), ale może też otumaniać, zagłuszać to, co ważne, wreszcie – nużyć czy nawet odrzucać. Tartt umieściła dość nijakiego bohatera, chłopca, w bardzo surowym świecie, w którym wszyscy dążą do piękna i bogactwa, ale z reguły za pomocą brudnych interesów. Nie ma tu miejsca na wrażliwość, doznania estetyczne, bo wszystko spowijają zachłanność, pozory, obsesje i chęć posiadania.
Najmocniejszymi punktami tej powieści są postać Borisa i początkowe zagubienie Thea oraz jego próby zrozumienia mechanizmów rządzących światem, konfrontacja bezdusznego systemu z najbardziej ludzkimi odruchami i emocjami. Sztuka ustępuje tu miejsca porachunkom typów spod ciemnej gwiazdy, wielkie uczucia – narkotyczno-alkoholowym wizjom, główny bohater zaś wypada bardzo papierowo na tle drugoplanowych. Tartt włożyła mnóstwo pracy i serca w tę książkę, jednak moim zdaniem „Tajemna historia” nadal pozostaje najlepszą pozycją w jej dorobku. Z pewnością „Szczygieł” spełni oczekiwania wielu, ale wielu też mocno rozczaruje. Ja stoję, lecz na powtórną lekturę – by zrobić krok w którąś stronę – nie dam się namówić
[recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu i stronie szuflada.net]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.